Nie niebieskie ptaki

Trzeba wiedzieć, w czym się jest dobrym. Wtedy praca sama nas znajdzie - wierzą młodzi, którzy podjęli ryzyko wycofania się z wyścigu szczurów. Zamiast torować sobie drogę łokciami, postanowili poszukać własnej ścieżki.

03.10.2004

Czyta się kilka minut

Beata Seweryn, organizatorka wystaw: jest raczej optymistką. /
Beata Seweryn, organizatorka wystaw: jest raczej optymistką. /

- Nie zauważyłem wyścigu szczurów na SGH. Nie zauważasz czegoś, co masz na co dzień - mówi Tomasz, który w zeszłym roku skończył Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Teraz pracuje w doradztwie finansowym. Pracę podjął pół roku po obronie, bo przebierał w ofertach, żeby nie wylądować w firmie, w której spotkałby wyścigowców z uczelni. Tomasz działał w organizacji studenckiej, gdzie poznał sporo ludzi przekonanych o swojej ponadprzeciętnej wartości: - Robili przeróżne rzeczy tylko po to, by móc wpisać coś do CV. Na przykład zakładali kolejne koła naukowe, z których wiele nazywa się prawie identycznie jak istniejące. Wspomina także przewodniczącą jednej z organizacji studenckich, która wyjeżdżając na stypendium nie chciała złożyć stanowiska, ponieważ miała być panią prezes, choćby nie wiem co.

Takie osoby gonią za papierkami i certyfikatami. W skrajnych przypadkach już od pierwszego roku chodzą w garniturach, z aktówkami.

Widmo uśmiechniętego managera

Młody manager w świetnie skrojonym garniturze, o włosach błyszczących od żelu, uśmiecha się z reklamowego klipu albo z ulotki szkoły marketingu. Przekaz jest jasny - osiągnął sukces. Wyścig szczurów to licytacja na objętość CV - sukces mierzy się nieustannym porównywaniem z innymi.

Dr Jarosław Rokicki, socjolog kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego, cytuje Hołdysa: - w czasach PRL poziom aspiracji wyznaczały “telewizor, meble, mały fiat". Po 1990 r. pewne rzeczy stały się możliwe, pojawiły się nowe wartości, do których dążą ludzie. Ale czy nastąpiła zmiana całego systemu wartości? Nie przejaskrawiałbym tego, chociaż na pewno pieniądze stały się celem samym w sobie.

- “Kto pierwszy, ten lepszy!" - żali się Justyna Głąb, która właśnie zaczęła pracę w dziale komunikacji i PR jednej z dużych firm. - Łapiemy, co się da, co może nam pomóc ustawić się na rynku pracy: praktyki, staże, kursy. Mówimy kilkoma językami, kończymy po dwa fakultety, śpimy po kilka godzin, a i to nie gwarantuje nam lukratywnej posadki po studiach. W Polsce rynek pracy jest nieprzyjazny. A my musimy się rozpychać łokciami.

Czy łapanie wszystkiego “bo może się przydać" to znak, że młodzi ludzie nie wiedzą, jak się za nową rzeczywistość zabrać? Dr Rokicki za Norbertem Eliasem tłumaczy: - Gdy się patrzy na salę balową nie znając reguł tańca, widać chaotycznie poruszających się ludzi. My tymczasem potrafimy przecież rozróżnić, czy tańczy się walca, czy tango. Nasz świat to struktura wirująca, ale to nie znaczy, że nie ma w niej reguł. Problem w tym, że jesteśmy w momencie, w którym nie do końca te reguły znamy.

Rokicki podkreśla też, że wyścig szczurów to bynajmniej nie globalne zjawisko. Tomasz zapewnia, że na SGH są, jak wszędzie, zwyczajni studenci.

Jednak widmo uśmiechniętego managera krąży wśród absolwentów, bo - jak mówi Izabela Sowa, psycholog - białe kołnierzyki lepiej widać. Istota wyścigu szczurów tkwi, jej zdaniem, w samej gonitwie: - Bierzemy udział w czymś bezsensownym, bo biegnie z nami całe stado - wyjaśnia. - Wielu biegnących nie wie nawet, na czym polega wygrana. Pędzą na oślep, depcząc innych i niszcząc wszystko wokół.

Autorka “Cierpkości wiśni" zaznacza, że pod presją wyścigu znajdują się ludzie, którzy zupełnie się nie nadają. Mogliby zrobić tyle dobrego gdzie indziej, niestety brak im odwagi, żeby zaryzykować.

