Ojciec? Obecny!

Konrad Kruczkowski: Model ojcostwa, w którym funkcjonowali nasi ojcowie, był niewłaściwy, a oni sami – nieobecni. Czas na zmianę.

27.12.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Tomasz Wiech dla „TP”
/ Fot. Tomasz Wiech dla „TP”

BŁAŻEJ STRZELCZYK: „Męskość, która nie wyraża się w ojcostwie, jest niepełna i kaleka”.

KONRAD KRUCZKOWSKI: Pisałem o tym kilka miesięcy temu.

To Cię nie usprawiedliwia.

Dzisiaj nie użyłbym słowa „kaleka”. Niepełna, owszem.

Jesteś lepszy ode mnie, bo masz córkę?

Nie. Nie chodzi o wartościowanie. Bycie tatą pozwala na dojrzalszą definicję własnej męskości. Mężczyzna, który zostaje ojcem, odkrywa w sobie zasoby, o których dotąd nie wiedział.

Jakie?

Wzrasta empatia i czułość. Dostrzegasz więcej. Ojcostwo wypłukuje egoizm, przestajesz myśleć tylko o sobie.

Nie da się bez rodzicielstwa?

Widzisz: nagle stajesz wobec bezwarunkowej miłości, na którą możesz odpowiedzieć tylko i wyłącznie bezwarunkową miłością. Mały człowiek jest od ciebie absolutnie zależny. Dla większości mężczyzn to terra incognita. Nowa rzeczywistość. Nie będąc ojcem, możesz rozwijać się w pewnym zakresie, ale przychodzi moment – ściana. Ojcostwo pozwala ją przekroczyć. Wejść na inny poziom.

Wyższy?

Nie. Inny.

Czyli?

W naturze każdego mężczyzny jest pragnienie, żeby wychodzić w nieznane i przekraczać granice.

Brzmi jak mowa motywacyjna na spotkaniu duszpasterstwa dla mężczyzn. Zauważyłeś, że one wszystkie w nazwach mają militarne odwołania: „wojownicy”, „rycerze”?

Kościół w ogóle lubi nomenklaturę oderwaną od rzeczywistości (śmiech). Ale jeśli popatrzysz głębiej, zrozumiesz, że chodzi o wychodzenie z własnej strefy komfortu.

Co to znaczy?

Prosty przykład: możesz spać dwie godziny dłużej albo zająć się własnym projektem, nawet pożytecznym. Możesz też zająć się drugim człowiekiem. Z mojego doświadczenia i z rozmów z innymi ojcami wynika, że kiedy się angażujemy i wychodzimy poza własny komfort, czujemy się spełnieni i wartościowi.

Przeciętny polski ojciec spędza z dzieckiem 10 minut dziennie. Tak się dzieje, bo ojcowie nie wychodzą poza swoje strefy komfortu?

Zdecydowanie. To grzech egoizmu, na którym tracą i dziecko, i mama tego dziecka. Myślę, że najbardziej popularny model dzisiaj to tata w niedzielę. Ojcowie pracują pięć dni w tygodniu, w wychowanie angażują się na pół gwizdka, są zmęczeni, mają na głowie inne aktywności. Czasem to prawda, ale częściej wymówka i szukanie wygody.

Ojcowie nieobecni?

Tak. Ich ojcostwo wyraża się w dwóch postawach. Pierwsza to okazyjne akty dumy: gdy dziecku się coś udaje i ojciec to manifestuje. Druga to interwencje kryzysowe: gdy już jest bardzo źle, dzieje się coś dramatycznego i reakcja jest koniecznością.

Dlaczego chcemy żyć w komforcie?

Boimy się.

Czego?

