Jednoosobowy zakon

Indywidualista, świadek Soboru, płodny pisarz. Przejdzie do historii Kościoła w Polsce jako wybitny kaznodzieja, wynalazca krótkich „ramek” publikowanych przez lata na łamach „Tygodnika Powszechnego”.

23.01.2017

Czyta się kilka minut

Ks. Mieczysław Maliński, Kraków 2002 r. / Fot. Danuta Węgiel
Ks. Mieczysław Maliński, Kraków 2002 r. / Fot. Danuta Węgiel

Kiedy myślę o ks. Mieczysławie Malińskim, przypomina mi się pewna anegdota. Było to w roku 1983 w Niepokalanowie, w trakcie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Ks. Maliński, jak zwykle, starał się być wszędzie – także w szeregu zakonników, do których podchodził właśnie papież. Ktoś głośno wówczas stwierdził – o czym Ojciec Święty doskonale wiedział – że Maliński znalazł się tam przez pomyłkę, bo przecież żadnym zakonnikiem nie jest. „Ależ nie – zaprotestował Jan Paweł II. – Ksiądz Maliński to też jest zakon, taki jednoosobowy”.

Ten papieski żart wiele mówi o Mieczysławie Malińskim: o jego indywidualizmie i, rzadkim w Kościele hierarchicznym, niekonwencjonalnym sposobie bycia. O tym, że nie dał się upchnąć w żadnej kościelnej szufladzie. Przeciwnie: był jak kot, który zawsze chadza własnymi drogami.

Miał życie długie i – jak napisał w swojej autobiografii – bardzo ciekawe. Urodził się w 1923 r. w Brzostku, niedaleko Dębicy; dość wcześnie stracił oboje rodziców. Początkowo fascynował go świat techniki: chciał być inżynierem, konstruktorem maszyn. Myśl o kapłaństwie zrodziła się w nim w czasie wojny, pod wpływem spotkań z Janem Tyranowskim, mistykiem, który gromadził wokół siebie młodych mężczyzn, aby uczyć ich modlitwy. To właśnie u Tyranowskiego, na krakowskich Dębnikach, Maliński zaprzyjaźnił się z Karolem Wojtyłą.

Trwała jeszcze wojna, gdy wstąpił do tajnego seminarium duchownego. Święcenia otrzymał w 1949 r. i wylądował w Rabce, gdzie pracował jako wikary, katecheta, wreszcie nieformalny rektor kaplicy sanatoryjnej. To tam w pełni ukształtowało się jego powołanie: być księdzem „świeckim” w dosłownym znaczeniu tego słowa. To znaczy: żyć wśród ludzi świeckich. Być dla nich. Także dla tych, którzy na pierwszy rzut oka są z Kościołem na bakier.

Z Rabki władze kościelne ściągnęły go do Krakowa: miał być odtąd katechetą szkół średnich i duszpasterzem akademickim. Ale wcześniej musiał obronić doktorat. Podjął więc studia: filozoficzne na KUL-u, a później teologiczne na uniwersytecie Angelicum w Rzymie. A ponieważ interesowała go nade wszystko współczesność – to, jak mówić o Bogu ludziom żyjącym tu i teraz – tematem swej dysertacji uczynił myśl XX-wiecznego niemieckiego teologa Karla Rahnera. Przez kilka miesięcy Maliński słuchał jego wykładów; w Niemczech poznał również innego wielkiego teologa, Johanna B. Metza.

Był naocznym świadkiem Soboru, który już na zawsze odcisnął na nim swe piętno. Sporo wtedy podróżował po Europie. Na przykład razem z ks. Tadeuszem Pieronkiem przebyli (skuterem!) trasę z Paryża do Rzymu przez… Hiszpanię.

Po powrocie do Polski, w drugiej połowie lat 60. XX w., rozpoczął współpracę z duszpasterstwem akademickim przy krakowskim kościele św. Anny, a potem został rektorem kościoła sióstr wizytek. Szybko też stał się w Krakowie (i poza nim) legendą, księdzem lubianym i szanowanym w środowiskach artystycznych (np. w Piwnicy pod Baranami) i wśród ludzi mediów.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ks. Maliński przejdzie do historii Kościoła w Polsce jako wybitny kaznodzieja, „wynalazca” króciusieńkich kazań, które – jako tzw. ramki – ukazywały się przez lata na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Publikowane potem przez wydawnictwo Znak (m.in. w tomie „Aby nie ustać w drodze”), stawały się bestsellerami. To samo można powiedzieć o jego rozważaniach dla młodzieży (zawartych w książce „To nie takie proste, mój drogi”) czy o pierwszych papieskich biografiach, dzięki którym uczyliśmy się rozumieć pontyfikat Jana Pawła II.

Z czasem pisał coraz więcej – lista jego książek obejmuje ponad 160 tytułów i są na niej nawet tomiki poetyckie i bajki dla dzieci. A także liczne relacje z podróży papieskich, w których brał udział jako reporter (niektóre ukazywały się na łamach „TP”).
Przez kilkadziesiąt lat ks. Mieczysław Maliński był współpracownikiem „Tygodnika”, niemalże członkiem redakcji, kimś tak bliskim i ważnym, że – jak powiedziała kiedyś Józefa Hennelowa – „nie byłoby »Tygodnika Powszechnego« bez »ramek« ks. M.M.”. Niektórzy to właśnie od nich rozpoczynali lekturę pisma.

Te bliskie relacje skończyły się w 2006 r. po tym, jak pojawiły się wysuwane pod adresem ks. Malińskiego oskarżenia o tajną współpracę z SB. Najpierw jednak była – podjęta przez redakcję „TP” – próba odpowiedzi na trudne pytania, które należało postawić po lekturze dokumentów odnalezionych w archiwach IPN. Z ks. Malińskim przeprowadzono rozmowę na ten temat, jednak on – w ostatniej chwili – nie wyraził zgody na jej publikację. Rok później, w autobiografii, Maliński starał się ten swój krok wytłumaczyć, a spotkania z esbekami przedstawiał jako próbę ich ewangelizacji, niemniej wiele pytań i wątpliwości pozostało bez odpowiedzi, których tylko on mógł udzielić.

Pod koniec życia ks. Maliński założył Fundację „Będzie Lepiej”. Jej głównym celem jest pomoc uzdolnionym artystycznie dzieciom z ubogich rodzin, a ważnym źródłem finansowania są honoraria autorskie założyciela i zarazem pierwszego prezesa.
Ks. Mieczysław Maliński zmarł w niedzielę 15 stycznia. Pogrzeb wyznaczono na 24 stycznia na cmentarzu Salwatorskim. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2017