Nowa jakość po staremu

Jednoczenie przez PiS prawicowej opozycji to ostatnia szansa Jarosława Kaczyńskiego. Wygląda na to, że jej nie wykorzystał.

14.07.2014

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński w drodze na konferencję prasową na temat wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska. Sejm, 9 lipca 2014 r. / Fot. Mariusz Grzelak / REPORTER
Jarosław Kaczyński w drodze na konferencję prasową na temat wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska. Sejm, 9 lipca 2014 r. / Fot. Mariusz Grzelak / REPORTER

Jednym ze stałych elementów polityki jest przeplatanie się stabilności i zmiany. Ostatnie tygodnie tworzą kolejny wzór takiego splotu. Elementem stabilności są wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, które miały otworzyć nowy sezon polityczny. Silnym czynnikiem zmiany jest natomiast afera taśmowa.

Stagnacja i wstrząs

Wyniki wyborów każda partia mogła interpretować jako swój sukces, nawet jeśli dla żadnej nie był to sukces bezapelacyjny. Formalny zwycięzca, PO, wyprzedziła PiS o włos. W ciągu ostatnich lat straciła jedną trzecią poparcia, ale odzyskała nadzieję na podjęcie równej walki o zwycięstwo. PiS po miesiącach prowadzenia w sondażach doznał zawodu, odetchnął jednak z ulgą, bo listy skupiające rozłamowców – Solidarna Polska i Polska Razem – progu nie przeskoczyły. Partia Kaczyńskiego mogła się cieszyć wzrostem poparcia, a winę za brak jeszcze większego wzrostu przerzucić właśnie na tych, którzy walcząc o podobny elektorat, „szkodzili wspólnej sprawie”.

Afera podsłuchowa dostarczyła wielu silnych impulsów do zmiany, tak trafnie opisywanych na łamach „TP” przez Pawła Reszkę. Równocześnie w debacie nad nią pobrzmiewają nuty starych interpretacji. PiS koncentruje się na przekazie „a nie mówiliśmy?” i przedstawia nagrania jako potwierdzenie wszystkich tez, które stawiał od lat, a które były odrzucane jako niewiarygodne. Z drugiej strony w PO pobrzmiewa stara nadzieja, że „i to przetrwamy”: skoro przetrwaliśmy potężny kryzys ekonomiczny, aferę hazardową i stoczniową, kryzys UE, to może jeszcze raz się uda.

Wnioski z wyborów europejskich i impulsy dostarczane przez aferę doprowadziły jednak otoczenie Jarosława Kaczyńskiego do podjęcia inicjatywy jednoczenia obozu wokół PiS. Takie jednoczenie jest arytmetyczną oczywistością: jeśli spojrzeć na wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego i przełożyć je na wyniki wyborów sejmowych, to połączenie sił przez PiS, Solidarną Polskę i Polskę Razem dawałoby jednoznaczne zwycięstwo: PO byłaby w stanie utworzyć rząd tylko w koalicji obejmującej także Leszka Millera i Janusza Korwina-Mikkego. Bez połączenia sił, nawet w przypadku symbolicznego zwycięstwa w wyścigu, może się okazać, że PiS zostanie otoczone przez „kordon sanitarny” stworzony przez większościową koalicję PO, SLD i PSL.

Budapeszteńskie marzenie

Do wyborów jeszcze daleko i PiS liczy, że poparcie dla PO będzie stopniowo topnieć. Wiara w samodzielne rządy jest w partii Kaczyńskiego silna, ale warto pamiętać, że zdobycie takiej większości nie udawało się w przeszłości ugrupowaniom, które walczyły w zdecydowanie lepszych okolicznościach. W 2001 r. Sojusz Lewicy Demokratycznej ledwie przekroczyło 40 proc., mając pełną kontrolę nad telewizją i przychylnego prezydenta, w sytuacji całkowitego rozpadu obozu rządzącego.

Jest faktem, że w tej chwili na rzecz wiary w jednoznaczne zwycięstwo opozycji przemawia wiele okoliczności, a pole do jej działania jest dogodne jak nigdy w ostatnich 7 latach. Wprawdzie po ujawnieniu taśm obalenie rządu nie nastąpiło z marszu, ale PiS może się pocieszać, że przecież na Węgrzech po aferze taśmowej rządy socjalistów nie upadły od razu – dotrwali oni do końca kadencji, by dopiero wtedy (w 2009 r.) ponieść klęskę, z której do tej pory nie są się w stanie podnieść.

