Odloty

Byłam tu setki razy. Jednak jeszcze nigdy nie byłam tu po nic; ten nowy tryb wydaje mi się całkiem odkrywczy.

31.05.2021

Czyta się kilka minut

Kiedyś pokonywałam tę trasę z zamkniętymi oczami, o najbardziej poronionych porach porannych, godzinach samobójców. Jeszcze w półśnie wlokłam po ciemnych schodach walizkę, bronując ciszę nocną drastycznym hukiem kółeczek. Potem ich niosący się echem jazgot na chodniku, dźwięk konkurujący o złoty laur przykrości tylko z jeżdżeniem styropianem po szybie. Chwila stuporu na przystanku… straszna samotność jedynej osoby w mieście. Może czasem tylko w nieprzyjaznej, przenikliwie zimnej ciemności przemknął jakiś błędny biegacz, największy radykał, niosąc słabe mgnienia odblasków i szelest dynafitu. Wreszcie z rozkroku Raszyńskiej rodziło się niezgrabnie 175. W nim – ranne współzombie, współupiory. Wśród ziewnięć i nieprzytomnych spojrzeń, przyciskanych do piersi torebek i kubków z kawą, z lunatyczną dyscypliną kasowałam bilet i półdrzemałam, aż ogłoszono port lotniczy imienia Fryderyka Chopina. Potem odprawa, stanie w dłuższych lub krótszych kolejkach, gapienie się w loopujące się taśmociągi, krążące laptopy, telefony, kosmetyczki; tępy dźwięk przerzucanych przez kontrolerów kuwet, układy choreograficzne z wykrywaczem metali. Wreszcie – odlot.

Było to wszystko kiedyś, w tamtym świecie. Tamtym innym, zamazującym się już, nierealnym, nie pamiętam jakim. Nie byłam tu chyba półtora roku, dopiero niedawny news o zatrzymanym przez służbę celną, podejrzanie zachowującym się człowieku, w którego przewodzie pokarmowym tomograf wykrył 1,5 kg heroiny, sprawił, że zachciało mi się pojechać na Okęcie. Tam, gdzie Warszawa jest światem, może nawet wszechświatem.

Mężczyzna jakoby zachowywał się nerwowo i nie zgadzał na test pod kątem substancji psychoaktywnych. Załączone do newsa zdjęcie ukazywało ludzki korpus, w którego wnętrzu kapsuły z narkotykiem fluktuują między żebrami i narządami jak wielkie rozsupłane pęto serdelków, które wpadło do akwarium. Lotniska to niezwykłe miejsca. Pętle życia. Wężowiska fabuł. Ile razy brnąc w pchającym się we wszystkich możliwych kierunkach, oszalałym, zgazowanym tłumie czułam, jak moje ciało i dusza targane są przez setki i tysiące sprzecznych energii i aur. Wielka maszyna losująca losów, historii, flór bakteryjnych. Jednak port lotniczy Chopina jest w tej chwili wszystkim, ale nie tym. Jest antytyglem, antykotłem.

Szarą nagą jamą. To nie jest czas podróży dookoła świata, tysiąca wysp. Wyeksponowane w kioskach magazyny dezaktualizują się, a pryzmy prince polo parcieją i pokrywają białym nalotem. Gołe baby na okładkach starzeją się i wiotczeją, więdną rukole w sałatkach o cenach iście saudyjskich. W księgarni jakieś mainstreamowe książki; mój wzrok od razu jednak przykuwa poradnik „Koniec świata. Krótki przewodnik po tym, co nas czeka”. Choć wielki remont ładnych parę lat temu podciągnął obiekt do standardów europejskich, wciąż dużo rzeczy pozostaje takimi, jakimi były, gdy w „W labiryncie” docent Duraj podjeżdżał po żonę-stewardesę małym fiatem, a ona, w eleganckim płaszczu i wzorzystej apaszce, wypadała z drzwi obrotowych, a potem wyjmowała z sakwojażu banana dla córeczki.

Byłam tu setki razy. Jednak jeszcze nigdy nie byłam tu po nic; ten nowy tryb wydaje mi się całkiem odkrywczy. Mimo że migocące tablice odlotów, zegary i dżingle mnie nie dotyczą, w żołądku czuję znajomy ścisk antycypujący nerwy i perturbacje. Służb jest więcej niż pasażerów, ilość połączeń mocno okrojona. Dwa loty do Mińska migają na czerwono – odwołane. Poza tym – parę osób, mały czas. Ofoliowane walizki. Sandały i skarpety. Robotnicy z Kirgistanu albo Armenii – mali, wyżyłowani mężczyźni swój majątek trzymający w reklamówkach z Carrefoura ciasno i bezpiecznie zamotanych na nadgarstkach.

Lotnisko to zawsze laboratorium czasu. Wiele różnych czasów płynących w różnym tempie, w różnych trybach i kierunkach. Dla jednych gonitwa, zawał i nierówna walka z kilkoma minutami do zamknięcia bramki, dla innych czyściec: markotne kwadranse niczego, mordowane bez przekonania tępym narzędziem. Czas zabijany przez wiele osób jednocześnie nadaje atmosferze specyficzną zawiesistość. Sprawia, że nuda lotniska jest obezwładniająca, hipnotyczna. Składa się na nią jasnoszary szum będący sumą rozmaitych szelestów, przesunięć, piknięć; przyciszonych głosów, rzadkich pipczeń skanerów i taśm unoszących walizy; sygnałów messengerów. Są w niej nieskończone półki perfum, wąchanych tak długo, aż wszystkie róże, piżma, piwonie i cydry zbiją się kakofonicznie w ból głowy. Rzędy wstrętnych gadżetów: grający na fortepianie Chopin uwięziony w szklanej kuli z płatkami śniegu (No place like Warsaw), przewiązany biało-czerwonym sznureczkiem; upośledzona syrenka mrugająca z okładki notesiku, w którym nikt nigdy nic nie zapisze. Stworzone w MS-DOSie pamiątki grozy, o których chciałoby się od razu zapomnieć.

Ostatecznie najwięcej zawsze wnosi wizyta w gablocie z rzeczami skonfiskowanymi przez funkcjonariuszy służb celnych. Ta stała miniwystawa prezentuje wyroby galanteryjne ze skór pytonów, ciosy słoni afrykańskich, zęby walenia, nalewkę z kobrą, ale też głowy tygrysów i nogę słonia, znalezione w bagażach pasażerów. Na dolnej półce, skrzętnie zrolowany i upchnięty, tkwi niedźwiedź polarny. To dziwne minizoo wiecznych zwierząt pośrodku naszego skromnego lotniska zdaje się niezamierzenie wiązać je z wszechrzeczą.

Takie są właśnie warszawskie odloty. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i autorka sztuk teatralnych, od września 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutowała w 2002 r. powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (Paszport „Polityki”), a wydany cztery lata później „Paw królowej” przyniósł jej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021