Nieobecność czarnych wron

Władze polskich miast bardzo lubią Żydów zagranicznych. Nie daj Boże mieć u siebie Żyda martwego lub żywego.

18.11.2008

Czyta się kilka minut

Cmentarz żydowski w Biłgoraju, mieszkańcy zapalili znicze, 2 listopada 2008 r. /fot. Adrian Łobacz /
Cmentarz żydowski w Biłgoraju, mieszkańcy zapalili znicze, 2 listopada 2008 r. /fot. Adrian Łobacz /

Koniec września był w Biłgoraju pogodny. Jan Paszko, jak to miał w zwyczaju, powędrował na Piaski w poszukiwaniu butelek i złomu. Tutaj, w sąsiedztwie ogrodzonego kirkutu, na opuszczonym terenie po byłej betoniarni, od lata zbierała się miejscowa żulia. Tego popołudnia Paszkę już z daleka dobiegł furkot jakichś maszyn. Opowiada: - Niewiele miałem do roboty. Stanąłem. Przez betoniarnię sunęły koparki, buldożer. Nagle widzę: coś bieli się w tej przeorywanej ziemi. Pomyślałem: piłka. Podchodzę bliżej - to czaszka. A obok następna, całe pole czaszek. Wokół nich piszczele, różne kostki.

Jedną z nich zapamiętał szczególnie; tam, gdzie kiedyś były usta - jakby grymas od krzyku. Ciarki Paszkę przeszły i nie odpuszczały, jak robotnicy ładowali te szczątki do worków na odpady. Tej nocy miał ciężki sen.

16 października złomiarz spotyka przypadkiem znajomego (tu się wszyscy znają), Piotra Czarneckiego. "Wiesz ty co, po betoniarni czaszki się walają" - wyznaje z ulgą, że ktoś jeszcze się o tym dowie.

Czarnecki - były członek Stowarzyszenia Kulturalnego im. J.B. Singera i społecznik - natychmiast zawiadamia Fundację Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego w Warszawie, a ta prokuraturę. Prace na betoniarni zostają wstrzymane. Ludzkie szczątki pokazuje lokalna telewizja i prasa. Biegli orzekają: mają ok. 50 lat. "Dajcie Żydom spokój" - bije po oczach tytuł tutejszej "Kroniki Tygodnia".

Skąd wiadomo, że to kości biłgorajskich Żydów? - Każde dziecko wie, że tam był żydowski cmentarz - mówi Czarnecki. Jego słowa potwierdzają starsi mieszkańcy i dokumenty. Dokładny plan kirkutu na Piaskach można poznać z ewidencji gruntów z lat 1942-43. Jak wyglądał w okresie międzywojennym, relacjonuje m.in. Abraham Kronenberg: "Cmentarz (...) otoczony kamiennym murem, cały zarośnięty wysokimi drzewami z gniazdami czarnych wron". W czasie wojny hitlerowcy go dewastowali, urządzali egzekucje Żydów, którzy ukrywali się w okolicy. Tu grzebano zwłoki przywiezione z tamtejszego getta. Danuta Mikulska, córka leśniczego, jedyna obywatelka miasta z tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata (jej rodzina ocaliła pięć osób), wspomina: "Czterdziesty drugi był krwawy. Niemcy wykańczali Żydów. Leśniczówka stała przy szosie, którą pędzili ich do Zwierzyńca, a stamtąd na zagładę do Bełżca. Po drodze do nich strzelali. Jak przeszli, ojciec sprawdzał, czy ktoś przeżył. Opowiadał o trzyletniej dziewczynce, blondyneczce, z czaszką roztrzaskaną kolbą karabinu, którą znalazł na zakręcie. Albo o niemowlęciu, któremu strzelili w głowę, a matka, obryzgana mózgiem, nadal je tuliła, dopóki sama nie padła".

Dzięki kronikarzowi Rapaportowi wiemy, że w 1944 r. "ostatni cmentarz wygląda jak pusty plac, drzewa wycięte, macewy wyrwane, mur wokół rozebrany". Z tych macew Niemcy, a potem Polacy, brukowali drogi. Mikulska widywała chłopców, którzy ze zdewastowanych grobów wygrzebywali czaszki, grali nimi w piłkę. Z odsłaniających się szczątków dzieciarnia robiła sobie totemy. - Taki chichot śmierci po śmierci - mówi.