Tymczasem Michał Zasowski, na piątym roku reklamy i PR na Uniwersytecie Jagiellońskim, właśnie dostał pracę: - Nie czuję presji wyścigu szczurów. To w dużym stopniu zjawisko medialne, albo szerzej: stereotypowe - przekonuje.

Według Michała problem leży nie w szukaniu pracy, ale w zastanowieniu, co chce się robić: - Jeśli odkryjesz “to coś", dobra praca sama cię znajdzie.

Tak myślą młodzi ludzie, którzy podjęli ryzyko wycofania się z wyścigu i postanowili poszukać własnej ścieżki.

Mieć odwagę stracić czas

- Może i szukałabym swojego miejsca w tym wyścigu, ale mam za słabą psychikę. I za dużo luster w domu - uśmiecha się Izabela Sowa. Urodziła się w Stalowej Woli. Kiedy skończyła psychologię na UJ, próbowała pisać doktorat o reklamie społecznej. Pisała też opowiadania, artykuły, zdecydowała się wysłać do wydawnictwa powieść. Dostała odpowiedź, a dziś ukazuje się właśnie czwarta część jej “owocowej serii" - historii młodych ludzi na początku życiowej ścieżki, postaci bynajmniej nie przypominających bohaterów seriali.

- W chwilach finansowej posuchy pisanie tych książek było odskocznią od burej rzeczywistości - opowiada autorka. - I dawało dużo radości. Moi bohaterowie myślą o pieniądzach, martwią się o przyszłość, ale to nie znaczy, że przebierają nogami na samą myśl o wyścigu. Chcą po prostu znaleźć swoje miejsce.

Trzydziestoletnia psycholog żyje dziś z pisania: - Po latach przemyśleń doszłam do wniosku, że nie nadaję się do pracy w korporacji. Za dużo udawania, za mało konkretów - mówi. - Żaden z moich znajomych nie pędzi w wyścigu, choć nie lata też na Malediwy i nie jada w Wierzynku.

Pytanie, co się chce robić, to niemal mantra.

- Trzeba mieć odwagę stracić trochę czasu. Ja straciłam trzy lata - w terminologii wyścigowców oczywiście - mówi Marta Śmigrowska, dwudziestosiedmioletnia absolwentka iberystyki. Ze znajomością czterech języków nie znalazła pracy przez trzy lata. - Nie podobał mi się rynek. Parę lat temu wykształceni ludzie pracowali dla byle kogo i za marne pieniądze.

Zamiast tego wzięła głęboki oddech i zajęła się ekologiczną pasją.

- Robiłam tłumaczenia dla znajomych z pozarządowej organizacji ekologicznej - opowiada. I ta organizacja przedstawiła jej kandydaturę do stażu w Parlamencie Europejskim. - Znalazłam się u samego koryta! - mówi Marta. - Tam nawiązujesz osobiste kontakty, a zazwyczaj rynek pracy działa dzięki znajomościom.

Tylko że Marta postanowiła z nich nie skorzystać. Polityka nie pociągała jej w ogóle. Natomiast dzięki stażowi znalazła pracę, w którą wierzy: koordynuje koalicję czterech organizacji pozarządowych, które sprawdzają, czy fundusze z Unii są wykorzystywane zgodnie z dyrektywami o ochronie środowiska. - Staż trafił się przypadkiem. Bywa tak, że najlepsze rzeczy przytrafiają mi się, gdy nie biorę sobie tego zbytnio do serca.

Tych trzech lat Marta na pewno nie uważa za zmarnowane. - Postanowiłam zachować harmonię między rozwojem kariery, a rozwojem osobistym - deklaruje. Chce mieć wolny czas, żeby myśleć o sobie i się rozwijać.

Jak dotąd to działa. Ma pracę, w której świetnie się czuje, i pensję, na którą nie narzeka. - Gdybym w ramach etatu mogła zarabiać pięć tysięcy, to proszę bardzo. Ale jeśli nie, to się godzę. Mam inne priorytety.

Z Martą iberystykę skończyła Adriana Jastrzębska, która na ten sam problem zareagowała zupełnie inaczej. - Zaczęłam się bać, że do końca życia będę robić rzeczy mało ważne - wyznaje. - I uświadomiłam sobie, że nie muszę już przeczytać żadnych książek, bo nikt mnie z tego nie rozliczy! To mnie przeraziło.

