Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jedno z pierwszych zdań „Wojny futbolowej” Ryszarda Kapuścińskiego przychodzi mi na myśl, gdy czytam ostatnie wiadomości z Nigerii. To 177-milionowe państwo stanęło przed najtrudniejszą od lat próbą: do rebelii dżihadystów z Boko Haram, która piąty rok z rzędu paraliżuje północ kraju, doszło zagrożenie ze strony oddziałów Fulan (inna nazwa: Fulbe). Ów lud koczowników, wyznawców islamu, zamieszkuje kilka krajów zachodniej Afryki i nie wolno oczywiście przypisywać mu całemu skłonności do przemocy. Jednak należące do niego grupy ekstremistów zamordowały w ciągu ostatniego roku kilka tysięcy osób, terroryzując m.in. osiadłe w środkowej Nigerii wspólnoty chrześcijan. Według jednego z miejscowych biskupów w niektórych miejscowościach ataki Fulan, od czasu do czasu sprzymierzających się z Boko Haram, przynoszą nawet 300 ofiar w ciągu jednej nocy. Oddziały Fulan awansowały już na czwarte miejsce w klasyfikacji najgroźniejszych ugrupowań terrorystycznych świata (wg Global Terrorism Index).
Jakby tego było mało, od marca na południu Nigerii dochodzi do regularnych ataków na ropociągi i instalacje naftowe. Dokonują ich, informując o tym na swoim profilu na Twitterze, oddziały Niger Delta Avengers (Mścicieli z Delty Nigru), których członków opłacał dotąd rząd w Abudży w zamian za… ochronę pól naftowych. NDA żąda na razie, aby więcej pieniędzy z wydobycia ropy zostawało na południu Nigerii, ale jej działalność zagroziła już krajowej ekonomii. Wydobycie ropy utrzymuje się na poziomie najniższym od trzech dekad. Zaś spadek cen ropy na rynkach światowych sprawił, że Nigerii – największej gospodarce Afryki – grozi katastrofa. W piersi uderzył się niedawno sam prezydent Muhammadu Buhari, który przyznał, że opierając gospodarkę wyłącznie na ropie, państwo popełniło „straszliwy błąd”. „Nasza sytuacja jest teraz nieprzewidywalna” – powiedział.
Ataki dżihadystów sprawiły, że od 2012 r. ze swoich domów musiało uciekać przed przemocą ponad 2 mln Nigeryjczyków, głównie zresztą muzułmanów. OCHA, oenzetowska agencja koordynująca pomoc na miejscu, szacuje, że wsparcia potrzebuje tu ponad 5 mln ludzi. Jeśli jednak zdarzy się najgorsze i w najbliższych miesiącach zbankrutuje całe państwo, liczba ta co najmniej się podwoi. W zachodniej Afryce możemy być wkrótce świadkami największego od lat kryzysu humanitarnego świata.