Nowy początek

Jubileusze zazwyczaj sięgają w przeszłość. Organizatorom Międzynarodowego Triennale Grafiki w Krakowie udało się przygotować jego 18. edycję w taki sposób, by zapowiadało artystyczną przyszłość. Udało się, bo świadomie zrezygnowali z odpowiedzi na pytanie: co to jest grafika?.

10.10.2006

Czyta się kilka minut

Stefan Kaczmarek, "Syreny" /
Stefan Kaczmarek, "Syreny" /

A wbrew pozorom, definicja nie byłaby oczywista. Grafika, o wiele bardziej niż inne rodzaje sztuk plastycznych, już od swego zarania zdradzała cechy, które dziś zdeterminowały całą kulturę. Stosunkowo tania, szybka i z założenia reprodukowalna, zawsze miała charakter skrótowego komunikatu (nawet w przypadku dopracowanych do ostatniego szczegółu drzeworytów Dürera). Była też powszechniejsza niż obraz albo rzeźba, czasem wręcz masowa - ze wszystkimi tego konsekwencjami.

I nagle, całkiem niedawno, rola grafiki zmieniła się diametralnie. Stało się to w momencie, gdy kolejno upowszechniły się fotografia, film i tzw. "nowe media", gdy udomowił się komputer i internet... Sztuka powszechna, w pewien sposób "demokratyczna", stała się nagle elitarna, kameralna. Znalazła się w gabinetach rycin. Niektórzy uważali, że czas grafiki skończył się definitywnie, że jej miejscem nie jest już galeria, ale antykwariat. Inni zastanawiali się, gdzie leży granica, czy fotografia, wydruk komputerowy, zatrzymana klatka filmowa należą do tej samej kategorii co akwaforta albo linoryt.

Wątpliwości takie ujawniały się także podczas ostatnich edycji krakowskiego Triennale. Kiedy w 2000 r. nagrodę główną przyznano Tomaszowi Strukowi, artyście tworzącemu swoją krystaliczną, kontemplacyjną grafikę z pomocą komputera, wybuchły kontrowersje. W roku 2003 Grand Prix przyznano Kanadyjce, Davidzie Kidd. Decyzja ta wydawała się kompromisem: artystka zaproponowała co prawda druk cyfrowy, jednak klimat charakteryzujący jej "Nawigatora" wyraźnie nawiązywał do tradycji. Ten wybór wydawał się najsłuszniejszy w sytuacji, gdy pokonkursowa wystawa wyraźnie rozpadała się na dwie, niezależne, a może nawet przeciwstawne sobie części: klasyczną i eksperymentalną.

W roku bieżącym Richard Noyce, przewodniczący jury, mówił: "zauważalna jest większa pewność artystów, zarówno w stosowaniu technik tradycyjnych, jak i cyfrowych oraz w ich łączeniu. Dystans pomiędzy obiema technologiami zmniejszył się. Technika cyfrowa postrzegana jest obecnie jako kolejne medium, zajmujące obok reliefu i intaglio, należne sobie miejsce".

Co to oznacza w praktyce? Nagrodzony nagrodą główną tryptyk Belgijki Ingrid Ledent pt. "Samospełniający się czyn", zrealizowany został technikami druku cyfrowego i litografii. Rytmiczny i zdecydowany, jednoznaczny kolorystycznie i iluzjonistyczny fakturalnie - zdaje się wpisywać w dialog z tradycją konstruktywistyczną, ważną dla Europy środkowowschodniej początków XX wieku. I nie przeszkadza temu komputer.

Na pokonkursowej wystawie w Bunkrze Sztuki znalazło się sporo prac abstrakcyjnych. Eksplorują one nie tylko problemy czysto plastyczne, ale także społeczne (co zresztą także mieści się w założeniach konstruktywizmu). Zdarza się też, że artyści starają się balansować na granicy między figuratywnością a znakiem, łącząc je w harmonijną całość.

Łącznikiem często okazuje się maszyna - śruba, semafor, tory kolejowe, tłok... Dowodzi tego chociażby "Trayectos IV" Henrietty Leinfellner (technika mieszana): dyptyk, w którym skonfrontowane zostały czarno-biały realizm i mocna, czerwona plama, skrywająca w tle jakąś pionową, niewyraźną konstrukcję. Albo wypukłodruk Brytyjczyka Petera Forda pt. "Znaki przemysłowe", w którym to, co nieprzedmiotowe sugeruje rzeczywistość technologiczną.

