Nie leczymy, bo stary

Słowa posłanki o staruszkach chodzących do lekarzy dla rozrywki wywołały falę oburzenia. Jednak przeciw dyskryminacji seniorów w służbie zdrowia protestuje tak naprawdę niewielu.

01.03.2011

Czyta się kilka minut

Krzepiąca historia o staruszce, sprawnym pogotowiu ratunkowym, bohaterskim lekarzu i poświęceniu szeroko pojętego personelu medycznego zaczyna się w jednym z mieszkań na krakowskiej Krowodrzy, 4 stycznia tego roku.

102-letnia Zofia Masłowska - dotąd epizodyczne kontakty ze służbą zdrowia - czuje silne bóle w klatce piersiowej. Jej córka, Barbara Kuśnierz, wzywa pogotowie. Karetka przyjeżdża na miejsce po ok. 20 minutach.

- Miałem dyżur w szpitalu św. Rafała, lekarz zadzwonił z domu pacjentki - opowiada dr Marek Krochin, kardiochirurg. - Zapytałem, czy pacjentka jest przytomna i czy jest w stanie wyrazić zgodę na naszą interwencję. Powiedział, że tak, tylko jest jeden problem. "Jaki?" - zapytałem, a w odpowiedzi usłyszałem, że kobieta ma 102 lata. Oczywiście zaleciłem jak najszybszy przyjazd na oddział.

Karetka z Zofią Masłowską dociera do szpitala po pół godzinie. Zanim minie godzina od telefonicznego zgłoszenia na pogotowiu, dr Krochin zaczyna operację, która po kolejnej godzinie kończy się sukcesem: udrożnieniem tętnic.

Już na drugi dzień na oddziale kardiologii zjawiają się media, a Zofia Masłowska udziela stacjom telewizyjnym wywiadów (dr Krochin w pierwszym odruchu chce dziennikarzy wygnać, ale Masłowska czuje się na siłach, by rozmawiać). Mówi, że czuje się zadbana jak królowa Polski.

Prasa lokalna i bulwarówki piszą o godnym szacunku rekordzie (najstarsza osoba w Polsce poddana podobnej operacji).

Niektórzy lekarze zauważają: dr Krochin udowodnił, że w polskiej praktyce leczenia nie liczy się metryka, bo każdemu można pomóc.

Miesiąc bez diagnozy

Istotnie, historia Zofii Masłowskiej jest dla społecznego odbioru polskiej służby zdrowia szczególna, a rozgłos wokół niej - znamienny: bo pogotowie przyjechało błyskawicznie; bo zabrało Zofię Masłowską od razu na stół operacyjny, a nie - jak często bywa - do najbliższego oddziału SOR; bo wszyscy, na czele z operującym lekarzem, oceniając ryzyko operacji wzięli pod uwagę stan zdrowia pacjentki, a nie datę jej urodzenia.

- Jak w reklamie społecznej na temat zawałów, którą kiedyś widziałam - uśmiecha się Barbara Kuśnierz, córka Zofii Masłowskiej, odzyskującej siły w swoim krakowskim mieszkaniu.

- Ogólny stan zdrowia pacjentki wskazywał na wiek biologiczny ok. 70 lat. Ważne, by brać pod uwagę właśnie to kryterium, a nie wiek metrykalny - mówi dr Krochin.

Jednak rzeczywistość odbiega często od ideału. Wie o tym Adam Sandauer, który jako założyciel i honorowy przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere odbiera sygnały o przypadkach odmowy leczenia ze względu na wiek. - Była np. historia lekarza rodzinnego, który odmawiał odwiedzin u starszej pacjentki, twierdząc, że od ostatniej wizyty nic się nie mogło w stanie jej zdrowia zmienić - opowiada Sandauer. - Ale są też sytuacje, w których pacjentowi odmówiono inwazyjnego leczenia, bo po prostu wiązało się to ze zbyt dużym ryzykiem. Odmowa, która w przypadku jednego 80-latka jest naganna, w przypadku innego może być uzasadniona.

