Odruchy plemienne

Badania pokazują, że przypominanie ludziom o ich religijnej tożsamości paradoksalnie wzmaga ksenofobię. Jaki pomysł na kryzys znajdziemy w Ewangelii?

11.03.2019

Czyta się kilka minut

Młodzież Wszechpolska na Jasnej Górze, kwiecień 2017 r. / TOMASZ KUDALA / REPORTER
Młodzież Wszechpolska na Jasnej Górze, kwiecień 2017 r. / TOMASZ KUDALA / REPORTER

Wczasach kryzysu i reformy Koś­cioła nie bez znaczenia jest to, jak rozumiemy i znosimy napięcia jako wspólnota uczniów Jezusa. Oczekiwalibyśmy, że chrześcijanie, którym będzie się przypominać o ich religijnej tożsamości, będą się kierować przykazaniem miłości bliźniego. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona i mniej optymistyczna.

Badania pokazują, że zwykłe przypominanie ludziom o ich chrześcijańskiej tożsamości poprzez odnoszenie ich do takich pojęć jak „Biblia”, „kazanie”, „niebo” czy „Mesjasz” wzmacnia u nich zachowania prospołeczne, ale tylko w stosunku do członków własnej grupy religijnej. Stają się wtedy bardziej uczynni, wspaniałomyślni, gotowi do współpracy i mniej oceniający.

Szybciej od chrztu

Druga strona tego medalu ma jednak swój cień. Takie religijne bodźcowanie zwiększa bowiem agresję w stosunku do tych, którzy do tych grup (Kościołów czy wspólnot) nie należą – i gotowość do zastosowania wobec nich przemocy. Taka postawa sprawia, że mentalność religijna staje się mentalnością plemienną, a nie kościelną, bo im bardziej przypominamy chrześcijanom o ich tożsamości, tym częściej zaczynają obdarzać miłością „swoich” i nienawidzić tych, których traktują jako „innych”, a więc obcych i złych – nawet jeśli nic ich między sobą nie różni kulturowo i nominalnie przynależą do tego samego Kościoła.

Wyniki tych badań mogą nas szokować i gorszyć, ale są spójne z procesami grupowymi obserwowanymi w innych kontekstach. Ludzie w naturalny sposób tworzą kategorie grupowe pozwalające im na odróżnianie siebie (my) od innych (oni). Taki podział jest konieczny dla utworzenia grupy, ponieważ wzmacnia jej tożsamość i spójność, ale jeśli staje się sposobem budowania Kościoła, niesie ze sobą znacznie więcej problemów, niż sugeruje rozwiązań. Prosty podział na my-oni w przypadku bycia członkiem Kościoła sprowadza się wtedy do bycia „jednym z nas”, a ponieważ polski Kościół jest w zdecydowanej mierze homogeniczny kulturowo, automatycznie zaczynamy dzielić katolików na „dobrych” i „złych”, „prawdziwych” i „fałszywych” Polaków (obywateli, patriotów), tworząc z Kościoła „swoją rodzinę”, a nie ciało Chrystusa, „polską wiarę” przeciwstawiamy zaś „zepsutemu światu”, obojętnie, czy zaczyna się za naszym progiem, czy granicą naszego kraju. Plemienność jest w naszym DNA, zanim chrzest może cokolwiek z tym zrobić.

Odpowiedź Jezusa

Nie ma wspólnoty bez napięć i reformy bez kryzysów. Są bolesne i zostawiają po sobie ślady, ale jedną z rzeczy, do których Jezus zaprasza nas jako swoich naśladowców, jest „gładzenie grzechów świata”, obecnych także w Kościele. Ewangelie pokazują nam, że Jezus nie czynił tego za pomocą jakiejś magicznej siły, lecz biorąc na siebie, niosąc w sobie, oczyszczając i przeobrażając napięcia. Brał więc na siebie zgorzknienie, gniew, zazdrość, nienawiść, oszczerstwa i inne formy negatywizmu, obecne w ludziach i wspólnotach, i nie odpłacał tym samym. Nie przekazywał ich dalej, tylko przyjmował i przemieniał. Aby to jednak osiągnąć, musiał „pocić się krwią”.

