Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Temu komuś przytaknę, ale za jeszcze ważniejszą uznam samą muzykę, dla której kwartet Petersona z ostatniej dekady przedkładam nawet nad jego wcześniejsze nagrania. Pianista, który przedtem olśniewał bogactwem nut, po doznanym dziesięć lat temu wylewie musiał niejako zamienić ekstensywną gospodarkę dźwiękiem na intensywność wyrazu. W znamiennych akordach, ozdobnikach, bluesowych frazach i swingujących rytmach znalazł esencję własnego stylu. Razem z niezmiennym nerwem rytmicznym tworzy to w kolejnych nagraniach jego późnego kwartetu muzykę pełną niezwykłej energii - którą wytwarzają również wybitny kontrabasista Neils-Henning Orsted Pedersen, od dziesiątków lat współpracujący ze swoim prawie imiennikiem; gitarzysta Ulf Wakenius, pokrewny temperamentem liderowi; głębokie wzajemne współgranie zespołu i zróżnicowane aranżacje, w kulminacyjnych momentach nadające kwartetowi siłę i brzmieniową gęstość orkiestry.
Na nowej płycie urozmaicony jest też zestaw utworów, od swingujących standardów aż po niedawno skomponowane przez pianistę liryczne “Requiem", dedykowane kilku zmarłym w 2002 r. wybitnym jazzmanom. Kiedy Oscar Peterson w zapowiedzi utworu wymienia ich nazwiska, trudno nie pomyśleć, że słyszymy ostatniego Mohikanina z odchodzącego pokolenia, które tworzyło jazz nowoczesny. Ale jego nowa płyta nie pozwala popaść w melancholię. Ba, jak na Petersona przystało - emanuje taką witalnością, że czasem trudno usiedzieć na miejscu.