Albo przyroda, albo asfalt

MARIAN STÓJ, ornitolog, były dyrektor Magurskiego Parku Narodowego: Miejscowi się skarżą, że dla parku narodowego się nie liczą. Ale od pomagania im są inne instytucje.

16.07.2019

Czyta się kilka minut

Sporna droga w Magurskim Parku Narodowym, marzec 2019 r. / JAKUB HAP / FAKTY JASIELSKIE
Sporna droga w Magurskim Parku Narodowym, marzec 2019 r. / JAKUB HAP / FAKTY JASIELSKIE

ADAM ROBIŃSKI: Co widać z gniazda orła przedniego?

MARIAN STÓJ: Rozległe, piękne tereny. Z gniazda orlika krzykliwego trochę mniej. Jedne i drugie zakładają gniazda na starych drzewach, ale orlik niżej, zwykle w połowie korony. A orzeł przedni tylko kilka metrów poniżej wierzchołka, na potężniejszych drzewach, nawet ponad trzydzieści metrów nad ziemią. Orłów mamy w Polsce raptem 35 par. Orlików ponad dwa i pół tysiąca.

Po co człowiek wchodzi tak wysoko?

Prowadzę monitoring populacji lęgowej orła przedniego w polskich Karpatach dla Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, a przy okazji obrączkuję młode na gniazdach. W tym roku z pomocą młodszego kolegi z Magurskiego Parku Narodowego zaobrączkowaliśmy dziewięć młodych orłów. Dziesiąty odchowuje się w Tatrach. Nie jest zaobrączkowany, bo na strome zbocza skalne nie wchodzimy. Kiedy gniazdo jest na trudniejszym do wyjścia drzewie, wykorzystuję kolegę ze sprzętem wspinaczkowym. Bo ja nie używam żadnego sprzętu.

Nawet kolców na buty?

Nic nie biorę. Ale nie na wszystkie drzewa da się wejść bez sprzętu. Czasem muszę przejść z jednego drzewa na drugie, zanim wejdę na właściwe. Ale jeśli na dole nie ma sęków, po których mogę się wspiąć, rezygnuję i wysyłam kolegę. On ma kolce i liny.

Orłom podobają się takie wizyty?

Różnie. Na ogół nie reagują, tylko oddalają się. Ale są takie dwie pary, które próbują mnie strącić z drzewa. Pikują na mnie i podrywają się dopiero tuż nad głową. Wie pan, orzeł potrafi unieść w szponach sarnę, a ja przecież nie jestem mocnej postury. Stres jest dość duży. Ale na szczęście większość ptaków nijak nie reaguje. Zresztą na ogół nie ma ich przy gniazdach.

Jak to?

Rzadko przylatują do młodych, pojawiają się zwykle wtedy, gdy upolują jakąś ofiarę. A ja robię to szybko, dwadzieścia minut i jest po sprawie. No więc obrączkuję ptaki, naprawiam gniazda, sprawdzam efektywność lęgów. Jestem z tych okolic, na drzewa wspinam się od dziecka, ptaki obrączkuję od połowy lat 80. Kiedy w 1993 r. reaktywowano Komitet Ochrony Orłów, te działania się zintensyfikowały. A kiedy zaraz potem powstawał Magurski Park Narodowy, do dokumentacji projektowej włączono moje opracowanie dotyczące ptaków na tym terenie.

W jakich okolicznościach powoływano do życia w 1995 r. MPN?

To była w dużej mierze inicjatywa ówczesnego wojewódzkiego konserwatora przyrody, Jana Szafrańskiego, pierwszego dyrektora. Ministerstwo Środowiska podpisało porozumienie z mieszkańcami gminy Krempna, którym obiecano, że na pewno nie zabraknie dla nich drewna, że ciągle będą mogli korzystać z lasu i będą mieć pierwszeństwo przy zatrudnieniu. Nadleśnictwo Żmigród, które obejmowało tereny Krempnej, przekształciło się w struktury parku narodowego wraz z jego pracownikami.

Minęły 24 lata. Co się zmieniło?

Przyroda na pewno zyskała. Zwłaszcza drzewostany. Wciąż się pozyskuje drewno, ale przede wszystkim na terenach porolnych, gdzie wcześniej prowadzono sztuczne nasadzenia. Trwa tam tzw. przebudowa drzewostanów. To około jednej piątej powierzchni Parku. Ale poza tym widać, że las się starzeje. Nabrał puszczańskiego charakteru.

A zwierzęta?

