Polowanie na dzieci

Na nigeryjskiej północy plagą stają się zajazdy na szkoły oraz porwania uczniów dla okupu. Wojsko rządowe nie radzi sobie ze zbrojnymi bandami rabusiów i handlarzy „żywym towarem”.
w cyklu STRONA ŚWIATA

03.03.2021

Czyta się kilka minut

Uczennice ze szkoły z internatem w północnej Nigerii tuż po uwolnieniu przez porywaczy, 2 marca 2021 r. Fot. AFP/East News /
Uczennice ze szkoły z internatem w północnej Nigerii tuż po uwolnieniu przez porywaczy, 2 marca 2021 r. Fot. AFP/East News /

Kilkaset dziewcząt porwanych pod koniec zeszłego tygodnia ze szkoły z bursą w miasteczku Jangebe zostało właśnie uwolnionych. Bello Matawalle, gubernator stanu Zamfara, położonego na północy kraju przy granicy z Nigrem, zapewnia, że uwolnione zostały wszystkie uprowadzone uczennice i że było ich 279, a nie 317, jak pisano w gazetach.

Gubernator przysięga także, że porywaczom nie zapłacono ani grosza okupu. Nie wyjaśnił jednak, jak przekonał rabusiów, żeby uwolnili dzieci. Przyznał też, że jego urzędnicy podjęli rokowania z przestępcami i, pomimo że szybko dowiedział się kim są i w której leśnej kryjówce zaszyli się z łupem, nie wzywał na pomoc rządowego wojska, by nie doszło do strzelaniny i aby żadna z dziewcząt nie ucierpiała.

Szkolne zajazdy

W piątek, niedługo przed uprowadzeniem uczennic z Zamfary, prezydent kraju, panujący od 2015 r. Muhammedu Buhari zrugał gubernatorów północnych stanów, że targując się z handlarzami „żywym towarem” i płacąc okupy nakręcają jedynie przestępczy interes. Zawierając z porywaczami umowy, powierzając im urzędowe posady, domy i samochody w zamian za zawieszenie broni, zachęcają do tego procederu kolejnych przestępców. Gubernator Zamfary przyznał, że z porywaczami dziewcząt z Jangebe pomogli mu się dogadać rabusie, którzy w zamian za urzędowe stanowiska i domy zgodzili się zerwać ze zbójeckim życiem (latem zeszłego roku obiecał im, że za każdy zdany karabin maszynowy podaruje im po dwie krowy).

Zajazdu na szkołę w Jangebe dokonała w środku nocy z piątku na sobotę setka rabusiów, którzy zabrali zakładniczki do swoich obozowisk i kryjówek w lasach z pobliskiego pogranicza. W Zamfarze, ale także sąsiednich stanach Kebbi, Sokoto czy Katsinie nawet dzieci wiedzą, że przygraniczne lasy to terytorium zbójeckie, na które rządowe wojsko nie zapuszcza się bez potrzeby. Rabusie przetrzymują tam branych do niewoli zakładników, których uwalniają dopiero, gdy uzyskują za nich żądany okup.

Dwa tygodnie przed zajazdem na szkołę w Zamfarze pół setki uczniów i nauczycieli zostało porwanych w sąsiednim stanie Niger. Wszyscy zostali wypuszczeni na wolność następnego dnia po porwaniu uczennic z Zamfary. W grudniu uzbrojeni napastnicy uprowadzili ponad 300 uczniów ze szkoły w Kankarze, w stanie Katsina, rodzinnych stronach prezydenta Buhariego.

Po napadzie na szkołę w Zamfarze prezydent oznajmił, że więcej takich zajazdów nie będzie, że na nie nie pozwoli. Jego rodacy doskonale jednak wiedzą, że będzie inaczej, a kolejny napad i kolejne porwanie dzieci jest tylko kwestią czasu.

