Ojców pod presją

Najmniejszy park narodowy w Polsce jest dziś zagrożony przez deweloperów.

06.10.2014

Czyta się kilka minut

Kaplica na Wodzie przy asfaltowej drodze przecinającej Ojcowski Park Narodowy /
Kaplica na Wodzie przy asfaltowej drodze przecinającej Ojcowski Park Narodowy /

Indyk mieszkał pod Ojcowem, i tam 26 lipca 1829 r. Fryderyk Chopin kazał się wieźć krakowskiemu woźnicy, który liczył sobie za tę podróż całe cztery talary. Skąd my to znamy – woźnica nie znał drogi i o dziewiątej wieczorem wpakował się prosto w zimny nurt Prądnika pośród skał. Nad Fryderykiem zlitowali się miejscowi chłopi i zaprowadzili go piechotą do zajazdu państwa Indyków na Podzamczu, gdzie dotarł w zupełnej ciemności, przekraczając wiele razy potok, zroszone łąki i skalne grapy. Nie chciał się przeziębić, więc kupił od gospodyni za złotówkę krakowską wełnianą czapkę, którą rozdarł na dwie połowy i obwiązał nimi stopy; pojadł, wypił wina, ubawił się w znakomitej kompanii i zasnął jak zabity na podłodze, gdzie mu pościelili. Gdy obudził się, ujrzał pejzaż, który stał się przyczyną wielu zachwytów i uniesień. Dziś w miejscu, gdzie mieszkali państwo Indykowie, obok zamku w Pieskowej Skale, stoi „Willa Chopin” z kawiarnią. Stary budynek ponoć spłonął gdzieś na przełomie XIX i XX w.

Niedługo po wizycie Chopina w Ojcowie i Dolinie Prądnika zaczęły się złote czasy tych miejsc. Magia pejzażu rzut beretem od Krakowa ściągała artystów, a walory zdrowotne – cisza, czyste powietrze i jurajskie źródła – pierwszych turystów i kuracjuszy, dla których budowano kolejne pensjonaty, wille i zakłady lecznicze, jak choćby wielką, nieistniejącą już dziś „Goplanę” naprzeciw Kaplicy na Wodzie. Na wakacje przyjeżdżał tu Jan Lechoń, Antoni Ferdek przecierał szlaki dla zorganizowanego przewodnictwa – oprowadzał pierwszych wycieczkowiczów po ruinach zamku w Ojcowie, ponad wsią z przylepionymi do skał niebieskimi chałupami, zabierał ich do Jaskini Ciemnej, na Górę Okopy, pod Bramę Krakowską czy do cichej Doliny Sąspówki. Ojców stał się modny wśród elit. Przy Wąwozie Korytania nową szosą, popularną „serpentyną”, ścigały się automobile, nie przekraczając dozwolonych 73 km/h. Na potęgę wycinano lasy, dlatego już przed wojną pojawiały się głosy o konieczności ochrony bogatego ekosystemu. Ojcowski Park Narodowy (OPN) powstał w 1956 r. głównie dzięki inicjatywie profesora Władysława Szafera. Dziś jest w ciągłej opresji, a jego problemy ilustrują sytuację wielu parków w kraju i mentalność rodaków.

W otulinie

OPN, najmniejszy park narodowy w Polsce o powierzchni 2 146 ha, leży na terenie czterech gmin: Skała, Jerzmanowice-Przeginia, Wielka Wieś i Sułoszowa. Jego południowy kraniec znajduje się 8 km od północnych peryferii aglomeracji Krakowa; gdy nie ma korków, to dziesięć minut jazdy samochodem. Okoliczne wsie, również te sąsiadujące z granicą parku, tracąc swój rolniczy charakter, stają się sypialnią miasta. Komunikacja miejska dociera już do Białego Kościoła na obrzeżach parku.

Przedmieścia Krakowa mogą służyć za akademicki przykład polskiego podejścia do estetyki przestrzeni. Mimo dyskusji i kolejnych książek na ten temat, które raczej nie znajdują się w urzędach gmin, buduje się, jak się chce i mniej więcej gdzie się chce. Przy drogach i w szczerym polu staje cały przekrój architektonicznych stylów, które rzadko próbują nawiązać dialog z tłem. Rezydencje rodem z „Dynastii” obok różowych bliźniaków, kruszejące zabytkowe chaty obok pokracznych przebudówek gierkowskich klocków. Majętni mają chrapkę na wille w otulinie parku, bo las daje przyjemność samą w sobie i gwarancję, że obok nie pojawi się krnąbrny sąsiad. I tu zaczynają się kłopoty. Dla wszystkich.