Połowa stycznia, średniej wielkości miasto w warmińsko-mazurskim. K., 83-letnia kobieta, zgłasza się wraz z córką do jedynego w mieście szpitala. Ma problemy żołądkowe, jest osłabiona. Lekarze odmawiają przyjęcia. Zmieniają decyzję dopiero po tym, jak córka K. robi na oddziale awanturę. Na internie kobieta spędzi dziewięć dni, ale już po upływie kilku rodzina dostrzega kolejne niepokojące objawy: niedowład lewej strony ciała i bełkotliwą mowę. Na prośby rodziny o diagnostykę, córka K. słyszy od lekarza: "Od początku pobytu macie same pretensje!", a jedna z pielęgniarek rzuca: "W tym wieku miłość polega na tym, by dać osobie bliskiej zgasnąć". W końcu lekarze wypisują K. do domu. Bez diagnozy.

Odwiedzający ją w domu lekarz rodzinny daje ponowne skierowanie do szpitala. Tym razem na oddział neurologiczny. Tomografia komputerowa nie pozostawia złudzeń: udar mózgu.

Od pierwszego zgłoszenia do szpitala do postawienia diagnozy mija niemal miesiąc.

O tym, że dyskryminacja seniorów dotyczy już podstawowego poziomu opieki zdrowotnej - dostępności leczenia - alarmują regularnie eksperci. Choćby w przygotowanym dla Rzecznika Praw Obywatelskich raporcie "Stan przestrzegania praw osób starszych w Polsce" (pod red. prof. Barbary Szatur-Jaworskiej) z 2008 r.: "Osoby w podeszłym wieku mają ograniczony dostęp do pomocy w nagłych przypadkach (pogotowie ratunkowe) - wiek pacjenta decyduje często o przysłaniu karetki" - czytamy m.in. w raporcie.

- Mimo iż dyspozytor nie ma prawa odmówić wysłania karetki na podstawie podobnych przesłanek, o takich przypadkach byłam informowana wielokrotnie - mówi prof. Małgorzata Halicka z Zakładu Socjologii Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku, autorka wielu publikacji na temat sytuacji osób starszych w służbie zdrowia. - Bywa, że słysząc, w jakim wieku jest pacjent, dyspozytor zaleca domowe metody leczenia i ponowny telefon w przypadku pogorszenia stanu zdrowia.

"Częstą praktyką jest niekierowanie osób starszych na badania profilaktyczne. Osoby te mają też większe niż inni pacjenci kłopoty z uzyskaniem skierowań na badania dodatkowe, na konsultacje specjalistyczne, na diagnostykę, (...) rehabilitację" - czytamy dalej w raporcie.

- Na rehabilitację po operacjach i leczeniu nacisk kładzie cały świat - denerwuje się dr Krochin. - A u nas? Pacjent podczas poważnej choroby leży, i tylko ratuje się mu życie.

Kardiochirurg opisuje sytuację jednej z pacjentek (ponad 80 lat), która leży na jego oddziale. - Tylko dzisiaj dzwoniłem do czterech ośrodków rehabilitacyjnych, by załatwić rehabilitanta. To były cztery miłe rozmowy, które zakończyły się niczym. Mogą przyjechać, ale za trzy tygodnie, bo jest kolejka. Z powodu braku środków robimy ze starych ludzi osoby niepełnosprawne, tymczasem, poza wszystkim, to się po prostu nie opłaca, bo pacjent niepełnosprawny jest pacjentem droższym.

Istnienie luki w systemie potwierdza historia samej Zofii Masłowskiej. Do zakończonego happy endem pierwszego rozdziału życie dopisuje właśnie kolejne. Po operacji matka Barbary Kuśnierz próbuje skorzystać z prawa do rehabilitacji w mieszkaniu. Okazuje się to niemożliwe: do najbliższego ośrodka trzeba dojechać samemu. - To w przypadku 102-latki po zawale niemożliwe - mówi córka Masłowskiej. - Musieliśmy z rehabilitacji zrezygnować.

Niech się rozbierze i położy

Wiele przejawów dyskryminacji seniorów wymyka się spod precyzyjnej diagnozy. To głównie przejawiające się w sferze werbalnej lekceważenie. W słynnym fragmencie filmu "Pora umierać" odgrywana przez Danutę Szaflarską główna bohaterka na pogardliwe słowa lekarki ("Niech się rozbierze i położy") odpowiada: "Niech się pocałuje w d...!".

