Nieudany przewrót w kokainowej republice

STRONA ŚWIATA | W Afryce do mody wracają wojskowe zamachy stanu. Zbrojny przewrót nie powiódł się jednak w Gwinei Bissau – kraju, w którym pucze zdarzają częściej niż gdziekolwiek.                                       
w cyklu STRONA ŚWIATA

08.02.2022

Czyta się kilka minut

Zdjęcie opublikowane na oficjalnym profilu prezydenta Gwinei Bissau, Umaro Sissoco Embalo (w okularach), na Facebooku 1 lutego 2022 roku z podpisem „Spokój wraca do Bissau!” /
Zdjęcie opublikowane na oficjalnym profilu prezydenta Gwinei Bissau, Umaro Sissoco Embalo (w okularach), na Facebooku 1 lutego 2022 roku z podpisem „Spokój wraca do Bissau!” /

Według obrachunków uczonych z amerykańskich uniwersytetów od 1950 roku na całym świecie doszło do prawie pół tysiąca udanych i nieudanych wojskowych zamachów stanu. Prawie połowa z nich wydarzyła się w Afryce, a co drugi zakończył się powodzeniem. W latach 50. niepodległością mogło pochwalić się jedynie dziesięć państw, a 1960 roku, „roku Afryki", zdobyło ją kolejnych siedemnaście. Wojskowe przewroty stały się na kontynencie prawdziwą plagą w epoce zimnej wojny, w latach 60., 70. i 80., gdy rywalizujące ze sobą Wschód i Zachód gotowe były poprzeć każdego tyrana, byle tylko umacniał wpływy swojego dobrodzieja i szkodził rywalowi do pierwszeństwa. „Może i jest z niego kawał sukinsyna – powiedział Franklin Delano Roosevelt o Anastasio Somozie, tyranie z Nikaragui – Ale to nasz sukinsyn”.

W Afryce rekordowym pod względem liczby wojskowych puczów był rok 1966, gdy wydarzyły się aż siedmiokrotnie, i rok 1980, gdy doszło do pięciu przewrotów. Zimna wojna zakończyła się wygraną Zachodu, Związek Radziecki, wschodnia twierdza, rozpadł się wraz z całym obozem, upadł też komunizm. W Afryce i świecie liczba wojskowych puczów zaczęła spadać.

W ostatnim dziesięcioleciu do zamachów – udanych i nieudanych – nie dochodziło częściej niż raz w roku. Kiedy więc w zeszłym roku zamachowcy w mundurach przejęli władzę aż czterokrotnie, w Czadzie, Mali, Gwinei i Sudanie, a na początku roku zrobili to także w Birmie, jesienią sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres zaczął mówić, że plaga zamachów, jak epidemia wirusa Covid-19, zdaje się rozprzestrzeniać i zarażać nowe ofiary.

Rekordziści w zamachach i puczach

Rok 2022 zaczął się od styczniowego zamachu stanu w Burkina Faso. A gdy pierwszego dnia lutego strzały z karabinów zaczęły dobiegać z prezydenckiego pałacu w Gwinei Bissau, wyglądało na to, że zamachowy rekord z 1966 roku może zostać pobity. W Mali pucze zdarzają się ostatnio co roku, w sąsiednim Nigrze do nieudanego przewrotu doszło w zeszłym roku, ale po doświadczeniach sąsiadów z Czadu, Mali i Burkina Faso wojskowi mogą spróbować szczęścia ponownie. O groźbie, że wojsko przejmie władzę, mówi się w Etiopii i w Republice Środkowoafrykańskiej, zawłaszczonej przez najemników z rosyjskiej, zbrojnej korporacji „Wagnera”. A jest jeszcze wstrząsany trwającą czwarty rok uliczną rewolucją Sudan, gdzie w tym czasie wojsko władzę przejmowało już dwukrotnie.


CZYTAJ TAKŻE

BURKINA FASO, CZAS ZAMACHOWCÓW: Wojsko obaliło kolejnego prezydenta w Afryce i przejęło władzę. Po zeszłorocznych zamachach w Czadzie, Mali, Gwinei i Sudanie rok 2022 zaczął się od przewrotu w Burkina Faso >>>


Sudan jest zresztą pod względem zamachów afrykańskim rekordzistą. Wojskowi próbowali przejąć władzę w Chartumie aż 17 razy, a sześciokrotnie im się to udało. Zamachowcy byli skuteczniejsi tylko w Burkina Faso, gdzie puczów wydarzyło się mniej niż w Sudanie, ale aż ośmiokrotnie kończyły się one zmianą rządzących. W Nigerii, kontynentalnym mocarstwie, doszło do ośmiu wojskowych zamachów, a sześć zakończyło się powodzeniem. W Gwinei Bissau, niepodległej od 1974 roku, do zamachów doszło dziesięciokrotnie, a cztery zakończyły się przewrotami.

