Ołtarz przeciw tronowi

Katolicy z Korei Południowej znów stoją po stronie tych, którzy buntują się wobec niesprawiedliwej władzy. Znów, gdyż katolicyzm ma tu długą tradycję oporu.

23.01.2017

Czyta się kilka minut

Statua króla Sejonga na placu Gwanghwamun, Seul, Korea Płd., kwiecień 2016 r. / Fot. Jung Yeon-Je / AFP / EAST NEWS
Statua króla Sejonga na placu Gwanghwamun, Seul, Korea Płd., kwiecień 2016 r. / Fot. Jung Yeon-Je / AFP / EAST NEWS

​Na placu gwanghwamun, „koreańskim Majdanie”, jak co sobotę trwa protest. I jak co sobotę zbiera się tu niemal milion ludzi. Choć prezydent kraju, Park Geun-hye, została już pozbawiona urzędu, ostateczną decyzję o usunięciu córki dyktatora Parka Chung-hee ma podjąć Trybunał Konstytucyjny. Protestujący chcą być pewni, że decyzja będzie właściwa.

Ale na placu poruszane są też inne problemy. Panuje pełny hyde park. Przemawiają ludzie z różnych środowisk, partii, religii. Dziś z głównej sceny przemawia więc też ewangelicki pastor. Mówi, że Jezus protestuje tu z nimi na placu. Po czym nagle zmienia retorykę i zaczyna... przepraszać. Z pochyloną głową prosi o wybaczenie za tak słabo słyszalny na cotygodniowych protestach głos Kościołów protestanckich.

W istocie, przez lata środowiska protestanckie, zwłaszcza Kościół metodystyczny i prezbiteriański, były blisko władzy. Triumfowały, gdy prezydentem została Park Geun-hye, kandydatka konserwatywnej partii Saenuri. Tymczasem zupełnie inna atmosfera panowała podczas tamtych wyborów w środowiskach katolickich...

Ale po kolei. W tutejszym Kościele katolickim udział w ruchu społecznego oporu ma bowiem długą tradycję.

Katolicy niepokorni

Kościół katolicki był pierwszą religią chrześcijańską, która pojawiła się na Półwyspie Koreańskim. Korea nigdy nie była kolonią żadnego europejskiego mocarstwa, a katolicyzm bezprecedensowo rozprzestrzenił się tu nie za sprawą misjonarzy, lecz... książek. Oto część klasy rządzącej, tzw. yangban, w XVIII w. była rozczarowana oficjalną konfucjańską ideologią państwa i zwróciła się ku tradycjom zachodnim. Wraz z książkami naukowymi poszukujący odkrywali pozytywne odniesienia do chrześcijaństwa.

Fascynacja nową religią doprowadziła do tego, że mimo braku księży pod koniec XVIII w. niektórzy przedstawiciele elit deklarowali się jako chrześcijanie. Pierwszym księdzem w kraju został nie Europejczyk, ale Koreańczyk, który po nauki i błogosławieństwo pojechał do katolickiej misji w Chinach. A pierwsze katolickie wspólnoty w kraju wywodziły się z protestujących intelektualnych elit.

Ta sytuacja niewiele zmieniła się przez wieki. Za czasów rządu wojskowego Parka Chung-hee to katolicyzm był pierwszą religią, która jawnie wystąpiła przeciw władzy. Kościół wspierał studentów i opozycjonistów, duchowo i finansowo. Tymczasem protestanci od początku brali udział w kształtowaniu republiki. W 1948 r. na pierwszego prezydenta niepodległej Korei został wybrany Syngman Rhee: należał on do Kościoła metodystów i nie krył, że protestantyzm ma odgrywać kluczową rolę w rozwoju państwa. W jego rządzie protestanci stanowili aż 40 proc., choć w skali kraju ich liczba nie przekraczała 10 proc. (dziś protestanci są najliczniejszą grupą chrześcijan: ok. 20 proc. społeczeństwa – dla porównania, katolicy nie stanowią nawet 10 proc.).

Warto pamiętać, że tamte pierwsze wybory zostały przygotowane pod auspicjami amerykańskich władz okupacyjnych, a Rhee był ich kandydatem. W kolejnych latach promowano tu protestancką myśl społeczną, a jedną z prac stawianych za wzór była „Etyka protestancka a duch kapitalizmu” Maxa Webera. Często można spotkać opinię, że jednym z czynników, który wpłynął na spektakularny sukces ekonomiczny kraju, był protestancki stosunek do pracy. Gdyby prześledzić historię współczesnej Korei, okazałoby się, że większość jej liderów należała do któregoś z Kościołów protestanckich. Same zaś Kościoły do dziś czerpały z tego faktu finansowe korzyści. Dlatego aż dotąd duchowni protestanccy częściej woleli milczeć, nawet wobec jawnych niesprawiedliwości ze strony władz.

Tymczasem Kościół katolicki był bardziej niepokorny. A zaangażowanie księży sięgało tak daleko, że udzielali oni schronienia poszukiwanym dysydentom, nawet przez lata.

Konfrontacja i ofiary

Przykładem udziału duchowieństwa w walce z autorytarną władzą jest założone w 1974 r. Katolickie Stowarzyszenie Księży na rzecz Sprawiedliwości, którego początkowe działania wymierzone były w wojskowy rząd Parka Chung-hee. Celem było przywrócenie harmonii i sprawiedliwych rządów w Kraju Spokojnego Poranka.

