Niewolnicy tacy jak my

Brytyjka, Irlandka i Malezyjka to trzy kobiety oswobodzone z niewoli w Londynie. Ich historia jest wprawdzie nietypowa dla współczesnych niewolników, ale zwraca uwagę na szokujący problem.

02.12.2013

Czyta się kilka minut

Lambeth w Londynie: to tutaj trzy kobiety były więzione przez 30 lat  / Fot. Luke Macgregor / REUTERS / FORUM
Lambeth w Londynie: to tutaj trzy kobiety były więzione przez 30 lat / Fot. Luke Macgregor / REUTERS / FORUM

Organizacja „Free the Slaves” (Oswobodzić niewolników) ocenia, że ich liczba na całym świecie może sięgać nawet 30 milionów. Najwięcej w Azji Południowo-Wschodniej, najmniej w Europie i Ameryce Północnej. Niewolników nie ma – lub inaczej: nie ma o tym żadnych danych – tylko w dwóch miejscach: na Grenlandii i w Islandii. Według niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” w krajach Unii do pracy niewolniczej wykorzystywanych jest prawie 900 tys. osób. To znaczy, że wielu z nich jest obok nas. Że, być może, mijamy ich co dnia.

NIEWIDZIALNE ŁAŃCUCHY

Trzy kobiety były przetrzymywane w Lambeth, w południowym Londynie, przez rekordowy okres: 30 lat. Najmłodsza prawdopodobnie urodziła się w niewoli. Choć ich kontakt ze światem był ograniczony, a wszystkie działania kontrolowane, to jednak nie były całkiem izolowane – jak np. dziewczęta w domu Ariela Castro w Cleveland w USA.

Wiadomo, że najmłodsza z tej londyńskiej trójki wysłała kilkaset listów do sąsiada, w którym się zakochała. Ale była jednocześnie pewna, że jej i jego życiu grozi niebezpieczeństwo i błagała go, by nie podejmował żadnych kroków, aby jej pomóc (zresztą on miał ją raczej za niezrównoważoną maniaczkę niż ofiarę niewolnictwa).

W domu – czy raczej: swoistej wspólnocie, komunie – panowała atmosfera zależności i terroru powstała na bazie wspólnych poglądów politycznych (skrajny maoizm), które z czasem przekształciły się w rodzaj kultu dla mężczyzny sprawującego kontrolę w domu, Aravindana Balakrishnana, zwanego „towarzysz Bala”. Jedną z kobiet zidentyfikowano już jako córkę Johna Herivela, genialnego matematyka, który podczas II wojny światowej przyczynił się do złamania kodów Enigmy. Była więc osobą wykształconą, wychowaną w dobrobycie, mającą wszelkie dokumenty i prawa, i potrafiącą z nich korzystać.

Istnieje więc przepaść między nią a nielegalnymi imigrantami, którzy są zmuszani do niewolniczej pracy w krajach, gdzie nie znają języka, nie mają paszportów i nie wiedzą, gdzie prosić o pomoc. Jednocześnie jednak w oczywisty sposób kobiety nie były wolne. Steve Rodhouse z londyńskiej policji mówi o „niewidzialnych kajdankach” i „praniu mózgu”.

Aneeta Prem, założycielka Freedom Charity – organizacji, która uratowała kobiety – mówiła tak: „Ich poruszanie się po domu było kontrolowane. Musiały wykonywać przeróżne obowiązki i nie miały żadnego wyboru”.

BRYTANIA KIEDYŚ I DZIŚ

Wielka Brytania jest jednym z tych krajów, który po okresie, gdy sam korzystał z pracy niewolniczej, zaczął z niewolnictwem aktywnie walczyć. W 1807 r. Brytyjczycy zakazali handlu niewolnikami; w 1833 r. zniesiono niewolnictwo w brytyjskich koloniach. Londyn naciskał też na inne kraje, zabiegając o potępienie niewolnictwa.

