Nie grozi nam eksplozja bezrobocia, inflacja wyhamuje. Prognozy na 2023

Mało kto liczy na poprawę sytuacji w gospodarce, za to większość przygotowuje się na ciężkie czasy. To wbrew pozorom dobra informacja. Może tym razem rzeczywistość nas nie zaskoczy.

29.01.2023

Czyta się kilka minut

Warszawa, 10 września 2022 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Warszawa, 10 września 2022 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Rozchwiana gospodarka, wojna niemal u granic Polski, drożyzna, kłopoty z energią i pieniędzmi z Krajowego Planu Odbudowy. Rok 2023 rozpoczął się nieprzyjemnie i tak go zapewne zapamiętamy, choćby dlatego, że wielu Polaków zbiednieje. Na szczęście nie grozi nam raczej eksplozja bezrobocia, a budżet państwa prawdopodobnie się nie rozsypie.

Ceny przede wszystkim

Ubiegły rok przebiegał pod znakiem kryzysu kosztów życia, a tematy ekonomiczne dominowały na pierwszych stronach gazet jak nigdy wcześniej. Analitycy GUS mogli się poczuć jak gwiazdy rocka. Na ich comiesięczne komunikaty o inflacji z niecierpliwością czekali niemal wszyscy. W prognozach na rozpoczęty niedawno rok pierwsze miejsce muszą więc zająć ceny. Pojawiły się bowiem przesłanki, że rok 2023 będzie pod tym względem trochę lepszy. „Sytuacja na całym świecie robi się dezinflacyjna” – stwierdził nawet szef NBP Adam Glapiński. Według wstępnych szacunków GUS, w grudniu inflacja nieoczekiwanie spadła do 16,6 proc.

– Najnowsze odczyty z USA czy Wielkiej Brytanii rzeczywiście pokazują, że inflacja nieco wyhamowała. Niektórzy nazywają to dezinflacją. Tak naprawdę ona po prostu przestała dynamicznie rosnąć. Nie jest to jednak powód do huraoptymizmu – studzi nastroje Krzysztof Bocian, analityk think tanku WiseEuropa.

Dezinflacji nie należy mylić z deflacją, czyli spadkiem cen. Ta pierwsza oznacza jedynie spadek tempa ich wzrostu. Domowe rachunki nadal więc będą rosnąć, tyle że wolniej.

– Prognozujemy, że w 2023 r. średnia inflacja konsumencka wyniesie 13 proc. Będzie więc wciąż wysoka, ale niższa niż w roku ubiegłym, gdy wyniosła przeciętnie 14,5 proc. – mówi Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).

Bardziej optymistyczni są analitycy OECD. Według listopadowego „Economic Outlook” w 2023 r. inflacja konsumencka w Polsce zejdzie do 11 proc. Nie oznacza to jednak, że sytuacja zaczęła się poprawiać już od stycznia. Wręcz przeciwnie, właśnie w pierwszych miesiącach bieżącego roku czeka nas najtrudniejszy okres, kiedy wzrost cen osiągnie swe maksimum.

– Szczyt zanotujemy najprawdopodobniej w lutym, gdy inflacja konsumencka przekroczy 20 proc. Będzie to związane z przywróceniem standardowych stawek VAT na energię elektryczną, paliwo oraz gaz ziemny – doprecyzowuje szef PIE.

Mowa tu o tarczy antyinflacyjnej, która obniżyła podatek VAT na energię i żywność. Co prawda zerowa stawka VAT na niektóre artykuły żywnościowe została utrzymana, jednak obniżka VAT na energię okazała się niezgodna z prawem unijnym i z początkiem stycznia została zlikwidowana. Jak na razie jednak nie doprowadziło to do wzrostu cen na stacjach, gdyż Orlen w grudniu obniżył cenę benzyny w hurcie. Jest więc szansa, że tych 20 proc. nie przebijemy.

– Od marca ten wskaźnik powinien zacząć wreszcie spadać, jednak jeszcze pod koniec roku będzie przekraczać 8-9 proc. Nasz model pokazuje, że w 2024 r. ceny będą rosły przeciętnie o 6-7 proc., a więc nadal wyraźnie powyżej celu. Wtedy też ceny podwyższy wycofanie się z zerowej stawki VAT na żywność – twierdzi Piotr Arak.

W 2023 r. motorem inflacji będą właściwie te same czynniki, które obserwowaliśmy w zeszłym roku. Mowa chociażby o marżach przedsiębiorstw, które były rekordowe nie tylko w Orlenie.

