„Oni" rządzą światem

Spiskowa teoria dziejów stale się przeobraża, bo widz szybko uodparnia się na dawne lęki, czeka na nowe, coraz straszniejsze historie. Dlatego powstał specyficzny gatunek "filmu konspiracyjnego.

14.06.2006

Czyta się kilka minut

"Rozmowa" F. F. Coppolik (1974): najlepszy film spiskowy /
"Rozmowa" F. F. Coppolik (1974): najlepszy film spiskowy /

Jeszcze przed światową premierą "Kodu da Vinci" pojawiły się głosy protestu. Krytykowali go papież Benedykt XVI i kard. Stanisław Dziwisz, a sekretarz Kongregacji Nauki Wiary arcybiskup Angelo Amato wezwał do bojkotu filmu Rona Howarda. Javier Echevarria Rodriguez, prałat Opus Dei, modlił się za "bluźniercze" gwiazdy filmu oraz autora powieści Dana Browna. We Włoszech duchowni rozdawali widzom egzemplarze Ewangelii, a przed kinem w mieście Foggia miejscowy ksiądz odmawiał różaniec. Arcybiskup lwowski Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego Ihor Woźniak ostrzegał, że "kupując książkę czy bilet do kina, wrzucacie pieniądze do skarbonki diabła". Po protestach wiernych katolickich i prawosławnych film Howarda wycofano z rozpowszechniania na Białorusi. W Bombaju spalono egzemplarze książek Browna. W Tajlandii policyjna cenzura nakazała wycięcie ostatnich 10 minut filmu. Całkowity zakaz wyświetlania "Kodu..." obowiązuje na Samoa, a ostatnio dowiedzieliśmy się, że zakazy takie pojawiły się także w kilku polskich miejscowościach.

Protesty religijnych organizacji i kościelnych hierarchów tylko napędzają finansową machinę. Spektakularne gesty osiągają skutek odwrotny od zamierzonego. Ale też są wyrazem niewiary w inteligencję współczesnego widza. Ten ostatni jest jednak dużo bardziej świadomy, a ze spiskowymi teoriami promowanymi w kulturze popularnej obcuje od kilku dziesięcioleci.

Czerwony alarm

Świat, w którym żyjemy, jest owocem ogromnego spisku. Rządzą nami masoni, Żydzi i zbrodniczy lumpenliberałowie; Elvis żyje, KGB po dziś dzień porywa "niewygodnych" z całego świata, a CIA, FBI i NASA znają nasze najskrytsze myśli. Kino lubi spiski, w niektóre nawet naiwnie wierzy. W ostatnich dziesięcioleciach wytworzył się specyficzny gatunek "filmu konspiracyjnego". Spiskowa teoria dziejów stale się przeobraża, bo widz szybko uodparnia się na dawne lęki, czeka na nowe, coraz straszniejsze historie.

W kinie epoka spisku ciągnie się przez całą drugą połowę poprzedniego stulecia. Hollywood, które nierzadko czyniło z filmu narzędzie propagandy, w czasie zimnej wojny zarzuciło amerykańskich widzów masą thrillerów spiskowych. Główny winowajca był wówczas łatwo identyfikowalny: wschodnia agentura, najemnicy KGB i inne mroczne siły przenikały wprost zza żelaznej kurtyny. Zimnowojenny nurt ma swoje kontynuacje we współczesnej popkulturze, czego dowodem powieść Roberta Ludluma "Klątwa Prometeusza". Jej bohater, Nicholas Bryson, były agent tajnej amerykańskiej organizacji wywiadowczej, po przejściu na "emeryturę" dowiaduje się, że w rzeczywistości nie służył Ameryce, a radzieckim służbom, które w podstępny sposób chcą zawładnąć całym światem.

