Nominacje w kategorii Najlepsza Książka Roku

Stasiuk: przewoźnik

Właściwie nie dzieje się tu za wiele. Rzeczywistość ­zamarła w ­bezruchu. Duszny, oszałamiający upał usypia ciała i myśli, a wilgoć płynąca znad łąk i mokradeł miesza się z potem i ­spływa po rozgrzanym ciele. Stagnacja jest jednak pozorna, bo nie jest to zwykły parny czerwiec, tylko czerwiec roku 1941, a wilgocią ciągnie nie z byle rzeki, tylko z Bugu. Po jednej stronie Niemcy, po drugiej Rosjanie, czekają tylko, żeby rzucić się sobie do gardeł.

Kraina, która wieki temu zagubiła się w jakimś porosłym ­zielskiem zakolu czasoprzestrzeni, na chwilę materializuje się w miejscu zderzenia płyt tektonicznych wielkiej geopolityki. A powstałe w jego wyniku wstrząsy będą rozchodzić się powoli, ale za to bardzo daleko, przekraczając pamięć kolejnych pokoleń.

Stasiuk powieścią „Przewóz” wraca do korzeni. Podejmuje się żmudnej i niewdzięcznej pracy kronikarza, próbuje jeszcze coś ocalić, zawiązać ostatnie poprzecierane nitki rodzinnych ­opowieści, choć wie, że spójnej historii już się z tego uszyć nie da. Mimo to próbuje. Bez cienia skargi kreśli przed nami ­tamte podmokłe pejzaże oraz ludzi, którzy w nich ugrzęźli, wraz z nimi zaś ich lęki, namiętności i nadzieje.

A czasem i szaleństwa, jak choćby w przypadku polskiego oficera nieistniejącej już armii, snującego wódczane fantazje o rychłym zwycięstwie (tylko trudno powiedzieć, kogo nad kim). Swoją ­drogą to jeden z ciekawszych portretów tzw. wyklętych – ­swego czasu patriotów, może nawet bohaterów, których rozpacz i strach doprowadziły do upadku, a często i dalej, poza ­granice ­człowieczeństwa. Stasiuk nie pierwszy raz, i bardzo dobrze, ­powraca do tego tematu, przypominając, kogo tak naprawdę na sztandary bierze skrajna prawica.

Jednak najwspanialsze w „Przewozie” jest to, co w prozie ­Stasiuka występuje właściwie od zawsze – wielozmysłowy, ­obsesyjny ­zachwyt nad okruchami nieistniejących już przestrzeni. Tym ­razem jednak nie ma tu niepotrzebnych filtrów, krygowania się czy ­kluczenia po obrzeżach. Od początku do końca dostajemy ­destylat Stasiukowej wyobraźni w stężeniu rozkosznie ­odurzającym, za ­którym wielu tęskniło od dawna, może nawet od samej ­„Dukli”. W tej powieści znów jesteśmy przewożeni z jednego brzegu na drugi, w tę i w tamtą, aż w końcu nie wiemy, po której stronie ­właściwie jesteśmy. I tak właśnie powinno być.

Andrzej Stasiuk, PRZEWÓZ Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021

Kulikowska: podarunki i porachunki

Tomik zaczyna się gorzko, ale słychać tu jeszcze ironię, żarty z samego języka, dobrze znane z poprzednich tomików poetki: „będę światełkiem wytwórni kink.com, / gwiazdą zaranną, elektryczną lampką, / którą matka postawi na twoim grobie”. Szybko jednak przekonujemy się, że tytułowy prezent to nie bibelot kupiony w pośpiechu w lotniskowym sklepiku, ale raczej dar bolesny i niewdzięczny, który jednak trzeba przyjąć. Nie jest bowiem łatwo słuchać o wszechobecnej przemocy dręczącej umysł i ciało, zwłaszcza jeżeli opowieść rozciąga się na języku rytmicznym i hipnotyzującym, do tego pełnym pułapek i zasadzek.

