Niewierni wierni

Nikt nie prowadzi statystyk, ale proboszczowie w dużych miastach przyznają, że świeccy coraz częściej nie tylko migrują na niedzielne Msze czy do spowiedzi, ale w ogóle przenoszą się do duszpasterstw prowadzonych przez wspólnoty zakonne.

13.01.2014

Czyta się kilka minut

Uroczystości odpustowe oraz archidiecezjalne dożynki w Wąwolnicy, pow. Puławy, 2009 r. / Fot. Łukasz Miechowicz / REPORTER
Uroczystości odpustowe oraz archidiecezjalne dożynki w Wąwolnicy, pow. Puławy, 2009 r. / Fot. Łukasz Miechowicz / REPORTER

Uczestnicy „dwudziestek” – kultowej niedzielnej Mszy w klasztorze dominikanów w Krakowie – rzadko mają na sobie gustowne garsonki i nienagannie skrojone garnitury. To zazwyczaj studenci, choć wśród tłumu nietrudno znaleźć również osoby starsze i zupełnie młode. Dominikańska świątynia przy ulicy Stolarskiej wbrew pozorom nie jest w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Ci, którym udało się przyjść pół godziny przed rozpoczęciem Mszy, zajęli niezbyt wygodne miejsca w ławkach. Pozostali obsiadają schody, klęczniki przy konfesjonałach, stopnie prezbiterium i zimną posadzkę. Na wygodę jednak nikt nie zwraca szczególnej uwagi. W tym miejscu nie to jest najważniejsze.

„ZROBIŁEM, JAK CHCIAŁ KSIĄDZ”

Punktualnie o godzinie 20.20 w kościele rozlega się dźwięk dzwonków. Schola rozpoczyna śpiew. Wszyscy wstają. Z oddali wyłania się krzyż otoczony dymem kadzidła i dalej diakon niosący ewangeliarz, kilkudziesięciu ministrantów i na końcu ksiądz.

„Dwudziestki” swoją popularność zawdzięczają głównie o. Adamowi Szustakowi. Dominikanin, kiedy pracował w Krakowie, prowadził znane od lat duszpasterstwo akademickie „Beczka”. Półtora roku temu został przeniesiony do Łodzi, fama o nim jednak ciągle w Krakowie żyje, a sympatycy duszpasterza, jeśli mogą, jeżdżą wszędzie tam, gdzie głosi swoje rekolekcje.

Niedzielna Msza u dominikanów trwa około godziny. Wbrew pozorom najwięcej czasu nie zajmuje kazanie – zazwyczaj krótkie, dobitne, komentujące Ewangelię. Najdłuższą częścią liturgii jest Komunia Święta. – To wszystko trwa kilka minut. Przeciskanie się przez tłumy zajmuje trochę czasu – mówi Piotr Gondarek, student Politechniki Krakowskiej. I wspomina, że ostatni raz, gdy uczestniczył we Mszy w kościele parafialnym, miał miejsce wtedy, gdy chciał przyjąć Komunię na rękę. – Ksiądz spojrzał na mnie, jakbym był szatanem albo antyklerykałem co najmniej, i przez zęby powiedział: do ust! Nie chciałem robić scen, więc opuściłem ręce i przyjąłem Komunię tak, jak chciał – wspomina. Więcej w kościele parafialnym się nie pojawił. – U dominikanów podobna akcja byłaby nie do pomyślenia – przekonuje.

Agnieszka, studentka kognitywistyki: – Tu jest klimat. Akurat jestem taka, że się rozczulam, gdy słucham muzyki kościelnej. U dominikanów jest atmosfera, która pozwala nie tylko na rozmowę z Bogiem, ale zwykłe rozprężenie się przed kolejnym tygodniem.

NOWE ZJAWISKO: CHURCHING

„Churching”, o którym mowa, swoją popularność zyskał już dobrych kilka lat temu. Jego gorącym zwolennikiem był Szymon Hołownia, który polecał, by zamiast obrażać się na swoje parafie i tym samym rezygnować z praktyk duszpasterskich, lepiej sprawdzić, „jakie usługi oferują inne kościoły w mieście”.

Ten klasyczny „churching” odbywał się zazwyczaj z powodów dość błahych. W parafii w podradomskiej miejscowości proboszcz zlecił wyłożenie w kościelnych ławkach poduszek i miękkich oparć – co zadziałało jak wabik dla wiernych czujących dyskomfort w parafii sąsiedniej. Nierzadko też wytłumaczeniem dla zmiany parafii był konflikt z proboszczem, przedłużające się kazanie, niedogodna godzina Mszy świętych...

Po latach okazuje się, że już nie tylko zwykła niedzielna liturgia jest podstawą do wędrówek ludów.

– To raczej oczywiste, że jeśli ludzie mają do wyboru pójść na Mszę do parafii zakonnej albo do swojej parafii rodzinnej, wybiorą to pierwsze. To się bierze z rodzinnej atmosfery, która w takich miejscach panuje – mówi Mateusz Ochman, autor bloga „Bóg, honor & rock’n’roll”.

Wyjątkowym zainteresowaniem cieszą się zatem nie tylko niedzielne Msze, ale również duszpasterstwa prowadzone przez zakonników.

