Ani praca, ani naukowa

Młody człowiek, którego natura pokarała naukowymi zdolnościami, może je rozwijać jedynie wyrzekając się praw pracowniczych i zapewniających stabilizację dochodów.

09.11.2010

Czyta się kilka minut

/ fot. Mary Gober / stock.xchng /
/ fot. Mary Gober / stock.xchng /

Chłopie, ty się lepiej weź do roboty - mówi Maciek, dolewając whisky. - Ile ty się chcesz uczyć? Na żarcie masz? Na mieszkanie masz?

- Na żarcie mam - odpowiada Damian. - Mieszkam z rodzicami...

- No właśnie - przerywa Maciek. - Jak sam na siebie zarobić nie umiesz, to nie ma co się bawić. Na co komu twoje referaty? Nasi rodzice wybrali kapitalizm, my już nie mamy wyboru.

Mimo późnej pory i krążącego we krwi alkoholu Maciek wie, co mówi. Skończył uczelnię jako jeden z najlepszych studentów i na studia doktoranckie dostał się bez problemu, ale kiedy przyszło mu wybierać między pracą a skazującymi na niestabilność finansową studiami, musiał wybrać pracę.

I tylko sformułowanie: "musiał wybrać" brzmi niepokojąco paradoksalnie.

Szara strefa

Doktorant jest nikim. Prestiż naukowy prawie żaden, a brak dochodów skazuje go na społeczny niebyt. Nie ma właściwie szansy na kredyt. Nie cieszy się pełnią studenckich przywilejów. Nie ma opłacanego ubezpieczenia emerytalnego i rentowego. - Kiedy opowiadałam koleżance, że robię doktorat, odparła: "Więc ty będziesz mieć »dr« przed nazwiskiem, a ja mieszkanie" - mówi Karolina, doktorantka polonistyki. Młody człowiek, którego natura pokarała naukowymi zdolnościami, może je rozwijać, tylko wyrzekając się praw pracowniczych i zapewniających stabilizację dochodów. Dla wielu wiąże się to również z niemożnością założenia rodziny, zdaniem się na hojność partnera lub krewnych.

Do kwietnia 2010 r. doktorantowi pobierającemu stypendium nie wolno było podejmować pełnoetatowej pracy. Zabraniało tego prawo o szkolnictwie wyższym. I chociaż teraz przepisy się zmieniły, nie zmieniła się sytuacja młodych naukowców z dziedzin humanistycznych.

Karolina wysłała dziesiątki CV, ale nie zaoferowano jej żadnej posady. - Pracodawcy oczekują pełnej dyspozycyjności - mówi. - Często podziwiali, że piszę doktorat, ale ostatecznie wybierali kogoś innego.

Tymczasem nie sposób poświęcić się w pełni ani pracy zarobkowej, ani nauce. - Doktoranci pracują na uczelni za darmo lub za małe pieniądze, trzeba gdzieś dorabiać. Do tego dochodzi dydaktyka, nie ma możliwości poświęcenia się doktoratowi - zauważa Justyna, doktorantka polonistyki w PAN.

Ta doktorancka nieokreśloność pojawia się już w momencie narodzin. Zarówno studenci, jak i niektórzy pracownicy naukowi, przyznają nieoficjalnie, że na doktoracie nie zawsze zostają ci najlepsi. Pytani o powód wyjaśniają, że często pozycja doktoranta zależy od pozycji promotora, a przecież "silnemu" promotorowi nie zawsze zależy na promowaniu "najsilniejszych". Wielu zdolnych młodych ludzi odczuwa niechęć do wikłania się w tę sieć zależności. - Te i inne okoliczności sprawiają, że często o zrobieniu doktoratu ostatecznie decydują nie wiedza i talent, lecz upór i wytrwałość - podsumowuje Ela Lubelska, doktorantka Szkoły Nauk Społecznych przy IFiS PAN.

