Nieprzekraczalne

1. Sejny to pograniczne miasteczko na Suwalszczyźnie (dwie trzecie to Polacy, resztę stanowią Litwini). Centralna ulica z Białą Synagogą i dawną szkołą talmudyczną przypomina o mieszkających tu niegdyś Żydach, mały kościółek ewangelicki o protestantach, bazylika z grobem biskupa i poety Antanasa Baranauskasa - o współobecności Polaków i Litwinów. Są też ślady Rosjan-staroobrzędowców, Tatarów i Cyganów.

23.11.2003

Czyta się kilka minut

W Sejnach od dwunastu lat mieści się Ośrodek “Pogranicze - sztuk, kultur, narodów", od trzynastu lat działa Fundacja Pogranicze; obie instytucje od 1999 roku przyznają tytuł “Człowieka Pogranicza" ludziom, którzy uczą tolerancji, przełamują stereotypy, budują mosty między narodami i wyznaniami. Pierwszym laureatem był Jerzy Ficowski, w 2001 roku tytuł otrzymał Tomas Venclova. Teraz “Człowiekiem Pogranicza" został Arvo Pärt.

2. Tytuł zobowiązuje darczyńcę do popularyzacji dzieła laureata. W Sejnach działo się sporo, były koncerty, wystawy, projekcje filmów dokumentalnych, otwarte próby; wzruszenia i olśnienia. Choćby podczas “Stabat Mater" w wykonaniu The Hilliard Ensemble, Joanne Lunn, Christophera Bowers-Broadbenta, Jana Staniendy, Bartosza Bryły oraz Lidii Grzanki-Urbaniak. Czy “Miserere" w interpretacji młodych polskich instrumentalistów, Hilliardów oraz Lwowskiego Chóru Gloria. Krótki “Psalom" intensywnie zagrała Litewska Orkiestra Kameralna pod batutą Sauliusa Sondeckisa, modlitewny wieczór z trudnym wykonawczo “Kanonem skruchy" poprowadził chór Gloria. Zabrzmiała najczystsza z Pärtowskich pereł - “My Heart’s in the Higlands" na kontratenor i organy z 2001 roku.

Były też drobne dysonanse. Najsmutniejszym stało się wykonanie utworu “Moloodia" Cezarego Duchnowskiego, położone przez Hilliardów. Niedobry był koncert Orkiestry Filharmonii Białostockiej, która w swojej macierzystej sali pokazała, jak grać Pärta nie należy. W dodatku koncert, nie wiedzieć czemu, stał się świętem z okazji przyznania certyfikatu jakości miejscowemu MPO, pod hasłem: “by wszędzie było czysto". Szkoda, że białostoccy filharmonicy nie wzięli sobie go do serca. Ale i tak organizatorzy spisali się na złoty medal. A najważniejsze, że nie zabrakło tych, dla których wszystko zostało zorganizowane, czyli Arvo i Nory Pärtów oraz miejscowej publiczności.

3. Pärt wychował się w rodzinie luterańskiej, ożenił się z rosyjską Żydówką, wspólnie przystąpili do Cerkwi prawosławnej. Na duchowy rozwój kompozytora wpływ miał także hezychazm (hebrajskie “hesychia" znaczy uciszenie; twórcą ruchu był Arseniusz Wielki, który usłyszawszy słowa “uciekaj, milcz i bądź spokojny" zamienił dwór cesarski na pustynię). W 1980 roku kompozytor opuścił ZSRR, wyjechał do Wiednia, stamtąd do Berlina, gdzie mieszka do dziś (ma także dom w angielskim Essex).