– Nie błyszczymy w mediach, a godzinami ślęczymy w konfesjonałach i na kolanach – zaczyna opowiadać karmelita, Mariusz Wójtowicz z Przemyśla. Jego zdaniem formacja w diecezjalnych ruchach duszpasterskich z czasem staje się dla młodych wierzących niewystarczająca. – Przychodzą do nas głównie do spowiedzi. Mamy więcej czasu, lepsze poczucie wspólnoty, swoją specyfikę. Ale czasami też młodzież ucieka od parafii, bo tam ksiądz każe kościół sprzątać i płacić na ogrzewanie, a zakonnicy jakoś to ogarniają – mówi o. Wójtowicz.

To, że duże znaczenie ma liczba pracujących duszpasterzy, potwierdza przeor klasztoru dominikanów w Krakowie, o. Paweł Kozacki. – Księża diecezjalni muszą być uniwersalni. Często robią dużo dobrej pracy, ale kiedy na parafii jest proboszcz i jeden wikary, to zdarza się, że pewne sprawy mogą być zaniedbane. W tym czasie w klasztorze jest nawet 30 księży, więc wybór z takiej drużyny dobrego człowieka do konkretnego duszpasterstwa jest znacznie łatwiejszy – mówi Kozacki.

MEDIALNY OBRAZ ZAKONNIKA

Filip, który przygotowywał się do bierzmowania właśnie u dominikanów w Krakowie, wspomina, że podobne słowa powiedział mu ksiądz przygotowujący kurs sakramentalny w jego rodzinnej parafii. – To, że poszliśmy na kurs do duszpasterstwa, a nie razem z klasą do parafii, nie wiązało się z tym, że będzie nam łatwiej – mówi. I wymienia kolejne popularne nazwisko wśród młodych katolików z Krakowa – ojca Macieja Chanaki.

Masowe przejścia wiernych z parafii do zakonów mają jeszcze kilka źródeł. Ks. Karol, neoprezbiter w średniej wielkości diecezji z centrum Polski, zwraca uwagę na pozytywny obraz zakonnika budowany w mediach. – Jeśli już mówi się o Kościele w mediach, to przy okazji skandali, a w świadomości opinii publicznej ich autorami są zwykle księża diecezjalni. Rzadko trafiają się złe głosy o zakonnikach, może najczęściej spotyka to redemptorystów – mówi ks. Karol.

Kolejnym powodem przejść jest umiejętność zbudowania przez zakonników wspólnoty. – Czuję, że tu się każdy z każdym zna. Kontakt z duszpasterzami jest na równej stopie. Nie masz wrażenia, że gadasz z jakimś kosmitą, mimo że on ma biały kaptur i różaniec przyczepiony do paska – mówi o dominikanach Agnieszka.

Mateusz Ochman: – Trudno, żeby parafia, na której księża w zasadzie w ogóle nie prowadzą życia wspólnotowego, potrafiła zbudować wspólnotę z wiernymi. Zakonnicy razem jedzą, modlą się i odpoczywają. Księża parafialni są sami, więc czasem wkrada się zniechęcenie.

Co na to wszystko księża diecezjalni? Przeor prowincji pewnego zakonu miał usłyszeć od jednego z proboszczów parafii na jego terenie: – Mam trzy wrzody na d... W mieście są trzy klasztory i wierni tylko tam chodzą.

Reakcje na migracje są więc bardzo różne. Proboszczowie nie chcą komentować niczego oficjalnie, ale nie ukrywają, że odchodzenie wiernych to duży dyskomfort. – Już nie chodzi tylko o duszpasterstwo. Ważna jest taca. Gdy ludzie odchodzą, mamy mniej pieniędzy. Utrzymanie świątyni kosztuje – przekonuje proboszcz radomskiej parafii.

UCZMY SIĘ OD SIEBIE!

O. Marcin Wójtowicz również nie chce wskazywać żadnej diecezji wprost, jednak słyszał, że niektórzy biskupi nakłaniali proboszczów, by nie zapraszali na rekolekcje zakonników, a raczej szukali wśród księży konkretnej diecezji.

Zdarzają się również przypadki całkowicie odmienne. O. Paweł Kozacki przekonuje, że często dostaje telefony z prośbą o przysłanie dobrego rekolekcjonisty do parafii. – Znam księdza w Gdyni, który bardzo dużo bierze z duszpasterstwa dominikańskiego. Nie tylko zaprasza do swojej wspólnoty kaznodziejów z naszego zgromadzenia, ale również korzysta z pomysłów duszpasterskich. To jest ten pozytywny wymiar współpracy zakonników z parafiami diecezjalnymi – mówi o. Kozacki.

Ks. Wojciech z diecezji radomskiej również przyznaje, że w swojej duszpasterskiej pracy wykorzystuje pomysły kolegów z zakonów. – Ja akurat zwracam uwagę na jezuitów. Sam jeżdżę na rekolekcje ignacjańskie i przy okazji wprowadzam wiernych ze swojej parafii w podobne praktyki – przekonuje. I dodaje, że najlepszym rozwiązaniem dla księży, którzy nie wiedzą, jak prowadzić duszpasterstwa, byłoby branie przykładu z tego, jak pracują zakonnicy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2014