Zwierzyna też ma się lepiej, chociaż nie do końca, bo Park jest obstawiony ambonami myśliwskimi. Od zewnątrz i od środka, bo w jego otulinie wewnętrznej znajduje się pięć wsi. Zwierzęta żyją więc w Parku, ale myśliwi nęcą je jabłkami czy kukurydzą, dlatego one wychodzą z lasu i są strzelane. Poza tym w zadaniach ochronnych Parku przed moim przyjściem był zapis na pozyskanie do 80 jeleni rocznie. Rok 2018 był pierwszym w historii, gdy w MPN nie odstrzelono ani jednego jelenia. Po prostu nie dałem na to zgody. Leśniczowie nie zgłaszali większych szkód w młodnikach, więc nie było powodu zwierzyny redukować.

Park jako instytucja ochrony przyrody się sprawdził?

Każdy park narodowy ma swoją specyfikę i cele ochrony. Niektórzy spodziewali się, że rozwijać się będzie głównie turystyka, ale przecież w Beskidzie Niskim nie ma ani wysokich gór, ani odsłoniętych szczytów. Chodzi się lasem. 95 proc. terenu MPN jest zalesione. Turystów jest niewielu i dzięki temu świetnie mają się duże drapieżniki. Występują dwie watahy wilka, rysie, żbiki. Pokazuje się niedźwiedź, zdarzyło mu się nawet w Parku gawrować.

Podobno Magurski Park Narodowy to jedyne w kraju miejsce, gdzie w jednym lesie żyją niedźwiedź i łoś.

Łoś pojawił się w latach 70. lub 80., nieduża populacja, ale faktycznie jest. Najwięcej jednak mamy jeleni, ponad tysiąc osobników.

W 2017 r., obejmując stanowisko dyrektora MPN, mówił Pan, że nie jest leśnikiem, tylko biologiem, więc ma świeże spojrzenie na Park.

Uważam, że biolog zna lepiej powiązania biocenotyczne. Leśnicy są kształceni trochę pod innym kątem. Produkcja drewna jest niby tylko jednym z pięciu celów ich działalności, ale w rzeczywistości wszystko się do niej sprowadza. Niestety większość leśników nie interesuje się ochroną przyrody. Kiedy powstawał MPN, obiecywano, że nikt nie straci pracy. W efekcie większość z nich nie ma teraz ambicji, by się czegokolwiek douczyć. Zdarza się, że leśnicy nie rozpoznają nawet gatunków drzew. A jeden złapał myszołowa z uszkodzonym skrzydłem i przez kilka dni utrzymywał, że to orlik. Nie przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić w atlasie lub w internecie, co to za gatunek. Ale najbardziej niepokoi to, że osiemnastu pracowników to myśliwi. To głównie pracownicy terenowi.

Ile osób zatrudnia Park?

Dziewięćdziesiąt. Nie wszyscy mają pełne etaty.

Ile zajmuje się ochroną przyrody?

Były trzy, przyjąłem jeszcze dwie. Zespół do spraw Ochrony Przyrody liczy pięć osób. Jest też nieduży Zespół ds. Edukacji. Bardzo zależało mi, żeby pracownicy – specjaliści z poszczególnych dziedzin przyrodniczych – podejmowali badania naukowe w MPN i publikowali dużo prac. Planowałem utworzyć pracownię naukową. Tak pewnie by było, gdybym nie musiał odejść na emeryturę.

Aż tak się Pan naraził okolicy?

Ludzie oczekują, że park narodowy poda im wszystko gotowe. I skarżą się, że dla parku się oni nie liczą. Ale przecież w Parku nikt nie mieszka! Wsie są poza nim. Park narodowy ma chronić przede wszystkim przyrodę. Od pomagania ludziom są radni, wójt gminy i cała masa innych instytucji państwowych. Poza tym Park promuje region i ludzie powinni umieć to wykorzystać. Zakładać firmy, przyciągać turystów i na nich zarabiać. A w gminie Krempna nie ma ani jednej restauracji.

Jest za to spór o remont drogi z Krempnej do Ożennej przez Żydowskie i Ciechanię. Kiedy zostawał Pan dyrektorem, zapowiadał Pan, że przywróci pieszy szlak, który przechodził przez dolinę po dawnej wsi, Ciechani. Ale szlaku nie ma, wciąż biegnie przy granicy państwowej.

Dostawałem bardzo dużo wniosków o przywrócenie go przez Ciechanię. Przeciwko temu rozwiązaniu byli niektórzy moi pracownicy z Zespołu ds. Ochrony Przyrody. Rada Naukowa Parku w końcu – za trzecim razem – przegłosowała co prawda jego utworzenie, ale sprawa rozmyła się w ministerstwie. Powiedziano, że skoro teren jest tak cenny przyrodniczo, to lepiej, żeby szlaku tam nie było.