Ale podobne reakcje to, jak można się domyślać, rzadkość: pacjent w podeszłym wieku, zdany na łaskę i niełaskę lekarza, bywa najczęściej uległy. - Bezduszność niektórych lekarzy i pielęgniarek objawia się zwracaniem do ludzi starszych po imieniu, a innym razem, tak jak w filmie, w formie bezosobowej - mówi prof. Halicka.

W przeprowadzonych pod jej kierunkiem badaniach zapytano ponad stu starszych pacjentów dotkniętych chorobą nowotworową w Białymstoku, jakich zmian wymaga opieka lekarsko-pielęgniarska w ich otoczeniu. - Co trzeci odpowiedział, że oczekuje więcej delikatności wobec pacjentów - opowiada Halicka.

Młoda lekarka pracująca na oddziale kardiologii jednego z krakowskich szpitali (jest w trakcie zdobywania specjalizacji): - Czasami obserwuję wśród koleżanek i kolegów takie sytuacje. Nie mogą się dogadać ze starszym pacjentem, często niedosłyszącym i niedowidzącym, więc szybko buduje się niewidzialna bariera. Zamiast cierpliwie wysłuchać, wyraźniej mówić, z powodu pośpiechu - a może braku empatii? - rezygnują z komunikacji.

Joanna Mucha, posłanka PO, specjalizująca się w problematyce służby zdrowia: - Jestem często zapraszana na oddziały szpitalne. Zawsze mnie uderza, z jaką łatwością jestem bez ostrzeżenia wprowadzana do sal ludzi starszych. Często odmawiam, ale bywa, że jednak wchodzę. A pacjent może przecież być w sytuacji intymnej, może sobie po prostu takiej wizyty nie życzyć.

Choć część opisywanych tu przypadków to raczej zbiór wspólnych - dla wszystkich grup wiekowych - problemów polskiej służby zdrowia, w największym stopniu dotykają one właśnie seniorów.

Seniorzy o osobie

A jest tak chociażby dlatego, że w tej grupie wiekowej zdrowie to jeden z najważniejszych czynników wpływających na stopień zadowolenia z życia. W badaniach dr Ewy Miszczak z Zakładu Socjologii Medycyny i Rodziny UMCS wskazuje na nie 93,6 proc. pytanych. Dopiero na kolejnych miejscach znajdują się miłość i szczęście rodzinne (możliwe było wskazanie więcej niż jednej odpowiedzi).

Tymczasem sami seniorzy są przekonani, że służba zdrowia to jeden z obszarów największej dyskryminacji. Pokazują to wyniki badań zespołu prof. Beaty Tobiasz-Adamczyk, socjologa medycyny z Collegium Medicum UJ, w których zapytano starszych wiekiem mieszkańców Krakowa, na czym polega złe traktowanie seniorów w Polsce (badanie z 2009 r.). Aż 67 proc. pytanych odpowiedziało, że na złej opiece medycznej (utrudniony dostęp do lekarza rodzinnego, brak dostępu do lekarzy specjalistów), a co drugi wskazał brak odpowiedniej opieki pielęgnacyjnej (większy odsetek wskazań uzyskało jedynie "zaniedbywanie potrzeb materialnych seniorów").

To, co widać w deklaracjach seniorów, potwierdzają instytucje odpowiedzialne za monitorowanie aktów dyskryminacji. Jak podaje Rzecznik Praw Pacjenta, wśród wszystkich spraw trafiających do Biura blisko połowa to sprawy zgłaszane przez osoby w wieku 70 lat i więcej.

- Najczęściej takie osoby czują się zagubione w systemie ochrony zdrowia - mówi Krystyna Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta. - Osoby starsze mają kłopot z dostępem do informacji i często nie wiedzą np., jak poradzić sobie z zapisaniem się do lekarza specjalisty.

Kolejny problem to długie terminy oczekiwania na wizyty u specjalistów. Skrajny, odnotowany przez RPP przypadek dotyczył 70-letniej pacjentki, która została zapisana na wizytę do endokrynologa na rok... 2015.