Powieść Ludluma pozostaje reliktem okresu "kagiebistycznej" konspiry. Dużo popularniejsza jest dziś inna wersja spiskowego schematu - conspiracy political thriller, który narodził się w Stanach Zjednoczonych, a jego rozkwit przypadł na drugą połowę lat 70. Tak jak geopolityczny kontekst poprzednich dziesięcioleci wpływał na zimnowojenną teorię spiskową, filmowców lat 70. inspirowała raczej wewnętrzna polityka USA. Po serii kompromitujących afer radykalnie spadło wówczas społeczne zaufanie do ekip rządzących. Udział w wojnie wietnamskiej oraz afera Watergate nadwątliły autorytet prezydenta (nie tylko Richarda Nixona, ale i jego następców), rządu i władzy w ogóle. Taki stan rzeczy wpłynął na Hollywood, które rozsmakowało się w historiach spiskowych.

W mackach

Społeczne niezadowolenie z rządowej administracji znalazło odbicie w twórczości Alana J. Pakuli, Sydneya Pollacka, Costy-Gavrasa czy Francisa Forda Coppoli. Już 1974 rok przyniósł pierwszy wybitny film z tego gatunku. Bohater "Syndykatu zbrodni" Pakuli, młody dziennikarz Joe Frady, trafia na ślad zagadki: inni dziennikarze, którzy byli świadkami zamachu na jednego z senatorów, giną w tajemniczych okolicznościach. W wyniku śledztwa Joe trafia do zagadkowej Korporacji Paralax, która knuje polityczny spisek. Podobną sytuację przeżywa Joe "Kondor" Turner, naukowiec grany przez Roberta Redforda w "Trzech dniach Kondora" Pollacka. Wplątany w zabójstwo swoich współpracowników musi oczyścić się z zarzutów, jednocześnie samemu będąc potencjalną ofiarą płatnego mordercy, którego najmują mocodawcy Turnera z CIA. Podobnych fabuł w latach 70. było całe mnóstwo.

Bodaj najlepszym dotychczas filmem spiskowym jest "Rozmowa" Francisa Forda Coppoli z 1974 roku. Harry Caul, ekspert od podsłuchów, podsłuchuje rozmowę pary młodych ludzi i zaczyna ich śledzić. Wkrótce znajduje się w samym środku spisku knutego przez swych mocodawców. Nagrodzona canneńską Złotą Palmą opowieść Coppoli to nie tylko świetny thriller polityczny, ale przede wszystkim obraz życia w państwie, które kontroluje obywateli i ogranicza ich wolność. Właśnie "Rozmowa" była najważniejszą wypowiedzią artystyczną nawiązującą do sprawy Watergate, o której w jednej ze scen słyszymy z telewizyjnego dziennika.

Wymienione dzieła to jedynie szczyt filmowej góry, jaką na przełomie lat 70. i 80. stworzyli hollywoodzcy magowie. Ich filmy spełniały funkcję rozrywkową, ale też prowadziły żywy dialog z amerykańskim społeczeństwem. Jego lęki, problemy, jego niewiara i brak zaufania do władzy napędzały koniunkturę, którą filmowcy skrzętnie wykorzystywali. Popularność filmów spiskowych upewniała widzów w sceptycyzmie i lęku oraz negatywnie wpływała na wizerunek władzy.

Kilka lat później rządzący także sięgnęli do kina, by poprawić nadwątloną reputację. Stąd wzięła swój początek "reganomatografia", która naznaczyła filmową rzeczywistość Hollywood lat 80. Obrazy takie jak "Rambo - pierwsza krew" Teda Kotcheffa czy "Firefox" Clinta Eastwooda miały poprawiać morale amerykańskiego społeczeństwa, ukazywać siłę państwa i akcentować jego opiekuńczą misję.

O wolność naszą i waszą

Ten stan rzeczy utrzymał się do drugiej połowy lat 90., kiedy na nowo ruszyła fala krytyki wobec poczynań władz. Wraz z krytyką przyszły nowe spiski i tajemne knowania, choć i stare konspiracyjne teorie miały się wcale nieźle. Przykładem "Wróg publiczny" (1998) Tony'ego Scotta, jednego z najsprawniejszych hollywoodzkich rzemieślników. Scott uważnie obejrzał "Rozmowę" Coppoli i odświeżył ją, dostosowując zarazem do nowej rzeczywistości politycznej. Bohater grany przez Willa Smitha wchodzi tu w posiadanie dyskietki z nagraniem morderstwa jednego z kongresmanów. Niczego nieświadomy prawnik staje się celem dla skorumpowanych pracowników Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Mimo hollywoodzkiego sznytu film Scotta udanie mierzył się z "Rozmową", a obsadzenie Gene'a Hackmana w jednej z głównych ról było czytelnym puszczeniem oka do widza.

