Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zblazowanych kolejnymi szczytami przywódców świata należy serdecznie zaskoczyć, podejść konspiracyjnie. Proszę zwrócić uwagę, że przy partyzanckim stylu obchodów zapobiegamy demonstracjom, światowemu skandalowi, zamieszkom i ewentualnej rewolucji.
Pieczemy w ten sposób dwa grille na jednym ogniu, nieprawdaż?
Co konkretnie należy robić?
Szto diełat’?
Zasada nr 1: Trzymać w sekrecie program i konkretne miejsce uroczystości. Tak długo, jak tylko się da, a nawet dłużej. Jesteśmy na dobrej drodze, toż to prawie połowa maja, a nic jeszcze nie wiadomo. Tak trzymać!
Zasada nr 2: Musi być spontanicznie, koniec z protokołem dyplomatycznym czy rutyną. Incognito - i wszystko jasne. Przybędą możni tego świata? Obudźmy w nich dziecko, zaapelujmy do skrywanej głęboko chłopięcej czy dziewczęcej niewinności, wydobądźmy cieszące się życiem pacholę bawiące się w podchody. Damy im znać SMS-em
albo napiszemy wiadomość sokiem cytrynowym - niech sobie podgrzeją nad ogniem. Będzie sympatycznie, nieprawdaż? Teren pokryjemy strzałkami. List ukryjemy w dziupli albo w rynnie. To tylko pierwsze lepsze z ogromnej liczby pomysłów na nietuzinkową rocznicową zabawę. Troszkę inwencji 4 czerwca jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Zasada nr 3: Gości trzeba traktować indywidualnie, obchody należy im sprofilować, zdywersyfikować rocznicowe atrakcje, cały czas pamiętając o śmiertelnym zagrożeniu ze strony związkowców. Na szczęście maciupeńki Nicolas Sarkozy łatwo zginie w tłumie na tramwajowym przystanku pod dworcem (może otrze się tam o świeżo przybyłą na koncert dla wolności Kylie Minogue), a wyplażowany Silvio Berlusconi będzie nie do odróżnienia w kolejce do smażalni ryb w Jelitkowie. Prezesowi Rady Prezesów Europejskiego Banku Centralnego bankomat połknie kartę. Cash 4 you! Przebrany za Murzyna Barack Obama stanie na Długim Targu z puszką na pieniądze. Yes he can! Ludzie mu wrzucą, wrzucą gdańszczanie, wrzucą turyści, wrzucą rugbyści. Miedwiediew stanie obok i coś zaśpiewa. Jemu też wrzucą. Natomiast Angela Merkel w zorganizowanej grupie siwowłosych niemieckich turystów nabywających bursztyny poczuje się jak w domu, i nawet utrata portfela nie zatrze swojskiego wrażenia. Później wszyscy oficjele z Angelą na czele pogwiżdżą ze Scorpionsami "Wind of change". Powieje wolnością.
Na zakończenie obchodów proponuję prawdziwy cymes, godne szczytu zwieńczenie u schyłku bogatego w doznania dnia. Zamiast tradycyjnej nocnej kąpieli na golasa wśród sinic - coś zgoła innego, bardziej wymagającego i mniej oklepanego: wieczorny pobyt incognito w okolicach Targu Węglowego. Prawdziwie niezapomniany survival, pełen napięcia, pisku gum, brzęku szkła, asertywnych mężczyzn, pięknych kobiet, brzydkich słów oraz chlupotu świeżego moczu.
Nazajutrz dostojni goście opuszczą Gdańsk odmienieni, marząc tylko o tym, aby dożyć następnej okrągłej rocznicy - i znów ją tak pięknie obejść.