Nie zatrzymuj niczego

Prawdziwa wyjątkowość spotkań przy grobach polega na nagłym przypływie pamięci. Powracają twarze i wydarzenia. Potrzebujemy uświadomić sobie, gdzie są nasze korzenie.

26.10.2013

Czyta się kilka minut

EWELINA, z cyklu: „Śmierć oswojona”  / Fot. Anna Bedyńska / AGENCJA GAZETA
EWELINA, z cyklu: „Śmierć oswojona” / Fot. Anna Bedyńska / AGENCJA GAZETA

Niezwykły to widok: grupki ludzi; kilka, kilkanaście osób ciasno zbitych wokół grobu, na którym wyryte są imiona, nazwiska i daty. Dookoła zimno i wcześnie zapada zmrok. Na kamiennych płytach (najczęściej granit lub marmur) palą się znicze – z daleka wygląda to tak, jakby ludzie zgromadzili się wokół małych ognisk.

Prawdziwa wyjątkowość tych spotkań polega jednak na czym innym: na nagłym przypływie pamięci. Powracają twarze i wydarzenia z bliższej lub dalszej przeszłości. Sprzed tej zawsze niepokojącej, zwykle smutnej, czasami tragicznej Granicy. Sprzed ich śmierci.

Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny, święto zmarłych. Niektórzy się upierają, by nie mieszać tych pojęć, twierdzą, że każde odnosi się do innego dnia, niesie inną treść. Lecz teologiczne rozróżnienia jakoś nie mogą się przebić do powszechnej świadomości. Chyba nie przez przypadek.

Potrzebujemy pamięci. Wiedzy, skąd jesteśmy, gdzie nasze korzenie. Choć zwykle zapominamy – wychyleni w przyszłość, rzucani przez los lub decyzje (mieszkanie, praca, ciekawość świata) to tu, to tam, indywidualni i stojący na własnych nogach. Rwą się więzy rodzinne. Nie żyjemy już w społecznościach, które mają charakter organicznej całości.

Z drugiej jednak strony, indywidualizm nasz i samodzielność to w dużej mierze iluzja. Choćby ciało: nosimy w nim spadek po przodkach, DNA przenoszące zdolności, skłonności, choroby. Psychika, charakter, osobowość? Powtarzamy zachowania, sposoby reakcji, wrażliwość lub niewrażliwość rodziców i dziadków. Nawet na poziomie świadomości wcale nie tacy oddzielni. Owszem, patrzymy na świat z niepowtarzalnego, osobistego punktu widzenia. Patrzymy jednak przez okulary kultury, w którą zostaliśmy wprowadzeni – poprzez język, pojęcia, symbole, kryteria poprawności sądów: „to śnieg”, „kocham cię”, „tak się nie robi”, „jaki piękny krajobraz”, „co za okropny człowiek”...

CHOĆ TROCHĘ ŚWIĘCI

Dziedzictwo nasze jest ambiwalentne. Bywa bogactwem (a to ekonomiczne pojęcie nie jest tylko niejasną metaforą – twarde, empiryczne badania nierówności edukacyjnych pokazują, jak ważną rolę w rozwoju człowieka pełni dziedziczony zasadniczo w rodzinie tzw. kapitał kulturowy). Nie sposób przecenić doświadczonych (o ile ktoś doświadczył) w dzieciństwie wyrazów akceptacji i miłości ze strony bliskich – że jesteśmy chciani, cenni, godni zaufania. Ale nawet najlepsze rodziny nie były pozbawione wad, nawet w najlepszych rodziły się konflikty, zadawano sobie nawzajem rany. Nie ma takiej, która nie potrzebowałaby odkupienia.

Tu, sądzę, tkwi jakaś racja dla rozróżnienia: Wszystkich Świętych – Dzień Zaduszny (choć przebieg granicy nie jest oczywisty). Pierwsze to celebracja wdzięczności za dobro, którego jesteśmy dziedzicami. Świętowanie dobrej pamięci o naszych korzeniach. A ponieważ nie ma człowieka, który by czegoś dobrego nie przekazał – wszyscy nasi zmarli są choć trochę święci. Świętość człowieka nie jest bowiem absolutną doskonałością. Bierze się stąd, że Absolutne Dobro jest w nim – jakoś, gdzieś – obecne, prześwieca przez człowieka na ograniczony, jemu tylko właściwy sposób. Niejedno takie światełko pali się w naszej historii, i nawet jeśli niewielkie – nigdy nie wiadomo, kiedy właśnie ono oświetli dany kawałek drogi, pozwoli nie potknąć się lub nie zbłądzić.