Matka karmicielka

Jeżeli chodzi o studia humanistyczne, najlepiej jest na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Doktoranci, którzy nie otrzymują stypendium - nie prowadzą zajęć, a ci, którzy wypełniają swój obowiązek dydaktyczny, otrzymują około 1000 zł. Pieniądze trafiają niemal do połowy studentów. Dodatkowo mogą też liczyć na 300 zł miesięcznie za dobre wyniki w nauce. - Jasne, to nie jest dużo i przydałoby się więcej - mówi Wojtek Sajkowski, doktorant historii. - Ale zdajemy sobie sprawę, jaka jest sytuacja na innych uczelniach, więc trudno narzekać.

Poza stypendium doktoranckim mogą się oni starać o stypendium z Fundacji Rodziny Kulczyków oraz z Fundacji UAM. Mają możliwość korzystania ze studenckiej ulgi na kolej. Tymczasem doktoranci Uniwersytetu Śląskiego nie mogą zbytnio liczyć na pomoc swojej Alma Mater. Na studiach humanistycznych nie ma żadnego stypendium, o które można by się starać (poza dwoma: niespełna 300 zł za wyniki w nauce i podobna kwota socjalnego wsparcia). Pieniądze są czasem przeznaczane na półetatowe zatrudnienie dla najwybitniejszych, ale do tego grona trafiają nieliczni. Na domiar złego doktorantom na Górnym Śląsku nie przysługuje zniżka na komunikację miejską.

Ratunkiem dla niektórych są ministerialne granty promotorskie rzędu kilkudziesięciu tysięcy zł. Można się o nie starać po otwarciu przewodu doktorskiego i pobrać wynagrodzenie wynoszące ok. 30 proc. wysokości grantu. Wniosek trzeba jednak złożyć na konkretny projekt, wykazawszy uprzednio szczegółowy kosztorys.

Głosy protestu

Zaczęło się na początku tego roku. W Lublinie zaprotestowano przeciw ograniczeniu zatrudnienia. Zainspirowani doktoranci z Wrocławia urządzili manifestację w formie "Pogrzebu młodego naukowca". Strajkowi patronowało hasło: "Głodowe stawki dla doktorantów i doktorantek to degeneracja i śmierć polskiej nauki". Sprawą zainteresował się Dariusz Bugalski i urządził w radiowej "Trójce" debatę. Później głosy zaczęły cichnąć.

Dr Izabela Wagner, socjolog i adiunkt UW, specjalistka badań karier naukowców, a zarazem zaangażowana w obronę "doktoranckich" praw uczestniczka wspomnianej audycji, powołała zespół socjologów, który skrytykował tzw. diagnozę stanu i strategię rozwoju szkolnictwa wyższego - dokumenty, które na zlecenie ministerstwa przygotowała firma Ernst&Young oraz Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Naukowcy wytknęli konsorcjum m.in. błędy metodologiczne, takie jak bazowanie na informacjach znajdujących się w internecie, brak zdefiniowania podstawowych pojęć czy nieuwzględnienie czynników warunkujących stan polskiej nauki. Socjologowie przedstawiają zaniedbania, pytając zarazem, jak to się stało, że przyjęto raport i zapłacono za niego ok. 1,7 mln zł. Jednak pomimo starań badaczy sprawa przeszła bez echa.

Jednym z zarzutów postawionych konsorcjum był brak uwzględnienia roli doktorantów w rozwoju szkolnictwa wyższego. Na podobny problem zwracają uwagę członkowie Stowarzyszenia Naukowego Collegium Invisible w skierowanym do Barbary Kudryckiej liście otwartym, pod którym podpisało się 400 osób: "Sądzimy, że dobrze zaprojektowane studia doktoranckie są najlepszą możliwą inwestycją w system polskiej nauki". Wystosowali oni również dokument "Zainwestujmy w doktorantów", będący propozycją reformy, która zakłada m.in. coroczny konkurs na miesięczne stypendia wynoszące 3000 zł. Profesorowie walczą jednak o coś znacznie ważniejszego niż doraźne wsparcie: o uznanie, że "uprawianie nauki jest rodzajem służby publicznej".

