Nic nie zostało

Kiedy po pobycie w zniszczonym trzęsieniem ziemi Bam i po wielogodzinnym locie samolotem transportowym, który zawiózł dary, nad ranem wróciłam do domu, wzięłam prysznic, położyłam się, nakryłam ciepłą kołdrą i pomyślałam, jakie to wielkie szczęście, że wszystko to mam. W Iranie zobaczyłam, jak wiele mam.

18.01.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Życie prawie 100 tys. mieszkańców tego irańskiego miasta legło w gruzach. Zginęło 35 tys. osób, 10 tys. ewakuowano do szpitali w całym Iranie (3 szpitale w Bam są zrujnowane). 45 tys. tych, którzy przeżyli, koczuje na ulicach wśród gruzów, jakie pozostały po ich domach.

Bam było rozległym miastem z niską, jedno- lub dwupiętrową zabudową. Po krótkim trzęsieniu ziemi (26 grudnia 2003), nie zostało nic. Stosy gruzów, powykręcane metalowe konstrukcje, zniszczone samochody, walające się śmieci, wszechobecny pył i nieprzyjemny zapach, pochodzący z rozkładających się pod tym wszystkim trupów.

Z Bam wyjechali już dziennikarze. Wyjechały też 53 ekipy ratownicze i organizacje, które zaraz po katastrofie rozdawały namioty, koce, ustawiały zbiorniki na wodę, budowały szpitale polowe. Opatrzono rannych, pochowano umarłych. Rozpoczęła się tragedia tych, którzy pozostali żywi, bez dachu nad głową, bez przeszłości i przyszłości. Bezradni, zszokowani tym, co niedawno przeżyli, żyjący w lęku, że trzęsienie może się powtórzyć. Wyjechać? Nie ma gdzie. Zostać? Ale jak żyć?

---ramka 321126|lewo|1---Tu i ówdzie widać ludzi, którzy próbują znaleźć coś pod gruzami. Mają niewielkie szanse: gliniana cegła, która rozsypała się w drobny pył, szczelnie wszystko przysypała. Widziałam radość jednej z kobiet, która wyciągnęła jakieś papiery - zdjęcia, dokumenty?

Wzdłuż ulic, na gruzowiskach, w pobliżu swoich dawnych domów Irańczycy rozstawili namioty: na rondach, placykach, boiskach szkolnych aż od nich ciasno. Mieszkają w nich szczęśliwcy, którzy dopchali się punktów rozdawnictwa i dla których wystarczyło. Reszta żyje po prostu na ulicy, z nielicznych drzew zwisają konstrukcje z dywanów, folii, szmat, niektórzy zbudowali domki z kartonów, a są i tacy, którzy nie mają nawet tego. Namioty nie mają podłóg, nigdzie nie zauważyłam łóżek, materacy. Ci, którzy zdołali wyciągnąć z gruzów jakiś dywan, nie śpią na gołej ziemi. Większość namiotów nadaje się bardziej na kilkudniowy camping - małe, nie dają ochrony przed zimnem i nie dadzą ochrony przed upałem. Jak długo można żyć wczołgując się do “domu" na kolanach? Na ulicach widać gdzieniegdzie zbiorniki z wodą, ale i tak nie ma w czym jej nosić: skarbem jest kanister lub czajnik. Nie ma toalet, nie ma gdzie się umyć, nie ma gdzie i na czym przygotować jedzenia. Ludzie rozkładają chleb, konserwy i wodę wprost na ulicy, niektórzy mają jakieś kubki, inni używają pustych puszek.

Przed punktami rozdawnictwa kolejki. Nie widziałam kłótni, przepychanek. Persowie to dumny naród. Przez cały dzień chodzenia po ulicach nikt nas o nic nie prosił. Wszędzie mnóstwo dzieci, ale nie widziałam żadnego dziecka biegnącego czy uśmiechniętego. Dominują poważne, przerażone twarze. Próbowałam zagadać - “salam" albo “hello" (dzieci często reagują, łatwiej z nimi nawiązać kontakt). Z tymi to nie działało. Z raportu ONZ dowiaduję się, że w Bam jest 3 tys. sierot. Kto się nimi opiekuje? 131 szkół jest zniszczonych, ponad tysiąc nauczycieli zginęło, a rodzice zajęci są organizowaniem nowego życia. Zdobyć dobry namiot, jedzenie, koce, urządzić się bezpiecznie, odzyskać godność życia...

O odbudowie Bam na razie nie ma mowy. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie budowane w nowym miejscu czy odbudowywane na starym. Najpierw i tak trzeba wybrać i wywieźć tysiące ton gruzu. Na razie najważniejsza jest pomoc doraźna. W namiotach, w których mieszkają, nawet w tych najlepszych, nie będzie można żyć, kiedy przyjdą upały (luty, marzec). Trzeba organizować szkoły, pomoc psychologiczną, zapewnić schronienie każdej rodzinie, zbudować sanitariaty, dostarczyć wodę i ciepłą żywność (na początek przez stołówki), zestawy kuchenne, kanistry na wodę... umożliwić ludziom powrót do samodzielności. Na szczęście nie sprawdzają się pogłoski, że rząd Iranu będzie chciał uniemożliwić organizacjom międzynarodowym niesienie pomocy.

Trzęsienie ziemi to kilka sekund, faza ratownicza to kilka dni, stworzenie prowizorycznego życia to już miesiące, a odbudowa - lata. Czy starczy nam pamięci i chęci do pomocy? Czy tragedię Bam przysłonią swary polityków, strajki i afery? Czy ta tragedia uświadomi nam, jakiego szczęścia zażywamy każdego dnia?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
JANINA OCHOJSKA jest założycielką i prezesem Polskiej Akcji Humanitarnej. W 1989 r. współtworzyła polski oddział Fundacji EquiLibre, pod którego szyldem wyjechały z naszego kraju pierwsze ciężarówki z pomocą dla ogarniętej wojną Bośni. W późniejszych latach… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2004