Zamach numer jedenaście

Pierwszego dnia lutego, wczesnym popołudniem, z siedziby miejscowego rządu, położonej na przedmieściach Bissau, niedaleko lotniska, rozległa się gwałtowna strzelanina. Półmilionowe miasto natychmiast opustoszało. Miejscowi wojskowi od prawie 10 już lat nie próbowali nawet sięgać po władzę, ale mieszkańcy Bissau, na wszelki wypadek, pochowali się w domach.

Strzelanina ucichła wieczorem, a na ulicach miasta pojawiły się wojskowe patrole. Urzędujący prezydent Umaro Sissoco Embalo ogłosił, że wszystko jest pod kontrolą i że nie stało mu się nic złego. Powiedział, że od 10 rano przewodniczył ważnej naradzie z premierem Nuno Gomesem Nabiamem i ministrami. Obrady trwały w najlepsze, gdy w rządowym gmachu pojawili się uzbrojeni napastnicy i zaczęli strzelać.

„Byli świetnie przygotowani. Zamierzali nie tylko przejąć władzę, ale zabić prezydenta, premiera i wszystkich ministrów – powiedział prezydent. – Ale zapewniam, że żaden z oddziałów wojska nie brał w tym udziału. Wygląda na to, że stali za tym ludzie, z którymi walczymy, tocząc wojnę przeciwko korupcji i narkotykowej kontrabandzie. Ale ten atak na demokrację został odparty”.

Nazajutrz życie wróciło do normy. Otwarte zostały urzędy, banki i sklepy, ożyły miejskie targowiska. W telewizji podano, że siedziba rządu została poważnie zniszczona, a w strzelaninie zginęło siedmiu żołnierzy i żandarmów, czterech napastników i czterech cywilów, w tym ważny urzędnik z ministerstwa rolnictwa i jego szofer.

Gwinea Bissau: Niespokojne dzieje

Ziemie, na których rozciąga się Gwinea Bissau, kawałek atlantyckiego wybrzeża i prawie setka wysepek na oceanie, o powierzchni jednej dziesiątej terytorium Polski, należały kiedyś do imperium Mali (XIII-XVII wiek), a potem królestwa Kaabu, podbitego w połowie XIX stulecia przez zaborców z Portugalii. Stuletnią epokę kolonialną przerwała wojna wyzwoleńcza, podjęta w 1956 roku przez afrykańskich powstańców, którym przewodził Amilcar Cabral, jeden z bohaterów ruchu niepodległościowego i panafrykańskiego na całym kontynencie, ale przede wszystkim „rewolucja goździków” w Lizbonie, gdzie władzę przejęli młodzi oficerowie. W 1974 roku Portugalia przyznała niepodległość wszystkim swoim koloniom w Afryce.

Cabral jej nie doczekał. Zginął rok wcześniej w zamachu zorganizowanym przez tajną policję portugalską. Prezydentem niepodległej Gwinei Bissau został jego przyrodni brat, Luis. Rządził do 1980 roku, kiedy doszło tu do pierwszego puczu, wskutek którego władzę w kraju przejął Joao Bernardo „Nino” Vieira, elektryk, niedawny towarzysz broni Cabralów z partyzantki. Skorzystał z niezadowolenia rodaków z biedy, jaka nastała w niepodległym, ale zniszczonym 11-letnią wojną kraju. Nie pomogła pomoc zaprzyjaźnionych Związku Radzieckiego, Kuby i Chin, a socjalistyczne eksperymenty, przeprowadzane na rachitycznej gospodarce opartej na rybołówstwie i plantacjach orzeszków ziemnych tylko pogarszały sprawę. „Nino” , bohater partyzanckiej wojny, wywodził się z rdzennego ludu Papel i sięgając po władzę podburzył czarnoskórych rodaków przeciwko mulatom, którzy wraz z Cabralem grali w rządzie pierwsze skrzypce.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


„Nino”, który jako prezydent zwykł mawiać o sobie, że jest dla rodaków „Bożym darem”, rządził jak dyktator, ale po upadku komunizmu i Wschodu ugiął się zachodnim naciskom i zgodził na wybory. Urządził je w 1994 roku i wygrał. Demokracja nie odebrała mu władzy – stracił ją w kolejnym zamachu stanu.