Najbardziej Adriana bała się bezrobocia. - Nie tego, że będę bez środków do życia, bo znając cztery języki poradzisz sobie zawsze - tłumaczy. - Bałam się, jak zareaguję na status “bezrobotna".

Dlatego zaczęła studia dziennikarskie, studia doktoranckie, zaczęła tłumaczyć i łapać różne zajęcia. Wszystko wiążąc z językową pasją. - Dla mnie kariera i życie osobiste, to rzeczy tożsame - przekonuje. - Po prostu nie potrafię zajmować się czymś, co mnie nie interesuje.

Ale nagle Adriana poczuła, że jest na najlepszej drodze do wyścigu szczurów. - Spędziłam kilka ostatnich lat w poczuciu kompletnego bezsensu - wzdycha. - Ciągnięcie kilku rzeczy na raz to bzdura i odradzam to dziś każdemu. - Adriana myśli o rzuceniu dziennikarstwa i uważnie wybiera oferty pracy. Odcinanie niepotrzebnych balastów nie było proste. Starała się asekurować. - W końcu doszłam do wniosku, że robienie kursów i szkoleń w myśl, że może kiedyś się przydadzą, to pomyłka - wyjaśnia. - To, że poszłam w złym kierunku, uświadomiło mi, gdzie jest moje miejsce. Poza tym, brzydzi mnie myśl, że miałabym być podporządkowana pieniądzom, które zarabiam.

Z czasów poszukiwań pracy wspominają pana K., szefa jednego z biur tłumaczeń.

- Był w naszym wieku i bawił się w dyrektora - opowiadają. - Komenderował, zamawiał dwie kawki do gabinetu, kombinował i wysługiwał się pracownikami. - Adriana uciekła z jego biura po trzech tygodniach. - Wolałabym nie mieć żadnej pracy niż podlegać takim typom - mówi z niesmakiem. Bo obraz rynku pracy, jaki kreślą Adriana i Marta, jest zupełnie inny niż ten, w który wierzą wyścigowcy. - Wszyscy dajemy się nakręcać medialnym obrazkom - przekonują. - Pracodawcy też. Twierdzą, że “na twoje miejsce jest dziesięciu innych". Nieprawda, nie ma! - Adriana wspomina, że przez całe studia powtarzano im, że filologia produkuje bezrobotnych. Po obronie okazało się, że została zasypana ofertami pracy nauczyciela czy tłumacza.

Taka postawa nie ma nic wspólnego z biernością. Wymaga wiele pracy, ale nad tym, co naprawdę pociąga. Jadwiga Polus, studentka V roku dziennikarstwa UJ, próbowała praktyk w telewizji, potem poszła na trzymiesięczną bezpłatną praktykę w radiu. Została na rok i pewnego dnia zadzwonił telefon z propozycją pracy. - Po prostu doceniono moje zaangażowanie. Nie brałam udziału w żadnym wyścigu - opowiada.

Nie troskajcie się zbytnio

A czy są dziś klasyczni “outsiderzy"? Dr Rokicki raczej się tego nie spodziewa. - Większość młodych ludzi chce żyć w komfortowych warunkach, rozumiejąc reguły gry - mówi. - Nie buntują się nawet przeciw rodzicom, słuchają takiej muzyki, jak oni. Może dlatego, że buntownikami było poprzednie pokolenie?

- Nie byłem buntownikiem - mówi Andrzej Stasiuk, rocznik 1960, pisarz. - Robiłem to, co mnie interesowało. Starałem się unikać rzeczy, które mnie nie ciekawiły. To wszystko.

Stasiuk, związany z ruchem pacyfistycznym, dostał od PRL półtoraroczny wyrok za dezercję. Dziś mieszka w małej wiosce Wołowiec w Beskidzie Niskim. Pisze i prowadzi świetne wydawnictwo.

- W tym nie było ucieczki, nie bałem się - ciągnie. - Dokonałem wyboru estetycznego. Miasto ma fajne strony, ale najczęściej jest po prostu wstrząsająco paskudne.

Paweł Oleszczuk przyjechał na studia do Krakowa z Chełma na ścianie wschodniej. Na co dzień organizuje koncerty piosenki poetyckiej w krakowskich knajpach, w studenckim radiu prowadzi dwie audycje - o poezji i piosence studenckiej, prowadzi stronę internetową “Schronisko Myśli" (wszędzie występuje pod pseudonimem). I zmienił studia - zamiast zgłębiać media i reklamę, wybrał kulturoznawstwo dalekowschodnie. Marzy o studiach doktoranckich.