Rekordzistą wśród spiskowców jest jednak inny film, "Teoria spisku" (1997) Richarda Donnera. "A co dodają do wody? Fluor, podobno wzmacnia zęby?! Wiesz, co to świństwo robi - osłabia wolę i swobodę myślenia. Stajesz się niewolnikiem państwa. A te bojówki i ugrupowania ultraprawicowe? Niby bronią kraju przed wojskami ONZ. Tak o tym wrzeszczą, że to na pewno jakiś spisek - sami są z ONZ. Wszystko przygotowali: przejmą władzę i po nas" - taką antologią spiskowych teorii raczy pasażerów Jerry Fletcher, taksówkarz w wolnych chwilach tropiący podejrzane machinacje w życiu politycznym i biznesowym. "Oni" są wszędzie, ograniczają nasze swobody, robią z nas posłuszne maszyny. Zagrożenia możemy spodziewać się z każdej strony - nie możemy zaufać ani FBI, ani CIA.

W walce z niegodziwcami współczesny bohater popkultury pozostaje sam. Idealnym wcieleniem takiej postaci jest Jason Bourne z książek Roberta Ludluma. Samotny wojownik ścierający się z wielką machiną międzynarodowej agencji jak ulał pasował do filmowego schematu. Wcielali się w niego Richard Chamberlain w telewizyjnej wersji "Tożsamości Bourne'a" (wyreżyserowanej przez Rogera Younga w 1988 roku) oraz Matt Damon (w kinowej adaptacji Douga Limana z 2002 roku).

Szpony Watykanu

Choć to polityczny thriller cieszył się największą popularnością, stałe zainteresowanie towarzyszyło także wątkom zaczerpniętym z kultury chrześcijańskiej.

Tu na pierwszy plan wybijała się literatura, za którą kino nie mogło nadążyć. Takie książki jak "Spowiednik" Daniela Silvy czy bestsellerowe "Bractwo świętego całunu" Julii Navarro utrwalały mit spisku, który raz dotyczył tajemnych i niebezpiecznych watykańskich organizacji, kiedy indziej zaś mitycznego bogactwa zakonu templariuszy. To właśnie wątek średniowieczny cieszy się w kinie dużą popularnością. Poszukiwanie skarbów templariuszy (w tym Świętego Graala) zajmowało Indianę Jonesa ("Indiana Jones i ostatnia krucjata" Spielberga) oraz bohatera "Skarbu narodów" Jona Turteltauba; tropili go także montypythonowscy prześmiewcy ("Monty Python i Święty Graal" Terry'ego Gilliama i Terry'ego Jonesa).

Ten sam cel przyświeca bohaterom "Kodu da Vinci" Rona Howarda. Obrazoburczy film wzbudza dziś gwałtowne reakcje. Niepotrzebnie! Co kilka lat w kinie czy literaturze mamy do czynienia z podobnymi dziełami, uderzającymi w religijne czy kulturowe wartości. Tak było w przypadku "Kamasutry" (1996) Miry Nair, "Księdza" (1994) Antonii Bird czy "Żywotu Briana" (1979) Terry'ego Jonesa. Film Howarda to dzieło wyjątkowo miałkie: sensacyjna historia o rzekomym związku Jezusa i Marii Magdaleny oraz ich potomstwie, które po dziś dzień ukrywa się na tym łez padole, bardziej śmieszy niż porusza.

Doświadczony kinoman od dawna nie wierzy w tajemnicze spiski, z łatwością rozróżnia fikcję od rzeczywistości, a kłamstwo od prawdy. Jeśli do kina każdorazowo przykładać będziemy miarę prawdziwości, zabijemy jego naturę, a z naszych półek zniknie m.in. najbardziej uroczy film spiskowy - "Potwory i spółka". Wszak - na zdrowy rozum - nie istnieje świat uroczych potworów, sympatycznych "straszaków", które z dziecięcego krzyku czerpią energię elektryczną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2006