Znoszenie napięć w Kościele to nie wolontariat ani powołanie do masochizmu, nie uda się jednak tego zrobić bez zaangażowania najpierw w osobiste nawrócenie. Znoszenie napięć to bowiem wypełnianie nimi siebie, a jak pokazują doświadczenia osób „rozczarowanych Kościołem”, te napięcia mogą być nie do zniesienia, co nie znaczy, że nie są do udźwignięcia.

Ponieważ nie mamy „siły Boga” i nie jesteśmy ze stali, musimy wiedzieć, co zrobić z własnymi napięciami, próbując brać na siebie napięcia innych, jak je znosić, nie popadając w urazę i zgorzknienie; jak nosić krzyże innych, nie wystawiając im za to rachunku – choćby najbardziej dyskretnie.

W skórze ucznia

Współczesny znawca duchowości chrześcijańskiej i popularny pisarz religijny o. Ronald Rolheiser OMI, szukając odpowiedzi na te dylematy („Zmagania z Bogiem. Wiara w czasach niepokoju”, 2019), wskazuje na kilka „prostych” reguł. Pierwsza podkreśla, że branie na siebie i noszenie w sobie napięć nie oznacza, że mamy znosić nadużycia, wykorzystywanie i nie przeciwstawiać się patologicznym dysfunkcjom. Druga przypomina, że musimy znaleźć zdrowe ujście dla naszych własnych napięć. Nigdy jednak nie wolno nam wyładowywać ich na tych samych ludziach, których napięcia staramy się brać na siebie. Trzecia, podążając za wcześniejszymi, dopowiada, że żeby poradzić sobie z rosnącą frustracją, kumulującą się w nas z powodu napięć innych, powinniśmy chwycić się kogoś lub czegoś poza nami i poza sytuacją, w której jesteśmy. Mówiąc prościej – znaleźć sobie „odskocznię”, ale nie uciec „z pola bitwy”.

Jeśli odpowiedzią na napięcia i grzech w Kościele będzie postawa „wewnętrznej migracji” lub „wypisanie się” z Kościoła poprzez przystąpienie do „moralnej większości”, to czy nam się to podoba, czy nie, kierujemy się nadal myśleniem plemiennym, tylko pod nowymi sztandarami czy hasłem. Jak podkreśla teolog Miroslav Volf, pokochanie, zrozumienie i przyjęcie „złych chrześcijan”, a więc takich, którzy do nas nie pasują, jest jedyną właściwą odpowiedzią ucznia Jezusa. „Kiedy Bóg decyduje się na przyjęcie swojego wroga, rezultatem jest krzyż… Będąc przygarniętym przez Boga musimy stworzyć w sobie przestrzeń dla innych i ich do niej zaprosić – nawet jeśli to są nasi wrogowie. Bierzemy w tym udział, kiedy sprawujemy Eucharystię. Otrzymując przelaną za nas krew i wydane za nas ciało Chrystusa, w pewnym sensie dostajemy w komunii wszystkich tych, których Chrystus przyjął przez swoje cierpienie”.

Jak pokazują jednak reakcje na rozczarowanie Kościołem, bardzo często sprawowanie Eucharystii sprowadzamy do tego, jakie będzie kazanie, a nie zważamy na to, że to jedyny „okrągły stół”, przy którym możemy sobie uświadomić, iż skoro „my” to Ciało Chrystusa, to nasze plemienne podziały brane za ustanowione i sankcjonowane przez Niego są jedynie naszymi uzurpacjami. Różnica miedzy nami a Nim jest znacznie większa niż różnice, jakie dostrzegamy bądź tworzymy między sobą, a jednak odpowiedzią Jezusa na nasze plemienne postawy jest Kościół jako „jedno ciało”, a nie „plemienne kościoły”.

