Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Co się dzieje w połowie tej drogi? „Jezus wziął siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali”.
Znamy te słowa z liturgii. Zwykle wysłuchujemy ich na kolanach. Z pełną koncentracją. Na najświętszym obrzędzie. Ale tu nie odnoszą się do liturgii. Nie stanowią opisu celebracji. Odnoszą się do nakarmienia głodnych. Czy jest w nas ta sama uważność? To samo skupienie? Takie samo przejęcie?
„Odmówił dziękczynienie” (grec. eucharistésas). A więc: jesteśmy z Jezusem na eucharystii – nie w wieczerniku na dostojnej celebracji. Daleko od wieczernika. W świecie. Nie na liturgii – na pustkowiu, z czterema tysiącami głodnych.
Między jedną a drugą Mszą trwa eucharystia. Łamanie chleba. Nie sakramentalnego. Powszedniego.
Eucharystii nie da się zamknąć, zredukować do liturgii. Jezusa nie da się zatrzymać jedynie w świecie najpobożniejszych nawet celebracji. On się z nich wyrywa do ludzi, którzy nie mają co jeść, co pić, w co się ubrać. Nie mają domu. Nie mają ojczyzny. Są chorzy. W więzieniu. Płaczą.
Ich widok „porusza Go do samych wnętrzności” (grec. splagnizomai). Nie chodzi tylko o „żal”.
Jesteśmy z Jezusem na Eucharystii podczas najświętszych obrzędów, gdy widzimy Go jako Najwyższego Kapłana (i Hostię).
Czy potrafimy być z Nim na eucharystii, gdy wychodzi z wieczernika do potrzebujących? Gdy staje się jednym z nich. Gdy nie ma ornatu – ma na sobie starą koszulę. Nie pachnie kadzidłem, raczej w ogóle nie pachnie.
Ta Ewangelia wywołuje inną: „Wziął Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie! I upadł na ziemię (…) I mówił: Abba, Tato, zabierz ten kielich ode mnie! Lecz nie to, co ja chcę, ale to, co Ty. Wrócił i zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać ze Mną?”.
Wyszli z wieczernika. Właśnie przeżyli pierwszą Mszę. Byli z Nim na liturgii, którą On przygotował od początku do końca. Teraz zaprosił ich, by byli z Nim w Ogrojcu. Pije kielich – nie wina przeistoczonego w Krew, lecz kielich dosłownego (aż do bólu) cierpienia – trwogi, potu, smutku, za chwilę: pobicia, bólu, hańby, osądu, śmierci. Kiedyś ich o to pytał: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?”. A oni bez zastanowienia odpowiadali: „Możemy!”.
Śpią.
W sytuacji, gdy zostali zaproszeni do doświadczenia najgłębszej przyjaźni! Bo „Kielich” można dzielić jedynie z przyjacielem...
Śpią. Zostawili Go samego.
Jakby ich uśpiła przeżyta liturgia. Jakby ich nasyciła. Wystarczyła.
Im wystarczyła. A Jemu?
Między jedną a drugą Mszą trwa eucharystia. Ta nasza połowa drogi jest też połową drogi, którą przebywał św. Brat Albert z Rynku (gdzie – na rogu przy ul. Szczepańskiej – zbierał chleb dla swych bezdomnych) do ogrzewalni. Brat Albert – człowiek łamania chleba – na Eucharystii i na ulicy. W kościele i w przytulisku.
Na nim to słowo się spełniło.
Czy spełni się także na nas? ©