Opowiadaczka

Bohaterki i bohaterowie Bellovej udowadniają, że w wielkiej ciszy nie wszystko umarło, że może tym, co zostało, jest pragnienie bliskości i nieporadnie, niezręcznie ofiarowywana czułość.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

 / MARTA REŽOVÁ / MATERIAŁY PRASOWE
/ MARTA REŽOVÁ / MATERIAŁY PRASOWE

Najważniejsza jest dla mnie opowieść, realia są drugorzędne. Nie pociągają mnie książki, w których jej brakuje. (...) Uważam, że to nieuczciwe i nie w porządku wobec czytelnika” – wyznała w jednym z wywiadów Bianca Bellová. Jej pierwsza książka z 2009 r. zatytułowana „Sentimentální román” („Powieść sentymentalna”) nie pozostawiła wątpliwości, iż oto w czeskiej literaturze pojawił się nowy głos.

Debiut (a właściwie ponowny debiut – pierwsza była bowiem niewydana nigdy autobiograficzna powieść „Green Curry”) antycypował wszystko to, co stało się znakiem rozpoznawczym jej pisarstwa: precyzyjną i surową frazę, nienachalną ironię, nieustępliwe zgłębianie możliwości, a zwłaszcza pułapek międzyludzkich relacji, głównie rodzinnych, widmo pełzającej zagłady, nade wszystko jednak małe i wielkie historie, śmieszne i mroczne, z których splecione są jej książki.

W roku 2011 do rąk czytelników trafił wydany przez prestiżowe brneńskie wydawnictwo Host „Mrtvý muž” („Truposz”), a w 2013 trzecia książka, „Celý den se nic nestane” („Nic się nie dzieje przez cały dzień”). Z pisarki docenianej i rozpoznawalnej Bianca Bellová stała się gwiazdą w 2016 r., po opublikowaniu powieści „Jezero” („Jezioro”). Otrzymała za nią prestiżową czeską nagrodę literacką – Magnesię Literę, Nagrodę Literacką Unii Europejskiej oraz nagrodę studencką Česká kniha. Prawa do przekładu sprzedano do ponad dwudziestu krajów. Autorką polskiego tłumaczenia jest Anna Radwan-Żbikowska (2018, Wydawnictwo Afera). W 2019 r. światło dzienne ujrzała najnowsza powieść Bellovej – „Mona”.

Miłość w cieniu śmierci

Na okładce debiutanckiej książki Bellovej widnieje stryczek na różowym tle. W toku lektury bardzo szybko okazuje się, iż jedyna sentymentalna rzecz w tym utworze to zabarwiona sternowskim humorem i kpiną narracja, która boleśnie kontrastuje z szorstkością prezentowanej rzeczywistości. Wszystko w tej opowieści na dwa głosy jest brutalnym zaprzeczeniem lekkości. Nad relacją dwójki postaci wisi poczucie winy, związane z samobójczą śmiercią Eliški, siostry głównej bohaterki i jednocześnie ukochanej bohatera.

Para narratorów dzieli między siebie opowieść. Obserwujemy, jak powoli skraca się między nimi dystans, zarówno ten fizyczny, liczony kilometrami, jak i psychiczny. Nie chodzi jednak o to, że stają się sobie bliżsi. Bohaterowie Bellovej nie potrafią zbudować czułej intymności, opartej na zrozumieniu i akceptacji. Zaczyna ich natomiast łączyć opowieść oraz pewna wspólnota losu, naznaczonego stratą i bezsilnością. Narastającą pustkę próbują wypełnić brutalną fizyczną miłością, którą autorka opisuje dosadnym językiem i z posępną precyzją.

Komunikacja, której zasadą jest okrucieństwo, staje się również codziennością bohaterów „Truposza”. Zwłaszcza narratorki, której obszerny monolog stanowi oś fabularną. Jej fatalna relacja z opresyjnym, przemocowym (zwłaszcza w kontekście seksualnym) i toksycznym mężczyzną, który w wyniku nieszczęśliwego wypadku zostaje zdany na jej łaskę, doskonale ilustruje inklinacje czeskiej autorki do łączenia w dynamiczny trójkąt wątków miłosnych oraz tych związanych ze śmiercią i stratą.

To właśnie strata, owo nieustanne odpadanie fragmentów rzeczywistości i odchodzenie bliskich, okazuje się w gruncie rzeczy jedynym stałym i powtarzalnym elementem życia Namiego, bohatera „Jeziora”. Mona zaś – pielęgniarka – wchodzi w rolę mitycznej przemytniczki zmarłych, gdy pomaga wrócić do domu ukochanemu, którego nie udało jej się uratować. Miłość u Bellovej rozwija się zawsze w cieniu śmierci.

Współczesna rodzina

Relacje damsko-męskie to tylko wyimek plątaniny ludzkich uwikłań, o których czeska autorka opowiada. Na tym rozległym literackim poligonie doświadczalnym lubi przyglądać się zwłaszcza rodzinom. W jednym z wywiadów z przekąsem stwierdziła, że każda z nich kryje w swojej szafie trupa w postaci przypadków szaleństwa. Główna bohaterka „Truposza”, Hana, sama zmagająca się ze stanami lękowymi, ma brata bliźniaka, który cierpi na schizofrenię, jej matka natomiast trafia do szpitala psychiatrycznego w stanie głębokiej depresji.

Historia tej rodziny jest zresztą pełna dziwnych zdarzeń i nietuzinkowych postaci. Ożywa we wspomnieniach bohaterki, rozciągając się od lat 50. po współczesność. „Dziadka powiesili w roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym” – wyznaje Hana i prowadzi nas przez zawiłości czechosłowackiej historii i obyczajowe perturbacje własnej kroniki rodzinnej, naznaczonej coming outem ojca i romansem matki z sowieckim szpiegiem.

Rodzice w opowieściach Bellovej zdają się wyłączeni ze swoich ról. Matki prezentują homeopatyczne ilości instynktu macierzyńskiego, zapominając np. o własnych dzieciach bawiących się na placu zabaw („Truposz”) czy też szantażując je emocjonalnie kolejnymi ­próbami ­samobójczymi („Powieść ­sentymentalna”). Ojców zaś albo nie ma („Jezioro”), albo są nieobecni duchem (niepogodzony z własną orientacją seksualną nauczyciel z „Truposza”), albo też znikają dosłownie, pozostawiając bliskich z niemożliwą do zagojenia raną (Esterházy w „Nic się nie dzieje przez cały dzień”). Jeśli zaś są, to ich obecność naznaczona jest przemocą i okrucieństwem.

Jedyną osobą zawsze naprawdę bliską jest babcia. Seniorki rodu w opowieściach Bellovej są silne, witalne i zasadnicze, czułe i szorstkie. Zastępują rodziców, stoją na straży tradycji i ratują życie – dosłownie i w przenośni. O tym przedziwnym panoptikum, o rodzinach naznaczonych bliznami i o ich losach czeska pisarka opowiada szorstko. Potrafi jednak zrobić to również z czułością, może nawet wyrozumiałością. Porzucający rodzinę ojciec zostawia córce ślad swoich uczuć w postaci jej imienia wymalowanego na wspólnie składanej łódce. Pełne napięć relacje matek i córek wyrastają w gruncie rzeczy z rozpaczliwej potrzeby nawiązania dialogu. A walczące ze sobą rodzeństwo, w chwili eskalacji konfliktu, powraca do tajnego bestiarium, wymalowanego w dzieciństwie na tylnej ścianie szafy. Pełne inwencji rysunki przypominają o tym, że tego, co ich łączy, jest więcej, niż tego, co ich dzieli.

Konanie świata

„Teraz jest cicho, jakby wszystko umarło”. Te słowa kieruje do głównego bohatera powieści „Jezioro”, Namiego, jego odnaleziony po latach dziadek. Nami wrócił do Borosu, niewielkiej osady rybackiej nad jeziorem, do miejsca, z którego przed laty wyruszył w poszukiwaniu matki. Jezioro wysycha. Mieszkańcy cierpią na egzemy wywołane wydobywającymi się z niego toksycznymi oparami. Porządku pilnuje rosyjskie wojsko. Mężczyźni łowią ryby i piją, kobiety piją i czekają na powracających z połowu mężczyzn. Na świat przychodzą zdeformowane dzieci. Ludzie komunikują się poprzez przemoc werbalną i fizyczną (w tym seksualną).

To świat Namiego, porzuconego przez matkę i wychowanego przez jej rodziców. W osadzie rozkładowi ulegają nie tylko więzi społeczne, ale i przestrzeń jako taka – znikające jezioro (Bellovą zainspirowały tragiczne dzieje Jeziora Aralskiego) znamionuje bowiem katastrofę ekologiczną na skalę globalną, do złudzenia przypominającą to, z czym mierzymy się dziś w wielu miejscach globu. Dystopijna opowieść jest więc również metaforą współczesności, tym brutalniejszą, że autorka konsekwentnie pisze w czasie teraźniejszym. Czyni z nas naocznych świadków konania świata.

Podobna apokalipsa ma miejsce w świecie Mony, bohaterki najnowszej powieści. Pielęgniarka przywołuje ją mgliście, dzieląc się opowieściami o swoim życiu z młodym pacjentem po amputacji, Adamem. I w „Jeziorze”, i w „Monie” pisarka udatnie rozmyła tło historyczne. Katastrofa, która stała się udziałem mieszkańców Borosu i samego Namiego, może być każdą katastrofą, a przewrót religijno-militarny ze świata Mony, w wyniku którego zamordowani zostają jej rodzice, to w gruncie rzecz dowolna zmiana społeczna, której konsekwencją jest rezygnacja z przestrzegania praw człowieka, zwłaszcza zaś dyskryminacja kobiet. I tu, i tu rozpada się tradycyjne społeczeństwo, a do głosu dochodzi opresyjny system.

Losy Mony i Namiego naznaczone są traumą, która ich uformowała. Oboje wyrastają z bólu, straty i samotności. Każde z nich jednak radzi sobie z tym inaczej. Mona snuje swoje historie niczym Szeherezada i – tak jak córka wezyra – przy pomocy opowieści próbuje oddalić śmierć. W tym przypadku wszelako nie swoją, lecz ukochanego. Nami nie umie opowiadać. Opowieść opowiada Namiego. Surowa i lakoniczna narracja oddaje sposób myślenia bohatera. Im bardziej Nami dojrzewa, tym spójniej przedstawiana jest rzeczywistość. Ale – paradoksalnie – tym oczywistszy staje się jej niechybny rozkład.

W świecie Bellovej, świecie na skraju katastrofy, balansującym między tym, co naturalne, a tym, co społeczne, między prymitywnym a ucywilizowanym, w natężeniu obrzydliwości i tryumfie brzydoty powraca pytanie o sens. W pierwszej chwili odpowiedź nasuwa się sama: nic nie ma znaczenia. Nami i Mona udowadniają jednak, że w tej wielkiej ciszy nie wszystko umarło, że może tym, co zostało, jest pragnienie bliskości i nieporadnie, niezręcznie ofiarowywana czułość.

Ludziom w drodze

Takim ludziom Bianca Bellová zadedykowała „Jezioro”. Książka rozpada się na cztery rozdziały, których nazwy śledzą cykl życiowy owadów (jajo, larwa, poczwarka, imago). Nami jak owad ulega kolejnym metamorfozom, aż osiąga formę dojrzałą, zyskuje świadomość. Odbywa podróż inicjacyjną, która tworzy oś całej fabuły.

Również „Mona” spięta jest klamrą wędrówki. W pierwszej scenie bohaterka przywołuje wspomnienie z dzieciństwa, w którym jako mała dziewczynka opowiada wypasanemu przez siebie zwierzęciu o przemytniku zmarłych. To ktoś, kto umarłym z dala od domu pomaga do niego wrócić, by mogli zaznać spokoju. W ostatniej scenie zaś sama przejmuje rolę owej przemytniczki. Odprowadzanym zmarłym jest jej ukochany.

Bellová chętnie wysyła swoich bohaterów w podróż. Nie zawsze jest to podróż w sensie dosłownym. Przemieszczaniu się z miejsca na miejsce albo docieraniu do celu zawsze towarzyszy o wiele istotniejsza wędrówka: w głąb siebie i wzdłuż alei wspomnień. Podróż jest więc za każdym razem doświadczeniem dotkliwym – fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie. Bohaterowie poddają próbie siebie i świat oraz własną pamięć. Eda z „Powieści sentymentalnej” przemierza pół republiki, by zawiadomić żonę pracownika jego korporacji o śmiertelnym wypadku męża na imprezie firmowej. Jedzie ze świadomością, że za chwilę na zawsze złamie życie jakiejś rodzinie, sam zaś próbuje zrozumieć, jakie wydarzenia doprowadziły go do tego miejsca i koszmarnego zadania, którym został obciążony.

Wędrówki u Bellovej nie muszą być jednak dalekie. Hana z „Truposza” spaceruje po praskim parku, snując monolog, którego odbiorcami jesteśmy my oraz jej ukochany oprawca, niegdyś okrutnik, teraz pacjent w stanie wegetatywnym. Kolejne miejsca spaceru aktywizują kolejne obszary jej pamięci. Nie zawsze spójnie i chronologicznie.

W podróż ze swoimi historiami wybrała się również sama autorka. Porzuciwszy mocno osadzoną w czasie i przestrzeni współczesność trzech pierwszych książek, swoich bohaterów zabrała na koniec świata, gdzie rzeczywistość rozmywa się w swoich konturach, a opowieści stają się przypowieściami.

Autorka – instrukcja obsługi

Bellová nie czuje się pisarką. Dla niej to zbyt zinstytucjonalizowane pojęcie. Woli mówić o sobie „autorka”. Cieszy się, że pisaniem nie musi zarabiać na życie. To daje jej niezbędną wolność. Jak twierdzi – pisze wtedy, kiedy chce i kiedy ma coś do powiedzenia. Nie za wszelką cenę. Nie dla każdego. Nie przepada za spotkaniami autorskimi i nie zawsze lubi udzielać wywiadów.

Jej introwertyczna natura pozwala jej jednak niestrudzenie snuć opowieści. Tematem może być wszystko. Wystarczy jedynie bacznie obserwować rzeczywistość i – co najważniejsze – uważnie nasłuchiwać. Wspomina, iż „Truposza” pisała spacerując z dzieckiem po słynnym praskim parku – Riegrovych Sadach. Sytuacje, których była świadkiem, i ludzi, których spotkała, przemyciła później do książki. Do jej tekstów trafiają niekiedy również historie przyjaciół i znajomych. Przyznaje, że ostatnio stara się ukrócić ten złodziejski proceder.

Często ma wrażenie, że pisanie jest dla niej procesem mechanicznym – wyciąganiem rzeczy z głowy poprzez palce na papier. Przypomina to odkręcanie kurka czy wywoływanie filmu. Zdjęcie już tam jest, wystarczy sięgnąć po wywoływacz i utrwalacz. Jej przyjaźń z czytelnikami jest odrobinę szorstka. Nie zakłada możliwych odczytań swoich tekstów, bo boi się, że to uruchomiłoby w niej jakiś mechanizm autocenzury.

Uczciwość nakazuje jej ofiarować czytelnikom opowieść. Coś, w czym zobaczą samych siebie, i coś, co pozwoli im czegoś się o sobie dowiedzieć. Nie chce jednak niczego ułatwiać. Uwielbia ironizować, ale pozwala sobie też na katartyczne poddanie się własnej opowieści. Ta bowiem zaczyna żyć własnym życiem i czasem umożliwia autorce, by sama się w niej przejrzała. Nawet jeśli to, co zobaczy, będzie przerażające. To ryzyko, z którym musi się liczyć każda opowiadaczka. ©

BIANCA BELLOVÁ (ur. 1970) – czeska autorka i tłumaczka, zdobywczyni krajowych i europejskich nagród literackich. Jej debiutancka powieść „Sentimentální román” została wydana w 2009 r., następną książkę, „Mrtvý muž”, opublikowała w 2011 r. – obie opowiadają o życiu w postkomunistycznym kraju, gdzie spotyka się cienie z przeszłości. Trzecia powieść Bellovej, „Celý den se nic nestane” ukazała się w 2013 r. Kolejna, „Jezero”, (pol. wyd. „Jezioro”, 2018), zdobyła najważniejszą w Czechach nagrodę literacką – Magnesia Litera w kategorii „książka roku”, a także Nagrodę Literacką Unii Europejskiej 2017 oraz nagrodę studencką Česká kniha. Polskie tłumaczenie „Jeziora” znalazło się na krótkiej liście do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Najnowsza powieść Bellovej „Mona” (2019) ukaże się u nas w Wydawnictwie Afera (październik 2020). Autorka mieszka w Pradze z mężem muzykiem Adrianem T. Bellem i trojgiem dzieci.

20 października z BIANCĄ BELLOVĄ na Festiwalu Conrada porozmawia Aleksandra Hudymač.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad nr 2/2020