Duchowni związani z tą wspólnotą swój polityczny protest głosili nie tylko z ambony, ale uczestniczyli w protestach na ulicy. Dyktatorzy zaś bali się – i starali się, przynajmniej oficjalnie, nie występować przeciw Kościołowi katolickiemu: Watykan był postrzegany jako sojusznik w walce z Koreą Północną, a Jan Paweł II jako antykomunistyczny autorytet. Jego pielgrzymka w 1984 r., gdy po koreańsku cytował Konfucjusza, poruszyła naród.

W tej konfrontacji Kościołowi nie zawsze udawało się uniknąć ofiar. Zdarzały się aresztowania, nawet biskupa. Chi Hak-sun, bo o nim mowa, znany był z nieustępliwej krytyki reżimu; z aresztu wypuszczono go dość szybko – władze bały się międzynarodowego skandalu. Świeccy nie mieli takiego wstawiennictwa. Katolik Kim Chi-ha, jeden z najsłynniejszych poetów-dysydentów, za „wywrotową” twórczość został skazany na śmierć. Ostatecznie po protestach karę najpierw zamieniono na dożywocie, a później został zwolniony.

Poeta oskarżył rząd o wymuszanie zeznań torturami – i wkrótce znów wylądował w więzieniu. Stamtąd pisał: „Zrozumiałem, że Bóg jest jednością z rewolucją, czytając encyklikę papieża Jana XXIII »Mater et Magistra«”. Wskazywał też na inspiracje takimi autorami jak Frederick Herzog, Johann Baptist Metz, i teologią wyzwolenia. Jego prace były wielką inspiracją nie tylko dla katolików, ale dla wszystkich sprzeciwiających się ówczesnej dyktaturze.

Patrząc władzy na ręce

Społeczne zaangażowanie wspólnot katolickich nie skończyło się po politycznej odwilży i demokratyzacji w 1987 r. Katolicy triumfowali, gdy w 1998 r. władzę objął Kim Dae-jung: opozycjonista, który za dyktatury przeżył tortury, więzienie i kilka zamachów na swe życie. Kim Dae-jung podkreślał, że to wiara pomogła mu przetrwać najtrudniejsze chwile i poradzić sobie z traumą. Z celi śmierci (ostatecznie do egzekucji nie doszło) pisał w liście do syna, że za sprawą wiary w Boga wybaczył oprawcom.

Dotrzymał słowa, gdy będąc u władzy wypuścił z więzienia poprzednich prezydentów Chun Doo-hwana i Roh Tae-woo – do dziś decyzja ta budzi kontrowersje w Korei. Chrześcijańskie inspiracje związane z miłosierdziem można odnaleźć też w kreowanej przez niego tzw. słonecznej polityce, która miała ocieplić relacje z Koreą Północną (ostatecznie poniosła fiasko).

Większość katolickich grup zmieniła swe cele i zaangażowanie po odwilży – zaczęła np. działać na rzecz zjednoczenia Korei, kwestii ekologicznych i socjalnych. Ale wojownicze Katolickie Stowarzyszenie Księży dalej patrzyło władzy na ręce – niektórzy twierdzili, że do przesady. Organizacja spotkała się np. z ostrą krytyką, gdy w 2008 r. sprzeciwiała się importowi amerykańskiej wołowiny. W tym samym roku Stowarzyszenie domagało się sprawiedliwości w sprawie ujawnionej korupcji w Samsungu – ta jednak nie nadeszła. Jako jedni z pierwszych jawnie krytykowali też Park Geun-hye na długo przed obecną aferą korupcyjną.

Członkowie Stowarzyszenia nie są w koreańskim katolicyzmie głosem wołającego na pustyni. Dziś wszyscy hierarchowie katoliccy krytykują rządzących i popierają protestujących.

Głos najbardziej donośny

Gdy zapytałem jedną z protestujących zakonnic o sens udziału Kościoła w protestach, bez wahania wspomniała papieża Franciszka, który odwiedził Półwysep Koreański we wrześniu 2016 r. Franciszek beatyfikował wtedy 124 męczenników, którzy umarli za wiarę w XVIII i XIX w. (masowo męczenników beatyfikował tu wcześniej Jan Paweł II). Tak duża ich liczba wskazywana jest jako przykład poświęcenia dla wiary i ludu, które wymaga zaangażowania również w XXI w.

Ostatnią mszę podczas tamtej wizyty Franciszek odprawił w świątyni Myeong-dong – pierwszej zbudowanej katedrze w Korei, będącej też symbolem protestu. W latach 70. XX w. dysydenci szukali w niej schronienia podczas policyjnych nagonek i rozganianych manifestacji. Policja nigdy nie przekraczała jej murów.

Ksiądz Park Dong-ho, członek Stowarzyszenia, od lat powtarza, że Korea tylko z nazwy jest demokratyczna, gdyż nie przyjęła demokratycznych wartości i nie respektuje praw człowieka: „Rząd mówi, że popiera demokrację, ale w istocie to fasada służąca zachowaniu władzy. Rząd jest bardziej podstępny niż wcześniej, cofamy się, zamiast iść do przodu”.

Ojciec Park i wielu innych katolickich duchownych uważa, że gdy władza sprowadza cierpienie na ludzi, obowiązkiem księdza jest protestować. W efekcie w Korei to katolicyzm jest – wśród wszystkich religii – najbardziej donośnym głosem w obronie demokracji. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2017