Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I
Blat, dwa stołki i kobieta w różowym.
Jakby bar, ale czy kobieta przyszłaby do baru w podomce i kapciach?
Nie jest zresztą pewne, że to podomka, różowość może być i koszulą nocną.
Na blacie stoi telefon.
Jest ranek, kobieta nie zdążyła się uczesać. Zdjęła słuchawkę…
Będzie dzwonić? Tak wcześnie?
Na razie zdjęła słuchawkę, trzyma ją w ręku, zastanawia się – dzwonić czy nie dzwonić…
To nie jest bar, powiedziała pani z buldogiem. Weszli przed chwilą. Wstąpili raczej. Do Kordegardy nie wybiera się jak do poważnego muzeum. Idzie się Krakowskim Przedmieściem, widzi się przez okno obraz z czymś różowym albo z niebieskim i się wstępuje.
– Można? – spytała pani z psem i od razu dodała, że to jest francuski buldog. Bo są i angielskie buldogi, tłumaczyła, jakby francuska wersja buldoga miała łatwiejszy wstęp do Kordegardy.
– Bardzo proszę – pani kurator zaprosiła oboje, może dlatego, że i pani, i pies cali byli czarno-biali. Wyglądali jak z obrazu, którego malarz nie zdążył namalować. Z ostatniego okresu, kiedy tracił wzrok i lepiej się czuł w kontrastach, w czerni i bieli.
Podeszli do obrazu, przyjrzeli się i pani powiedziała: – To hotel. Ona tu mieszka i przyszła z pokoju, z numeru – kiedyś mówiło się, żeby zadzwonić.
Miała rację. Na obrazie jest hotelik Antoniny N., przyjaciółki malarza. We Francji, w Sailly. Dziura nieprawdopodobna, tylko we Francji można takie spotkać, pisał o Sailly Jarosław Iwaszkiewicz.
Może i dziura, ale malarz często tutaj przyjeżdżał. W czerwcu złocił się na polach rzepak, w końcu sierpnia były rżyska. Kupił sobie motorower, jeździł po okolicy i miał potem na obrazach żółcie ze złotym albo żółcie z czymś rudym, czy brązem.
Zielona ściana, białe kartki i kobieta w niebieskim. Schyla się nad kartkami, jest chuda i smutna. Może nie smutna, może po prostu zmęczona.
Widzi ją w banku. Najpierw z dość daleka, stojąc w kolejce, potem w okienku, więc bliżej. Mówi o pieniądzach i przygląda się sukience, bardzo niebieskiej, bardzo ciekawej na tle zieleni ścian.
„...w banku (po pieniądze) zobaczyłem tę pannę w niebieskiej roboczej sukni, którą raz już próbowałem z pamięci namalować i zaraz zabrałem się do płótna z notatki tam zrobionej. Znowu notatka przerysowana i dobra, tzn. dająca ślad mojego przeżycia – na płótnie pokusy naturalistyczne – praca z pokusami...”
Porzuca pannę w niebieskim, nie wiadomo dlaczego. Może zniechęcają go naturalistyczne pokusy, ale wraca do niej. Po pięciu latach.
„Maluję nareszcie moją dziewczynę w banku, wyszedł dosłownie jakiś fałszywy Picasso! Obraz płaski, uproszczony, który przecie jest próbą czegoś i ku czemuś – o czym dawno marzę i która może coś da”.
Zastanawia się nad czarną kreską: „...żyje w obrazie i powinna żyć, wtedy się jej nie wstydzić, a jej arabeskę podkreślić...”.
Zastanawia się nad płaszczyznami farby, jak u Matisse’a i Picassa. „...Używali tego w tysiącu wersji, te płaszczyzny, które tak często u mnie stawały się płaskie i nudne, w tym płótnie żyją”.
Wreszcie jest zadowolony. Płaszczyzny żyją, czarna kreska zmierza ku czemuś!
Pannie z banku nadaje tytuł „Urzędniczka” i możemy patrzeć na nią i nią się zachwycać. Jej niebieską sukienką na zielonym tle i jej zmęczeniem.
Kawiarnia. Dwie kobiety w czerni i bieli. Patrzą przed siebie. Słuchają kogoś, ale myślą o czymś innym, wyraźnie znudzone.
Nie wiemy, kogo słuchają.
W ogóle nic o nich nie wiemy.
Malarz by wiedział. Lubił wiedzieć – o tych, których malował. O których książkę napisał.
II
O botaniku, znawcy traw. Że zobaczył trawy w rosyjskim stepie i strasznie się ucieszył, jeszcze nie widział takich. (Przez kraty w oknie wagonu je dostrzegł).
O lekarzu. Że był dumny ze swojej żydowskiej babki. W jej mieszkaniu zebrał się Rząd Tymczasowy w powstaniu styczniowym. W klasztorze, zamienionym na więzienie, opowiadał o tej babce bez końca.
O lewicowym poecie. Że uwielbiał Apollinaire’a i też się ucieszył. W obozie dowiedział się, że poeta był Polakiem, Kostrowicki nazywał się. Opowiedział mu o tym jeden z oficerów, nazwiskiem Kostrowicki. Daleki krewny Apollinaire’a.
O nafciarzu. Że marzył o federacji narodów, od Skandynawii po Grecję.
O innym lekarzu, pediatrze. Że w ’39 pocieszył go stary Żyd. Podszedł na ulicy i powiedział: – Dlaczego jest pan smutny, panie doktorze? Naród, który wydał Mickiewicza i Chopina, nie może zginąć.
III
Zyta czytała mu rosyjskie wiersze.
Najpierw grzecznie przeprosił, że od razu nie poznał jej – wzrok już mu nie służy, tłumaczył się, potem wręczył jej książkę i poprosił, żeby czytała.
Znał wiersze na pamięć, ale lubił słuchać.
Andrzeja nie było przy czytaniu, był u Giedroycia z jakąś misją. Miał mu przekazać coś i od kogoś, ale nie pamięta, od kogo i co.
Chyba akmeistów mu czytała.
– Malarz się nimi zachwycał, a Zytę zachwycał jego zachwyt.
Gumilow...? Bardzo możliwe.
...Piękny Bóg – byłem mu nie całkiem obcy
Spojrzeniem mi się odwzajemnił…
Albo –
A to było, a to było w owe lata
Z których śladu nie zostało w pustce świata
Albo –
Wierzę w znaki
Jak wierzę w poranne sny
Panie zmiłuj się nad naszymi duszami:
Mamy wielkie kłopoty ©
Józef Czapski, Dzieła z kolekcji prywatnych. Kuratorki wystawy: Elżbieta Skoczek i Katarzyna Haber. Warszawa, Kordegarda.
Odczytanie fragmentów dziennika Józefa Czapskiego zawdzięczam Januszowi S. Nowakowi.
O jeńcach Starobielska – według książki Józefa Czapskiego „Na nieludzkiej ziemi”.
O czytaniu wierszy przez Zytę Oryszyn – według relacji jej męża Andrzeja Kaczyńskiego.
Fragmenty wierszy Nikołaja Gumilowa w przekładzie Leopolda Lewina i Adama Pomorskiego.