Czytaj także: Andrzej Stasiuk: Droga przez Ciechanię


Czyli szlaku pieszego ma nie być, będzie za to droga dla samochodów?

Park zabiegał, by starosta przekazał ją MPN, byłaby drogą techniczną udostępnianą w sytuacjach awaryjnych. Ona powinna być wyremontowana, bo w tej chwili jest trudno przejezdna. Ale tej drogi nie powinno się asfaltować. Powinno się użyć tłucznia, żeby wciąż miała charakter drogi leśnej i żeby samochody nie mogły się na niej rozpędzać. To, że po asfalcie będą jeździć szybko, widać choćby w Foluszu, gdzie podobna droga powiatowa kończy się w lesie. W weekendy jest tam mnóstwo turystów i rodzice muszą łapać dzieci spod kół śmigających co chwilę samochodów.

Park wyraził w sprawie drogi powiatowej przez Ciechanię swoje stanowisko?

Droga co prawda przebiega przez środek Parku, ale należy do starostwa, więc starosta uznał, że nie ma co pytać nas o zdanie. Ale o opinię zapytała nas Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, dlatego Zespół ds. Ochrony Przyrody sporządził opinię. Napisaliśmy, jakie zwierzęta przechodzą przez tę drogę i co im zagraża w przypadku jej wyasfaltowania. Z tego pisma jednoznacznie wynikało, że wpływ asfaltu będzie negatywny, bo samochody będą szybciej jeździć i zderzać się z przebiegającymi przez drogę zwierzętami. Dlatego RDOŚ nałożył na starostę obowiązek przygotowania raportu oddziaływania na środowisko. Raport powstał do końca maja, jest teraz w RDOŚ. Co dalej, czas pokaże, bo sprawa stała się głośna i ludzie zaczęli protestować. Ta droga w zasadzie nikomu nie jest potrzebna, bo równoległa do niej droga wojewódzka jest szersza, prostsza, biegnie po płaskim terenie i można szybciej nią dojechać do Wyszowatki, Grabiu czy przejścia granicznego w Ożennej.

Nowy dyrektor zaopiniuje remont pozytywnie?

Park się już wypowiedział, więc nowego dyrektora nikt o zdanie nie będzie pytał, decyzja należy teraz do RDOŚ.

W jednym z wywiadów starosta jasielski Adam Pawluś wspominał, że chciałby, aby w Żydowskiem powstał również wyciąg narciarski.

Starosta proponował, żeby to Park go wybudował. Odpowiedziałem, że Park nie może budować obiektów, które nie służą ochronie przyrody. Park ma się zajmować ochroną przyrody, a nie inwestycjami niesłużącymi przyrodzie. Jeśli znajdzie się zewnętrzny inwestor, to podobnie jak w przypadku drogi Park wyda opinię, a decyzję podejmie minister środowiska.

Świętokrzyski Park Narodowy ma oddać swoje tereny zakonowi oblatów, w Kampinoskim wyasfaltowano drogę przecinającą ostoję wilków, podobnie ma być w Magurskim. Park jako najwyższa forma ochrony przyrody jest bezbronny?

PiS nie ma fachowych kadr od przyrody. Chociaż w innych dziedzinach robią dużo dobrych rzeczy, to przyrodę traktują marginesowo. Ustawa o ochronie przyrody jest dobrze napisana, ale nie jest przestrzegana, a z ochroną przyrody trzeba się kryć. Kiedy zgodnie z prawem zabiegam w Lasach Państwowych o tworzenie stref ochronnych dla ptaków, czyli obszaru wokół gniazda, w którym wyłączone są prace leśne – przede wszystkim chodzi tu o zakaz wycinki drzew – słyszę, że tych stref jest za dużo i że utrudniam pozyskanie drewna. A przecież strefy wokół miejsc rozrodu zwierząt to jest drobny promil lasów gospodarczych w Polsce.

Według tej ustawy samorządy mają prawo weta w sprawie powoływania nowych parków i powiększania już istniejących. To dobre rozwiązanie?