Rozpoczął od neoklasycyzmu i dodekafonii, fascynują go Bach, średniowieczna monodia i polifonia niderlandzka. Koniec lat 60. przynosi kryzys. Rozpoczyna się głęboka, także duchowa przemiana, rodzi się styl “tintinnabuli" (dzwoneczkowy). Pierwsza jest fortepianowa miniatura “Für Alina" (wykonana w Sejnach przez kompozytora), dalej “Fratres", “Tabula rasa". Muzyka zmierza w stronę ciszy, jej przepływ coraz częściej wyznacza słowo (“Passio", “Stabat Mater", “Miserere"), podstawą staje się symetria, równowaga, trójdźwięk, przychodzenie i odchodzenie dźwięków - naturalne jak wdech i wydech.

Od człowieka zamiatającego ulicę Pärt usłyszał kiedyś: “kompozytor powinien kochać każdy dźwięk". Istnieje jeszcze jedna opowieść: oto przyjaciółka Pärtów, poetka Irena Veisaite ma wyjechać ze swoją córką Aliną do Anglii, ale straż graniczna pozwala opuścić kraj tylko córce. Nora Pärt jedzie za Aliną do Londynu, Arvo zostaje sam. Uderza w klawisze, powstają pierwsze frazy - zalążek “Für Alina".

4. W Sejnach pokazano dokument “24 Preludias for a Fugue" autorstwa Doriana Supina, brata żony kompozytora. Niezwykły film wprowadza nie tylko w świat muzyki Pärta, ale także odsłania osobowość Estończyka - barwną, obdarzoną poczuciem humoru. Oto przed drewnianym domem siedzą Arvo i Nora zajadając się pomidorami, kompozytor mówi, że kiedy był mały, jadał pomidory posypując je cukrem... W innej scenie Pärt opowiada, że kiedy był sam w domu, całymi dniami słuchał w radiu muzyki klasycznej, ale kiedy wracali pozostali domownicy, brał rower i jeździł godzinami po rynku, gdzie na słupie umieszczony był głośnik. “Słuchałem koncertów symfonicznych jeżdżąc w kółko. Wydawało mi się, że stanie pod słupem mogłoby wyglądać dziwnie. Dziś wydaje mi się, że jeżdżenie było jeszcze dziwniejsze (śmiech)".

W jednej ze scen Pärt siedzi nad wydrukowaną już partyturą “Cecilia, vergine romana", na twarzy widać zmęczenie, gdzieś z boku dobiega głos Nory (“napijemy się herbaty"). Pärt bierze do ręki ołówek i zaczyna zamalowywać całe takty. “Co nie będzie grane, trzeba zniszczyć". Kilka chwil później zakleja karteczkami niektóre miejsca, nagle mówi: “Nie wiem, co ma być dalej". Nora kładzie przed nim filiżankę z zaparzoną właśnie herbatą rumiankową...

W innej scenie zwierza się muzykom z The Hilliard Ensemble: kompozytor jest jak płaszcz pozbawiony wieszaka. Tłumaczy też młodym włoskim instrumentalistom ideę “Fratres": stale powracające współbrzmienie to zero stopni, krok w górę to plus jeden, spadek w dół to minus jeden i znów powrót do zera. I dalej: zero, plus jeden, plus dwa, minus dwa, minus jeden, zero...

5. “Podstawą muzyki jest liczba" - mówi Pärt. Fundamentem jego dzieła jest stosunek liczb, kombinacje, rezonans. Wszystko to, co zawiązuje się pomiędzy dźwiękami, albo to, co powstaje po ich zawiązaniu. Bo nieraz wydaje się, jakby w muzyce Estończyka pojawiały się, niepostrzeżenie, alikwoty. Jakby połączenia wyzwalały pozornie nieistniejące, ukryte dźwiękowe widma. Muzyka Pärta zbliża się do tej spod znaku spektralizmu, przecież powiedział kiedyś, że “dźwięk jest żywym przedmiotem umiejscowionym w przestrzeni".

