Osiem przystanków

Do przejechania osiem przystanków. W sobotni poranek wsiadłem do metra. Za oknem ciemność i chłód tunelu. Nie ma nic smutniejszego niż podróż metrem.

02.11.2015

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Tym bardziej w sobotę. Ludzie wściekli. Nie patrzą sobie w oczy. Łypią w ekrany telefonów – ekipy remontowe, pracownicy biur, sprzątacze oraz studenci zaoczni. Wszyscy, poza jedną osobą.

W kącie staruszka. Przymknięte powieki. Ubrana ładnie. Siwe loczki. Kapelutek przekrzywiony. Uśmiecha się do swoich myśli. Wspomina czasy, gdy była dzieckiem? Tu, gdzie dziś stoją domy, były sady. Psociło się? Kradło sąsiedzkie jabłka? Podobno staruszkowie często przypominają sobie czasy dzieciństwa. A potem usypiają.

Niedobrze gapić się na ludzi. Dopisywać im historie. A gdyby ktoś się we mnie wgapiał?
Mam książkę, kupiłem wczoraj w antykwariacie. Czytałem sto razy. Dlatego kupiłem nie powieść, ale właśnie książkę. Starą płócienną oprawę. Złote litery na okładce. Papier, który dawno pożółkł. Kiedyś – co napisano ołówkiem – kosztowała 180. Ale czego? Rubli? Starych złotych? Nieistotne. Sądzę, że dla kogoś musiała być droga. Miałem nadzieję, że zdradzi mi część swojego sekretu.

Coś jest! Zapisek nabazgrany na listku zatłuszczonego papieru: „…otrzymałem żółty roztwór. Po dodaniu NaOH nie zaobserwowałem żadnej zmiany…”. Opis eksperymentu chemicznego! Właściciel studiował chemię? Pracował w laboratorium?

Ratusz-Arsenał. Ludzie-roboty odrywają wzrok od telefonów i wychodzą. Inni wchodzą i wbijają wzrok w ekrany telefonów. Tylko staruszka nie przestaje się uśmiechać, chyba już śpi.

W książce „zakładka” zrobiona z biletu. Ten ktoś był na spektaklu 2 maja 1989 r. Przedstawienie zaczynało się o godzinie 19. Biletowa zakładka leży na końcu XXX rozdziału. W tym miejscu w powieści następują wypadki, których odwrócić się nie da.

Mój wagon wjeżdża na Świętokrzyską. W XXX rozdziale podobnie: wagon wjeżdża na dworzec w Petersburgu. Zabawne, ale niedawno tam byłem. Nogi same poniosły mnie na peron szósty, prawą platformę, dokładnie o godzinie 10.27, gdy nadjeżdżał pociąg z Moskwy.

Nie wsiadł nikt znajomy. Na nikogo zresztą nie czekałem. Zawsze intrygowało mnie pytanie, co stałoby się, gdyby powieść potoczyła się inaczej? Gdyby bohaterka pozostała przykładną żoną nudnego urzędnika, który przecież był dobrą osobą. Może to i dwulicowe, ale tak przecież żyją ludzie przyzwoici. Pobierają się. Wychowują dzieci. Są szczęśliwi. W szczęściu bardzo podobni do siebie. Bo tylko nieszczęśliwe rodziny są nieszczęśliwe każda na swój sposób.

Stacja Centrum. Wsiadła kobieta. Piękna, ale zmęczona twarz. Jesienią „znużeniem wszystko, wyczerpaniem tchnie” – pisał poeta Tiutczew. Stanęła przy staruszce. Patrzy na mnie? Ależ ja jej nie znam! Nawet nie przypomina mi nikogo znajomego. Co najwyżej przywodzi na myśl wspomnienie. Odległe i już zupełnie nieważne. Do tego ubrana jest idiotycznie. No kto zakłada sportowe buty do kapelusza? I jeszcze karimata pod pachą.

Na złość wymyślę, kim ona jest. Jest… tancerką z nocnego klubu. Nosi trampki, bo od szpilek nad ranem bolą ją nogi. Karimata to narzędzie pracy – służy do rozgrzewki, do rozciągnięcia mięśni i ścięgien. Kto widuje tancerki w metrze? Niedorzeczne, ale niech ma za to, że się tak bezczelnie gapi.

Politechnika. Patrzy się, i na zdrowie. A w książce, poza biletem i zapiskami chemika, znajduję dedykację. 75 lat temu granatowy atrament zostawił delikatny ślad na kredowym papierze. Literki drobne i staranne: „Drogiemu Przyjacielowi, w chwili uwielbienia”.

A więc jednak! Ta książka była kiedyś skarbem. Wszystko przemija. Ludzie odchodzą. Ich rzeczy przejmują dzieci, potem wnuki. Meble wędrują do sklepów ze starzyzną. Książki do tanich antykwariatów. Książkę „Drogiego Przyjaciela” mam za kilka złotych. Gdybym się spóźnił, poszłaby na makulaturę. Nikt nigdy nie wspomniałby „chwili uwielbienia”. Być może i lepiej. Taka chwila powinna chyba zasługiwać na wieczne zapomnienie. A kara jest nieunikniona. Nie od ludzi. Przecież i życie, i powieść naznacza groźne biblijne memento: „Mnie pomsta, ja oddam – mówi Pan”.

Ósmy przystanek! Gdzie staruszka? Zniknęła! Tylko ta „tancerka” ciągle się gapi. Tak nie wypada!

Wysiedliśmy. Poszliśmy w tę samą stronę. Ona zatrzymała się przed okratowanymi drzwiami. Stanęła wśród grupki milczących ludzi. Wszyscy trzymali w rękach karimaty. Korpulentny mężczyzna podszedł i przywitał się z każdym. Otworzył kratę. Weszli do środka. Na drzwiach był napis: „Szkoła jogi”.

Joga? W sobotę? O poranku? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2015