CZYŚCIEC JEST W NAS

Dzień Zaduszny łączy się w katolickiej tradycji z ideą czyśćca. Myślimy wówczas o tych, którzy – jak sądzimy – w chwili śmierci nie byli gotowi zjednoczyć się z Bogiem i potrzebują jeszcze oczyszczenia, odpokutowania za swoje winy. Czyściec, wedle rozpowszechnionych przypuszczeń, to miejsce sprawiedliwiej kary. Co pobożniejsi z nas modlą się więc za zmarłych, „zamawiają” Msze, dają na „wypominki”.

Czyściec jednak nie jest wcale miejscem kary. To raczej „polowy szpital po bitwie”, miejsce uleczenia. I nie jest wcale nie-tutaj. Czyściec jest w nas. W nas bowiem trwa ciemna strona dziedzictwa. W nas odtwarzają się rany. My cierpimy z powodu złych decyzji, chorego sposobu życia tych, co odeszli. Stąd pokusa ucieczki, odcięcia przeszłości, zapomnienia. Niechęć wobec spotkania. Nic jednak nie poradzimy. Możemy sobie nie zdawać sprawy z naszego związku z tymi, którzy nas poprzedzili. Możemy się go wypierać. Nie zmieni to faktu, że on istnieje.

Jeśli modlitwie za zmarłych towarzyszy dystans, poczucie, że to oni są w czyśćcu, a nie my – staje się taka modlitwa namiastką prawdziwej pracy, która nas czeka. Trzeba świadomie, choć to trudne, wejść tam – do miejsca uleczenia. Przyjąć dziedzictwo razem z jego ciemną stroną. Nie uciekać. Zgodzić się na cierpienie. Prze-baczyć – popatrzeć przez ciemność i zobaczyć światło. Światło rozpalić, ciemność zatrzymać w sobie, nie przekazywać dalej. Jak Ten, który dostrzegł, że nie wiedzą, co czynią. Lecząc rany w sobie, leczymy ich życie. Dopełniamy odkupienia.

WSZYSTKO DAROWANE

Ów akt miłosierdzia, leczącej pamięci – ponieważ jest pamięcią o zmarłych – obejmuje w sobie świadomość śmierci. Mojej śmierci. Umarli oni, umrę i ja.

A zatem „nic darowane, wszystko pożyczone”? Śmiertelne życie jest rachunkiem, w którym „po stronie Winien / wszelka tkanka w nas”, „spis jest dokładny / i na to wygląda / że mamy zostać z niczym”, rachunkiem, przeciw któremu protest „nazywamy duszą / I to jest to jedyne / czego nie ma w spisie” (Szymborska, „Nic darowane”)?

Może jednak inaczej. Wszystko darowane, tyle tylko że natura rzeczy nie taka, jakiej byśmy się spodziewali: Dar istnieje, gdy przekazywany jest dalej. Gdy próbujemy go chwycić i zatrzymać, przesypuje się przez palce. Dusza zaś („jedyne czego nie ma w spisie”) nie musi być protestem. Może być radością – dawania i zostawania z niczym. Bóg bowiem nie jest żadnym czymś (i użycie tu słowa „kimś” nic nie zmienia). Tylko zostając z niczym, zostajemy z Bogiem.

Były czasy, gdy w szkole kreślono przed uczniami dwa obrazy (czy kreślą je dalej, nie wiem). Pierwszy dość ponury, na nim smętni średniowieczni mnisi mamroczą „memento mori”. Na drugim narysowani w jasnych barwach starożytni lub odkrywcy Horacego z czasów renesansu – „carpe diem”! Kontrast z gruntu fałszywy.

Paradoks śmiertelnego życia polega i na tym, że, z jednej strony, gdy widzimy czas jako nieskończoną linię, nasze pojedyncze istnienie właściwie znika, krótkie i szybko przemijające: wieki minęły bez nas, parę lat – i wieki bez nas mijać będą. Z drugiej jednak strony, jedyna istniejąca chwila jest całkowicie i zawsze nasza, nie ma bowiem innej rzeczywistości niż ta właśnie teraz.

Teraz przemijające, teraz nie do zatrzymania. Teraz boli i teraz boleć przestaje. Teraz piękny zachód słońca i teraz już nic nie widać. Teraz gniew wzbiera i teraz odchodzi. Teraz się zaczyna i teraz kończy przez wiele chwil wyczekiwane spotkanie...

Umieranie nie czeka nas dopiero kiedyś. Ale jednocześnie „w duszy, która trwa w obecnym »teraz«, Ojciec rodzi swego Jednorodzonego Syna, a w tym samym narodzeniu dusza rodzi się na nowo w Bogu” (Mistrz Eckhart, Kazanie „In diebus suis placuit Deo et inventus est justus”). Pamięć o śmierci to świadomość, że wszystko, co mamy, to właśnie ta w Bogu się rodząca, znikająca chwila.

W Bogu... Zmarli żyją nie tylko w naszej pamięci. Memento mori, et carpe diem!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2013