Nie są gotowi

Mężczyźni, a ściślej mówiąc: pisarze nie są gotowi. Podczas 19. Europejskiego Portu Literackiego Wrocław 2014 jedną z sekwencji był Port Dżender, próba wprowadzenia do rozmowy trybu żeńskiego i męskiego.

17.05.2014

Czyta się kilka minut

Z trybem żeńskim w porządku, zwłaszcza gdy dyskutuje się z takimi pisarkami jak Natalia Śniadanko, należąca do pierwszej ligi autorek zadających sobie i nam pytania o tożsamość. Tryb męski stawia opór w momencie, gdy go wyjmiemy z abstrakcji uniwersalności. Gdy podmiot „mężczyzna” wymaga przymiotników, nie oznacza po prostu podmiotu „człowiek”, poeci i prozaicy udają, że nie wiedzą, o co są pytani.

Nie powinno mnie to dziwić, wiem, że tak jest. Sytuację tę dookreśliła Anna Marchewka, prowadząca spotkanie z Krzysztofem Jaworskim, Wojciechem Bonowiczem i Jackiem Podsiadłą. Do tej pory tłumaczenia wymagało szukanie wspólnego mianownika dla, często bardzo zróżnicowanego, pisarstwa kobiet. Kryterium kobiecości miało je i ich książki uwidaczniać, nawet za cenę chwilowej utraty indywidualności. Dokonywał się rodzaj przetasowania, przetłumaczenia z rodzaju nijakiego na żeński, równoprawny z męskim. Powiedzenie autorom: „siedzicie tu, bo łączy was płeć, porozmawiajmy o tym kryterium” – wywołuje konsternację i chęć okopania się na pozycjach.

Męska literatura i męska podmiotowość literacka, chcąc nie chcąc, korzystała z ruchu literackiej gramatyki, zapoczątkowanego w Polsce w latach 90. przez krytykę feministyczną. Owszem, bywała demaskowana jako szowinistyczna, niewrażliwa na obecność kobiet-czytelniczek, wsobna, anachroniczna, sztampowa, oderwana od konkretu społecznego. Zarazem jednak zyskiwała przyzwolenie na „niemęskie” odsłonięcia, zmierzenie się ze zmianami w podejściu do seksualności, ról społecznych i rodzinnych, uczuciowości. Jakie wyciągnęła z tego wnioski?

Punktowe. Niektórzy pisarze chętnie zrzucili maski rycerzy uniwersalizmu, z których noszenia zresztą często nie zdawali sobie sprawy. W końcu w tradycji literackiej cenimy indywidualność. Fakt, że jest rodzaju żeńskiego, miał być za każdym razem czystym przypadkiem. W naturze literatury leżało mówienie w imieniu ludzi, czyli w rodzaju męskim.

We Wrocławiu pisarze występowali jakby na dwóch scenach: własnej oraz instytucji literatury. Własnej, gdyż pytano ich, czy „piszą jako mężczyźni”. Instytucji, ponieważ ich bycie mężczyznami zostało nazwane i zamienione w program imprezy kulturalnej. Może dlatego część z nich tak się broniła? Ale przed czym – przed stwierdzeniem, że bycie mężczyzną warunkuje relacje ze światem, biografię, język? To chyba oczywiste. Gra toczy się na styku tej oczywistości i jej konsekwencji: skoro wyrażacie podmiotowość nazwaną, nie jest ona uniwersalna. Nawet wschód słońca widzicie okiem męskiej, romantycznej duszy. Ojcami bywacie, nie matkami. Bywaliście w wojsku, nie na porodówce.

Rzecz w tym, że męska, romantyczna dusza, wartości, role, przypadki biografii zajmowały większość przestrzeni w instytucji literatury, także podczas festiwali, oferujących co najwyżej okienko kobietom, które chciały się identyfikować z kategorią płci. Dlaczego pisarze mieliby więc myśleć o swojej podmiotowości jako o jednej z możliwych, nie zaś jedynej? To pytanie zadawane w przestrzeni społecznej (dlaczego mężczyźni mieliby się posunąć na ławce, skoro zajmują dobre miejsca?) dotyczy także życia literackiego. Po co pytać o bycie mężczyzną, skoro jest się człowiekiem?

Moi rozmówcy – Andrij Lubka i Ołeksandr Irwaneć – złożyli mi deklaracje, że napiszą o miłości i relacjach damsko-męskich. Moim zdaniem już napisali, choć oczywiście będę czekać na obiecane narracje. Tymczasem czytam o światach męskich bohaterów, ranionych i szukających nie tyle zrozumienia, ile odpłaty. Irwaneć, rocznik 1961, i Lubka, rocznik 1987, piszą w odmiennych poetykach, jednak ich bohaterowie mają te same rysy. Warto je odtworzyć, żeby zrozumieć współczesną Ukrainę. Nie ma w tym podstępu, tylko zaciekawienie.

Polscy poeci i prozaicy, dajcie się zapytać o swoje męskie podmiotowości! To może najważniejsze pytanie, dla którego warto zrezygnować z pozorów omnipotencji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2014