Nosił wilk razy kilka

Strategia ojca Rydzyka na pomnażanie politycznego i religijnego kapitału przestaje działać – kryzys Kościoła stał się zbyt poważny.

11.01.2021

Czyta się kilka minut

Msza z okazji obchodów 29. rocznicy  powstania Radia Maryja w kościele  Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy  Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II.  Toruń, 5 grudnia 2020 r. / TYTUS ŻMIJEWSKI / PAP
Msza z okazji obchodów 29. rocznicy powstania Radia Maryja w kościele Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II. Toruń, 5 grudnia 2020 r. / TYTUS ŻMIJEWSKI / PAP

Wostatnich miesiącach Kościół w Polsce doświadczył mocnego tąpnięcia. Znaków, że nadchodzi kres katolicyzmu, jaki znamy, jest coraz więcej. Przez długi czas wielu katolików łudziło się, że kraj nad Wisłą będzie bastionem skutecznie opierającym się upadkowi „cywilizacji katolickiej”. Taki przynajmniej głos można było usłyszeć na falach Radia Maryja. Ostatnio dość niespodziewanie okazało się jednak, że kierownictwo toruńskiej rozgłośni – tak świetnie, jak można było mniemać, radzące sobie w Polsce „dobrej zmiany” – odczuło na sobie skutki chorób toczących współczesny katolicyzm.

O. Tadeusz Rydzyk nie przyjmował dotąd do wiadomości, że Kościół w Polsce zmaga się z tym samym kryzysem, jak Kościół w innych częściach świata. Jego biznesowe imperium zdawało się na kryzys impregnowane. Rzesze wyznawców – nawet jeśli z latami nieco topniejące – zapewniały mu stałe wsparcie. Wielu biskupów w Radiu Maryja oraz w wianku otaczających je instytucji widziało bastion najbardziej przez siebie hołubionej formy rodzimej religijności. Ścisłe związki z rządzącą partią dawały od 2015 r. konkretne apanaże materialne. Bezpieczeństwo i dobrostan radiomaryjnego katolicyzmu miały zatem solidne podstawy.

I nagle pod koniec ubiegłego roku dobre samopoczucie ojca dyrektora zostało wystawione na próbę. 5 grudnia w Toruniu zorganizowano obchody 29. rocznicy powstania Radia Maryja. Ze względu na pandemiczny reżim sanitarny feta nie mogła być tak huczna jak w przeszłości. Uroczystość trzeba było przenieść z hali widowiskowej Arena do wybudowanego przez Rydzyka kościoła Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II. Niemniej na uroczystościach stawiło się kilkunastu biskupów, a w tylko nieco przerzedzonych ławach zasiedli wspierający radiomaryjny katolicyzm politycy (m.in. Mariusz Błaszczak, Zbigniew Ziobro i Antoni Macierewicz).

Odczytano list od prezydenta Andrzeja Dudy, który porównał dzieła Radia Maryja do „cudu nad Wisłą”. Uznał, że w Toruniu „przed niemal 30 laty zrealizowano przedsięwzięcie o ogromnym wpływie na bieg polskich spraw, na polską rzeczywistość społeczną, kulturową i duchową”. Wedle prezydenta stało się tak dzięki stale obecnemu na falach toruńskiej rozgłośni przesłaniu, „które w świecie naznaczonym konfliktami i radykalnymi przemianami cywilizacyjnymi od lat niezachwiane głosi ewangeliczne »tak – tak, nie – nie«”. Andrzej Duda mocno podkreślił (posługując się znaną z radiomaryjnych audycji retoryką), że owo przesłanie wskazuje „na wartości, które są fundamentem zachodniej cywilizacji i od ponad tysiąca lat stanowią rdzeń polskiej tożsamości. Jest to tym istotniejsze, że wśród zgiełku współczesnego świata nie brakuje przecież przekłamań, manipulacji i fałszywych obietnic. Orężem przeciw nim jest prawda i wolne słowo. Z takim przekonaniem Radio Maryja pełni swoją społeczną służbę”.

Nic dziwnego, że przy takiej i podobnych laudacjach poczucie pewności o. Rydzyka mogło wydawać się niezachwiane. A jednak nie wziął on pod uwagę, że Radio Maryja działa mimo wszystko w kościelnych ramach, które próchnieją i trzeszczą wskutek największego od wieków kryzysu.