Paweł wie, że aby być niezależnym, musi skończyć studia i zarabiać chociaż 800 złotych. Dlatego kompletuje CV, ale robiąc to, co go cieszy: - Troszczę się o dzisiejszy dzień, a nie o domek z ogródkiem. To jest tak, że masz “nie troskać się zbytnio". Ludzie potrafią żyć nawet z grania w gry komputerowe.

Nie boi się, że ta filozofia skończy się razem ze studiowaniem. - Bo teraz chyba najbardziej martwię się o pieniądze - mówi. - Szukam roboty, żeby odłączyć się od rodzinnego garnuszka.

Ma pracować jako korektor w... wydawnictwie ekonomicznym. - Boję się, że ucieknę! - żartuje.

Andrzej Stasiuk wspomina: - Dojrzewałem w tych czasach, kiedy słowo “kariera" było nieco obrzydliwe. Było nawet słowo “karierowicz". Teraz, jako wydawca, dostaję czasami maszynopisy z dołączonymi listami, w których autorzy projektują swoją ewentualną karierę i oferują gotowość do współpracy na wszystkich możliwych polach. To paranoiczne ciśnienie, żeby od razu się załapać! - Te propozycje, mówi Stasiuk, lądują w wydawniczym koszu.

Dr Rokicki tłumaczy, że do wyścigu szczurów może motywować ludzka potrzeba bycia wyróżnionym - a że w społeczeństwie ponowoczesnym główną rolą społeczną jest konsument, człowiek ponowoczesny ma wyróżniać się stylem konsumpcji. W Polsce nie osiągnęliśmy jeszcze przesytu wartościami konsumpcyjnymi, który np. w społeczeństwie amerykańskim uruchamia takie grupy, jak alterglobaliści, a kiedyś hippisi. Ale w miarę upływu czasu przesyt będzie coraz bliższy i coraz bardziej widoczny.

Muszę z czegoś żyć

Niekiedy konsumpcja idzie na bok, na rzecz robienia czegoś, co jest ważne.

- Przypomina mi się ćwiczenie, które robiliśmy na studiach - opowiada Mariusz Bartczak (ma 25 lat, skończył psychologię). - W tym ćwiczeniu wygrywał ten, kto najlepiej rywalizował, był przebojowy. Wyłączyłem się zupełnie. Dużo bardziej wolę współpracę.

Mariusz jest komendantem szczepu i szkoleniowcem w harcerskim hufcu dzielnicy Podgórze w Krakowie.

- W harcerstwie przygotowywałem się też do obecnej pracy - opowiada. - Jestem psychologiem prowadzącym zajęcia z młodzieżą w szkołach. - Mariusz uczy gimnazjalistów rozwiązywać konflikty grupowe, prowadzi profilaktykę zagrożeń, mówi jak radzić sobie z problemami szkolnymi.

- To nie jest praca, którą podejmuje się tylko dla pieniędzy - przyznaje. - Bo jest po prostu zbyt trudna. Jest w tym wyniesione z harcerstwa pojęcie służby. Wiadomo, zarabiam w ten sposób, ale to nie pieniądze mnie motywowały.

Mariusz mieszka z rodzicami. - Chciałbym się usamodzielnić - przyznaje. - Ta praca nie przynosi tak wysokich dochodów, żebym mógł to już zrobić. Początki są trudne - mówi. Ale twierdzi też, że w rytmie wyścigowców mógłby pracować tylko nad czymś, co go fascynuje: - I z założeniem, że mam czas na prywatność.

Szuka złotego środka. Właśnie napisał swój pierwszy artykuł i próbuje dostać się na studia doktoranckie, chce przełożyć doświadczenia w pracy z młodzieżą na dorobek naukowy. Doktor psychologii ma dużo wyższą rangę i szanse na dobrą pracę - mówi. - Tyle że ja nie staję do wyścigu, by być lepszym od innych, lecz by zrealizować swoje pasje.

Twórczyni i opiekunka krakowskiej inicjatywy “Wolna Strefa Artystyczna", Beata Seweryn, nie myślała zupełnie o pieniądzach, gdy starała się uruchomić projekt. Ale trochę uporu się przydało: - Na razie robię małe rzeczy, ale gdy przyjdą te większe, sama będę sobie mogła tworzyć miejsce pracy. Na zasadzie kulturalnego przedsiębiorstwa: robiąc projekty, wpisuje się w nie własną pensję.

