Nasza skaza narodowa

Mimo zapowiedzi rządu Marka Belki, że polscy żołnierze opuszczą Irak na początku 2006 r., niedawna wizyta nowego ministra obrony Radosława Sikorskiego w Bagdadzie zdaje się wskazywać na coś innego. Na razie Polska do misji w Iraku dopłaca. Czas to zmienić.

27.11.2005

Czyta się kilka minut

Ochotnicy nowej irackiej armii /
Ochotnicy nowej irackiej armii /

Według Polskiej Agencji Prasowej minister Sikorski zapowiedział, że polskie oddziały pozostaną w Iraku jeszcze przez bliżej nieokreślony czas. “Może to będą tygodnie, może miesiące, ale nie spoczniemy, dopóki nie pomożemy naszym irackim przyjaciołom w przejęciu pełnej odpowiedzialności za bezpieczeństwo w ich własnym kraju" - mówił Sikorski.

W kwietniu rząd Belki przyjął, że udział Polski w irackiej misji stabilizacyjnej powinien zakończyć się wraz z wygaśnięciem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jednak kilka dni temu Rada Bezpieczeństwa przedłużyła do 31 grudnia 2006 r. mandat sił wielonarodowych, liczących dziś 180 tys. żołnierzy (w większości Amerykanów). Tym samym, teoretycznie, nawet w zgodzie z ustaleniami poprzedniego rządu, możliwe jest przedłużenie także polskiej tam obecności. Wypowiedzi polityków PiS-u i samego ministra obrony, który uważany jest za polityka opowiadającego się za bardzo ścisłym sojuszem militarnym z USA, wskazują, że jest to przesądzone, a Polska żołnierzy nie tylko nie wycofa, ale może nawet zwiększy ich liczbę.

Warto więc zadać po raz kolejny pytanie, które co jakiś czas powraca w polskiej debacie publicznej: jakie korzyści może osiągnąć Polska z dalszej obecności w Iraku, skoro - poza trudno wymierzalnym efektem propagandowym - dopłacamy do naszej misji w tym kraju?

Potencjał Bliskiego Wschodu

Wizje olbrzymich kontraktów na odbudowę Iraku nie spełniły się. Fatalna sytuacja w sferze bezpieczeństwa powoduje, że nawet w przypadku wygrania przetargu prawie żadna z firm zachodnich nie będzie go w stanie zrealizować, a już z pewnością nie bez ponoszenia olbrzymiego ryzyka i kosztów związanych z koniecznością zapewnienia ochrony pracownikom i samemu projektowi.

Tak naprawdę - poza sprzedażą Irakowi uzbrojenia - Polsce zależy obecnie przede wszystkim na kontraktach w sektorze ropy i gazu. Zwłaszcza, że napięte stosunki z Rosją zmuszają do aktywnego poszukiwania możliwości dywersyfikacji dostaw tych paliw na polski rynek. A wybór na prezydenta Lecha Kaczyńskiego - który niektórym politykom rosyjskim kojarzy się np. z nadaniem jednemu z warszawskich rond imienia Dżochara Dudajewa, zabitego przez Rosjan prezydenta Czeczenii - z pewnością nie ułatwi dalszych rozmów z Rosją.

Posiadanie lub częściowe choćby prawo do eksploatacji pola naftowego w Iraku - nawet, jeżeli ropa nie byłaby transportowana do Polski - dałoby także szansę większej elastyczności w negocjacjach z Rosją. Dziś - poza Irakiem - tylko Libia i Sudan wykazują większą chęć na otwarcie swojego sektora naftowego na zagranicznych inwestorów. Jednak Sudanu się boimy, a w Libii przespaliśmy swoją szansę rok, dwa lata temu, kiedy należało nawiązywać tam intensywne kontakty. Dlatego z państw regionu Bliskiego Wschodu to Irak wydaje się dobrym celem strategicznym dla Polski.

A o tym, że na Bliskim Wschodzie należy “być", nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Region ten posiada około 70 proc. znanych zasobów ropy na świecie, ale daje dziś tylko 31 proc. produkcji światowej i 50 proc. światowego eksportu. To pokazuje potencjał wzrostu, jaki stoi otworem przed państwami naftowymi.

Czy jednak dzięki dotychczasowej polskiej pomocy dla Iraku oraz dzięki pozostawieniu tam kontyngentu wojskowego jesteśmy w stanie zagwarantować sobie dostęp do pól naftowych w tym kraju?

Odpowiedzi szukać trzeba w samym Iraku.

Iracka łamigłówka

Zapisy nowej irackiej konstytucji sugerują, że coraz większą rolę będą odgrywać rządy lokalne, a władza rządu centralnego (federalnego) będzie ograniczana. Zwłaszcza jeżeli chodzi o najbardziej tu nas interesujący sektor naftowy. Choć artykuł 109. nowej konstytucji głosi, że ropa i gaz stanowią własność całego narodu irackiego we wszystkich regionach i prowincjach, to następny zakłada jednak, że rząd federalny w Bagdadzie będzie administrować ropą i gazem wydobywanym z “obecnie istniejących pól", w porozumieniu z rządem regionu i prowincji, a dochody będą dystrybuowane sprawiedliwie, zgodnie z demografią kraju.

