O recepcji inności, teologii i zrywaniu jabłek

Czego boi się Paweł Lisicki w myśleniu Karla Rahnera? Jakiego odkrycia, które zburzyłoby mu jego obraz Boga?.

11.09.2005

Czyta się kilka minut

Gdyby Pawła Lisickiego zapytać o recepcję dzieł teologów innych niż katolicy (z akcentem na innych), pewnie przeżegnałby się z oburzeniem. Gdyby zaproponować mu to samo z akcentem na teologów, dodałby wszelkie możliwe egzorcyzmy, bo nie dość że innych i jeszcze niekatolickich, to próbujących majstrować przy prawdach oczywistych (a tym jego zdaniem zajmują się teologowie). To jak na “porządnego" katolika zdecydowanie za dużo. Gdyby jeszcze próbować dowiedzieć się, dlaczego tak sądzi (ale po co, skoro pytać nie należy?), pozostałoby się tylko modlić o to, by nie uzyskać obezwładniającej odpowiedzi: bo tak.

Podkreślam zwroty, które układają się w zdanie: “Innych teologów pytać nie należy, bo tak". Zdanie to wydaje się charakteryzować nie tylko myślenie publicysty “Frondy", ale także sposób odnoszenia się do adwersarzy - bo również Rahner jest tu (pośmiertnym) adwersarzem i “niekatolikiem". A to wszystko na mocy jego - Lisickiego - “dekretu", że skoro Rahner głosi inaczej niż “prawdziwy" katolik, jest niekatolikiem właśnie.

Inaczej

Lisickiemu każde “inaczej" wydaje się złe, nawet jeśli stanowiłoby tylko wariantywne wyjaśnienie w ramach “systemu". Nawet wtedy równe byłoby zerwaniu jabłka - TEGO jabłka. A przecież Rahner, tak jak Węcławski, jabłek nie zrywa. Badając treści dotychczas przez Kościół przyjmowane, ożywia je, próbując odkryć ukryte w nich znaczenia. Gdyby nie było już nic do odkrycia, po co byłby światu Kościół? Czy wyłącznie jako strażnik depozytu? I cóż to byłby za świat, który nie potrzebowałby już niczego nowego? Malarz nie jest odtwórcą, który powiela (mimesis), ale twórcą właśnie, artystą, który usiłuje wydobyć jakieś nowe znaczenie, odkryć sensy ukryte w oddawanej rzeczywistości. Po co pianiści wciąż na nowo grają mazurki Chopina - przecież mogliby zadowolić się interpretacjami Rubinsteina... Właśnie dlatego, że wierzą, iż uda im się odkryć (albo i stworzyć, zgoda) ukryte dotąd znaczenia.

Czego zatem boi się Lisicki w myśleniu Rahnera? Jakiego odkrycia, które zburzyłoby mu obraz Boga? Jak powiadał logik Józef Bocheński, w żadnym wypadku nie należy się obawiać: ani twierdzenia prawdziwego, gdyż ono tylko potwierdza rzeczywistość, ani fałszywego, gdyż ono ze względu na swą fałszywość również jej nie zmienia. Ale próbować trzeba, gdyż bez tego nie stwierdzimy prawdziwości bądź fałszywości założonej tezy.

Zakazy i lęki

Lisicki boi się samej postawionej przez Rahnera tezy, bez sprawdzenia jej statusu prawdziwości. Nie zważa, że konstrukcja niemieckiego teologa jest tylko propozycją i że zabranianie stawiania tez jest unieważnieniem wolności badacza, a tym samym unieważnieniem sensu bycia badaczem w ogóle. Lisicki stosuje ten manewr w stosunku do obu teologów: nie dość, że odsyła Rahnera do ateistów, to stosuje podobny zabieg również wobec Węcławskiego, który, jako że zgrzeszył czytaniem - i to miejscami aprobatywnym - Rahnera, trafia do grona “teologów katolicko niepoprawnych".

Ciekawe, jak długo taki zabieg odsyłania można stosować? Może lepiej pozostać przy słowach Monteskiusza: “Gdyby trójkąty stworzyły sobie Boga, miałby na pewno trzy boki", rozumiejąc je metaforycznie? Przecież konstrukcje badacza oraz język, którego on używa, to jedynie propozycje, które mogą, ale nie muszą zostać przyjęte. Wszak - by posłużyć się słowami samego Rahnera - “tolerancja jest to gotowość przyznania przedstawicielowi innego światopoglądu tej samej dozy inteligencji i dobrej woli, co sobie". Wydawałoby się, że Rahner i Węcławski znajdują się w ramach tego samego światopoglądu co Paweł Lisicki, dlaczegóż zatem im tych podstawowych praw nie przyznać?