Na styku tych samych światów pozostaje "Kamuflaż - Kod II" Mirosława Pawłowskiego (druk cyfrowy): pracę tę trudno nazwać portretem, choć wyraźnie dostrzegamy kontur ludzkiej głowy, trudno też szukać dla niej wzorców np. u Mondriana, choć siatka okręgów i linii prostych przywołuje na myśl zasady neoplastycyzmu. Oto nieosobowy człowiek epoki internetu (choć architektura kobiecych ud i kolan, zbudowana przez Stefana Kaczmarka uprzytamnia, że nawet ponowoczesność nie wyrzekła się fizyczności).

Naturalne zacieranie się granic między "starymi" a "nowoczesnymi" środkami wyrazu, między figuracją a abstrakcją, wreszcie zaangażowanie mają jeszcze jeden aspekt. Okazuje się bowiem, że grafika wychodzi z gabinetowego getta, że - otwierając się na niedefiniowalność, niedookreślenie, pomieszanie, które charakteryzują dzisiejsze sztuki plastyczne - powraca do swoich źródeł. Przestaje być sztywna gatunkowo, a to sprawia, że może sprostać zawrotnemu tempu współczesnej ekspresji. To oznacza zaś, że znów zaczyna być powszechna.

Elastyczność stanowi też o sukcesie całej 18. edycji Triennale. Festiwal miał wszelkie przesłanki ku temu, by skostnieć i popaść w zapomnienie. Zaczynał wszak - nie bez oporu czynników oficjalnych, które obawiały się przede wszystkim jego międzynarodowości - równo przed czterdziestu laty, w roku 1966. Powstał jako biennale. Formułę zmieniono w 1991 r., decydując się na zachowany do dziś rytm trzyletni. Wydawało się, że to moment niebezpieczny. Tymczasem to nadal największa impreza graficzna w Europie. Triennale utrzymało swój status, nie jest bowiem doktrynalne. Dopuszcza (choć oczywiście nie bez oporów) ostry konflikt między artystami młodszymi a starszymi, niezgodę, pozwalającą nazywać problemy nurtujące dziś grafikę, ba - co znacznie ważniejsze - "konstruktywną pomyłkę".

Dlatego wolno dyskutować, czy wszystkie wystawy towarzyszące tegorocznemu konkursowi są udane. Może jest ich po prostu za dużo? Ale jednocześnie kolejna prezentacja twórczości Jerzego Panka, zrealizowana w Muzeum Narodowym w ramach cyklu "Graficy z Krakowa", wydaje się czymś więcej niż konkursową koniecznością: zmarły w 2001 r. "samotnik z ulicy Szerokiej" jest wszak patronem kolejnych pokoleń - i to nie tylko grafików. Pokaz akwarel i szkiców Mieczysława Wejmana z lat 1957-71 w Międzynarodowym Centrum Kultury to najbardziej właściwy znak miasta, w którym rozgrywa się Triennale. 19 października odbędzie się krakowski wernisaż rekonstrukcji wystawy Jana Lebensteina, która miała miejsce w 1973 r. w Paryżu.

I jeszcze jedna, fascynująca wystawa: "Pomiędzy nieuchwytnym a nieuświadomionym" Davidy Kidd (również w MCK). Laureatka sprzed trzech lat pokazuje, że jej twórczość nie jest tak stonowana, jak sugerowałaby nagrodzona wówczas, "freudowska" praca. Złowrogie, jakby bellmerowskie dziewczynki-lalki, wydrążone, drapieżne niby-fotografie, szaleńcze twarze supermanów w garniturach i krawatach - wszystko to wprowadza nastrój niekontrolowanej niczym psychodelii.

Następny jubileusz Triennale już niedługo - za sześć lat edycja 20. Ciekawe, czym wtedy będzie grafika...

MIĘDZYNARODOWE TRIENNALE GRAFIKI W KRAKOWIE; nagroda główna: Ingrid Ledent; wystawa główna: Bunkier Sztuki 16 września-11 października 2006 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2006