Tym samym konstytucja nie rozstrzyga o tym, kto tak naprawdę będzie decydować o nowych złożach oraz ich przyszłej eksploatacji. Co więcej, z interpretacji dalszych artykułów wynika, że będą to robić rządy lokalne. Tymczasem jeżeli Irak miałby dopuścić zagraniczne firmy do własnych zasobów, będą to raczej pola nowe, a nie już istniejące.

Z drugiej strony, pesymistyczna interpretacja powyższych zapisów konstytucji może doprowadzić do tego, że rząd federalny i rządy regionalne będą w nieustannym sporze. Możliwy jest też scenariusz, w którym rola parlamentów i władz lokalnych będzie wzrastać - przy założeniu, że, tak jak do tej pory, przewagę w rządzie federalnym osiągną politycy kurdyjscy i szyici z południa kraju. O tym, że przynajmniej Kurdowie tak właśnie będą interpretować zapisy konstytucyjne, może świadczyć fakt, że Umar Fatah, premier irackiego Kurdystanu, podczas niedawnej wizyty w Singapurze powiedział, iż to lokalny rząd kurdyjski, a nie rząd centralny, będzie kontrolować ropę na północy, wliczając w to koncesje i rozwój pól naftowych.

To może oznaczać, że o współpracy w sferze eksploatacji pól naftowych trzeba będzie rozmawiać nie z rządem w Bagdadzie - i nie z Amerykanami czy Brytyjczykami - ale z lokalnymi władzami szyickimi lub kurdyjskimi. Polska mogłaby tutaj wykorzystać istniejące już kontakty i znajomości - zwłaszcza wśród polityków szyickich - jakie wyrobiliśmy sobie dowodząc strefą, która obejmowała święte miasta szyickie. Choć - w przeciwieństwie do Brytyjczyków dowodzących strefą południową - nie mieliśmy kontroli nad terenami o dużych zasobach ropy, to polskie doświadczenia i kontakty z szyicką administracją są dobrym punktem wyjścia do negocjacji.

Wartości i interesy

O tym, że Brytyjczycy i Amerykanie starają się zapewnić sobie przynajmniej częściową kontrolę nad irackim sektorem naftowym, może świadczyć fakt, że coraz więcej irackich polityków zaczyna wspominać o konieczności “odwdzięczenia się sojusznikom" za ich pomoc w wyzwoleniu kraju od dyktatury Husajna. W wywiadzie dla agencji Reuters Ahmed Szalabi - dla jednych niekwestionowany lider niegdysiejszej irackiej opozycji przeciw Saddamowi, dla innych oszust i malwersant, a dziś znowu obecny na szczytach władzy jako wicepremier Iraku i szef Komitetu ds. Energii kontrolujący cały sektor naftowy - mówił, że “firmy brytyjskie i amerykańskie powinny mieć prawo do »pierwszej odmowy« przy projektach dotyczących rozwoju irackiego sektora petrochemicznego ze względu na zaangażowanie rządów tych państw w wyzwolenie Iraku".

Nie wiadomo, czy to plan rządu, czy pogląd samego Szalabiego. Jednak pewnym jest, że wśród wymienionych krajów nie ma Polski, która już wkrótce ma podjąć kolejną decyzję o romantycznej pomocy “naszym irackim przyjaciołom" (jak mówi minister Sikorski).

Czy to jakaś skaza historyczna Polaków nakazuje nam patrzeć na politykę międzynarodową przez pryzmat bohaterskich zrywów, powstań narodowych i poświęcenia, które jednak z reguły nie przynoszą żadnych konkretnych korzyści?

Tymczasem - aby odwołać się do wzorców, które Radosław Sikorski (jako człowiek doskonale znający USA) powinien znać - mówiąc o wolności i demokracji, powinniśmy równolegle dbać o polski interes narodowy.

Dlaczego Polska, decydując się na dalszą opiekę nad strefą zamieszkałą głównie przez szyitów, nie wywalczy sobie podobnego traktowania, jakie Ahmed Szalabi zapewnia USA i Wielkiej Brytanii? Dlaczego decyzja o narażaniu polskich żołnierzy na niebezpieczeństwo nie miałaby - poza sferą polityczną i kwestią wartości - przynieść dodatkowej korzyści? Jeśli boimy się żądać czegoś konkretnego, domagajmy się choćby równorzędnego traktowania z Brytyjczykami i Amerykanami.

Miejmy nadzieję, że tym razem przy podejmowaniu tak strategicznych decyzji zadecyduje także racjonalizm oraz analiza zysków i strat, które rząd polski i Polacy ponoszą w związku z obecnością w Iraku. Czy tak będzie, przekonamy się wkrótce: podczas wizyty przedstawicieli polskiego rządu w USA.

MAREK KUBICKI - arabista i politolog, redaktor naczelny portalu internetowego Arabia.pl. Pracował w Iraku jako przedstawiciel jednej z polskich firm w latach 2003-2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2005