- Osoby starsze często nie wiedzą, że mogą np. prosić o udostępnienie dokumentacji medycznej, że możliwa jest zmiana lekarza podstawowej opieki zdrowotnej - kontynuuje Kozłowska. - Zdarzają się sytuacje, że niektórzy nie zmieniają lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (lub w ogóle przychodni) w obawie, że ich dokumentacja medyczna pozostanie jedynie w gestii poprzedniego lekarza lub w poprzedniej przychodni.

System w agonii

Przypadki złego traktowania seniorów to również coś, co można nazwać dyskryminacją systemową: dramatycznym niedostosowaniem polskich realiów do sytuacji demograficznej.

"Można strawestować powiedzenie francuskiego demografa i gerontologa Bourgeois-Pichata, mówiąc, że tak jak w XIX w. każdy lekarz był sui generis pediatrą, obecnie każdy lekarz jest sui generis geriatrą" - pisze m.in. w raporcie o polskiej sytuacji demograficznej (dla Polskiej Rady Ludnościowej) prof. Wojciech Pędich, gerontolog, punktując słabości polskiego systemu: niedobór specjalistów-geriatrów i placówek geriatrycznych, a także słabe wykształcenie lekarzy innych specjalizacji w zakresie geriatrii.

Dlaczego tak istotna jest opieka geriatryczna? - Chodzi o specyficzne problemy wieku podeszłego - mówi prof. Tomasz Grodzicki, krajowy konsultant geriatrii. - Specjalność ta wyodrębniła się z zakresu chorób wewnętrznych na początku ubiegłego wieku, kiedy zwiększyła się liczba starszych mieszkańców w populacji.

- Kandydaci na lekarzy niechętnie wybierają specjalizację z geriatrii - opowiada przywoływana już młoda lekarka z Krakowa. - Po pierwsze, uchodzi ona za "brudną robotę". Po drugie, bywa zajęciem niewdzięcznym, bo rzadziej możemy obserwować pozytywne efekty leczenia. Po trzecie, oddziały geriatryczne, choć tak nie powinno być, spełniają często rolę quasi-paliatywnych, w których lekarze często stykają się ze śmiercią.

Ale niedobór geriatrów to wcale nie najpoważniejszy problem. - Gdybyśmy nawet mieli więcej specjalistów, nie mieliby oni gdzie pracować - mówi prof. Pędich. - Nie ma w Polsce ulokowanych w systemie służby zdrowia poradni geriatrycznych oraz specjalnych oddziałów szpitalnych. Ministerstwo Zdrowia wie o tym od dawna, ale niewiele się w tej sprawie dzieje.

Co gorsza, w zakresie geriatrii nie szkoli się w Polsce w dostateczny sposób również lekarzy innych specjalności. - Niektóre uczelnie medyczne w ogóle nie prowadzą takich szkoleń dla studentów, nie ma też podobnej edukacji w trakcie szkolenia specjalizacyjnego z chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej - przyznaje prof. Grodzicki.

Efekt? "W podstawowych zakładach opieki zdrowotnej w stosunku do pacjenta-seniora bardzo często nie stosuje się standardów geriatrycznych: zbyt krótki czas wizyty lekarskiej, zła jakość pracy, niedostosowana do fizjologii starzenia, brak wiedzy geriatrycznej" (z raportu RPO).

Kolejna konsekwencja niewydolnego systemu to dramatyczny niedobór szpitalnych oddziałów geriatrycznych. Za symboliczne w tym kontekście można uznać losy oddziału geriatrii w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu. W 1998 r. było tu 50 łóżek, w 2003 r. - 31, w 2007 - 23, a w 2009 - już tylko 18. Dziś geriatria jest już tylko działającym w ramach Oddziału Chorób Wewnętrznych pododdziałem.