Boimy się, że czegoś nam brakuje, że jesteśmy niewystarczający. W pewnym momencie, kiedy wychodzisz poza to swoje pozorne bezpieczeństwo, okazuje się, że życie nie zawsze jest przyjemne. Pojawiają się problemy i kryzysy. To naturalne, gdy wchodzimy w nową rzeczywistość. W pewnym momencie coś w nas mówi: „to nie dla mnie, nie chcę przekraczać granicy, cofam się”. Rzecz w tym, że taka postawa nas nie rozwija. Wiesz, w jakiej sytuacji mężczyźni najczęściej porzucają swoje rodziny? Gdy rodzi się dziecko niepełnosprawne. Nie wiem, czy można mówić o zdradzie męskości na większą skalę.

Ty jesteś ojcem zaangażowanym?

Staram się.

Jak?

Ojcostwo nie może być wyłącznie deklaracją. Ma być obecnością. Od samego początku starałem się maksymalnie angażować w praktyczne obowiązki zajmowania się córką. Mogę tysiąc razy powiedzieć jej, że ją kocham, i to będzie oczywiście prawda, ale jeśli nie będę pamiętał o szczepieniach, nie będę jej przewijał, kąpał, pielęgnował, to ta miłość pozostanie w przestrzeni deklaracji.

Nigdy nie powiedziałeś sobie: „mam już dość”?

Rodzice, którzy nigdy nie mieli dość, to legenda. Nie wierzę w ich istnienie. Pierwsze trzy miesiące Lila nie schodziła z moich rąk. Okrutne kolki. Spaliśmy po kilka godzin w nocy, z żoną na zmianę. Wiesz, że twoje dziecko cierpi. Nie wiesz, co zrobić. Boli cię, że ją boli. Próbowałeś wszystkiego, chodzisz przybity. Zasypiasz na chwilę, ale musisz znów wstać, iść do pracy, funkcjonować aktywnie. Wracasz do domu i jesteś w punkcie wyjścia. To były te momenty, kiedy myślałem: „dość”. Jeszcze jedna, dwie, trzy noce i... no właśnie, co dalej?

Sytuacja bez wyjścia?

Wierzę, że jesteśmy skrojeni na miarę. Bóg zaplanował to z dużym rozmachem. Zawsze gdy dochodziliśmy z żoną do granicy wytrzymałości, nagle pojawiały się dwie spokojne noce. Tu niezwykle ważne jest partnerstwo małżonków.
Sytuacji stresujących jest więc mnóstwo, ale przecież to nie heroizm. Mamy zdrowe dziecko. Owszem, wymagające, ale zdrowe. Pamiętam protest rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie. Kolka w najcięższym wydaniu przy tym, co ich spotyka, jest kompletnie bez znaczenia.

Mówisz o partnerstwie. Kiedy ostatnio byliście z Kamilą na randce?

Dwa miesiące temu. Wiem, o co pytasz: pojawienie się dziecka może źle wpłynąć na relacje małżeńskie. U nas tak się nie stało, bo córka nie jest całym światem, tylko ważną jego częścią.

Minął dopiero rok od jej narodzin. Kiedy zaczyna się wychowanie, a kończy opieka?

Granica jest płynna. Teraz jest już czas, w którym mamy z Lilą łatwiejszą komunikację i powoli wchodzimy w etap, w którym musimy mądrze stawiać jej granice.

Masz jakiś projekt na swoją córkę?

Nie chcę jej wymyślić życia.

Zero oczekiwań?

Chcę, żeby moja córka była taka jak moja żona. I istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Oczywiście myślimy z Kamilą o konsekwencjach tego, co dziś robimy. Staramy się skupić na tym, co jest dziś potrzebne, żeby córka była mądra, odpowiedzialna i dokonywała dobrych wyborów. Chcę, żeby była empatyczna i spokojnie oceniała rzeczywistość. Żeby myślała o tym, co jest ważne, a nie co jest opłacalne.

Masz poczucie władzy nad Lilą?

To złe słowo. Władza jest czymś totalitarnym, autorytarnym. W podporządkowaniu nie ma przestrzeni na wolność i samodzielność. Ale mam jednocześnie świadomość, że dzieci potrzebują mądrych granic, i jeśli rozmawiamy o wartościach, z którymi córkę chcemy zostawić, to granice są ważne. Choć nie najważniejsze.

Co jest najważniejsze?