Ziemia spod nóg

O. Rydzyk z pewnością nie myślał, że będzie musiał publicznie przeprosić za słowa wypowiedziane podczas tamtych obchodów. Coś takiego nie miało dotąd precedensu. A jednak się stało, co świadczy w pierwszym rzędzie o tym, że redemptorysta przestał dostrzegać okoliczności, które mogą zaszkodzić jego biznesowemu imperium.

Podczas jubileuszowych uroczystości szef Radia Maryja wystąpił bowiem w obronie odesłanego przez Watykan w trybie pilnym na emeryturę (wolno mniemać, że przede wszystkim za tuszowanie przestępstw seksualnych podległego mu kleru) biskupa kaliskiego Edwarda Janiaka. O. Rydzyk powiedział o skompromitowanym hierarsze: „To jest współczesny męczennik. Mediów. Media to zrobiły”.

Szokujące słowa? Przecież „męczeństwo”, jako niemal warunek konieczny spełnionego chrześcijaństwa, to podstawa radiomaryjnej teologii. Wedle niej chrześcijanie swoją wiarę wyznają najmocniej tylko w obliczu prześladowań. Bez prześladowców świadectwo wiary jest właściwie niemożliwie, bo widzieć w nim należy, jak opowiadał już w 2002 r. w wywiadzie rzece „Tak-tak, nie-nie” o. Rydzyk Stanisławowi Krajskiemu, „wyraz nie tylko odwagi, ale wyraz umiłowania prawdy i miłości. Trzeba wówczas być również gotowym na męczeństwo. Bo męczeństwo to jest skutek odpowiedzi zła na to, że mu się przeciwstawiam”. W takiej teologicznej perspektywie mówienie chrześcijanom (a już szczególnie tym wyżej od maluczkich postawionych w kościelnej hierarchii) o popełnianych przez nich grzechach i przestępstwach utożsamione zostaje z prześladowaniem. Oto dlaczego przed laty Radio Maryja ­zapamiętale broniło arcybiskupów ­Paetza i Wielgusa.

Dziś ten sam semantyczny manewr o. Rydzyk próbował zastosować względem bp. Janiaka. Nie tylko uznał byłego ordynariusza kaliskiego za męczennika. Nie omieszkał też odnieść się do uznawanej przez siebie teologicznej wykładni grzeszności: „To, że ksiądz zgrzeszył… no zgrzeszył. A kto nie ma pokus?”. Wiadomo, że to pytanie retoryczne, bo przecież zależność pokusy i grzechu wielokrotnie poświadczona jest w Ewangelii.

Toruńska rozgłośnia od lat stosuje taką komunikacyjną strategię. Ja sam już w 2003 r. pisałem na łamach „TP” w tekście „Miłość i wojowniczość”, że „największy kłopot w odtworzeniu teologicznej optyki Radia Maryja sprawia język, którym posługują się jego redaktorzy i prelegenci. W swoje wypowiedzi, nawet te najbardziej bulwersujące, bo niezgodne z duchem współczesnego nauczania Kościoła, wplatają biblijne cytaty i ich parafrazy, wyimki z papieskich tekstów lub zwyczajowe zapewnienia o pełnej chrześcijańskiej miłości postawie. Zapewne wstawki te służą przede wszystkim przekonywaniu słuchaczy, iż istotnie mają do czynienia z chrześcijańskim przekazem. Inna rzecz, że za pomocą owych cytatów i strzelistych aktów propaguje się w Radiu Maryja okrojoną i uproszczoną wizję chrześcijaństwa, którą na dodatek przedstawia się jako powszechnie obowiązującą w Kościele”.