Nie. Gmina nie powinna mieć aż tak dużych kompetencji, bo zazwyczaj nie ma tam specjalistów od ochrony przyrody. Są za to politycy i samorządowcy, którzy zabiegają o głosy mieszkańców i najczęściej nie zgadzają się na ochronę przyrody, bo nie mają dostatecznej wiedzy, jak bardzo dzika przyroda jest ważna dla człowieka. MPN wciąż nie ma wieloletniego planu ochrony. Na razie jest tylko projekt, który opiniują rady gmin sąsiadujących z Parkiem. Do tej pory wpłynęło wiele wniosków. Włącznie z takimi, by wszystkie rogatki na drogach wewnątrz Parku były otwarte i ogólnodostępne dla samochodów, czego nie ma nawet w gospodarczych Lasach Państwowych.

Co się nie podoba gminom w projekcie planu ochrony?

Ich zdaniem jest w nim zbyt dużo ochrony ścisłej. Obecnie ochroną ścisłą objęto 12 proc. powierzchni Parku. W projektowanym planie, który ma obowiązywać przez dwadzieścia lat, naukowcy zaproponowali 38 proc. Obszar ochrony ścisłej musi mieć zachowaną ciągłość, to nie mogą być wysepki. Przyrodę trzeba chronić autentycznie, a nie udawać. A na Podkarpaciu często ważniejsza jest kasa z pozyskiwania drewna.

Jako dyrektor czuł Pan, że ma za sobą wsparcie państwa?

Wsparcie państwa wystarcza jedynie na niskie pobory dla kadry Parku. Początkujący pracownicy naukowi, a więc wykwalifikowani specjaliści, zarabiają ok. 2,5 tys. zł brutto. Dyrektor ma 7 tys. brutto. Dla porównania nadleśniczy w Lasach Państwowych dostaje ok. 18 tys. zł. Nie czułem również żadnego wsparcia merytorycznego, skoro straciłem pracę za to, że próbowałem chronić przyrodę. Zanim zostałem zwolniony, udało mi się w Parku utworzyć, zgodnie z przepisami, sporo stref ochronnych dla najrzadszych gatunków zwierząt: orła przedniego, orlika krzykliwego, bociana czarnego, wilka. Wykonać nową ekspozycję interaktywną w Ośrodku Edukacyjno-Muzealnym oraz wiele różnych i pożytecznych rzeczy dla przyrody, pracowników oraz lokalnej społeczności.

Możliwa jest w ogóle sytuacja, w której jakikolwiek park funkcjonuje w zgodzie ze swoimi sąsiadami?

Myślę, że tak, np. Tatrzański jest takim parkiem, bo większość na nim zarabia. Górale są z niego zadowoleni. Pieniński też ma się dobrze dzięki turystyce. W Biebrzańskim czy w Ujściu Warty nie ma większych lasów, więc nie ma podobnych konfliktów, są za to pieniądze na koszenie łąk. Rolnicy są zadowoleni, dzierżawią łąki i biorą dopłaty. Jest też wykwalifikowana turystyka ornitologiczna. W Magurskim nie ma większych szans na rozwój turystyki, bo pokrywają go głównie lasy, przez co mało jest miejsc widokowych. Za to żaden inny park nie jest tak bogaty w zwierzynę jak nasz. Mamy lęgowe orły przednie i ponad 30 par lęgowych orlika krzykliwego. Dla porównania w Bieszczadzkim Parku Narodowym nie ma ani jednej pary orła przedniego, a orlika krzykliwego są zaledwie cztery pary. Dużo zwierząt żyje za to na terenie bieszczadzkiego Nadleśnictwa Stuposiany, które jest takim dziwnym, irracjonalnym bytem rozbijającym teren parku narodowego na dwie części.

Co Pan będzie robił na emeryturze?

Dalej będę chronił ptaki, prowadził monitoring orła przedniego. Ostatnio wystąpiłem do Lasów Państwowych o zgodę na wjazd na drogi leśne, właśnie w tym celu. Chodzi o zwykły las gospodarczy. W odpowiedzi dostałem od trzech nadleśnictw: Stuposiany, Ustrzyki Dolne i Lutowiska do podpisania porozumienie, które ograniczało moje prawa.

Wynika z tego, że każdy wjazd do lasu musi Pan zgłosić dwie godziny wcześniej, na koniec dnia raportować wszystkie obserwacje, a każde uchybienie skutkuje zakazem wjazdu. Podpisał je Pan?

Nie, nie podpisałem, przy takich ­obostrzeniach szybciej będę mógł wykonać monitoring chodząc piechotą. ©

 

Dr MARIAN STÓJ jest jasielskim ornitologiem. Były podkarpacki konserwator przyrody, od stycznia 2017 do maja 2019 r. dyrektor Magurskiego Parku Narodowego. Regionalny koordynator Komitetu Ochrony Orłów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2019