Odnaleziony notes (4)

08.03.2021

Czyta się kilka minut

8 czerwca. Pustawy embraer z Okęcia. Rzuca. Rosjanin w dresie z wielkim napisem „Russia”. Nad Moskwą burze i 17 stopni. Lądujemy w porywistym wietrze i deszczu. Banał, nuda latania, cena prędkości. Łapię się na tym, że tęsknię za Rosją. Brzmienie rosyjskiego sprawia mi przyjemność. Zainfekowany przez komunizm? Ale przyjechałem do tego kraju jako dorosły człowiek, gdy teoretycznie wiedziałem wszystko o jego dawnej i dzisiejszej grozie.

Airbus 300. Jekaterynburg, Tiumeń, Nowosybirsk, Ułan Ude, Ulaangom, Ułan Bator. To wszystko wyświetla się na ekranie nad przejściem. Lecimy pod prąd nocy. W ciemnościach. Kiedyś widziałem pożar tajgi, gdy leciałem nad Syberią. Czerwoną plamkę w czarnej otchłani.

5 czerwca. Pekin. Od początku mi się spodobało. Siwa mgła jak rozpylony gaz w drodze z lotniska. Szare topole. 80 juanów. Dokładnie tyle, ile w Lonely Planet. Kierowca uchyla okno i pali. Forbiden City Hostel. Pokój z wielkim, okrągłym czerwonym łożem i lustrem na ścianie, ale bez okna. Jet lag. Do Tiananmen trzy minuty. Burza. Wszystko szare od deszczu. Ludzie kryją się w przejściu podziemnym. Podchodzą, robią sobie z „białym” zdjęcia. Bez pytania, uśmiechają się. Na trybunie wielki portret Mao z brodawką. Chodzę i też się uśmiecham. Podoba mi się. Ani ja dla nich niezupełnie jak człowiek, ani oni dla mnie. Ciekawa sprawa. Kto kogo małpuje i będzie małpował w przyszłości? Oni z głębi nędzy, upadku i zarazem z głębi dziejów, których nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Co chwilę podchodzi ktoś, żeby ćwiczyć angielski. O północy ucywilizowane targowisko z jedzeniem. Sto straganów. Węże, duże robaki, coś ze szczypcami, trudno zgadnąć. Biorę jakieś pierożki, dobre. Kilkadziesiąt starszych osób tańczy, chociaż może bardziej się gimnastykuje do magnetofonu stojącego na chodniku. Ten kraj niczego nie udaje.

10 czerwca. Pekin. Rano zmienili nam pokój. Jest okno. Wychodzi na szary mur. K. poszli zwiedzać Zakazane Miasto. My do hutongów na południe od placu. Nagie, białe, tłuste plecy facetów przy stolikach, jedzących, pijących, grających. Białe mięso w półmroku. Zasiedziałość. Gdy tak siedzą prawie w kucki na niskich stołeczkach i jedzą pałeczkami, prawie w kuchni. A dalej szkło, aluminium, pięćdziesiąt pięter. Chudy facet coś piecze na rożnie, na ulicy. Jakieś małe, podłużne zwierzę. Dla siebie. Bolą nogi od chodzenia.

11 czerwca. Znowu chodzenie. Bez przerwy. Przysiadanie, żeby patrzeć. Rano do grobowca Mao. Kolejka na tysiąc osób. Ale idzie szybko, bo się tylko przechodzi, nie można stanąć. Leżał pod szkłem jak w akwarium. Przykryty czerwonym sztandarem i jakiś jakby wzdęty. Trzeba być Chińczykiem, żeby coś z tego zrozumieć. W Muzeum Narodowym przy wejściu każą oddawać zapalniczki. Wszędzie żołnierze na baczność, z czerwonymi gaśnicami u nóg, jak z karabinami. Żeby się ktoś nie spalił. Wszystko przewidziane. Im dalej od placu, tym normalniej. Niosą, pchają, ciągną i cały czas gadają przez telefony. W tanich knajpach pełno. Zgiełk. Okropna wódka, którą piją wszyscy. Dobre jedzenie, chociaż nie wiadomo z czego. Chodzenie. Trochę kupowania. Notes, długopis i można się targować nawet w dużych sklepach. Gdzieś kościół z krzyżem na fasadzie. Kanciasty barak. Wieczorem w nocnym supermarkecie. Wielki i pustawy, i wszystko bardzo równo poustawiane. Pionowe, poziome linie towarów. Nic nie wystaje. Geometria postępu. Za czasów Wielkiego Głodu jedli trawę, korę i glinę. Szukam czerwonego wina. Oczywiście Great Wall. Ma dziwny smak.

13 czerwca. Rano na pociąg do Ułan Bator, na północ, w stronę Gobi. Przez Mongolię Wewnętrzną. Płasko, pyliście, żółtawo. Puste dworce, pusty pociąg. Puste wielkie miasto z blokami na dziesięć – dwanaście pięter. Jeden samochód w perspektywie szerokiej ulicy. Wszystko czeka, aż przyjdą, zasiedlą i zaczną pracować. Podobno węgiel w okolicy. Można patrzeć bez końca na pylistą żółć. Czasem osady w tym pyle. Zagrody z jakiegoś iłu i trzciny. Tak samo płaskie jak krajobraz. Zostawią i pójdą od razu do tych dziesięciopiętrowych bloków. Od razu wysoko. Dostaną zawrotu głowy, jak popatrzą. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2021