Pół biedy, jeśli gmina posiada miejscowy plan zagospodarowania przestrzeni, który jasno wskazuje tereny budowlane. Gdy go nie ma, otwiera się furtka do przekrętów i obejść prawa, bo budynki stawia się na podstawie warunków zabudowy, popularnej wuzetki. Otulina jest według ustawy o ochronie przyrody wydzielonym obszarem wokół chronionego przyrodniczo terenu, zabezpieczającym go przed zagrożeniami zewnętrznymi wynikającymi z działalności człowieka. Jej definicja jest w istocie polem do interpretacyjnych nadużyć, a już na pewno źródłem wielu sporów, w szczególności na obszarach nieobjętych planem.

W większości przypadków jedyną faktyczną przeszkodą dla wnioskodawcy jest stanowisko dyrektora parku narodowego, który ma zaledwie dwa tygodnie na udowodnienie, że inwestycja wpłynie negatywnie na ochronę przyrody. Park zatrudnia wielu ekspertów, którzy często walczą z wiatrakami, bo pewne kwestie w tak krótkim czasie udowodnić jest niezwykle trudno, a ludzie przywołują zgrane zestawienie: potrzeba człowieka kontra ochrona jakiegoś żuczka.

Do niedawna OPN znajdował się w zupełnie niekorzystnej pozycji – do 2012 r. nie miał prawa wydawać środków poza granicami parku, a więc w otulinie. Był pozbawiony jakichkolwiek narzędzi prawnych, by ją obsługiwać. Ministerstwo w takich sporach żąda coraz większej liczby dowodów, sędziowie nie rozumieją uwarunkowań przyrodniczych, gminy zazwyczaj (choć są chlubne wyjątki) hasło „rozwój” rozumieją dość jednostronnie i nie ma przed nim miejsca na słowo „zrównoważony”.

Dobitnie zaświadczyła o tym głośna spra- wa sprzed blisko dekady, gdy deweloper Tara Polska z Wrocławia planował budowę osiedla przy Smardzowicach, tuż na skraju parku. Budowa tego kompleksu zamieniłaby Dolinę Prądnika w miejski park rozrywki. OPN jasno oznajmił, że jego realizacja w zasadzie przypieczętuje los parku. Biznesmeni odpierali zarzuty twierdząc, że w takich drogich osiedlach mieszkają ludzie „na poziomie” (mówi to wiele o współczesnych kryteriach przynależności do elity). Rzecz w tym, że Ojców co weekend odwiedzają tylko ludzie „na poziomie”, bo nie jest to ulubione miejsce szalikowców czy ekip spod budy z piwem. I po tej elicie specjalna brygada złożona z ośmiu osób sprząta park ze śmieci aż do wtorku wieczorem.

Teren, na którym miało powstać osiedle, zarósł, a dziś rolnicy na powrót uprawiają tam ziemię, dzierżawiąc ją od Tary. Takiej niezweryfikowanej informacji udzielił park – do firmy nie udało się dodzwonić, a pracownik gminy Skała nie wiedział, co się dzieje z terenem nieobjętym miejscowym planem. Bo planu wciąż nie ma, studium przy dobrych wiatrach powstanie za półtora roku, sam plan – jeśli budżet pozwoli – jeszcze później.

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z końca 2013 r. przychylił się do wniosku skarżącego obywatela, uznając za niekonstytucyjny przepis, który pozwalał posiadaczom zabudowań na gruntach rolnych w otulinie powiększyć je o 15 proc., a uniemożliwiał stawianie nowych budynków. Droga dla niekontrolowanej zabudowy stoi więc otworem. Inwestycja Tary na razie nie powiodła się – głównie ze względu na śmierć jednego z irlandzkich udziałowców. Niedaleka przyszłość zapewne jednak przyniesie kolejne podobne koncepcje.