Zapytana, czy ze sztuki da się żyć, śmieje się: - Nie ma mowy!

Odpoczywam czy pracuję?

- Wzięłam sobie do serca pierwsze zajęcia u prof. Jana Ostrowskiego na historii sztuki - wspomina Beata. - Profesor rozglądając się po sali powiedział: “Jest tu 60 osób, najwyżej dwie zostaną historykami sztuki. Macie pięć lat na zaplanowanie sobie życia".

Przestroga zadziałała, bo Beata nie chciała robić niczego innego, zaczęła bywać na wernisażach i interesować się tym, co się dzieje w sztuce: - Dziwiło mnie, że znajomi z roku zupełnie tego tematu unikali - mówi. Pisała też o sztuce do “City Magazine", szukała praktyk w galeriach, pomagała przy konferencjach.

Kiedy zabierała się do pisania pracy magisterskiej, pojawił się lęk, co będzie dalej. Próbowała przedłużyć studia i wtedy pojawiła się propozycja z Instytutu Goethego. Chciała, żeby Instytut zajął się też prezentacją sztuk wizualnych. Dyrektor Stephan Wackwitz bronił się, że działalność wystawiennicza jest za droga, ale Beata wymyśliła pokazywanie sztuki niewielkim kosztem. I dostała zielone światło: - W ten sposób jeszcze nie skończyłam studiów - śmieje się.

- Podporządkowałam życie temu, co robię - opowiada Beata. - Moje wakacje to biennale w Wenecji albo jakieś miasto z dobrą galerią. Czasem nie wiem, czy odpoczywam, czy pracuję. Myślę o pieniądzach - uśmiecha się - bo mam 25 lat i rodzice zaczynają się denerwować. Na razie nie jestem niezależna finansowo. Ale nie jestem jakimś niebieskim ptakiem - zapewnia. - Nie potrafię tylko zmusić się do czegoś, co nie sprawia mi totalnej przyjemności.

Beata przyznaje, że bez wsparcia rodziców, gdyby musiała iść pracować w barze czy sklepie, nie zrobiłaby tego, co zrobiła. Nie jest już wolontariuszką. Podkreśla, że Instytut Goethego inwestuje w nią, na przykład wysyłając na stypendium językowe. I wspiera jej pomysły.

Czy w świecie ludzi kultury jest w ogóle miejsce na wyścig szczurów? - Każda nowa osoba w branży to raczej sojusznik, nie rywal, bo wzmacnia małe i niesolidarne wciąż środowisko - zapewnia Beata. - Niezdrowe byłoby myślenie o konkurowaniu ze sobą w sytuacji, gdy kolejny poseł LPR demoluje kolejną wystawę.

Równowaga

Marta: - Nie mówię, że pieniądze kiedyś nie staną się priorytetem, kiedy trzeba będzie zarobić na rodzinę. Na razie stać mnie na ignorowanie wyścigu szczurów.

Beata Seweryn dodaje: - Trochę mnie to przeraża, bo wyobrażałam sobie, że mając 25 lat, będę finansowo niezależna.

- Nie sądzę, żeby czekał nas świat wyścigu szczurów, uprzedmiotowienia ludzi - komentuje dr Jarosław Rokicki. - Te zachowania, choć najbardziej rzucają się w oczy, jakoś nie zmieniły całego systemu wartości. Fakt, zmieniła się hierarchia z początku lat 90., z rodziną na pierwszym miejscu. Dziś rodzinę dogoniła osobista kariera - mówi socjolog. - Ale badania pokazują, że dogoniła, a nie zdominowała.

Marta opowiada o imprezie wyścigowców, na której kiedyś była: - Wszyscy zżymali się, że pracują tak dużo, że na godzinę zarabiają mniej niż sprzątaczka. Narzekali przez całą imprezę, a ja się cieszę, gdy mi skapnie 200 złotych.

Dr Rokicki zauważa, że być może wielu z uczestników wyścigu pasjonuje konkurowanie i wygrywanie. - Na pewno - mówi Izabela Sowa. - Nie każmy tylko ścigać się tym, którzy tego nie chcą i nie potrafią.

Fotografie Michał Kuźmiński

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2004

Artykuł pochodzi z dodatku „Tygodnik Jr