Na pustym placu ostatniego cmentarza śmierć nie spoczywa także po wojnie. W pobliskim Błotku komuniści instalują obóz NKWD. Żyją świadkowie, którzy widzieli, jak kopano tu doły dla ich ofiar - żołnierzy AK. Bardzo prawdopodobne, że władza ludowa założyła betoniarnię, by zatrzeć ślady zbrodni. - Przeszłość chcieli zabetonować - uważa Czarnecki. Tylko skrawek wielkiego cmentarza udało się im wydrzeć, a to za sprawą Artala Lumermana z Ameryki, który przyjechał w 1985 r. na nieistniejące już groby krewnych. Stanął w tym miejscu niepamięci, zapłakał. Poszedł do naczelnika miasta: "Pozwólcie mi pomnik postawić". Pozwolili ogrodzić wąski prostokąt, w północno-zachodnim rogu niegdysiejszego kirkutu, tuż przy betoniarni, obrośnięty samosiejkami. Ten obelisk to w Biłgoraju jedyne do dziś świadectwo Holokaustu.

Gdy w 2004 r. przyjechała tu po raz pierwszy od wojny Tova Lejter, wnuczka bankiera Szwardszarfa, co odkupił od zadłużonej Ordynarii Zamoyskiej wszystkie lasy, spytała towarzyszących jej Polaków: "Jak można było wymazać z tego miasta czterysta lat? Jak można było zapomnieć o połowie jego mieszkańców?". Nie oskarżała; chciała tylko zrozumieć, dlaczego już nie ma tu czarnych wron.

***

Jednak burmistrz Janusz Rosłan, rocznik 1962, twierdzi, że o cmentarzu na Piaskach jako dziecko nie miał pojęcia. Nie wiedział też, że miejscowe liceum, które jako uczeń budował w czynie społecznym, również stawiano na kirkucie. Pamięta skrzynie, w które składano odkryte podczas robót szczątki, później pogrzebane na skrawku przy betoniarni. Czy upamiętnia to jakaś tablica na szkole? "Nie" - przyznaje Rosłan. Przykro mu, że kości starych biłgorajan spotkał taki los, ale uważa, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Jak Rada Miasta przygotowywała plan zagospodarowania przestrzennego "Piaski" w latach 1998-2000, nie wpłynął żaden wniosek w sprawie wydzielenia terenu na cmentarz żydowski. Również po opublikowaniu planu nikt nie zgłosił zastrzeżeń, w tym żadna gmina żydowska.

- Tylko że wtedy dopiero powstawały struktury Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, jeszcze nie działała Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego - wyjaśnia Monika Krawczyk, jej dyrektor. Umarli mogli liczyć tylko na pamięć tutejszych żywych.

Maria Fornal z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków mówi, że w wolnej Polsce powstała wydana przez ten organ książka "Cmentarze województwa zamojskiego", w której o tym na Piaskach stoi jak wół. Otrzymała ją każda gmina w rejonie, a mimo to radni plan uchwalili. Zgodnie z nim teren po kirkucie na Piaskach przeznacza się pod budownictwo wielorodzinne, a parcelę po betoniarni na usługi.

Kiedy w 2002 r. firma Trans-Bos nabywa ten teren od syndyka masy upadłościowej betoniarni, jej prezes Ryszard Hyz nie ma pojęcia, że kupuje cmentarz. Jesienią tego roku ruszyły prace porządkowe.

Gdy złomiarz Paszko widzi robotników zgarniających ludzkie szczątki do worków na śmieci, Hyz jest na urlopie. Burmistrz Rosłan - na wycieczce w Izraelu, podejmowany przez biłgorajskich Żydów.

- To powszechnie spotykana tendencja - twierdzi Monika Krawczyk. - Władze polskich miast bardzo lubią Żydów zagranicznych. Ale nie daj Boże mieć na miejscu Żyda żywego lub martwego, bo to oznacza kłopoty.

Gdy wieść o szczątkach dociera do USA, tamtejsze Stowarzyszenie Żydów Biłgorajskich przysyła do włodarzy miasta emocjonalny list. "Jesteśmy pewni - pisze m.in. Harold Baum, prezes Stowarzyszenia, którego ojciec walczył w polskiej armii, a potem w partyzantce, i wspomagał finansowo rząd na uchodźstwie - że cmentarze chrześcijańskie nigdy nie były brane pod uwagę jako miejsca do zamieszkania. A przecież my jesteśmy Żydami polskimi! Przez wieki byliśmy lojalnymi obywatelami, mamy prawo, żeby uszanowano nasze groby. Nie rozumiemy, jak jedna grupa Polaków może dyskryminować drugą". Pismo kończy się ostrzeżeniem: "Jeśli sytuacja nie zmieni się, poczynimy stosowne kroki prawne, a na początek wezwiemy naszego Rabbiego, żeby ogłosił moratorium na wycieczki do Polski".

Szmulikowi Wircerowi Atzmonowi, dyrektorowi Teatru Yiddish w Tel Awiwie, też z Biłgoraja, od niedawna honorowemu obywatelowi rodzinnego miasta, list do gustu nie przypadł: - Ani przez głowę mi nie przeszło, żeby tego obywatelstwa się zrzec - podkreśla. - Obrażanie się to nie jest wyjście. Nie zbudujemy na nim przyszłości.