Dokonał go szef sztabu jego rządowego wojska, gen. Ansumane Mane. W 1998 roku „Nino” zwolnił go z posady i oskarżył, że wykrada z rządowych arsenałów broń i przemyca ją dla partyzantów z sąsiedniego Senegalu. Generał wszystkiemu zaprzeczył, odmówił podania się do dymisji i ogłosił, że z kontrabandy broni zyski czerpie sam prezydent i jego minister obrony. Rządowe wojsko rozpadło się na dwoje, a w Gwinei Bissau wybuchła wojna  domowa. Trwała prawie rok, a jej zwycięzcą okazał się zbuntowany generał. „Nino” musiał uciekać z kraju do Portugalii, gdzie dołączył do swojego poprzednika i ofiary, Luisa Cabrala, który przeniósł się tam z Kuby.

Na przełomie lat 1999-2000 urządzono wybory nowego prezydenta i został nim filozof Kumba Iala. Generał Mane pozwolił mu objąć prezydenturę, ale sobie zastrzegł rolę „pierwszego strażnika demokracji”. Nie minął rok, a wystąpił przeciwko prezydentowi, sprzeciwiając się jego kandydatowi na stanowisko szefa sztabu. Wojsko znów podzieliło się na dwoje. Tym razem to generał przeliczył się z siłami. Wierne prezydentowi oddziały, dowodzone przez nowego szefa sztabu Verissimo Correię Seabrę, rozgromiły buntowników, a Mane został zabity.

Trzy lata później Seabra, protegowany filozofa i awansowany na generalski stopień, obalił swojego dobrodzieja, który z rządzeniem zupełnie sobie nie radził. W 2005 roku urządzono nowe wybory. Niespodziewanie zwyciężył w nich „Nino”, który wrócił z portugalskiego wygnania, ogłosił, że wybacza swoim wrogom i ich także prosi o wybaczenie.

Z jednym z wrogów pojednanie okazało się jednak niemożliwe. Szef sztabu rządowego wojska gen. Batista Tagme Na Wai (następca Seabry, zatłuczonego na śmierć przez żołnierzy, którzy podnieśli bunt domagając się wypłaty zaległego żołdu) nie darował prezydentowi, że za poprzedniego panowania wyrzucił go z wojska. „Nino” pamiętał zaś, że to Tagme Na Wai pomagał generałowi Mane odebrać mu władzę.

Kiedy jesienią 2008 roku straż przyboczna odparła atak zbuntowanych żołnierzy na pałac prezydencki, „Nino” oskarżył szefa sztabu, że próbuje go zabić i zbrojnie przejąć władzę. W styczniu 2009 roku gwardia prezydencka ostrzelała z karabinów maszynowych samochód, którym szef sztabu jechał do pracy. Z tamtego zamachu Tagme Na Wai ocalał, ale kolejnego już nie przeżył. Pierwszego marca 2009 roku zginął we własnej kwaterze w zamachu bombowym. Następnego dnia o świcie żołnierze wierni szefowi sztabu pomścili go i zabili „Nino” maczetami w jego domu.

W 2009 roku urządzono nowe wybory, ale ich zwycięzca umarł wkrótce na urzędzie, a zanim ogłoszono kolejną elekcję, w 2012 roku wojsko znów dokonało zamachu. Tym razem jednak oddało władzę po dobroci, a wybrany w 2014 roku na przywódcę państwa Jose Mario Vaz jako pierwszy dotrwał do końca prezydenckiej kadencji. Drugiej jednak już nie wygrał. W 2019 roku w wyborach zwyciężył rządzący Umaro Sissoco Embalo, wówczas 46-letni były generał. Po raz pierwszy w niespełna 50-letnich dziejach Gwinei Bissau przekazanie władzy odbyło się pokojowo i zgodnie z demokratycznymi obyczajami.

Kokainowa republika

Choć dwumilionowa Gwinea Bissau, wciśnięta na atlantyckim wybrzeżu między Senegal i Gwineę, wciąż klepie biedę, od 10 lat nie doszło tam do nowego przewrotu. Nie doszło nawet do jego próby. Złośliwcy – a tych nigdzie nie brakuje – twierdzą, że niezwykły spokój utrzymujący się w Gwinei Bissau bierze się stąd, że wojskowi zajęli się czymś znaczenie zyskowniejszym niż sprawowanie władzy – oddali się bez reszty narkotykowej kontrabandzie.