Mądry przykład. Wróćmy na chwilę do tej niepełnej męskości. Co spowiedź postanawiam, że będę żył dobrze. Zmagam się, żeby po każdej spowiedzi być lepszym człowiekiem. Otóż kiedy dowiedziałem się, że Lila już jest, pomyślałem, że dobre życie jest teraz absolutną koniecznością. Obiecałem jej to.

Chcesz, żeby Lila była Twoją przyjaciółką?

Nie. Nie chcę, żeby moje dzieci były moimi przyjaciółmi.

Dlaczego?

Przyjaźń zakłada relacyjność w obie strony. Że ja – ojciec – obciążam dziecko swoimi problemami.

Przecież dobrze jest, gdy dziecko uczestniczy w życiu rodzinnym.

Uczestniczy, tak, zdecydowanie. Ale nie mamy prawa obciążać go swoimi dramatami, bo ono nie jest na to gotowe. Jestem przekonany, że musimy być o krok albo dwa kroki do przodu. Dziecko może przychodzić do mnie, ale ja nie przychodzę do dziecka.

Dopuszczając dziecko do swoich problemów, uczysz je, jak sobie z nimi radzić.

Wiem, że są takie pomysły na rodzicielstwo, ale moim zdaniem dziecko nie jest na to gotowe. Nie jest gotowe, bo nie jest dorosłe.

Nigdy nie jesteśmy gotowi na dorosłość. Nie traktujesz dziecka jako dorosłego, ale używasz jednocześnie takiego argumentu w dyskusji dotyczącej przemocy. Pisałeś kiedyś, że bicie dziecka jest irracjonalne. Nie stosujemy wobec dorosłych kar fizycznych, więc nie stosujmy ich także wobec dzieci.

To był jeden z wielu argumentów. Konsekwentnie nie będę używał słowa „klaps”, bo uważam, że to eufemizm. Nie stosujemy przemocy wobec dorosłych, bo wiemy, że ludzi nie traktuje się w ten sposób. Jeśli dopuszczam się bicia dziecka, kryterium człowieczeństwa traci ważność. Gdy bijesz dziecko, komunikat, jaki do niego kierujesz, brzmi: „nawet jeśli jesteś człowiekiem, twoje prawa są mniejsze – znaczysz mniej”. Sorry, nie ma zgody.

Krytykujesz też postawę Kościoła wobec Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy.

Z uporem zabiegamy o lepszy status rodziny. Stajemy na straży dzieci nienarodzonych. To szczytne idee, ale jednocześnie karnawał hipokryzji trwa w najlepsze, bo kiedy prawo chce bronić tego małego człowieka już po narodzinach, to krzyczymy, że państwo ingeruje w przestrzeń zarezerwowaną dla rodziców. Wolałbym, żeby Kościół, zamiast krytyki, współtworzył te przepisy. Współtworzył, a nie autorytarnie obwieszczał swoje.

Nie chciałeś mieć syna?

Wszyscy o to pytają. To nigdy nie miało znaczenia.

Relacja ojciec–syn jest przecież wyjątkowa.

Jest. Szczególnie kulturowo. Ale nie kupuję myślenia, w którym mężczyzna musi wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna.

Zostawmy na chwilę kulturę. Dzieci uczą się przez naśladowanie. Naśladują rodziców. I rzeczywiście jest tak, że syn z dużym prawdopodobieństwem będzie kopiował sposób myślenia ojca. Nasiąknie nim.

Z córką jest inaczej?

Myślę, że w relacji ojciec–córka odpowiedzialność jest równie duża. To, jaki jestem dla Lili, odbije się w jej relacjach z mężczyznami.

Józef był wzorem dla Jezusa?