– Marże są nadal podwyższone, ale wreszcie nieco spadły z rekordowych poziomów – wskazuje dr Michał Możdżeń z Polskiej Sieci Ekonomii i Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. – Firmy nadal jednak upychają zapasy gdzie się da, licząc na to, że uda się je sprzedać po wyższych cenach. To zaś może skutkować stratami. Poza tym wciąż widać bardzo wysokie marże w niektórych kluczowych sektorach, głównie tych zmonopolizowanych, szczególnie w górnictwie, gdzie są zupełnie kosmiczne, i w przetwórstwie ropy naftowej. Minimalnie wzrosły także marże w handlu. Nadal niektóre przedsiębiorstwa mogą więc czerpać ponadnormatywne korzyści, co będzie sprzyjać podwyższonej inflacji.

Możdżeń przypomina o jeszcze jednym aspekcie: bardzo wysokich cenach najmu. Szybko rosnące czynsze także będą wpływać na wzrost wskaźnika inflacji, chociaż w skali całej gospodarki nie będzie to wyraźnie odczuwalne. W najmowanych lokalach żyją ludzie z zaledwie kilku procent gospodarstw domowych w Polsce. Jednak wiele młodych rodzin, studenci i doktoranci dostaną mocno po kieszeni z powodu rosnących czynszów.

Topniejące płace

Ceny będą też hamowane. Główną przyczyną może być spadający popyt ze strony konsumentów, którzy wydali już swoje oszczędności z czasów pandemii, a obecnie zmagają się ze zmniejszeniem siły nabywczej wynagrodzeń, czyli spadkiem płac realnych. W grudniu pracujący zbiednieli przeciętnie o 6 proc.

Niższy bieg wrzuci też inny z motorów zeszłorocznej inflacji – żywność. Według prognozy Banku Światowego, dzięki doskonałym tegorocznym zbiorom globalne ceny żywności w całym 2023 r. mogą nawet nieco spaść. To nie oznacza jeszcze, że stanieją artykuły żywnościowe w polskich sklepach. Tym bardziej że, jak wskazuje Piotr Arak, wciąż wysoka jest tzw. inflacja producencka (wzrost cen odbijający się w kosztach firm), a część przedsiębiorców nadal nie skorygowała swoich cenników względem rosnących kosztów – głównie energii. Lecz obniżenie cen najważniejszych surowców rolnych (roślin oleistych i zbóż) na światowych rynkach powinno nieco hamować wzrost drożyzny żywnościowej także nad Wisłą.

Krzysztof Bocian z WiseEuropa zauważa natomiast, że tegoroczną inflację powinien zmniejszać tak zwany efekt bazy. Na początku roku porównujemy ceny z okresem początków 2022 r., kiedy jeszcze nie było znaczących podwyżek – zaczęły mocno rosnąć wiosną. Dzięki efektowi bazy inflacja powinna więc dodatkowo wyhamować, chociaż będzie to tak naprawdę efekt statystyczny.

Kryzys stopniowo wpływać będzie również na rynek pracy, choć na razie notujemy rekordowo niskie bezrobocie. Według Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej w grudniu wyniosło ono 5,2 proc., a pracy szukało ponad 800 tys. osób. To także może się nieco zmienić na gorsze.

– W tym momencie około 10-15 proc. przedsiębiorstw deklaruje, że może w przyszłości dokonywać redukcji zatrudnienia. To wciąż dosyć mało, ale gotowość części firm do zwolnień będzie wpływała negatywnie na wzrost wynagrodzeń – zauważa dyrektor PIE.

Pracodawcy nie palą się do zwalniania pracowników, jednak i ci drudzy będą mieli znacznie trudniej, by znaleźć ewentualną alternatywę. Grudniowy Barometr Ofert Pracy spadł aż o 14 proc. rok do roku – zmniejszyła się liczba ofert we wszystkich kategoriach ogłoszeń i we wszystkich województwach. Zmusi to pracowników do rezygnacji z roszczeń płacowych. W rezultacie wynagrodzenia będą rosnąć wyraźnie wolniej od inflacji. Oczywiście, w różnych grupach zawodowych sytuacja może być odmienna.

– Rząd będzie robił bardzo dużo, żeby nie dać za wiele budżetówce. Najpewniej złamie się tu czy tam, jednak generalnie podwyżki w tej sferze gospodarki będą nikłe. Być może zanotujemy trzeci rok z rzędu ze spadkiem płac realnych w tym sektorze – prognozuje Michał Możdżeń. – W prywatnych firmach również nie widzę mocnych kart przetargowych po stronie pracowników. Według mnie pojawi się tam presja na redukcje. Będzie to widoczne szczególnie w usługach dla klasy średniej, z których można zrezygnować w imię oszczędności. Może być mniej pracy dla kurierów, pracowników restauracji i kawiarni czy fryzjerów psów.