Początki spektralizmu sięgają lat 70., wtedy też Pärt szukał nowego języka. Przypomnienie: dla spektralistów najważniejsze są tony składowe jednego dźwięku (alikwoty), interesuje ich przede wszystkim “czysty dźwięk", traktowany jak żywy organizm, struktura, która posiada bogate wewnętrzne spektrum. “Dźwięk jako żywy mikroorganizm (...) »naturalność« przechodzenia od napięć do odprężeń, od aktywności do spoczynku, z oddechem jako wzorem" - pisał o spektraliście Gérardzie Griseyu Peter Niklas Wilson. Czy tego samego nie można powiedzieć o muzyce Estończyka?

Choć jest jeszcze coś, czym wyróżnia się “Człowiek Pogranicza": to wiara, że pod dźwiękami znajduje się świat, który trzeba odkryć. Że dźwięki, współbrzmienia, harmonie do czegoś prowadzą. Podczas próby Litewskiej Orkiestry Kameralnej nad “Orient&Occident" Pärt zwracał uwagę na ostatni dźwięk: “»la« musi brzmieć jak muzyka, nie jak szukanie czy dostrajanie. Tam coś musi być, nie wiem co...".

W muzyce możliwe są różne interpretacje i wszystkie mieszczą się w granicach danego dzieła: wydaje się, jakby muzyka Pärta miała stałą częstotliwość, jedną i jedyną. I tylko wtedy jest prawdziwa, tylko wtedy też otwiera się na nienazywalne. W sejneńskiej synagodze niemiecki dyrygent Andreas Peer Kähler mówił o utworze “Fratres": stałe uderzenia perkusji to bicie serca, ruchy instrumentów smyczkowych odbywają się wokół wyznaczonego centrum, tworzą zamknięty obieg-okrąg. Mówił inaczej niż Pärt, choć używał podobnej “fizycznej" terminologii. Oto fizyka, która niepostrzeżenie staje się metafizyką.

6. W zakupionej w sklepie tytoniowym szafie Pärt trzyma setki notesów. Pochodzą głównie z lat 1975-85, gdy powstawało “tintinnabuli". Tysiące drobno zapisanych różnokolorowych nut układających się w coraz wyraźniejszy system. Pärt otwiera jeden z zeszytów i tłumaczy: “przeczytałem Psalm 111 i zapisałem to, co usłyszałem". Rozkłada kolejny na fortepianie, zaczyna śpiewać. Nuty układają się w przedziwny chorał. “To jest jak oddech, płynie naturalnie... To ćwiczenia duchowe skierowane przeciwko złym myślom".

Wśród nut znajdują się fragmenty przyszłych utworów. Niektóre elementy zostały odrzucone, inne przeszły fazę redukcji. Może trzeba wrócić do historii pustelników szukających hesychii, stanu umysłu skupionego wyłącznie na Bogu. Pisał Izaak z Niniwy: “tylko ci znajdują, którzy pozostają w bezustannym milczeniu (...) Milczenie jak światło słońca oświeci cię w Bogu. Milczenie zjednoczy cię z samym Bogiem".

7. W Białej Synagodze szef “Pogranicza" Krzysztof Czyżewski wręczył Arvo Pärtowi niezwykły prezent: trzy dzwony strojone w trójdźwięk. Kompozytor się zamyślił, potem na nich zagrał. Nagle powiedział: “Zrobiliście mnie pogranicznikiem, czyli człowiekiem pilnującym granicy. Ja też przekroczyłem granicę. Zrobiłem to świadomie, żeby pokazać, jak łatwo można przekroczyć to, co niedozwolone... Są różne granice, widzialne i niewidzialne. Tych drugich nie powinniśmy przekraczać. Są wypisane w naszych duszach, święte, jak zapowiedzi Boże: nie kradnij, nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. Najpoważniejsza zapowiedź przyszła od Chrystusa: miłujcie nieprzyjacioły wasze".

Kiedy skończył, uśmiechnął się dobrotliwie, jak wtedy, kiedy mówił o pomidorach z cukrem. Przecież mądrość, ta najgłębsza, prawie zawsze łączy się z ironią i humorem...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003