Organizm i mechanizm

Peter Carey: CHEMIA ŁEZ –

29.07.2013

Czyta się kilka minut

– 21 kwietnia 2010 i 20 czerwca 1854: te dwie daty stanowią początek dwóch opowieści. Opowieści, choć od razu powiązane ze sobą postacią głównej bohaterki, toczą się zrazu równolegle, by później wzajemnie się splątać. Ta druga staje się przy tym coraz wyraźniej komentującym lustrem pierwszej, czasem wręcz – choć dawno zamknięta – determinuje działania postaci współczesnych.

„Umarł, a mnie nikt nic nie powiedział” – mocne pierwsze zdanie otwiera historię Catherine, specjalistki od konserwacji starych zegarów pracującej w londyńskim Muzeum Swinburne. Umarłym jest jej starszy kolega z pracy, a zarazem kochanek od trzynastu lat. Matthew Tindall, którego zabił rozległy zawał serca, miał jednak rodzinę i swój związek z Catherine utrzymywał w tajemnicy. Catherine nie ma więc prawa do publicznej żałoby, nie pójdzie nawet na pogrzeb ukochanego, a swój ból przeżywać będzie niejako na zesłaniu, przeniesiona do odległego oddziału muzeum. Decyzję o przeniesieniu podjął jej zwierzchnik, a zarazem przyjaciel zmarłego, znający ich tajemnicę.

Mamy więc opowieść o traumie niespodziewanej utraty i o żałobie tym dotkliwszej, że skrywanej przed innymi. O świecie, który nagle się rozpada i nie sposób go na powrót uporządkować, o kasowaniu korespondencji e-mailowej, które wydaje się powtórnym uśmiercaniem partnera, o alkoholu jako chwilowym pocieszycielu. Zaraz jednak pojawia się drugi wątek, związany z zadaniem, jakie powierzył Catherine jej przełożony: chodzi o odtworzenie XIX-wiecznego mechanizmu, jaki – w częściach – pozyskało niedawno muzeum.

W skrzyniach, w które zapakowano szklane i metalowe elementy urządzenia, Catherine odnajduje zeszyty z zapiskami Henry’ego Brandlinga, zamożnego Anglika z czasów wiktoriańskich, a ściślej – z jego relacją z wyprawy do Niemiec. Celem wyprawy był Szwarcwald i tamtejsi sławni zegarmistrzowie, którym Brandling postanowił powierzyć zbudowanie mechanicznej kaczki, na wzór dzieła XVIII-wiecznego francuskiego konstruktora Vaucansona. Ten pomysł to nie czcza fanaberia: kaczka miała być prezentem dla chorego śmiertelnie synka Brandlinga, może wręcz ratunkiem przed śmiercią.

Narracja prowadzona przez Catherine wydaje się z początku tylko – owszem, udanym – psychologicznym studium dramatu jednostki, ale już postacie pojawiające się w jej kręgu wskazują, że chodzi o coś więcej. Przydzielona jej do pomocy młoda asystentka ogarnięta jest przekonaniem o nadchodzącej zagładzie i maniakalnie śledzi doniesienia z Zatoki Meksykańskiej, gdzie doszło do gigantycznego wycieku ropy. A relacja Brandlinga wzbogaca powieść o jeszcze inny wymiar.

Szwarcwald, czyli Czarny Las, do którego trafia Anglik, jest krainą po trosze baśniową – ze strasznych baśni Grimmów, być może przefiltrowanych przez współczesną wyobraźnię Terry’ego Gilliama. Odniesień do dziwnej epoki łączącej oświeceniową wiarę w nieskończone możliwości ludzkiego umysłu z romantycznym niepokojem i trwogą jest więcej. Mechaniczny ptak (nie będzie to zresztą kaczka, lecz łabędź) i konstruktorskie pasje upiornego pana Sumpera, zwłaszcza zaś anegdota o mechanicznym Chrystusie rozkładającym ramiona i odsłaniającym bijące serce, każą myśleć o wielkim E.T.A. Hoffmannie i złowrogim Coppeliusie/Coppoli z opowiadania „Piaskun”. Całość układa się w niejednoznaczną przypowieść o doskonałych mechanizmach i ułomnej, ale chyba doskonalszej cielesności, o destrukcji rzeczywistości i jej mozolnym odtwarzaniu.

Urodzony w 1943 r. Peter Carey jest Australijczykiem, dwukrotnym laureatem nagrody Bookera – w 1988 r. za „Oskara i Lucyndę”, trzynaście lat później za „Prawdziwą historię Neda Kelly’ego”. Obie te powieści już u nas wydano, podobnie jak trzecią, osnutą wokół biografii Tocqueville’a („Parrot i Olivier w Ameryce”). Przełożono też debiutancki tom opowiadań Careya „Rola grubasa w historii”. „Chemia łez” ukazała się w oryginale w roku ubiegłym, a jej autor od kilku lat wymieniany jest w gronie kandydatów do Nobla. (Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2013, ss. 320. Przełożyła Edyta Basiak.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2013