– Możemy mieć do czynienia ze wstrzymaniem nowych rekrutacji – zauważa Piotr Arak. – Przedsiębiorcy będą starać się utrzymać zatrudnienie, ale zrezygnują z tworzenia nowych miejsc pracy. Osłabnie więc siła negocjacyjna pracowników, co przełoży się na mniejszą rotację i na płace. Według naszych prognoz średni wzrost wynagrodzeń wyniesie ok. 11 proc. Zanotujemy więc drugi rok z rzędu ze spadkiem płac realnych. Ochronnie na rynek pracy będą za to wpływać istniejące niedobory pracowników w części firm.

Dr Możdżeń podejrzewa, że zeszłoroczny kilkunastoprocentowy wzrost płac nominalnych był oparty w dużej mierze na premiach i nagrodach, a nie wyłącznie na podwyżkach pensji zasadniczych. Wskazują na to duże różnice w odczytach wynagrodzeń między poszczególnymi miesiącami. Ten szczegół wbrew pozorom ma istotne znaczenie. Pracodawcy prawdopodobnie celowo nie wiązali się długoterminowymi zobowiązaniami, tylko wypłacali okazjonalne premie. W tym roku łatwiej będzie im ograniczać koszty. Po prostu zrezygnują z wypłacania dodatków.

Sto tysięcy na ulicę?

Wielu z nas martwi się, czy w 2023 r. utrzyma pracę. Według Możdżenia liczba bezrobotnych może wzrosnąć, ale o nie więcej niż 100 tys. osób i raczej nie trwale. Na tle 16 mln pracujących nie jest to szczególnie czarna prognoza. Podobnego zdania jest dyrektor PIE – według Instytutu stopa bezrobocia rejestrowanego wzrośnie o niespełna punkt procentowy, a największy wzrost liczby bezrobotnych zanotuje przemysł i sektor budowlany. Ma to związek m.in. z trwającym właśnie załamaniem na rynku kredytów hipotecznych, a co za tym idzie spadkiem zamówień dla budowlanki.


Czytaj także: Rosnącą popularnością podczas drożyzny cieszą się aplikacje do ratowania jedzenia z piekarni, cukierni i restauracji


 

Wzrost bezrobocia będzie hamowany przez wciąż wysokie zainteresowanie firm zagranicznych inwestowaniem w Polsce. Zdaniem Możdżenia nasz kraj wciąż jest bardzo atrakcyjnym miejscem lokowania dużych przedsięwzięć, szczególnie w przemyśle. Dla przykładu, w grudniu pojawiła się informacja, że Mercedes zbuduje na Dolnym Śląsku fabrykę elektrycznych samochodów dostawczych za kwotę ponad miliarda euro.

Polsce sprzyjać będzie także proces postpandemicznego „nearshoringu”, czyli przenoszenia fabryk bliżej siedzib koncernów międzynarodowych, by skrócić tzw. łańcuchy dostaw. Położona zaraz obok Niemiec i wciąż relatywnie tania Polska będzie jednym z największych beneficjentów tego procesu.

– Jeśli tylko unikniemy głębokiej recesji, to nie powinno być dramatycznej sytuacji na rynku pracy. Jeżeli jednak spełni się pesymistyczny scenariusz, wzrost bezrobocia okaże się nieunikniony – wyjaśnia Bocian.

Najprawdopodobniej jakaś recesja w Polsce będzie miała miejsce, chociaż jest duża szansa, że nie będzie trwała długo i będzie raczej płytka. Wiele też zależy od sytuacji międzynarodowej. Rezygnacja z polityki „zero covid” w Chinach może być pozytywnym impulsem dla wzrostu ekonomicznego na świecie.

– Prognozujemy recesję w pierwszym kwartale 2023 r. ze względu na bardzo wysoki wynik w początkach roku 2022, gdy firmy gromadziły zapasy. Sądzimy, że PKB spadnie o 0,3 proc. Od drugiego kwartału PKB powinien być już na niewielkim plusie. Na przestrzeni całego roku spodziewamy się wzrostu na poziomie 1,2 proc. Jeśli jednak spowolnienie w pierwszym kwartale nie będzie silne, to całoroczny wzrost okaże się odpowiednio wyższy – mówi Piotr Arak.

