Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły, aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki. Nagle przyszedł potop, i wygubił wszystkich; (...) tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi” (Łk 17, 27-30).
Czytałem sobie ten tekst w przekładzie św. Hieronima i uderzył mnie brak słowa „nagle”. W Wulgacie czytamy po prostu: „kiedy Noe wszedł do arki i przyszedł potop” (intravit Noe in arcam, et venit diluvium). Sprawdziłem w oryginale, i tam, gdzie w polskim tekście występuje słowo „nagle”, jest grecki spójnik kai. W niektórych kontekstach kai można tłumaczyć jako „nagle”; najczęściej jednak oznacza po prostu „i” – podobnie jak w wersji św. Hieronima.
Może nie bez powodu?
Czy arka mogła powstać nagle w sposób zaskakujący i niepostrzeżony? Tradycja żydowska mówi, że Noe budował arkę przez 120 lat...
120 lat – czyli dokładnie tyle, ile Pan Bóg wyznaczył człowiekowi jako miarę życia (Rdz 6, 3). Całe swoje życie sąsiedzi i ziomkowie Noego mieli przed oczyma człowieka, który – w samym środku suchego lądu – budował ogromny statek, i nie wzbudziło to w nich żadnej reakcji – żadnej wątpliwości, żadnego pytania, żadnej refleksji. Liczyło się tylko tu i teraz: „jedli i pili, (...) sprzedawali i kupowali, sadzili i budowali” (w. 28) – w przekonaniu, że tak będzie zawsze, i że to już wszystko.
Przyznacie, że to jednak inna perspektywa postrzegania – tak nadejścia potopu, jak i paruzji. Pan nie chce wcale nas „zaskoczyć” – znienacka, „nagle”. Nie zastawia na nas pułapki. Nie chce nas przechytrzyć.
Nie, przeciwnie. Przez całe życie stawia przed nami znaki, które mają nam otworzyć oczy na inny wymiar życia – na nadzieję tego, co „ma nadejść” – bez czego człowiek nie będzie sobą. Nie będzie spełniony i szczęśliwy.
Jakie to znaki?
„Arka” – hebr. Tewa – może oznaczać także „Słowo”. To pierwszy znak. Nasza Biblia stojąca gdzieś u nas, na którejś półce... Jakżeż niesamowity znak. I jakżeż nieoczywisty. Słowo Boga powiedziane do człowieka – o Bogu, o człowieku, o wzajemnej ich relacji, o świecie, o stworzeniu, o zbawieniu. Biblia – „Słowo” otwierające na życie wieczne – nie tylko w sensie „długości” życia, ale jego jakości.
Oswoiliśmy się z Biblią jak sąsiedzi Noego z arką. Stoi. Nie dziwi. Nie wzbudza pytań.
Drugi znak: Krzyż. Cała tradycja chrześcijańska interpretuje arkę Noego jako figurę/typ Krzyża. To na Krzyżu – na tym kawałku drewna – ludzkość została uratowana od potopu grzechu. Krzyż stał się dla niej momentem ratyfikacji Nowego Przymierza – zapowiadanego przymierzem Noachickim.
Biblia i Krzyż – całe życie upływa nam z nimi. Biblia na półce. Krzyż na ścianie. I na piersiach. Krzyczą do nas o miłości Pana, która ma być dopełniona Jego przyjściem. Czy można nazwać je „nagłym”? ©