Aferę udało się Platformie błyskawicznie przypudrować, ale to sprawiło, że nie było nawet próby oczyszczenia rany. To problem: ujawnione nagrania nie tylko odsłaniają najbardziej rzucające się w oczy wątki obyczajowe, ale też zawierają wiele fragmentów, które mogłyby służyć do systematycznego przyszpilania rządzących, gdyby opozycja była w stanie się do tego odpowiednio przygotować. W szczególności mogłyby być wykorzystywane do odpierania kontrataków – niezbędnego, gdyby PO chciała odzyskać wcześniejszą pozycję.

Czy tym razem się uda

Próbując zastanowić się nad tym, dlaczego reakcje na aferę taśmową wyglądały tak, a nie inaczej, warto zwrócić uwagę na inflację języka oskarżeń. W minionych latach opozycja tak wiele razy opisywała sytuację PO jako równię pochyłą, że samo powtórzenie tego raz jeszcze nie było nową jakością. Jeśli zbyt często próbowało się używać wysokiego C, to w chwili najcięższych tarapatów obozu rządzącego PiS nie znajduje języka, żeby to dobitnie wyrazić – dobitne wyrażenia zostały zużyte w znacznie łagodniejszych przypadkach.

Tymczasem oba wnioski – że „tym razem na pewno się uda”, jak i ten, że „tym razem też się nie uda” – nie wyglądają na uprawnione. Sytuacja bez wątpienia daje olbrzymie pole do popisu opozycji, ale nie jest tak, że zwycięstwo samo wpadnie w jej ręce.

Afera taśmowa i wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego dostarczyły pretekstu do nawiązania współpracy PiS z przylegającymi ugrupowaniami, ale nie dostarczyły narzędzi do tego, w jaki sposób ją prowadzić.

Co istotne: nie chodzi jedynie o pozyskanie organizacji, jakimi są Solidarna Polska i Polska Razem (czy też: po decyzjach ich liderów z piątku 11 lipca – Sprawiedliwej Polski), które z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości traktowane są z wyższością, żeby nie powiedzieć: z pogardą. Walka toczy się o ich wyborców, którzy po prostu są inni niż wierni wyborcy Jarosława Kaczyńskiego.

To, że ugrupowania Gowina i Ziobry są organizacyjnie słabsze, było dwa miesiące temu doskonale wiadome, a jednak zdobyły one poparcie równe jednej czwartej głosów oddanych na PiS: odebrały głosy ugrupowaniu, za którym powinna przemawiać stabilność, rozbudowane struktury i udział we wszystkich wyborach w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Widać jest coś takiego w Prawie i Sprawiedliwości, że nie było ono dla części wyborców wystarczająco atrakcyjne: że woleli oni zagłosować na partie znacznie słabsze, o niepewnej pozycji.

Zmienić rząd czy siebie

W każdym razie mamy do czynienia z ostatnią szansą Jarosława Kaczyńskiego na przełamanie swoich słabości i siły zbudowanego przez lata aparatu – zarówno tego biurokratycznego, jak i pojęciowego. Przełamanie, w którym kluczowa będzie umiejętność zapanowania nad Zbigniewem Ziobrą i Jarosławem Gowinem.

Z jednej strony jest to umiejętność pogodzenia się z tym, że są ludzie, którzy prowadzą własną grę i nie kryją swoich ambicji do przywództwa, a nie tylko do wsłuchiwania się w to, co mówi prezes. Z drugiej strony konieczna jest zdolność wciągnięcia ich we własne plany, ukierunkowania ich aktywności i wykorzystania potencjału.

Pierwsze kroki wyglądają tu na zupełnie chybione: sugerowanie, że to oni przychodzą do Canossy i same rozmowy z nimi są jakimś aktem łaski, który powinni przyjąć z entuzjazmem, a bez wątpliwości – to ślepa uliczka. To nie gra o zwycięstwo, lecz o to, na kogo ma spaść odpowiedzialność za porażkę. Tak się do sukcesu nie zbliża.

Zwrot ku Solidarnej Polsce i Polsce Razem (czy też: Sprawiedliwej Polsce) to także pośrednio walka o reakcję PSL na ewentualne symboliczne, a nie totalne zwycięstwo PiS. Czy ludowcy podtrzymają otwartość wyrażoną w 2011 r. przez Waldemara Pawlaka, który na pytanie, kto wygra wybory, odpowiedział, że nie wie, ale „na pewno wygra nasz przyszły koalicjant”? Wydaje się, że próby porozumienia Gowina i Ziobry z PiS liderzy Polskiego Stronnictwa Ludowego będą obserwować bardzo uważnie. Rozważając, czy bronić się ze wszystkich sił przed wejściem w koalicję z PiS, tak jak w 2006 r., czy jednak zaryzykować sojusz.