Syndrom wyspy

OPN, podobnie jak cała Jura, wyniesiona ponad sąsiadujące regiony, jest wyspą, i nie jest to korzystna sytuacja. Eksperci, wyrażając negatywne stanowisko w sprawie nowej zabudowy w otulinie, przywołują często argument korytarzy przyrodniczych. Obecnie Ojców otoczony jest ze wszystkich stron siecią ruchliwych dróg, a hałas z szosy „olkuskiej” dobiega do samej Doliny Prądnika. Park jest odcięty od innych kompleksów leśnych. Zwierzęta migrują, by utrzymać kontakt genowy, i to gwarantuje im przetrwanie. Gdy korytarze zostają odcięte, populacja ginie. Dziś ich los zależy już wyłącznie od gmin, na terenie których znajdują się szlaki migracyjne.

W letnie weekendy park pustoszą turyści, którzy za wszelką cenę próbują zaparkować przy samym wejściu, powodując wielkie korki, podczas gdy parking pod Złotą Górą, zaledwie kwadrans spacerem przez las, stoi wolny. Wzmożony ruch turystyczny staje się w Ojcowie problemem i zagrożeniem. Park ma wątpliwą możliwość jego regulacji – przez jego środek biegnie asfaltowa droga, prowadząca do prywatnych posiadłości.

OPN, jako jeden z niewielu w Polsce, jest zamieszkany często przez ludzi, których przodkowie żyli tu, zanim powstał park. Dyrektor, Rudolf Suchanek, marzy o parkingach na obrzeżach parku, które odciążyłyby dolinę. Problem w tym, że taką inwestycję musiałyby zainicjować gminy w porozumieniu z parkiem, właścicielami gruntów i prywatnymi przedsiębiorcami.

Od 2012 r. parki narodowe w Polsce nie są już państwowymi jednostkami budżetowymi, lecz osobami prawnymi, dzięki czemu nie muszą już zwracać nadwyżki dochodów do Skarbu Państwa. Park zarabia głównie na turystach, niewielkie przychody przynosi sprzedaż drewna, bo ochrona w parku nie polega wyłącznie na utrzymywaniu rezerwatów ścisłych, ale na ochronie czynnej, której zadaniem jest ocalenie wybranych gatunków, często kosztem innych.

Mógłby zarabiać również na wynajmie pięknych zabytkowych willi i pensjonatów w stylu szwajcarsko-ojcowskim. Większość z nich należy jednak do właścicieli prywatnych. Tuż pod zamkiem straszą rudery, które mogłyby świecić swoim przedwojennym blaskiem – ich właścicielem jest Niemiec, który wykupił je, ale porzucił plan ich restauracji. Pracownicy mogą tylko czekać, aż runą. Dzięki dotacji marszałka województwa małopolskiego Park wyremontował natomiast należące do niego wille „Pod Berłem” i „Jastrzębską”. Uratowano też na razie połowę pięknej „Willi pod Koroną” pod Igłą Deotymy.

Mieszkańcy doliny dawno zarzucili rolnictwo, które korzystnie wpływało na ekosystem. Dziś łąki z cennymi gatunkami zarastają. Fotografie z początku wieku uświadamiają, jak wiele skał pochłonęła zieleń. Dlatego park szuka sposobów, by zachęcić rolników do działalności: w tym roku płacił przedsiębiorcy, by wypasał tu owce na murawach kserotermicznych.

Szok tlenowy

Ojców jest najpiękniejszy teraz, jesienią. Napotkani tu młodzi rodzice opowiadali mi o „szoku tlenowym”, jaki przeżyło ich czteromiesięczne dziecko po pierwszym wyjeździe z miasta. Po prostu po raz pierwszy spało jak zabite. Wiele wskazuje na to, że jakość powietrza w parku się poprawia. Dobrze robi mu wyniesienie terenu, zachodnie wiatry odpychają krakowski smog. Do lasów wróciły borowiki, na które mimo zakazów rzucają się grzybiarze. Jodła, niedawno umierająca, znów zaczęła się samoczynnie obsiewać. Nikt jednak nie bada tu jakości powietrza – najbliższa stacja pomiarowa znajduje się w Olkuszu, bo w Polsce pomiary przeprowadza się tylko w skupiskach ludzkich zagrożonych pyłami.

Przypadek Ojcowa wiele mówi o nas samych. O ile po 25 latach kapitalizmu Polacy zaczynają rozumieć, że nie tylko chlebem człowiek żyje, o tyle w relacji z naturą jesteśmy dopiero na początku drogi. Ale może po prostu, by oszczędzić sobie kolejnych dekad i trudu, wystarczy przeprosić się ze zdrowym rozsądkiem, którego zabrakło woźnicy Chopina – i wiemy, jak to się skończyło.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2014