Dziewczęta z Chiboku

Do najgłośniejszego porwania, które stało się początkiem rozkwitu przestępczego procederu, doszło w kwietniu 2014 r. w miasteczku Chibok w stanie Borno, na północnym wschodzie Nigerii, gdzie działający dżihadyści z ugrupowania Boko Haram uprowadzili 276 uczennic i zabrali je ze sobą do twierdzy w lesie Sambisa, na pograniczu Nigerii i Kamerunu. W tamtym czasie działające od początku stulecia Boko Haram znajdowało się u szczytu potęgi, działało w Nigerii, ale także Kamerunie i Nigrze, a ziemie wokół jeziora Czad ogłosiło swoim kalifatem.


Patrycja Bukalska: Gdy terroryści z islamistycznej organizacji Boko Haram uprowadzili w Nigerii prawie 300 dziewcząt, o ich uwolnienie apelowała Michelle Obama. Ale do porwań dochodziło wcześniej i dochodzi także dziś, a skuteczność zachodnich apeli jest znikoma. Tymczasem jest ktoś mniej znany niż żona prezydenta USA, kto o nie walczy – i to skuteczniej.


 

Władze nie radziły sobie z dżihadystami, a prezydent Goodluck Jonathan, sposobiący się akurat do reelekcji, próbował ukryć porwanie dzieci. Jako chrześcijanin z południa obawiał się, że jeśli rozpocznie na całego niepewną wojnę z dżihadystami, straci w wyborach głosy muzułmańskiej północy i szansę na reelekcję. Porwania nie dało się jednak ukryć, a do kampanii na rzecz uwolnienia dziewcząt z Chiboku przyłączyła się nawet ówczesna pierwsza dama Ameryki Michelle Obama. Przymuszone do działania władze podjęły targi z porywaczami, ale choć zgodziły się zapłacić miliony dolarów okupu, ponad setka dziewcząt pozostaje do dziś w niewoli. Niektóre zginęły (także w samobójczych zamachach, do których przymusili je dżihadyści), inne zostały podarowane partyzantom jako żony i przyjęły muzułmańską wiarę.

Porwanie uczennic z Chiboku stało się gwoździem do politycznej trumny Jonathana, który w 2015 r. przegrał wybory z Buharim, byłym wojskowym dyktatorem (1983-85), którego Nigeryjczycy wybrali w wolnych wyborach na prezydenta, wierząc, że jako znany z dyscypliny żołnierz i muzułmanin upora się z dżihadystami.

Buhari rzeczywiście zabrał się za partyzantkę. Szybko rozbił samozwańczy kalifat, a dżihadyści wycofali się do swoich kryjówek w lesie Sambisa. Ale w lutym 2018 r. znów zaatakowali szkołę i w pobliskim stanie Yobe uprowadzili ponad sto uczennic. Wszystkie, z wyjątkiem jednej, chrześcijanki, uwolnili. Zagraniczni dyplomaci z Abudży twierdzili, że znów zapłacono im okup i że właśnie zdobyte w ten sposób miliony dolarów zachęciły do tego procederu innych.

Zły przykład

Dżihadyści z Boko Haram działają na północnym wschodzie Nigerii. Północny zachód, Sokoto, Katsina, Zamfara, Kaduna to ziemie Hausańczyków i Fulanów, na których w XIX stuleciu rozciągał się potężny kalifat Usmana dan Fodio, kraina konserwatywnego islamu i tradycji, w której rządzą od wieków miejscowi emirowie i sułtanowie oraz wyznaczani przez nich sędziowie, dbający o przestrzeganie szarijatu. Dżihadyści z Boko Haram z Borno, wywodzący się z ludu Kanuri, choć próbowali tu nie raz ataków, nie znaleźli tam ani zrozumienia, ani poparcia.


Czytaj także: Nigeryjskie wojsko rządowe uwolniło prawie pół tysiąca uczniów porwanych na zlecenie emirów Boko Haram, jednego z najpotężniejszych ugrupowań dżihadystów w Afryce.


 

A jednak od pięciu lat to właśnie na północnym zachodzie Nigerii dochodzi do nocnych, zbrojnych zajazdów na szkoły i polowań na uczennice i uczniów, porywanych i wymienianych na okup, jak uprowadzone przez dżihadystów dziewczęta z Chiboku i Dapchi. Nigeryjscy dziennikarze policzyli, że w ciągu ostatnich pięciu lat porywacze zarobili w ten sposób co najmniej kilkanaście milionów dolarów.