Kontakty Kaczyński–Gowin–Ziobro to także przekaz dla wahających się wyborców, których można przyciągnąć umiejętnością kooperacji, nie zaś chęcią zrzucenia na innych winy za jej niepowodzenie. Zmiana sposobu prowadzenia polityki może być też sposobem, by przestać ludzi do siebie zrażać. Część wyborców będzie się wahać nie pomiędzy tym, czy głosować na PiS, czy PO, tylko czy głosować na Platformę, czy nie pójść do wyborów. Jeśli Jarosław Kaczyński chce myśleć realnie o zwycięstwie, powinien unikać błędu, który już wielokrotnie popełnił, mobilizując elektorat swoich przeciwników.

Nadzieje uzurpatorów

Zjawiskiem wiszącym nad całą sprawą jest Nowa Prawica. Źródłem jej sukcesu jest nie tylko mobilizacja wiernego elektoratu, wspartego przez żądną zgrywy gimbazę i odbitych Palikotowi radykalnych liberałów. Nowa partia osłabia też Prawo i Sprawiedliwość, przyciągając wyborców radykalnie niezadowolonych z politycznego status quo – takich, którzy chcieliby „przepędzić całą tę bandę”. Czy to się liderom PiS podoba, czy nie – wielu wyborców zalicza ich do tej bandy. A mimo porażki SP i PR w eurowyborach, przebicie się partii Korwina-Mikkego przez próg jest bez wątpienia porażką strategii Kaczyńskiego, że „na prawo od nas tylko ściana”.

Z punktu widzenia mniejszych inicjatyw gra z Jarosławem Kaczyńskim jest obarczona w większym stopniu ryzykiem niż nadzieją – jest raczej wynikiem braku innych perspektyw. W przypadku Zbigniewa Ziobry stoi za tym słabość osobista. Solidarna Polska miała być po prostu lepszym PiS-em, który w przeciwieństwie do oryginału jest w stanie wygrywać wybory. Taka diagnoza nie znalazła potwierdzenia w faktach. To, że ugrupowanie zdobyło 4 proc. głosów, jest może argumentem na poparcie tezy, że z PiS jest coś nie tak, natomiast wcale nie oznacza, że Ziobro jest w stanie robić to samo, co Kaczyński, tylko lepiej.

W przypadku Jarosława Gowina motywacja jest zupełnie inna. Wygląda na to, że koncepcja tworzenia nowego ugrupowania pomiędzy PiS a PO raz jeszcze okazała się chybiona. Te 3 proc. głosów to tylko tyle, żeby osłabić duże partie, ale nie aż tyle, żeby samemu przeżyć. To, że w takiej sytuacji Gowin zwraca się raczej do Kaczyńskiego niż do swojej macierzystej partii, również jest pośrednio wynikiem afery taśmowej: trudno, żeby w jej obliczu ktoś, kto przyjmował przez lata postawę Katona, nagle zaczął udawać, że nic się nie stało.

Fakt, że pomimo istotnej odmienności poglądów, choćby w sprawach gospodarczych, łatwiej znaleźć wspólny język Kaczyńskiemu i Gowinowi, wynika z tego, że we wszystkich partiach łatwiej powitać rozłamowców z przeciwnego obozu, niż przyjąć z powrotem tych, którzy odeszli z własnego. Tak samo łatwiej było przyjąć Michała Kamińskiego na listy PO, niż zaproponować to samo Gowinowi. W przypadku tego ostatniego zwrócenie się do Jarosława Kaczyńskiego jest aktem desperacji: trudno powiedzieć, w jaki sposób mieliby to zaakceptować jego dotychczasowi wyborcy czy współpracownicy.

Na pewno byłoby to łatwiejsze, gdyby PiS rzeczywiście przy tej okazji chciał się zmienić, jednak jak dotąd nic na to nie wskazuje. Pokusa uznania ostatnich wydarzeń za potwierdzenie sensu istnienia takiej opozycji, jaką był przez ostatnie lata PiS, byłaby tu największym zagrożeniem. Na razie taka postawa doprowadziła do połączenia sił Ziobry i Gowina w klub parlamentarny „Sprawiedliwa Polska”, co może być dla nich nadzieją na dalszą grę – oczywiście także tę prowadzoną z PiS.

Jarosław Kaczyński od dawna nie stał przed taką szansą jak obecnie, ale też od dawna nie miał tak wiele do stracenia. Jeśli operacja odsunięcia PO od władzy nie uda się w tak sprzyjających okolicznościach, to trudno sobie wyobrazić, co jeszcze musiałoby się stać, żeby był on w stanie zostać premierem. Następna szansa będzie w 2019 r. – w roku jego siedemdziesiątych urodzin.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2014