Możliwe, że Paweł Lisicki boi się samego języka obu teologów. Z jego pytań (“Gdzie znikła cała cudowność chrześcijaństwa, dotykalna i podniosła? Gdzie podziała się tajemnica wynikła ze zderzenia prostych faktów i ich przedziwnej treści, paradoks, przed którym chyliłem się w naiwnej czci, który mogłem tylko nieśmiało, w milczeniu i z ukradka podziwiać, nie mogąc nigdy zrozumieć?", “Odrzucona tajemnica", “Fronda" nr 17/18) można wnioskować, że obawia się on obnażenia cudowności tego, co w jego mniemaniu pozostawało dotąd nienazwane. Lisicki odmawia podstawowych praw badaczom, którym na nazwaniu/nazwaniach zależy. Jeżeli jednak zależy mu na tym, by tajemnica pozostała nienazwana, niech nie czyta Rahnera ani Węcławskiego.

Ale pytanie, czego się boi Paweł Lisicki, pozostaje. Czyżby nie pokładał nadziei w tym, że Magisterium poradzi sobie z ewentualną herezją? Może boi się, że w razie pozytywnego rozstrzygnięcia co do poprawności konstrukcji obu teologów będzie musiał je zrozumieć? Czyżby nie wierzył, że Kościół znajdzie odpowiedni język? Ależ znajdzie. Takie są procedury każdej nauki, że najpierw język konkretnej dziedziny się specjalizuje, gdyż nie sposób prowadzić badań nie ustaliwszy definiowania, a potem następuje oczyszczenie, czyli powrót do języka ogólnego. Zatem wszystko zależy od “przerzutki językowej" i niech się Paweł Lisicki nie obawia: odpowiednia przekładnia znajdzie się nawet dla niego. Zwłaszcza że ks. Węcławski, jako zapalony rowerzysta, na przerzutkach zna się świetnie.

Nieskończona zdolność kochania

Powołam się na myśl Hansa Jonasa, wybitnego żydowskiego filozofa, który ideę Boga umiłował nad wszystko. Założył on, że między pewnymi przymiotami Boga, mianowicie między przymiotem wszechmocy i dobroci, zachodzi relacja wykluczania. Przyjmując tezę, iż Bóg w bezwarunkowej miłości do stworzenia zrezygnował ze swej wszechmocy, Jonas ocalił Jego nieograniczoną wolność. Innymi słowy: Bóg dokonał bezwarunkowego “przelania" siebie w istnienie mierzalne naszymi (materialnymi) parametrami.

Czy owa koncepcja nie mieści się w propozycji Rahnera? “W tym, co jest najbardziej Jego własne, Bóg czyni siebie samego tym, co konstytuuje człowieka jako człowieka" (Karl Rahner, “Podstawowy wykład wiary")... Nie mówiąc o tym, że ocala ideę Boga jako bezwarunkowej wolności. Wyzbywszy się swej doskonałej transcendencji, odrębności, nieskończonej tajemnicy, umożliwia nas samych. Paweł Lisicki może to zlekceważyć, ale dla wielu ludzi, również katolików, ocalony zostanie Bóg jako nieskończona miłość, zdolna zmienić nawet swą istotowość.

To oczywiście tylko propozycja, z którą można dyskutować i którą można uzupełniać. Ale nie można za nią karać. Przynajmniej Hansa Jonasa. Na szczęście nie jest on “prawdziwym" katolikiem. Badacze (również teologowie) istnieją w różnych systemach religijnych, światopoglądowych i naukowych. Działają w ramach wolności. Osobistej i badawczej. Teologia nie jest tu wyjątkiem. Tylko wtedy istnieje doskonalenie.

Czyli także Bóg, o którym Dorothee Sölle powiedziała: “Jest symbolem naszej nieskończonej zdolności kochania i jak wszystko, co kochamy, właśnie się staje". Jeżeli Paweł Lisicki tę wybitną ewangeliczkę uzna za heretyczkę, równie dobrze może za heretyków uznać wszystkich wspomnianych w moim artykule. Sądzę, że zniosą to z godnością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2005