W tej relacji jest coś niezwykle istotnego dla naszego myślenia o ojcostwie. Józef przyjmuje Jezusa jako swojego syna, ale to nie on nadaje Mu imię. W kulturze Izraela prawo nadania imienia należało właśnie do ojca, więc w praktyce Józef bierze Jezusa w adopcję. Dokładnie tak jest z naszym ojcostwem. Bycie rodzicem nie jest kwestią posiadania, bo wszyscy należymy do Boga. Pamiętam jedną z cięższych nocy z Lilą na rękach. Zasnęła. Wyobraź sobie. Trzymasz na rękach dwa kilogramy. Czyli nic. Bardzo kruche i nieporadne nic. Myślisz o całym życiu, które ten maluch ma przed sobą. Pomyślałem sobie: „Dobry Boże, to dziecko jest totalnie zależne ode mnie”. Gdy na nią patrzę, mam w sobie dużo wdzięczności, bo nie jestem w stanie znaleźć w tym, co się teraz dzieje, żadnej mojej zasługi. To perspektywa Boga, który daje nam dzieci w adopcję. Przerażające, w związku z moimi różnymi wadami i deficytami.

Boisz się, że nie jesteś dostatecznie dobry?

Każdy nosi w sobie ten strach. Trzeba go przekraczać.

To strach przed przekazaniem dziecku swoich wad? Przecież mamy ich mnóstwo. Krzywdzimy ludzi. Nie chcemy, żeby nasze dzieci popełniały te same błędy, co my.

Mamy do czynienia z dwiema skrajnościami. Z jednej strony mówienie, że ojcostwo jest czymś banalnie prostym, bo miliony ludzi ma dzieci, to nadużycie. Ale z drugiej, ojcostwo to nie K2 srogą zimą. I założenie, że dzieci będą popełniać te same błędy, jest błędne. Potrzebny jest rodzaj walki z sobą, ale takiej, która nas rozwija, nie upokarza. Gdybym dziś miał położyć na szali momenty, w których jestem dumny i szczęśliwy, i porównać je z chwilami trudnymi, to proporcja będzie 80 do 20 proc. Lubimy mówić o trudnych momentach, bo to narcyzm, to nas buduje.

Nie wszyscy powinni być ojcami?

To pragnienie jest obecne w większości z nas. Czasem mniej lub bardziej stłumione. Ale brak decyzji o ojcostwie, który wynika z lęku przed własną niedoskonałością, to już cywilizacyjna choroba.

Kto zawinił?

Możliwe, że nasi ojcowie. Nie potwierdzili naszej męskości.

To znaczy?

To naprawdę cywilizacyjny problem. Model ojcostwa, w którym funkcjonowali nasi ojcowie, był niewłaściwy. Wymuszony sytuacją ekonomiczną i kulturą patriarchalną, którą ciągle jesteśmy przesiąknięci. Pracowali, dbali o materialne bezpieczeństwo, ale nie angażowali się w praktyczne rodzicielstwo. Byli nieobecni.

Oczywiście nie we wszystkich przypadkach. Relacja ojciec–syn jest najczęściej szorstka. Nie wiemy, co nasi ojcowie o nas myślą.

Litości... nie jest szorstka – jest pozorna. Zapytaj znajomych. Skala naprawdę przeraża. Jeśli mamy wątpliwości, czy nasi ojcowie są z nas dumni, powstaje deficyt. Zostaje w nas mechanizm niespełnionego oczekiwania wobec kogoś, kto jest dla nas ważny. W konsekwencji ciągle chcemy spełniać oczekiwania innych: żony, księdza, trenera, pracodawcy. Znam naprawdę wielu mężczyzn, którzy żyją po to, by cieszyć się określoną reputacją, ale tak naprawdę to cicha desperacja i tłumione potrzeby.

Jak potwierdzasz kobiecość swojej córki?

To jest ciągła gotowość do bycia obecnym. Dawanie przykładu. Codziennie mówię Lilianie, od pierwszych dni, z całą świadomością, choć przecież ona jeszcze nie rozumie, że jest piękna, dobra, ważna i kochana. Kochana bez warunków dodatkowych.

KONRAD KRUCZKOWSKI (ur. 1986) jest autorem bloga haloziemia.pl, nagrodzonego tytułem Bloga Roku 2013. Pracuje w branży reklamowej, mieszka pod Krakowem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2015