Gdybyśmy przeżywali Eucharystię nie jako dodatek do naszej religijności albo urozmaicenie tygodnia czy „usługę” oferowaną przez instytucję, tylko centrum naszej wiary, to zarówno napięcia i rany, jak i nasze zróżnicowanie jako uczniów Jezusa przeżywalibyśmy jako bogactwo Kościoła. Nie oznacza to bycia ślepym na zło, grzech i ludzką słabość ani zachowania „stoickiego spokoju”. Badania psychologów społecznych pokazują jednak, że zróżnicowane grupy to lepsze grupy – są bardziej kreatywne i efektywne niż grupy homogeniczne, szybciej i głębiej uczą się na swoich błędach i ograniczeniach, bo posiadają również więcej zasobów.

Odpowiedź Ewangelii

Problem jednak w tym, że za naszymi kościelnymi wyborami stoi częściej myślenie grupowe niż myślenie Ewangelią. Bolesnym przykładem tego jest problem pedofilii w Kościele. To nie tylko sprawcy przestępstw seksualnych zranili cały Kościół, zranili Go również ci, którzy ich chronili myśląc, że chronią Kościół. Znosić ich ignorancję w tej kwestii nie jest łatwo, kiedy wykorzystują władzę powierzonego im w Kościele urzędu jako okazję do wybielania siebie czy uciekania przed odpowiedzialnością.

Musimy jednak pamiętać, że im większa władza, tym większa pokusa, żeby przestać myśleć Ewangelią. Historia Kościoła pokazuje, że wśród kanonizowanych świętych znajdziemy niewielu „purpuratów”. Wprowadzenie jednak podziału na „my” (świeccy, księża, osoby zakonne) versus „oni” (purpuraci w różnych szatkach i tytułach) po to, aby „ich” teraz upokorzyć i samemu poczuć się lepiej, to kolejna wersja myślenia plemiennego. „Kościół w układzie dwubiegunowym”, jak to trafnie ujął ks. Grzegorz Strzelczyk, „gdzie po jednej stronie są duchowni, pośrodku zieje pustka, a po drugiej stronie, w oddali, widać świeckich” („Kościół. Niełatwa miłość”, 2019), za pontyfikatu papieża Franciszka przeżywa swoje konwulsje. Niektórzy już z tego powodu wpadli w eklezjalną histerię, obnażony został bowiem klerykalizm, jaki rozkładał Kościół od środka. Tylko wspólnota eucharystyczna ma obietnicę wyjścia z tego kryzysu, i tylko ona jest dla niego remedium.

Aby tak się stało, należy pamiętać, że podział na prezbitera i wiernych nie oznacza, że ksiądz za ołtarzem jest Bogiem, a świecki tylko przychodzi do kościoła i pozostaje „konsumentem”. Powtórzę za ks. Strzelczykiem: „razem jesteśmy Kościołem. Tylko razem” – i dorzucę, że każda inna opcja to herezja. „W końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec”. To adagium Oscara Wilde’a nie tylko wyraża chrześcijańską nadzieję, ale zachęca nas do tego, żeby w międzyczasie nie ulec zniechęceniu, kiedy będziemy się „pocić”, a nawet „krwawić”.

„Prosta” rada na koniec jest taka, żeby przychodzić na Eucharystię także wtedy, a w niektórych sytuacjach – zwłaszcza wtedy – kiedy nie ma kazania, i podziękować Bogu za to, że ksiądz nie wyświadcza nam wątpliwej przysługi, próbując zaprezentować siebie. Trzeba jednak najpierw nauczyć się słuchać Słowa, a nie utożsamiać Go ze słowami księdza, aby poradzić sobie z napięciem, kiedy on swoje słowa traktuje tak, jakby do wiernych przemawiał sam Chrystus. Narcyzm istnieje w różnych odsłonach, ale Eucharystii uczymy się przez całe życie – nawet jeśli wciąż powtarzamy te same słowa i gesty. Eucharystia ma nas bowiem uczyć, jak nie wykluczać, a my jej na to z trudem pozwalamy, bo takie jest nasze ludzkie DNA po grzechu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2019