Najsłabsze ogniwo

Sytuacja doktorantów jest sprzężona ze stanem polskiej nauki. - Naukowemu rozwojowi sprzyjają wyjazdy za granicę - zauważa Ela. - Mogę wtedy uczestniczyć w wydarzeniach nauki światowej, korzystać z odpowiednich bibliotek, konsultować się ze specjalistami.

Trudne warunki materialne i malejący prestiż polskich naukowców to chorobowe objawy zmian dotykających uniwersytet, przy czym utrata społecznego poważania jest symptomem stosunkowo niedawnym i pewnie najbardziej bolesnym. - Nauki humanistyczne nigdy nie były dobrze opłacane. Ale były prestiżowe - przyznaje prof. Danuta Opacka-Walasek, kierownik studiów doktoranckich UŚ. Ten prestiż wynikał z elitarności. Obecnie studentów przyjmuje się masowo, często nie ma nawet wystarczającej liczby chętnych, a jeżeli uniwersytety chcą zatrzymać te rzesze adeptów i idące za nią państwowe pieniądze, muszą zadbać, żeby poziom nauczania nie dyskwalifikował zbyt wielu studentów. A że produkcja filozofów czy kulturoznawców powinna być zasadna, profile nauczania dostosowuje się do potrzeb rynku. W tej sytuacji społeczna misja humanistów staje pod znakiem zapytania.

Prawdziwe uprawianie nauki byłoby więc możliwe tylko tam, gdzie uczestnicy studiów doktoranckich to grono rzeczywiście zaangażowanych. Tymczasem wraz z przyjęciem Deklaracji Bolońskiej i ten etap edukacji objęło umasowienie. Prof. Opacka-Walasek widzi jednak pozytywne aspekty tej zmiany: - Im więcej osób będzie studiować dłużej, tym bardziej wykształcone będzie społeczeństwo. Z jednym zastrzeżeniem: nie wszyscy przyjęci na studia trzeciego stopnia muszą obronić doktorat. Promotor powinien zadbać, żeby przewód doktorski otwierali jedynie najlepsi.

Problem polega na tym, że trzeba jeszcze nabijać punkty, inwestować w karierę, a pracę intelektualną trudno ocenić. Podczas gdy w naukach ścisłych publikacja wieńczy okres żmudnych badań, w humanistyce artykuły powstają znacznie szybciej. Im więcej referatów, tym więcej punktów - efekt jest swojsko kapitalistyczny: coraz większa liczba, coraz słabsza jakość. Dłuższa refleksja i wymiana myśli po prostu się nie opłaca. Doktoranci muszą się w tym systemie znaleźć, kontynuując naukowy marazm.

A przecież tak liczna, zjednoczona grupa inteligentów mogłaby stanowić silnie oddziałującą grupę społeczną, zaś podstawowym miernikiem jej siły byłaby pewnie umiejętność uzyskania własnych praw. - W Hiszpanii do niedawna doktoranci też nie mieli ubezpieczenia, we Francji cienko przędą, ale mają wszystkie prawa pracownika - zauważa dr Izabela Wagner. - Wszystko to było do wywalczenia.

Trwają prace nad nową ustawą, powstaje Narodowy Program Rozwoju Humanistyki. Inicjatywa i mobilizacja pozostaje jednak w gestii młodych naukowców. A na razie, jak przyznaje Justyna, doktoranci częściej oczekują, że uniwersytet wyciągnie do nich rękę. Zdarza się, że profesorowie dostrzegają problemy doktorantów lepiej niż oni sami. - Przecież my jesteśmy otwarci i studenci powinni upominać się o swoje, powinni wywierać na nas nacisk - mówi prof. Opacka-Walasek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2010