Przez lata owe założenia radiomaryjnej retoryki nie uległy zmianie. To właśnie ona – tak pozornie ewangeliczna – przyciąga do mediów o. Rydzyka zarówno ludzi, którzy bezrefleksyjnie widzą w niej najlepsze świadectwo chrześcijańskiej wiary, jak i zręcznych macherów, wietrzących szansę na swój sukces oraz usprawiedliwienie z pomocą ewangelicznych parafraz własnych niegodziwości. Tymi macherami nie są tylko broniący „cywilizacji chrześcijańskiej” politycy, ale i niektórzy hierarchowie. To do nich właśnie zwracał się o. Rydzyk podczas ostatnich jubileuszowych obchodów Radia Maryja w następujących słowach: „Albo co porządniejszy katolik, ksiądz – zaraz walić w niego. A katolicy – niemądrzy i słabi – powtarzają. Będą za to odpowiedzialni: za to kamienowanie słowami. (...) Zobaczcie, ile na mnie piszą i mówią. Panie ministrze sprawiedliwości, gdybym był winny, to powinniście mnie zamknąć, bym już siedział – według tego, co oni mówią. Dlatego zwróćmy uwagę na to, co mówią, i nie dajmy się. Nie dajmy się. I w Kościele się nie dajmy”.

Czy nie brzmi to jak wezwanie do obrony „świętych szańców” pod wodzą charyzmatycznego, niesłusznie oskarżanego przez „siły ciemności” kapłana? Przez długi czas o. Rydzyk nieustannie budował swoją pozycję na takiej właśnie autoprezentacji. Dzięki niej już w kilka lat po powstaniu Radia Maryja zdołał wokół siebie zgromadzić pokaźne grono odbiorców, co nie umknęło uwagi biskupów i polityków. I aż do tej pory przeciwstawianie się wszelkiemu „atakowi na Kościół” przynosiło mu korzyści. Czy miałoby być inaczej po filmach braci Sekielskich albo w czasie ulicznych demonstracji, występujących przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, gdy wyraziście odsłoniła się skala dechrystianizacji młodego pokolenia Polek i Polaków? O. Rydzyk najwyraźniej uznał, że nic szczególnego się nie stało i z tego powodu znów zwrócił się do swoich zwolenników z typowym dla siebie apelem: „I nie dajmy się, katolicy, że na księdza jakiegoś zaczną warczeć, jakieś filmidło zrobią – i wszyscy się trzęsą. Udowodnij. (...) Udowodnij mi winę. A teraz wszystko się pokręciło i my się trzęsiemy. I myślę, że w Kościele powinniśmy się nie bać i upominać się o sprawiedliwość”.

Założyciel Radia Maryja tym razem jednak się przeliczył.

Wzmacniacz kryzysu

Skandale dotyczące przestępstw seksualnych popełnianych przez duchownych na nieletnich i bezbronnych dorosłych podlegających ich władzy są nie tylko traumą katolickiej wspólnoty. Stosunek do nich stał się probierzem wiarygodności Kościoła. Tak jest wszędzie na świecie i w Polsce nie może być inaczej. Broniąc bp. Janiaka, o. Rydzyk wysłał – zgodnie ze skuteczną dotychczas praktyką – sygnał do wspierających go hierarchów: „będziemy was bronić, z jakimikolwiek oskarżeniami się spotkacie; jeśli trzeba, zostaniecie dla nas męczennikami, a my nazwiemy prześladowcami tych, którzy przeciw wam wystąpią i wydamy im walkę”. I pierwszy chyba raz okazało się, że oddziaływanie typowego dla Radia Maryja schematu może się obrócić przeciw formacji skupionej wokół toruńskiego redemptorysty.

Założenie, że Polska funkcjonować może w przypadku kryzysu dotykającego Kościół powszechny poza systemem kościelnych naczyń połączonych, jest bowiem fałszywe. Dlatego tym razem nie wystarczyło już rytualne zapewnienie rzecznika redemptorystów o. Mariusza Mazurkiewicza, że słowa o. Rydzyka były jedynie „komentarzem do obecnej sytuacji medialnej”, a Radio Maryja i „inne media z nim związane niejednokrotnie wyrażały swoje stanowisko potępienia dla pedofilii i konieczności pomocy ofiarom, zgodne z dokumentami Stolicy Apostolskiej i Kościoła katolickiego w Polsce”.


Czytaj także: O. Ludwik Wiśniewski: Gdzie my jesteśmy?


Wzburzenie okazało się zbyt wielkie i nie ograniczyło się wyłącznie do grup od lat krytykujących toruńską rozgłośnię. Zarówno w Konferencji Episkopatu, jak i w Nuncjaturze najwyraźniej uznano, że wypowiedź o. Rydzyka przyczyniła się do wzmożenia galopującego już kryzysu katolicyzmu w Polsce. Trudno było nie dostrzec w niej krytyki decyzji papieża w sprawie biskupa Janiaka. Postronnym zdawać się mogło, że redemptorysta zachowuje się niczym nieformalny prymas, ferujący wyroki i sądy bez oglądania się na decyzje Rzymu. Niegdyś takie zachowanie uchodziło Rydzykowi bezkarnie. Poważne potraktowanie problemu seksualnych przestępstw kleru jest jednak dziś dla Kościoła powszechnego sprawą kluczową. Założyciel Radia Maryja nie miał zatem wyjścia, bo jego zwyczajowi obrońcy w Episkopacie nie mogli dać jawnego przyzwolenia na wypowiedź idącą pod prąd oficjalnej watykańskiej polityce. O. Rydzyk musiał złożyć bezprecedensowe przeprosiny.

W specjalnym oświadczeniu zadeklarował swoją wierność papieżowi oraz ogłosił, że „każdy niegodny czyn jest grzechem, a dopuszczający się go jest grzesznikiem, który nawróciwszy się, powinien prosić Boga o miłosierdzie”, zaznaczając jednocześnie, iż „grzech seksualnego molestowania małoletnich jest przestępstwem, które winno być traktowane zgodnie ze wskazaniami Kościoła i procedurami prawa cywilnego”. O. Rydzyk złożył również następujące wyznanie: „Kocham Kościół, dlatego nie miałem zamiaru w żaden sposób rozmywać trawiącego go dramatu grzechu i przestępstwa pedofilii. Mówiąc to, mam na myśli przede wszystkim ofiary tych czynów, będące przecież także dziećmi Kościoła. (...) Zdaję sobie sprawę, iż moje spontanicznie wypowiedziane słowa zostały inaczej zrozumiane i boleśnie dotknęły wiele osób. Przepraszam, iż tak się stało. Nie było to moim zamiarem”.

Co jednak jest rzeczywistym zamiarem o. Rydzyka w odniesieniu do Kościoła?

Oręż z katolicyzmu ludowego

Przez wiele lat cele strategiczne Radia Maryja były jasne. W tym specyficznym duszpasterzowaniu za pomocą mediów chodziło przede wszystkim o obronę i promocję tradycyjnego katolicyzmu polskiego w jego aintelektualnej, „ludowej” (zgodnie z drogą obraną niegdyś przez kard. Wyszyńskiego) wersji. O. Rydzyk z pewnością uważa, że katolicyzm ostał się w Polsce właściwie tylko dzięki sile owej „ludowości”, z której w odpowiednim momencie historycznym Prymas Tysiąclecia potrafił uczynić również efektywny oręż polityczny.

W polskim katolicyzmie ludowym bez wątpienia można odnaleźć rzeczy piękne i wartościowe. A jednak raz po raz dochodzą w nim do głosu komponenty, które w XXI w. są dla idei powszechności zawartej w samej istocie Kościoła katolickiego wyzywające. To przede wszystkim stale powracająca triada: nacjonalizm, ksenofobia i antysemityzm. Wielokrotnie i zasadnie zwracano uwagę na niebezpieczne łączenie jej z katolicką wiarą na falach Radia Maryja. Do tego dochodził jeszcze strach przed zachodnią nowoczesnością, która licznej grupie zwolenników toruńskiej rozgłośni kojarzyła się przede wszystkim z bulwersującymi przemianami obyczajowymi oraz poczuciem własnej deklasacji w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej po 1989 r. O. Rydzyk zarówno owo przywiązanie do tradycji, jak i lęki świetnie rozpoznawał. Miał świadomość, że jest duża grupa Polaków, która będzie chciała cumować w jego „bezpiecznej przystani”.


Czytaj także: Dariusz Kosiński: W bólach


Grupę tę zauważali również politycy, widząc w toruńskim redemptoryście dziedzica oręża, którym w czasach komunizmu posługiwał się kard. Wyszyński. Okazało się, że kategorie z tamtej epoki (np. Kościół prześladowany i podejmujący walkę w swojej obronie) łatwo przenieść można na współczesny demokratyczny agon. Stare schematy myślowe wciąż były udziałem dużej części elektoratu. Jarosław Kaczyński miał w istocie świetną intuicję, że przywiązanie do tradycyjnego katolicyzmu ludowego można w Polsce wykorzystać w coraz bardziej polaryzującej się rzeczywistości demokracji współczesnych (bo polaryzacja ta, jak wiemy, nie jest jedynie specyficznie polskim problemem). Z tego powodu, choć niegdyś uznawał alianse katolickiej wiary z polityką za dobry powód dla dechrystianizacji, połączył swe siły z o. Rydzykiem, nie przejmując się zgoła dechrystianizacją. Pozytywne dla niego skutki są oczywiste, skoro istnieje wciąż silna grupa wyborców przywiązana do piękna i perwersji polskiego katolicyzmu ludowego.

Potrzeby tego elektoratu całkiem trafnie przedstawił w swym liście na ostatni jubileusz Radia Maryja prezydent Duda: „Radio Maryja obudziło w milionach rodaków poczucie podmiotowości, bycia suwerenem i gospodarzem we własnym kraju. To dzięki Radiu Maryja głos ludzi wierzących, wiernych tradycyjnym wartościom zyskał tak wielkie znaczenie w debacie publicznej. (...) Dotarcie do tych, którzy nie mówili, bo czuli się zagłuszeni i zmarginalizowani, bo często przeżywali gorycz samotności i opuszczenia, bo nie widzieli szans na pozytywne zmiany – oraz wyciągnięcie ku nim ręki, uznanie ich godności, otoczenie ich szacunkiem i empatią, to wielka zasługa Radia Maryja”.

Trafne rozpoznanie cech i potrzeb części polskiego społeczeństwa było zatem udziałem tak Jarosława Kaczyńskiego, jak i o. Rydzyka. Wzajemne przymierze przyniosło obu wymierne korzyści (dla mediów redemptorystów przede wszystkim materialne).

Radiomaryjna lekcja

Fakt, że Radio Maryja stało się głównym głosem katolicyzmu ludowego w Polsce po komunizmie, ma i przez długi czas jeszcze będzie miał wpływ na (niedobrą) kondycję rodzimego Kościoła. Przede wszystkim wielu polskich biskupów uznało, że to najżywotniejsza u nas opcja chrześcijaństwa. Że lepiej trzymać się „oblężonej twierdzy”, niż stawiać na inne rozwiązania. Ludowy katolicyzm wydawał się bowiem przez lata najbardziej odporny na postępy sekularyzacji. Nic dziwnego, że irytacje niektórych przenikliwiej myślących hierarchów nie spowodowały załamania się pozycji radiomaryjnej formacji w łonie Kościoła, a zespół duszpasterskiej troski o Radio Maryja, powołany w Episkopacie jeszcze za czasów prymasa Glempa, okazał się ciałem fikcyjnym.

Rok 2020 miał być kolejnym rokiem triumfu katolicyzmu ludowego w politycznej, pisowskiej oprawie. Służyć miały mu przede wszystkim obchody stulecia urodzin Karola Wojtyły i beatyfikacja kard. Wyszyńskiego. Pandemia obróciła właściwie te plany wniwecz (papieski jubileusz wypadł skromnie, a ceremonię beatyfikacyjną na razie odłożono ad acta). A zarazem okazało się, że Kościół w Polsce nie jest wolny od kryzysu pedofilskiego, zaś dechrystianizacja młodego pokolenia przybrała olbrzymie rozmiary. Czy lekarstwem na te choroby może być kurczowe trzymanie się ludowego katolicyzmu w jego narodowo-populistycznej wersji?

Przyjąwszy czysto pragmatyczny punkt widzenia, nie musi dziwić, że kler przed nadchodzącymi „latami chudymi” chce zabezpieczyć się materialnie i chętnie godzi się na polityczne związki Kościoła i władzy. Jednak samo zabezpieczenie materialne duchowieństwa nie uchroni przed kryzysem boleśnie dziś dotykającym całą wspólnotę katolicką. Tradycyjna retoryka i strategie Radia Maryja są w tej rzeczywistości coraz bardziej przeciwskuteczne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2021