Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dziewczęta służące w izraelskiej armii z imponującą odwagą próbują mierzyć się ze swym poczuciem winy. Niektóre z nich mówią powoli, dokładnie ważąc każde słowo. Być może są na środkach uspokajających. Jedna przyznała się nawet do alkoholowego uzależnienia. Inna nerwowo przypala papierosa. Jeszcze inna opowiada, jaką agresję budzi w niej histeryczny płacz własnego dziecka - echo spazmów arabskich maluchów, które na zawsze zostaną w jej pamięci.
Na ostatnim Krakowskim Festiwalu Filmowym pokazano ciekawy dokument "Flipping Out" ("Korba") Yoava Shamira, który opowiada o osobliwej modzie panującej wśród izraelskiej młodzieży. By odreagować traumy z okresu służby wojskowej, wyjeżdżają na długie miesiące do Indii i tam z miejsca wchodzą w narkotykowy trans. Bohaterki dokumentalnego filmu Tamar Yarom nie szukają tak ekstremalnej ucieczki. By uwolnić się od swoich koszmarów, wybrały drogę osobistego wyznania. Nie chcę oceniać tego gestu z perspektywy płci, ale film "Cień uśmiechu" sugeruje wyraźnie, że wojna oczami kobiet-żołnierek jest zupełnie inną wojną.
Dziewczyny otwarcie, choć ze ściśniętym gardłem, opowiadają o poczuciu władzy, jaką czuje izraelski żołnierz na punkcie kontrolnym czy podczas patrolu palestyńskiej ulicy. Mówią o "nowych prawach wojny", które pozwalają na najbardziej drastyczne środki: wymuszanie zeznań, tortury, fałszowanie raportów, upokarzanie. Przyznają się, że czasem świetnie bawiły się na służbie. Bo czyż może być coś bardziej zabawnego niż włamanie się do meczetu i zamiast śpiewu muezina włączenie na cały regulator piosenki "I’ve Got the Power..."? W wojsku mimowolnie nabierały cech męskich: zaczynały mówić podniesionym głosem. Za osobiste cierpienia mściły się na Bogu ducha winnych ludziach. Najdojrzalsza z bohaterek zdołała dostrzec trochę więcej niż jej nastoletnie koleżanki: w czasie pacyfikacji palestyńskich domów czuła zrozumienie dla nienawiści po tej drugiej stronie. Inne bohaterki wydają się przerażone własną postawą: "Myślałam, że mam ukształtowany światopogląd, ale to wszystko się załamało".
Tak mało sami o sobie wiemy - ta myśl przewija się przez cały film. Dziś Meytal nie może zrozumieć, jak mogła sfotografować się dla żartów z "oleandrem" - nagim palestyńskim trupem, którego jako sanitariuszka miała za zadanie umyć, zanim zostanie oddany Autonomii. Nigdy nie widziała tego zdjęcia. Dziś chciałaby zobaczyć wyraz swojej twarzy w tamtej beztroskiej chwili. Czy się wtedy uśmiechała?
Film Yarom nie jest uwikłany w polityczne spory ani też nie próbuje wybielać w jakimkolwiek stopniu arabskiego terroryzmu. Z mało dotychczas znanej perspektywy kobiecej pokazuje konflikt izraelsko-palestyński jako bezsensowną spiralę śmierci, która nakręca się z obu stron, z użyciem najbardziej prymitywnych metod. Film ma wymiar kameralny - składa się głównie z "gadających głów", ale siła tych wyznań poraża. Towarzyszą im amatorskie nagrania, zrealizowane dla zabawy w wojskowych bazach, czy też reporterskie migawki z ulicy. Te ostatnie oglądamy przez snajperski celownik - i ta perspektywa patrzenia mówi więcej niż jakikolwiek komentarz.
CIEŃ UŚMIECHU - reż.: Tamar Yarom, Izrael 2007, Planete, sobota 12 VII, 22.25