Świetnie zwykle poinformowany tygodnik „Economist” uważa, że to „Nino” Vieira, stając do wyborów i walcząc o powrót do władzy, ściągnął do kraju narkotyki i kokainowe kartele z Kolumbii. To one zapłaciły za kampanię wyborczą, która przyniosła mu prezydenturę, a „Nino” spłacając długi wdzięczności, pozwolił Kolumbijczykom przerobić Gwineę Bissau w kokainową faktorię, punkt przeładunku narkotyków, wędrujących z Ameryki Południowej do Północnej i do Europy.

Bieda i kruchość gwinejskiego państwa, korupcja rządzących elit, wieczne przewroty i wszechobecna od czasów wojny wyzwoleńczej przemoc sprawiły, że kokainowe kartele z Kolumbii chętnie zwróciły uwagę na Gwineę Bissau, a wkrótce przerobiły to państwo w bazę przeładunkową, a tamtejszych polityków i wojskowych wzięły na służbę jako stróżów strzegących za prowizję bezpieczeństwa i drożności szlaków przerzutowych na Zachód. Na początku XXI stulecia, za drugiego panowania „Nino” Vieiry (2005-2009) ONZ ogłosiła Gwineę Bissau „pierwszym narkotykowym państwem w Afryce”, całkowicie ubezwłasnowolnionym przez kokainowe kartele z Kolumbii.

Kokaina pomogła mu odzyskać władzę, ale w końcu odebrała mu życie. „Nino” kazał zgładzić szefa sztabu Batistę Tagme Na Wai, ponieważ kilka dni wcześniej znalazł on w wojskowym hangarze ćwierć tony kokainy, gotowej do wysyłki do Europy. W odwecie za śmierć dowódcy żołnierze zabili także „Nino”.

Krwawa rozprawa gwinejskich rywali sprawiła, że do polityki i kokainowego interesu wkroczyli ich następcy. Generał Antonio Indjai był druhem i zastępcą zabitego Batisty Tagme Na Wai. Po jego śmierci został kolejnym szefem sztabu w gwinejskim wojsku, a chwilę potem, w 2010 roku, po raz pierwszy spróbował przejąć władzę. Pierwszy zamach się nie powiódł, ale dwa lata później dokonał przewrotu, któremu mieszkańcy Gwinei Bissau nadali imię „puczu kokainowego”.

Faktyczny dowódca wojska

Według raportów ONZ w ciągu zaledwie pół roku po „kokainowym puczu” w Gwinei Bissau wylądowało ponad 20 samolotów, wypakowanych po brzegi narkotykami, a generał Indjai wyrósł na głównego partnera kolumbijskich karteli i największego beneficjenta kokainowej kontrabandy, przynoszącej miliardy dolarów zysku. Indjai pilnował interesu, nawet gdy w Gwinei Bissau wylądowały wojska pokojowe ONZ, by nadzorować nowe wybory i przekazanie władzy z rąk zamachowców w mundurach w ręce cywilnego prezydenta.

Dopiero tuż przed wyborami generał Indjai złożył stanowisko szefa sztabu, a odchodząc ze służby udzielił poparcia generałowi Embalo, który jako cywil postanowił ubiegać się o prezydenturę. Kiedy Embalo zwyciężył w wyborach, Indjai był gościem podczas jego inauguracji, stał tuż obok, gdy prezydent-elekt składał przysięgę. „Prezydent będzie jego zakładnikiem” – szeptali obecni na uroczystości ambasadorowie z Europy.

Nawet na wojskowej emeryturze, zajmując się plantacją nerkowców i agroturystyką, 66-letni Indjai pozostaje faktycznym dowódcą gwinejskiego wojska. Jako szef sztabu obsadził dowódcze stanowiska swoimi faworytami, a jego rodacy z najliczniejszego w kraju ludu Balanta od lat stanowią większość żołnierzy. Zadrzeć z Indjaiem oznacza zadrzeć z wojskiem, co w Gwinei Bissau byłoby politycznym samobójstwem.

Embalo wie to doskonale i dlatego odrzuca prośby i groźby Amerykanów, żądających, by wydał im Indjaia i pozwolił osądzić za przemyt narkotyków i konszachty z kolumbijskimi wywrotowcami. Nawet kiedy Amerykanie rozesłali za Indjaiem listy gończe i wyznaczyli za jego głowę 5 mln dolarów nagrody, Embalo odpowiadał, że gwinejskie sądy są równie dobre jak te z Nowego Jorku i jeśli Indjai popełnił jakieś przestępstwo, poniesie za to karę, ale wyznaczy ją sędzia gwinejski, rodzimy, a nie jakiś cudzoziemiec zza oceanu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej