Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Teraz jest inaczej. Komisja śledcza ONZ, którą kierował emerytowany holenderski generał Patrick Cammaert, nie zostawia wątpliwości co do (nie)profesjonalizmu żołnierzy i policjantów z misji UNMISS w Sudanie Południowym.
To najmłodsze państwo świata od powstania w 2011 r. wstrząsane jest walkami etnicznymi, ze szczególnym uwzględnieniem wojny między prezydentem Salvą Kiirem Mayarditem z największego plemienia Dinka i jego zastępcą Riekem Macharem z plemienia Nuer. W krytycznych dniach lipca tego roku walki w stołecznej Dżubie doprowadziły m.in. do napadu na obóz uchodźców prowadzony przez ONZ i złupienia środków pomocowych wartych miliony dolarów z siedzib organizacji międzynarodowych. Doszło do zabójstw i drastycznych ataków, dokonywanych głównie przez żołnierzy armii rządowej – na oczach i przy braku jakiejkolwiek reakcji nepalskich policjantów oraz chińskich, nigeryjskich, pakistańskich i indyjskich „błękitnych hełmów”. Raport wykazał też brak ich przygotowania i skutecznego dowodzenia.
Tym razem jego skutkiem jest odwołanie przez ONZ kenijskiego generała Johnsona Mogoa Kimani Ondiekiego, miejscowego komendanta. I tu zaczyna się kolejna odsłona afery. Bo Kenia obraziła się i wycofała cały swój tysiącosobowy kontyngent. Kenijczycy naprędce zastępowani są Japończykami, z mandatem do użycia broni nie tylko w samoobronie, ale też dla ochrony ludności (choć ograniczono tę możliwość w przypadku strzelania do żołnierzy armii rządowej, których bandyckie poczynania niczym nie różnią się od grup rebelianckich). Przy okazji doszło do przepychanek w japońskim parlamencie, jako że od 1945 r. Japonia ma psychologiczny i prawny problem z wysyłaniem żołnierzy za granicę na misje choćby częściowo bojowe. Ale przynajmniej do Sudanu Południowego wysłano żołnierzy z kraju wysokorozwiniętego i demokratycznego. Z reguły bowiem żołnierze ONZ wywodzący się z krajów biednych i patrzących na prawa człowieka jak na abstrakcyjne fanaberie zawodzą w sytuacjach ekstremalnych.
Pozostaje problem Kenii, który wpisuje się we wcześniejsze ataki państw afrykańskich na Międzynarodowy Trybunał Karny [patrz „TP” nr 45 – red.]. Tymczasem to właśnie zmiana mentalności afrykańskich elit – do której niestety daleko – jest kluczowa dla rozwiązania afrykańskich problemów. W skali mikro wolno przynajmniej mieć teraz nadzieję na japoński profesjonalizm i poczucie obowiązku. Oby to nie była nadzieja płonna. ©