Nie zgadzam się

Myślałam, że nie będę musiała pisać tego listu; że oskarżenie ks. Mieczysława Malińskiego pozostanie wstydliwym wyjątkiem - wystarczy świadectwo Jego samego, słowa “nie donosiłem", by Go przeprosić i sprawę zamknąć. Nie wystarczyło. Dlatego nie mogę i nie chcę milczeć.

Tylko ci, którzy nigdy nie spotkali się z ks. Malińskim, mogli się nad tymi zarzutami zastanawiać, a i to tylko do momentu, gdy temu zaprzeczył. Jakie bowiem moralne prawo pozwala wątpić w słowa niewinnego człowieka, a wierzyć nieuzasadnionym oskarżeniom? Dlaczego trzeba dowodzić swojej niewinności? Ci, którzy kiedykolwiek Go spotkali, nie uwierzą ani jednemu słowu tych zarzutów. A jeśli nie piszą teraz listów i petycji w Jego obronie, to dlatego, że chcą Mu oszczędzić nieustannego skandalizującego zainteresowania. Zamiast tego przychodzą do Niego, żeby Mu powiedzieć: “Ufamy Ci. Jesteśmy z Tobą". Nie może jednak być tak, że głos mają jedynie oskarżyciele i ludzie żądni sensacji.

Każdy, kto chodził do Jego kościoła - przed laty w Rabce czy teraz w Krakowie - każdy, kto choć raz się z Nim zetknął, ma świadomość, że został wyjątkowo obdarowany. Niezależnie od tego, czy wybitny, czy zwyczajny, stary czy młody, dziecko czy dorosły, niewykształcony czy profesor uniwersytecki, każdy jest przez Księdza traktowany z uważnością i dobrocią. Simone Weil pisała: “Słuchać kogoś - to w czasie, gdy on mówi, zająć jego miejsce". On tak słucha - i dlatego każdy Jego rozmówca czuje się wyjątkowy. Tak samo wszyscy, którzy modlą się z Nim na niedzielnych Mszach. On wydobywa z człowieka to, co w każdym najlepsze, dostrzega wartość, której istnienia nie podejrzewamy. Ufając dobru i nie potępiając zła, tylko mu współczując, Ksiądz sprawia, że stajemy się lepsi, uważniejsi, mądrzejsi. Na ile nas stać. My wszyscy, którzy przychodzimy do Niego, żeby nie bać się świata, ufać “wbrew oczywistej przegranej", zrzucić troski, wyrzucić z rąk kamienie, przygotowane, by się mścić... Przychodzimy do niego, by poczuć się wolnym, wziąć od Niego “trochę beztroskiej wiary, trochę nieobrachowanej nadziei, trochę miłości za darmo, trochę radości, bez której nie da się żyć". Bo On zawsze jest gotów pomóc: wysłuchać, mediować, godzić rodziców z dziećmi, przyjąć buntownicze ataki młodych gniewnych, pożyczyć pieniądze, odwiedzić chorego w szpitalu i sprawić, żeby uwierzył w swoje życie, odpowiedzieć na najdziwniejsze ludzkie potrzeby. A przede wszystkim sprawić, by każdy, najbardziej załamany, przegrany, grzeszny człowiek wyszedł od Niego z wiarą, że może być dobry. Że nie ma przegranego życia - dopóki żyjesz, potrafisz się podźwignąć i zdobyć na wielkość.

Niedawno przypomniano słowa ks. Józefa Tischnera o ewangelicznym kapłanie: nie chodzi o to, ile ognia kapłan potrafi ściągnąć z nieba na głowy grzeszników, ale za ilu potrafi nadstawić karku. Ks. Maliński jest takim kapłanem i takim człowiekiem - umie kochać: pozwala drugiemu być, szanując jego godność, czyli zostawiając mu wolność. Są zresztą i tacy, którzy przychodzą do Niego po to, żeby pomilczeć. Ale z Nim.

Nie wiem, ilu ludzi uratował od rozpaczy i bylejakości. Nie wiem, ilu zaufał - tak, że wychodzili od Niego jak po Przemienieniu na Taborze, napełnieni radością i światłem. Mnie uratował. Dlatego krzywda, jaką wyrządzono ks. Malińskiemu, boli wszystkich, którym jest bliski. Nie czytałam żadnych dokumentów IPN-u i, prawdę mówiąc, nie jest mi to potrzebne. Nie zgadzam się jednak, żeby ci, którzy Księdza nie spotkali ani nie czytali Jego książek, znali tylko słowa oskarżycieli. Buntuję się przeciw światu, w którym wszystko idzie na przemiał, w którym nie wystarczają jako dowód uczciwości człowieka jego dotychczasowe życie ani świadectwo innych, że to życie bezinteresowne. I daję temu świadectwo - ułomne, w nikłym stopniu oddające prawdę o wielkości i zwyczajnej a niespotykanej dobroci ks. Malińskiego. Jednak nieporadność moich słów to nie powód, by milczeć.

Piszę ten list do tych, którzy pochopnie i bezmyślnie czynią krzywdę; tych zrozpaczonych, którym wydaje się, że nic nie można zrobić; i do tych, którzy przypisują sobie prawo do oceniania innych z wyżyn swojej wątpliwej nieskazitelności. Życzę Wam, żebyście chociaż raz w życiu spotkali kogoś takiego jak On. A Księdzu chcę powiedzieć: Twoja przyjaźń to dla mnie zaszczyt. Zawsze.

RENATA JAROSZ (Kraków)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2005