Teraz też do sprawy podchodzi poważnie. Minister spraw wewnętrznych Theresa May już latem mówiła: „Trudno uwierzyć, że niewolnictwo w Brytanii istnieje, ale twarda rzeczywistość roku 2013 jest taka, że są w tym kraju ludzie zmuszeni do życia w straszliwych warunkach wbrew swej woli”. Teraz zapowiedziała, że rząd zwiększy karę za praktyki niewolnicze i powoła urząd pełnomocnika, będącego prawnym reprezentantem ofiar.

Według danych brytyjskiego Centrum ds. Handlu Ludźmi (UK Human Trafficking Centre) w ubiegłym roku zidentyfikowano 2255 ofiar handlu ludźmi. Może się to wydać niewielką liczbą, ale to o 178 więcej niż w 2011 r.; 24 proc. z nich to dzieci. Swój raport opublikował też niedawno rząd: według niego liczba zidentyfikowanych niewolników w Wielkiej Brytanii wzrosła w 2012 r. w stosunku do roku poprzedniego o 25 proc. Większość przypadków osób dorosłych dotyczy przymusowego świadczenia usług seksualnych, dzieci natomiast są ponadto wykorzystywane do niewolniczej pracy. Najwięcej przypadków niewolnictwa ujawniono w Anglii, a w niej samej – w Londynie.

CO Z POLAKAMI?

Z raportu rządowego wynika, że najwięcej niewolników pochodzi z Nigerii i Wietnamu. Ale w pierwszej dziesiątce znalazły się też Albania, Rumunia i... Polska, na szóstym miejscu.

Ilustruje to niedawny przypadek: we wrześniu na odludnej farmie w południowej Walii aresztowano trzech mężczyzn: ojca i jego dwóch synów. Zarzucono im przetrzymywanie Polaka wbrew jego woli i zmuszanie go do pracy. O sprawie rozpisywały się media.

Takie sytuacje, jak się okazuje, nie są rzadkie. Rządowy raport wspomina o Polakach, których rekrutuje się do pracy np. na roli czy na budowie, z obietnicą dobrej pensji i utrzymania. Ale na miejscu okazuje się, że mieszkają w strasznych warunkach, za które muszą płacić wielkie sumy, a pracują ponad siły i za marne grosze. To znany mechanizm rosnącej zależności, który dotyczy pracowników sprowadzanych z wielu krajów, np. również z Litwy. Można oczywiście dyskutować, czy to jeszcze wykorzystywanie imigrantów, czy już niewolnictwo. Ale w przypadkach, gdy wycofanie się z takiego „układu” jest niemożliwe, a pracownicy są zastraszani, bici i mają poczucie zagrożenia życia – wątpliwości znikają.

W każdym razie brytyjskie władze nie mają wątpliwości, że tacy ludzie to współcześni niewolnicy. Niewielką pociechą może być fakt, że wśród zidentyfikowanych polskich niewolników nie ma dzieci.

KOBIETA Z PARKU

To był zwykły dom, na zwykłej ulicy – mówiła Aneeta Prem z Freedom Charity o historii z Lambeth. Współcześni niewolnicy nie noszą łańcuchów, nikt ich publicznie nie chłoszcze. Ale to nie znaczy, że ich nie ma. Dziennikarka i pisarka Rahila Gupta zwraca uwagę, że wystarczy w niedzielę pójść na spacer do londyńskiego Hyde Parku, by zobaczyć rodziny, którym towarzyszy „pomoc domowa”, zwykle pochodząca z południowej Azji, odnosząca się do nich z mieszanką szacunku i strachu. To może być istotnie niania czy gosposia. Ale może też być niewolnica – wykorzystywana, bita, nieotrzymująca wynagrodzenia za swą pracę.

Mówiąc o niewolnikach, zwykle myślimy o ciemnych czasach, gdy Afrykanie byli porywani i zmuszani do katorżniczej pracy na plantacjach bawełny w Ameryce Północnej. Tymczasem ludzkie dramaty rozgrywają się obok nas i dotyczą takich ludzi jak my.

Aneeta Prem opowiada, że po nagłośnieniu przez media historii trzech kobiet, do jej fundacji dzwoni o wiele więcej osób w podobnej sytuacji i prosi o pomoc. „To musi być historia nadziei” – mówi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013