Strażnikami porządku, na który poetka nie może się zgodzić, są zarówno ojciec (a może i matka?), jak również policjant, prokurator, kibole, narodowcy, ale także wścibscy sąsiedzi, którzy bez skrępowania wtykają nosy w cudze dusze i dyskursy. Między kolejnymi wierszami pobrzmiewa pytanie: czy ten świat da się jeszcze ocalić? Jeśli tak, to w jaki sposób? Albo: czy w ogóle warto?

W udzielaniu odpowiedzi na pewno nie pomaga wszechobecność oskarżycielskiego tonu, przy pomocy którego ta brunatniejąca rzeczywistość próbuje wedrzeć się w każdą szczelinę naszego języka, także do samej poezji. „istnieje dziewięćdziesiąt jeden synonimów dla wyrazu / kara, a jednak dopust boży rozbawia najmocniej. / z całą pewnością istnieją rzeczy, za które należy mnie ukarać, / lecz może nie ma sposobu?” – pyta na końcu ostatniego wiersza poetka, jeszcze ironicznie czy już tylko gorzko? Splugawienie języka (i chyba nawet samej wyobraźni) widać na każdym kroku, co zresztą w tomiku jest skrupulatnie odnotowywane. Kronika krzywd wciąż się rozrasta i nie widać jej końca. Jednak przyda się z pewnością, gdy nadejdzie wreszcie czas porachunków.

Justyna Kulikowska, GIFT. Z ­PODLASIA WBPiCAK, Poznań 2021

Karpowicz: zwijanie świata

O czym opowiada „Cicho, cichutko” Ignacego ­Karpowicza? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że o śmierci – w końcu to historia o umieraniu najlepszego przyjaciela. Precyzyjniej byłoby jednak powiedzieć, że to opowieść o zanikaniu, o rzeczywistości, która się rozrzedza, pustoszeje. To oczywiście proces bolesny, a w kolejnych wątkach tej opowieści słychać wyraźnie żałobne tony – trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że dla Karpowicza (przynajmniej dla tego, który jest narratorem tej opowieści) to zwijanie się świata bywa zjawiskiem co najmniej interesującym, a czasami wręcz pożądanym, bo dającym nieoczekiwaną chwilę wytchnienia.

Gdy konkretna i namacalna realność – zarówno ciało trawione nowotworem, jak i miasto uginające się pod ciężarem pandemii – zaczyna wycofywać się i ustępować miejsca pustce, pojawia się próżnia, którą trzeba koniecznie czymś wypełnić. W przypadku pisarza najłatwiej zrobić to oczywiście przy pomocy opowieści. Karpowicz uwielbia językową i stylistyczną różnorodność, dlatego łączą się tu rzeczy najdziwniejsze, które w innym kontekście raczej nie miałyby szans się spotkać – podobnie zresztą jak bohaterowie tego elegijnego szkicownika.

Fragmentaryczność jako struktura, a patos jako ton stanowią domyślną formę literackiego pożegnania z osobami najbliższymi. Karpowicz, nie pierwszy zresztą raz, idzie jednak swoją drogą, tworząc ryzykowną, ale ostatecznie wytrzymałą konstrukcję dla utrwalenia tego doświadczenia. Częściowo rezygnuje z surowego zapisu (albo stylizacji w tym duchu) na rzecz powieściowego zagęszczenia – szczególnie w drugiej części, gdy poznajemy tragiczną (w źródłowym sensie tego słowa) historię Anny, kobiety zastępującej jego przyjacielowi matkę. W ten właśnie sposób, dzięki wyraźnemu zanurzeniu w literacką konwencję, można do pewnego stopnia oswoić pustkę, uczynić ją mniej bolesną – zaprosić do niej innych ludzi. Na przykład nas, czytelników.

Ignacy Karpowicz, CICHO, CICHUTKO Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022