Według dyrektora PIE, już teraz widać, że wydatki na zakupy motoryzacyjne oraz sprzętu RTV i AGD spadają, co jest efektem m.in. wysokich stóp, czyli gorszej dostępności do kredytów. Rosną za to wydatki na artykuły pierwszej potrzeby, żywność i farmaceutyki, co z kolei jest spowodowane napływem do Polski uchodźców z Ukrainy. Wojna podniosła nieco ceny, ale była też jednym z motorów tegorocznego wzrostu gospodarczego. Według PIE bez napływu uchodźców byłby on niższy o niespełna punkt procentowy (finalnie wyniósł w 2022 r. ok. 4,5 proc.).

Budżet pod napięciem

W całym roku 2023 uwagę powinien również przyciągać budżet państwa. Rząd zakłada drastyczne podniesienie nakładów na wojsko, co jest z jednej strony zrozumiałe, ale z drugiej każe się zastanowić, czy nasza wspólna kasa to wytrzyma. Przecież oprócz tego wzrosnąć powinny również nakłady na opiekę zdrowotną. Rząd będzie także rekompensował spółkom energetycznym zamrożenie cen energii elektrycznej, wciąż będzie działać tarcza antyinflacyjna, wypłacone zostaną czternaste emerytury. Tegoroczne potrzeby pożyczkowe państwa przekraczają 200 mld złotych, tymczasem oprocentowanie polskich obligacji znacząco wzrosło.

– Nie zajmujemy się prognozowaniem deficytu budżetowego – zaznacza Arak. – Ale patrzymy na prognozy Komisji Europejskiej, która bierze pod uwagę cały sektor finansów publicznych, a nie jedynie sam budżet. Według nas szacunek KE o deficycie sektora rzędu 5,5 proc. PKB dobrze oddaje to, co się może wydarzyć. Komisja wzięła już pod uwagę pieniądze dla spółek ciepłowniczych, zamrożenie cen gazu dla gospodarstw domowych, ceny maksymalne prądu i utrzymanie zerowego VAT na żywność. Siłą rzeczy nie uwzględniła jednak tego, co rząd dopiero może wprowadzić w związku z rokiem wyborczym.


Stefan Sękowski: Panoszenie się polityków w publicznych spółkach sprawia, że coraz częściej do głowy przychodzi myśl: a może by to wszystko sprywatyzować na cztery wiatry?


 

W tej chwili wydaje się, że deficyt sektora finansów publicznych w relacji do PKB będzie ok. półtora punktu procentowego niższy niż w pandemicznym roku 2020, gdy przez wiele miesięcy trwał lockdown. W zeszłym roku sytuacja budżetowa była zaskakująco dobra, co może zachęcić rządzących do wprowadzenia przedwyborczych świadczeń pieniężnych dla wybranych grup społecznych.

– Przy całej skali wydatków wyniki budżetu w zeszłym roku były całkiem niezłe. W trzecim kwartale zeszliśmy z długiem publicznym do poziomu 50 proc. PKB. Spodziewałem się gorszego wyniku – przyznaje Arak. – Pomimo obniżenia podatków udaje się utrzymywać wysokie dochody państwa, co jest efektem podwyższonej inflacji i nadal jeszcze wysokiej aktywności gospodarczej. W 2023 r. nasz dług publiczny zapewne jednak wzrośnie, chociaż wciąż powinien być niższy od 55 proc. PKB.

Krzysztof Bocian dodaje: – Dług publiczny w całej UE wynosi średnio ponad 85 proc. PKB. Na tym tle sytuacja budżetowa Polski nie jest więc zła. Ale trzeba pamiętać, że dla mniej zamożnych państw, takich jak nasze, bezpieczny próg poziomu zadłużenia jest niższy niż dla krajów bogatych.

Kredytobiorców hipotecznych i ich krewnych najbardziej interesują stopy procentowe. Rada Polityki Pieniężnej być może rozpocznie ich redukcję za około rok, o ile wskaźnik inflacji spadnie do poziomu jednocyfrowego. Obniżki te będą jednak rozciągnięte w czasie – na pewno nie będą spadać tak szybko, jak wzrastały. Zadłużeni Polacy muszą więc uzbroić się w cierpliwość. I przede wszystkim pamiętać o tym, by wypełnić wniosek o tegoroczne wakacje kredytowe. Na prawdziwe wakacje wielu z nich nie pojedzie.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wciąż atrakcyjni dla świata