Mała śmierć. Felieton Doroty Masłowskiej

Rozkoszny orgiastyczny vibe nadmorskich wakacji udzielił się nam szybko. Ani się nie obejrzysz, a już zagryzasz gluten cukrem, tłuszcze trans – fantą, bitą śmietanę – fryturą. A potem wsiadasz na karuzelę.

29.08.2022

Czyta się kilka minut

Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /
Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /

Przedostatnia niedziela wakacji. Wędrówki ludów; GPS kieruje nas do domu przez Szczecin i Poznań. Martwe ryby płyną rzekami żałobnie jak ostateczna mafijna groźba. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić; już ładnych parę lat ludzkość jakby sama sobie grozi, sama błaga siebie o litość i opamiętanie i sama sobie odpowiada „oj tam, oj tam”. Umiera i dalej żyje. Płyną więc ryby i my też ospale suniemy w gorących strumieniach aut i przyczep, i camperów, śnięci i z wydętymi od wakacyjnej diety brzuchami.

Dzień jest blady, senny i gorący. Stacje benzynowe jak nadepnięte mrowiska. Pracownicy nie nadążają ze skręcaniem bułek i parówek w hot dogi, z zawijaniem w te sreberka. Drzwi toalet trzaskają, suszarki do rąk suszą. Kasy kasują. Syczą ekspresy z kawą, wymęczone pieski chłepczą wodę, palacze puszczają grzyby atomowe dymów, terminale drukują paragony grozy. Czuję się częścią subkultury „Polacy wracający z urlopu”. Łączą nas ubrania w stylu „wszystko inne w praniu” i opalenizna typu „zasnąłem przecież tylko na chwilę”. Niektórzy zrumienieni na suchej patelni, inni usmażeni w głębokim tłuszczu. Nierzadko na skarmelizowanym korpusie osadzona jest twarz mineralnie blada, lśniąca nadprzyrodzonym blaskiem wysokich filtrów. Pachnie kremem przeciwsłonecznym, spalinami, rozgrzanym wnętrzem samochodu. Nim zza garbu łódzkiego wyłonią się warszawskie wieżowce jak srebrne kolumny jakiegoś wielkiego soundsystemu, w głowie jeszcze huczy od RMF Maxxx, cymbergajów i piekielnych pogłosów dyskotek. Oczy ciągle oślepione, ciągle nie mogą pomieścić ogromu nadmorskich atrakcji, neonów, perseid i wesołych miasteczek.

Przez ostatnie dni z O. objechałyśmy ich kilka; wesołych czy też niewesołych, tego ciągle nie jestem pewna. Ale widziałam szczęśliwych ludzi, ludzi-dzieci. Ludzi płynących pirackim statkiem i bawiących się meduzami, kokoszących się na brzegach jak morskie słonie. Ludzi w uniwersalnym międzynarodowym geście ochlapywania się frużeliną z gofra i picia napoju gazowanego 2,5 litra z butelki. Widziałam przed Lewiatanem dziewczynę trzymającą coś w dłoni i czekającą czujnie, aż przejdę. Zdawało się, że zaraz zrobi coś potwornego, wyjmie doniczkę i wyhoduje marihuanę. Ale zza pleców usłyszałam tylko gwałtowny, mokry, zmysłowy szmer – to była bita śmietana, którą wsprejowała sobie prosto do gardła.

Rozkoszny orgiastyczny vibe nadmorskich wakacji udzielił się nam szybko. To spożywcze i zmysłowe Las Vegas: ani się nie obejrzysz, a już zagryzasz gluten cukrem, tłuszcze trans – fantą, bitą śmietanę – fryturą, a potem widzisz, jakby trochę z zewnątrz, samą siebie, jak wsiadasz na karuzelę.

Piszę „ty”, ale tak naprawdę chodzi o mnie. Wagoniki rzęziły i klekotały, ponury ambient starej maszyny przypomniał mi o ulotnej naturze ludzkiego istnienia. Słysząc, jak żelazna sztaba zabezpieczająca zatrzaskuje się na moim brzuchu, ogarnięta nagłym przerażeniem spytałam starszego pana, który sprawdzał wagonik, czy na tym kiedyś jeździł. Ale ten stary wilk nadmorski zbył mnie poczciwie, że „ kiedyś”, i żebym tylko „mocno trzymała się rączkami”. Niby tajny znak od życia pod szadzią siwych włosów na jego przedramieniu zobaczyłam splątane z bliznami tatuaże wykonane przed laty w nierenomowanym studiu Manowce Losu albo Błędy Młodości. Zaklęta przez niego słowem „rączki” w dziecko, bez szemrania przystąpiłam do bawienia się.

Ściągnięta z Niemiec kupa żelastwa zbiera się w sobie i rusza. Wiatr szybko zdziera mi uśmiech jak słabo przyklejoną nalepkę. W głośnikach Scooter, w przełyku lód świderek, w oczach śmierć. Coś jak przykry, niechciany orgazm. Bałtyk zbliża się, przekręca do góry nogami, a potem oddala. Toksyczny dance staje się bardzo głośny, ale cyklicznie zanika i słychać tylko złowieszczy techniczny pomruk, z tych, jakie pojawiają się w filmach, kiedy ma zdarzyć się coś złego, ale dopiero za chwilę. Zamiast śmiać się w głos, cichnę i tężeję. Zamiast błyszczeć, gasnę. Pęd powietrza sprawia, że skóra na mojej twarzy zastyga w straszną skórzaną maskę i cichutko furgocze. Słyszę radosne piski dzieci i sama też próbuję trochę piszczeć, ale raczej wertuję w pośpiechu całe swoje życie. Myślę o tym, że nie napisałam testamentu; kot ma w misce bardzo mało bobków, a musi mu wystarczyć na całą wieczność, kiedy ja nie będę istnieć. Gdy w końcu wszystko zwalnia i widać, że przejażdżka zmierza ku końcowi, ogarnia mnie straszna melancholia niezabawnej zabawy. Patrzę na swoje „rączki” zaciśnięte paranoicznie na metalowym drągu; są czerwono-niebieskie, oplecione luźno żyłami. Próba zakradnięcia się do księstwa dzieci, nawet niestrzeżonego i bez żadnej selekcji, okazuje się połowicznie udana. Jest mi smutno, a O. boli głowa. Zostajemy zdemaskowane jako dorosłe i dożywotnio pozbawione prawa do bycia dziećmi.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i autorka sztuk teatralnych, od września 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutowała w 2002 r. powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (Paszport „Polityki”), a wydany cztery lata później „Paw królowej” przyniósł jej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2022