Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Konflikt pochłonął sto tysięcy istnień. Bośniacy, Serbowie, Chorwaci i inni. W takiej właśnie kolejności ofiar. Od dwóch dekad, w zapiekłej niezgodzie koegzystują trzy lub cztery prawdy na temat konfliktu. Każda z prawd ma swoją narodowość, swoje wyznanie. Żadna z prawd nie wie, co to pojednanie. Każda wie, co to masakry, tortury, obozy koncentracyjne. Wiedzą po sąsiedzku, wiedzą dokładnie od lat dwudziestu.
5 kwietnia 1992 r. wokół Sarajewa zacisnął się pierścień serbskich wojsk.
Miasto było oblężone, odcięte od wody, prądu i ostrzeliwane przez trzy i pół roku. Snajperzy, rakiety, moździerze. Zginęło 11 tys. ludzi. Gdy pociski zaczęły pustoszyć miasto, zawodowy muzyk, członek Sarajewskiego Kwartetu Smyczkowego i miejscowej orkiestry symfonicznej, Vedran Smajlović postanowił zrobić to, co miał do zrobienia. Założył strój wieczorowy, chwycił za swoją wiolonczelę i, nie zważając na śmiertelne niebezpieczeństwo, zaczął występować. 250 razy. Grał na ulicach, na podwórkach, w schronach i piwnicach. Grał na pogrzebach. Często grał na pogrzebach. Z narażeniem życia, bo snajperzy lubią pogrzeby. Nigdy nie było wiadomo, gdzie wystąpi. Mniej więcej było wiadomo, co będzie w repertuarze. Adagio Albinoniego brzmiało najczęściej.
Pod koniec wojny Smajlović wyjechał do Irlandii Północnej i osie¬dlił się w Belfaście.
5 kwietnia 2012 r. powrócił do Sarajewa, aby zagrać po latach. Uczcić rocznicę. Tym razem – bezpieczny od pocisków i rakiet – wystąpił dla ofiar. Nieobecnych przyjaciół, sąsiadów, nieznajomych. Po raz pierwszy od opuszczenia oblężonego miasta znów zagrał w jego murach.