Wykłada swoją filozofię: - Zło było czynione rękami tych, co należeli do przeszłości, współcześni tylko dostali je w spadku. A jeśli chcemy rozwiązywać problem cmentarzy w sposób cywilizowany, musimy współpracować.

Tak mówi Szmulik Atzmon, choć i w nim jest ból. W 1990 r., jak przyjechał do Polski po 45 latach i tam, gdzie leżała jego babcia, zobaczył beton, pomyślał: "Jak mogli nam to zrobić?". - Nie zrozumie tego bólu, kto go nie doświadczył - mówi. - Bólu żywych wobec bezbronności umarłych.

Monika Krawczyk: - Dlatego nie wystarczy powiedzieć: przecież nie złamaliśmy prawa. Trzeba sobie uświadomić: to jest problem moralny.

Tym bardziej że w religii żydowskiej ciało ma czekać na przyjście Mesjasza tam, gdzie zostało pochowane. Cmentarze są własnością zmarłych. Jeśli zniszczysz macewę - jakbyś wyrwał umarłemu serce. Jeśli go stamtąd wyrzucisz - jakbyś odebrał mu nadzieję.

Czy nie to właśnie próbowała wykrzyczeć czaszka, która tamtego wrześniowego popołudnia zajrzała w oczy złomiarzowi Paszce?

***

Z tym, że to problem moralny, wszyscy się zgadzają. Ale nie wszyscy mają taki sam pomysł na jego rozwiązanie.

Burmistrz Rosłan deklaruje, że pomoże w tym, by szczątki zostały godnie, w zgodzie z żydowską tradycją pochowane na małym kirkucie. Czeka na decyzje Gminy Wyznaniowej Żydowskiej - właścicielki cmentarza, i Komisji Rabinicznej. Bo gdyby dowiedział się, że groby jego bliskich w Wilnie czy Lwowie rozkopał buldożer, byłby tak samo oburzony jak potomkowie biłgorajskich Żydów. Ale zastanowiłby się też, czy zrobił wszystko, by zapewnić spokój swoim zmarłym. - Cmentarzem na Rossie opiekują się Polacy - argumentuje - a Cmentarz Orląt został odbudowany przez nasz rząd. Tymczasem o porządek na skrawku tutejszego kirkutu dba wyłącznie miasto.

Monika Krawczyk: - Trzeba zmienić taki sposób myślenia: my oddamy Żydom cmentarz, tylko niech oni się nim zajmą albo jeszcze dopłacą. W Polsce jest tylko 9 gmin żydowskich, samych cmentarzy 1200, nie mówiąc o niezliczonych zbiorowych mogiłach ofiar Zagłady. Taka mała społeczność nie jest w stanie wygenerować środków na pokrycie kosztów utrzymania miejsc pamięci. Nie ma rodzin, które dbałyby o groby. Dlatego nekropolie polskich Żydów, którzy żyli tu niemal od początku państwowości, powinny wspierać władze różnego szczebla. Zmarli nie przestają być obywatelami.

Prezes Hyz też marzy o tym, żeby cmentarną sprawę jakoś załatwić. Gdy tylko wrócił z urlopu, obszedł cały teren, obejrzał. - Jak trzeba będzie, sam rękawice założę i kości pozbieram - obiecuje - bo jak ja je uszanuję, to kiedyś ktoś moje również.

Z tego też powodu, gdyby Gmina Żydowska zaproponowała odkupienie od Trans-Bosu tego terenu, podjąłby negocjacje. Ale za darmo ziemi nie odda; już i tak firma ponosi ogromne koszty z powodu przestoju, a podatki płacić musi. Samo życie. Co nie znaczy, że światełka nie widać. Jak zrobił się szum, zebrała się Rada Miasta i postanowiła zmienić plan zagospodarowania przestrzennego w części dotyczącej Piasków - i Gmina Żydowska może teraz złożyć swój protest. Może też wystąpić do Urzędu Wojewódzkiego o nadanie temu obszarowi statusu chronionego prawem zabytku.

Odbetonowywanie historii idzie jak po grudzie. Za poprzedniej kadencji Rady upadł wniosek, żeby w mieście rodziny Singerów którąś z ulic nazwać imieniem noblisty Isaaca Bashevisa. Teraz ma szansę przejść. Może nawet na szkole zawiśnie tablica.

Zmarli wskrzesili pamięć.

Korzystałam m.in. z: "Biłgoraj, czyli Raj",  red. Monika Adamczyk i Bogusław Wróblewski, oraz "Cmentarze żydowskie w Biłgoraju" Zuzanny Brzozowskiej i Andrzeja Trzcińskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008