- Wchodzimy w okres, w którym dyskryminacja ludzi starszych będzie coraz większym problemem - mówi Marek Balicki, były minister zdrowia, poseł SLD. - Starzejemy się, a system za tymi procesami nie nadąża. Wykresy pokazują, że na zdrowie 65-latków wydajemy wielokrotnie więcej niż np. 40- czy 50-latków. Jeśli za jakiś czas przybędą setki tysiący osób w podeszłym wieku, system stanie się niewydolny. Chodzi nie tylko o fundusze, również o adekwatność opieki zdrowotnej. W całym województwie mazowieckim nie ma żadnego oddziału geriatrycznego! W Polsce mówi się dużo o poszczególnych chorobach, a niewiele o specyfice wieku podeszłego.

Poczekalnia

Taką dyskusję, paradoksalnie, wywołała słynna już wypowiedź posłanki PO Joanny Muchy, która stwierdziła na łamach partyjnego biuletynu, że niektórzy seniorzy są "przyzwyczajeni do traktowania wizyt u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki".

- Słowo "rozrywka" w ogóle nie padło - tłumaczy całe zamieszanie w rozmowie z "Tygodnikiem" Joanna Mucha. - Zostało wstawione przez mojego asystenta, a później przeze mnie w pośpiechu autoryzowane. W wywiadzie, co nie zostało dostrzeżone, mówiłam głównie o nadużyciach ze strony lekarzy, a nie pacjentów. O tym, że starsi ludzie są odsyłani od lekarza do lekarza bez informacji, czemu to wszystko służy. Powiedziałam w tym kontekście, że pacjenci są zmuszani do wycieczek.

W środowisku lekarskim wypowiedź Muchy przyjęto różnie.

Prof. Beata Tobiasz Adamczyk zwraca uwagę, że założenie, wedle którego starsi ludzie w Polsce nagminnie się leczą, jest nieuzasadnione. - Z porad lekarskich nie korzystają wcale wszyscy starsi ludzie, którzy tego potrzebują - komentuje badaczka.

I przypomina, że zgodnie z nowoczesnym, holistycznym podejściem do chorego lekarz w trakcie wizyty powinien nie tylko realizować potrzeby zdrowotne pacjenta, ale zapewnić mu także wsparcie informacyjne i psychiczne.

- W Wielkiej Brytanii między pacjentem a lekarzem zawiązują się relacje szczególne, do tego stopnia, że pacjent pyta lekarza rodzinnego, jaką kupić lodówkę. Gdyby podobne relacje istniały w Polsce, byłoby bardzo dobrze - ocenia z kolei Marek Balicki. - Oczywiście nie chodzi tu o rozrywkę, ale o rodzaj wsparcia, nie tylko ściśle medycznego. Bo lekarz pierwszego kontaktu to nie tylko inżynier naszych narządów. Wielopokoleniowa rodzina odchodzi do lamusa. Coraz dłużej żyjemy, nasza sprawność się zwiększa. Coraz więcej jest też osób samotnych. Nie wszyscy chodzą do klubów seniora, których jest zresztą za mało. Poczekalnia u lekarza jest dla wielu ludzi substytutem wspólnoty.

Lekarka z Krakowa: - Wypowiedź, nawet jeśli niefortunnie sformułowana, dotyka autentycznego zjawiska. Poczekalnia stała się w Polsce miejscem spotkań, często zwierzeń. Dla niektórych starszych ludzi to okazja do doświadczenia bliskości, której nie doświadczają gdzie indziej. To często swego rodzaju święto. Niektórzy na tę okazję mogą się specjalnie ubrać, umalować. Potem wchodzą do gabinetu, gdzie zwykle jest czas tylko na trzyminutową rozmowę. Nic dziwnego, że przychodzą ponownie, nawet bez wyraźnej potrzeby, bo nie poczuli się wystarczająco "zaopiekowani".

Podobnie problem widzi dr Krochin: - Sytuacje nadużywania służby zdrowia się zdarzają. Również przez ludzi starszych, którzy wykorzystując to, że mają więcej czasu, zapisują się np. do kilku lekarzy tej samej specjalności naraz.

Tyle że, dodaje Krochin, to nie tyle "wina" pacjentów, co niedowładu systemu, w którym dobra przysługujące klientom opieki zdrowotnej są deficytowe. - W Polsce po prostu trzeba je sobie "wychodzić" - uważa kardiochirurg. - Ten deficyt sprawia, że starsi ludzie nie czują się bezpiecznie. I koło się zamyka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2011