Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Historia wydarzyła się naprawdę: w październiku 1953 r. Jej bohaterami byli bracia Josef i Radek Mašínowie oraz "ten trzeci" - Milan Paumer. W początkowym etapie eskapady brali jeszcze udział ich dwaj koledzy - Václav Švéda i Zbyněk Janata. Wpadli oni jednak w sidła milicji na terenie NRD, zostali przekazani do Czechosłowacji, a następnie zamordowani.
***
Dwaj główni bohaterowie tej historii - można tak śmiało powiedzieć - mieli w genach tradycje walki z totalitaryzmem. Ich ojciec, podpułkownik (pośmiertnie awansowany na generała) Josef Mašín był wybitnym oficerem. Walczył w Legionie Czechosłowackim w Rosji podczas I wojny światowej, a w marcu 1939 r. należał do grupki wojskowych, którzy nie chcieli poddać się Niemcom bez walki. Później Mašín był jednym z tzw. Trzech Króli - przywódców ruchu oporu, którzy przekazywali do Londynu ważne informacje na temat sytuacji w Protektoracie Czech i Moraw, a także organizowali akcje sabotażowe. Został zamordowany przez Niemców w czerwcu 1942 r. Jego niezłomna postawa zyskała mu uznanie nawet wśród hitlerowskich prześladowców.
W liście pożegnalnym do rodziny, który odnaleziono już po wojnie w zakamarkach celi w więzieniu na praskim Pankrácu, Josef Mašín zostawił przesłanie dla swoich dzieci: "Nie chciałem pozwolić na to, byście stali się upokorzonymi niewolnikami, ale chciałem, byście byli wolnymi obywatelami. Pamiętajcie, że obrona wolności swojej ojczyzny i narodu stanowi obowiązek każdego świadomego Czecha. Wy też tak musicie postępować".
***
Synowie nie zlekceważyli testamentu ojca - i tak jak on walczył z nazizmem, tak oni zdecydowali się na nierówną walkę z komunizmem, wprowadzonym na pełną skalę w Czechosłowacji po zamachu stanu w lutym 1948 r. Wraz z grupką kilku znajomych Mašínowie organizowali początkowo małe akcje sabotażowe. Później postanowili stworzyć grupę oporu, na wzór tych z II wojny światowej. Zaczęli szukać sposobów na zdobycie broni, a także pieniędzy, aby finansować działalność grupy. Pierwsza akcja - kradzież karabinów z gmachu muzeum w Poděbradach - zakończyła się tylko połowicznym sukcesem: zdobyczna broń okazała się technicznie niesprawna.
We wrześniu 1951 r. Mašínowie, z zamiarem zdobycia broni, zorganizowali atak na posterunek Służby Bezpieczeństwa w Chlumcu nad Cidliną, a później drugi w Čelakovicach. Miesiąc później Ctirad, starszy z braci, trafił do aresztu wskutek donosu, ale nie za powyższe zdarzenia, lecz za planowanie ucieczki za granicę. W sierpniu 1952 r. skazano go na 2,5 roku więzienia w kopalni uranu. Wyszedł na wolność w maju 1953 r. dzięki amnestii.
Po kilku kolejnych akcjach grupa skupiona wokół Mašínów zdecydowała się na próbę ucieczki z Czechosłowacji. Dwudziestoparoletni chłopcy wierzyli, że opuszczają swój kraj na krótko i niebawem tu wrócą - wraz z armią amerykańską, która wyzwoli Czechosłowację spod komunizmu.
Droga od granicy do Berlina zajęła im 31 dni. Szli w zimnie (w październiku spadł już śnieg), poruszali się przeważnie na piechotę. Przeciwko nim stanęło ponad 20 tys. funkcjonariuszy milicji i wojska. W najważniejszych momentach, gdy znajdowali się o krok od śmierci, Mašínom i Paumerowi sprzyjało szczęście, i w końcu udało im się osiągnąć Berlin Zachodni.
Do Czechosłowacji jednak tak szybko nie wrócili. Zamiast w kraju, walczyli więc z komunizmem w mundurze armii amerykańskiej w Korei. Później z powodzeniem zajęli się biznesem w USA. W 1958 r. czechosłowacka Służba Bezpieczeństwa chciała zorganizować porwanie Josefa Mašina, ostatecznie jednak zrezygnowała z tych planów.
***
Historia Mašinów do dziś budzi kontrowersje wśród Czechów. Dla jednych są bohaterami, którzy walczyli z komunizmem. Za co należą im się wysokie odznaczenia państwowe. Ich przeciwnicy podkreślają, że w trakcie swoich działań Mašínowie zabili sześć osób: dwóch funkcjonariuszy czechosłowackiej Służby Bezpieczeństwa, konwojenta wypłat (należącego do czechosłowackiego ORMO) i trójkę umundurowanych Niemców. Czesi zginęli podczas akcji, które miały zapewnić grupie broń i pieniądze na dalszą działalność. Mašínowie tłumaczą, że we wszystkich przypadkach zabijanie nie było ich celem, lecz znaleźli się wówczas w sytuacji bez wyjścia - albo zginie on, albo ja.
Dla braci Mašínów okres panowania komunizmu w ojczyźnie jeszcze się nie skończył. Do Czech wrócił tylko Paumer. Mašínowie odmawiają przyjazdu. W 2005 r. spotkali się z sympatykami w Bratysławie, a okazją było czeskie wydanie książki opisującej ich historię (napisanej przez córkę Josefa). "Uważamy Czechy za kraj komunistyczny, są tam tacy sami komuniści, jak w latach 50." - tłumaczył stanowisko swoje i brata Josef Mašín. Przeszkadza im, że w parlamencie obecna jest partia komunistyczna, a komuniści i ekskomuniści pełnią funkcje państwowe. O swoich krytykach Mašín mówił: "Ci ludzie nie wiedzą, co tu się działo w latach 50. To była wojna domowa, którą komuniści wypowiedzieli większości narodu czeskiego. Gdyby młodzi ludzie zobaczyli zdjęcia tego, co działo się wówczas na granicach, to wielu z nich z pewnością zmieniłoby zdanie".
***
Mašínowie do dziś nie otrzymali żadnych czeskich odznaczeń, a prezydent Václav Klaus uznaje ich przypadek za kontrowersyjny.
W listopadzie 2006 r., gdy sprawa znów stała się aktualna, Paumer napisał w dzienniku "Lidové Noviny", że nie chciałby dostać odznaczenia od obecnego prezydenta. Wolałby, by wręczył mu je człowiek, który "nie chce odgrodzić przeszłości grubą kreską i nie będzie radzić Czechom, aby rozliczyli się ze swoją historią w taki sposób, że o niej zapomną".
TOMASZ GRABIŃSKI jest dziennikarzem i tłumaczem z czeskiego i słowackiego. W latach 2001-2005 pracował dla działu zagranicznego "Gazety Wyborczej", od 2003 r. współpracownik słowackiego dziennika "SME".