Polowania na dzieci w Sokoto, Katsinie czy Zamfarze urządzali początkowo pospolici rabusie, grasujący na tamtejszych drogach i szlakach handlowych. Ostatnio jednak, poza przestępczymi bandami, napadami na szkoły zaczęły zajmować się także zbrojne milicje uczestniczące w niewypowiedzianej wojnie, jaką toczą rolnicy Hausańczycy z pasterzami Fulanami.

Przeludnienie (Nigeria, najludniejszy kraj Afryki, liczy już ponad 200 milionów ludności, a w 2050 r. liczba ta ma wzrosnąć do prawie pół miliarda), urbanizacja, a także pustynnienie, będące skutkiem pogodowych zmian sprawiają, że w tej części kraju zaczyna brakować ziemi, a rywalizacja tamtejszych rolników z pasterzami o dostęp do wody i pastwisk przeradza się w regularne wojny. Szacuje się, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat zginęło w nich prawie 10 tys. ludzi (dżihadyści z Boko Haram zabili w tym czasie prawie 40 tys.). Zwłaszcza pasterze narzekają, że władze trzymają stronę osiadłych rolników. Obie strony konfliktu skrzyknęły własne milicje. Nie wzdragają się też, by w razie potrzeby zwracać się do ziomków ze zbrojnych band. Ci zaś chętnie służą pomocą, widząc w tym okazję do zarobku, a także do wizerunkowego przeistoczenia z hersztów przestępczej szajki w komendantów, broniących rodaków przed obcymi. Ataki na szkoły i obławy na dzieci stały się częścią odwetowej wojny (milicje napadają na szkoły znajdujące się na ziemiach przeciwnika), a także sposobem pomnażania zysków.

Przestępcy i bojówkarze napadają na szkoły widząc, że takie zajazdy natychmiast zyskują rozgłos, a władze czują się przymuszone do działania i chcąc rozwiązać jak najszybciej problem, nie targują się, tylko płacą okup. Porwania dla okupu stały się zresztą w ostatnim czasie tak powszechne, że podróżni unikają jazdy autostradą ze stołecznej Abudży do Kaduny i zamiast tego ruszają w drogę koleją albo samolotem. Ostatnio porywacze wzięli do niewoli kilkunastu policjantów.

Przestępcza nobilitacja

Zbrojne milicje i rzezimieszki z północnej Nigerii od dawna zaopatrują się w broń u dżihadystów lub u tych samych, co oni dostawców. Chętnie korzystają też z dobrych rad zaprawionych w wojaczce dżihadystów, w zamian ułatwiając im wszelkiej maści kontrabandę.

Badacze międzynarodowego terroryzmu i ruchu dżihadystycznego twierdzą, że wymiana przysług i uprzejmości między dżihadystami znad jeziora Czad oraz zbrojnymi milicjami i przestępczymi bandami z północnego zachodu Nigerii zaczyna przeradzać się w opłacalny dla obu stron sojusz.


„Strona świata” to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. 


 

Przymierze z Boko Haram pozwala pospolitym przestępcom występować w roli wojowników świętej wojny, obrońców wiary, wzorowych muzułmanów. Partyzantom z Boko Haram sojusz pozwoliłby wyzwolić się z gorsetu partii zbrojnej Kanurich, łatwiej pozyskiwać rekrutów, zwłaszcza wśród bezrobotnych, młodych pasterz i przeistoczyć w międzynarodowy ruch, mogący aspirować do przywództwa dżihadystów w całej zachodniej Afryce. W grudniu emir Boko Haram Abubakr Shekau ogłosił, że porwania 300 uczniów w Katsinie dokonano na jego rozkaz.

Przymierze między dżihadystami z Boko Haram z północnego wschodu Nigerii oraz milicjami zbrojnymi i przestępczymi szajkami z północnego zachodu połączyłoby też w jedno dwa wielkie obszary, kontrolowane przez dżihadystów na zachodzie Afryki – bagniste wybrzeża wysychającego jeziora Czad z pogranicza Nigerii, Kamerunu, Czadu i Nigru z sawannami Sahelu (Nigru, Mali i Burkina Faso).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej