Połóg: Narodziny matki

Połóg to początek. Spotkanie z nową ja: ciałem i jego fizjologią, psychiką, tożsamością. O trudach tego stanu mówi się mało, jakby były dla kobiet źródłem wstydu.

25.05.2020

Czyta się kilka minut

 / Il. JOANNA RUSINEK
/ Il. JOANNA RUSINEK

Z punktu widzenia świata poród jest finałem: słodkim spotkaniem z dzieckiem po miesiącach oczekiwania, falą miłości napędzaną wyrzutem oksytocyny, końcem tego, co najtrudniejsze. Od pierwszych dni z dzieckiem w domu oczekuje się nieskrępowanej radości. Plusze i sterylna czystość, wypoczęta, uśmiechnięta mama, ciało w tydzień doprowadzone do figury modelki.

Ale jest inaczej. Dla kobiety poród to dopiero początek, we wszystkich znaczeniach tego słowa. To, co następuje, jest ciągiem zaskoczeń. Problem w tym, że z jakiegoś powodu o tym nie mówimy, także wśród kobiet. Tak jakby połóg – podobnie jak miesiączka – był tabu.

Zbite naczynie

Marta: – Z pierwszych godzin pamiętam nagłą pustkę. Samotność po tym, jak skończyło się spotkanie „skóra do skóry” i przewieziono mnie do cichej sali poporodowej. Zaskoczenie własnym ciałem: obolałym, słabym, zdeformowanym. Z budzącym wstręt, miękkim brzuchem wielkości piłki, w którym – daję słowo – wciąż odczuwałam ruchy dziecka. I to dziwne przekonanie, że z nosicielki życia, doglądanej i zaopiekowanej, staję się zbitym naczyniem, które spełniło zadanie i zostaje odstawione na półkę.

– Potem była toaleta – opowiada dalej Marta. – Z trudem do niej dokuśtykałam. Usiadłam na muszli, skamieniałam. Poczułam strach, że puszczą szwy, że wypadną ze mnie narządy. Weszła pielęgniarka, mówię jej, że mam problem. Zapytała, dlaczego. Poczułam wstyd; „panikujesz”, pomyślałam. Gdy wyszła, płakałam.

Agnieszka: – Po urodzeniu 4,5-kilogramowego syna cierpiałam. Bolało mnie całe ciało: nie mogłam stać, siedzieć, leżeć. Straciłam dużo krwi, przetoczono mi trzy jednostki. Biorąc prysznic, dreptałam w miejscu, bo wydawało mi się, że tak będzie mniej bolało.

– Syn był upragniony, wyczekiwany, spodziewałam się filmowego „po porodzie położą ci dziecko na brzuchu i zapomnisz o bólu” – dodaje. – A mnie fala miłości nie zalała od razu. Po powrocie do domu wpadłam w przerażenie: nie miałam mleka, nie wiedziałam, jak sobie radzić z małym. Wyrzucałam sobie, że jestem najgorszą matką, a gdy płakał, płakałam razem z nim.

Zmęczenie i ból

Ta reklama środków higienicznych dla kobiet w połogu miała pojawić się w amerykańskiej telewizji podczas tegorocznej gali Oscarów. Młoda matka z poporodowym brzuchem wstaje w nocy do płaczącego dziecka. Porusza się z trudem, widzimy ją w toalecie, w bólu. „W tej reklamie nie ma przemocy, polityki, nie ma podłoża seksualnego. To po prostu młoda mama w domu ze swoim dzieckiem, i po raz pierwszy ze swoim nowym ciałem” – informuje producent środków. Reklamę odrzucono. Nie pasowała do estetyki czerwonego dywanu.

Cóż, kiedy połóg taki właśnie jest. Nieinstagramowy. Jest krew. Bolą rany krocza lub brzucha (w przypadku cięcia cesarskiego), bolą skurcze macicy, które nasilają się podczas karmienia piersią. Bolą piersi. Problemem może być każda wizyta w toalecie.


Marlena Trąbińska-Haduch, psycholożka: Połóg to intymne spotkanie między mamą a dzieckiem, coś, co w żadnej innej relacji się nie powtórzy. W tym spotkaniu nieodzowny jest też element samotności


Nie ma dużych, ogólnopolskich badań dotyczących połogu. Są mniejsze, prowadzone regionalnie. Z jednego z nich wynika, że problem bólu połogowego dotyczy 82 proc. kobiet. Prawie połowa badanych jako przyczynę wskazała nacięcie i zszycie krocza. Wśród najczęstszych dolegliwości kobiety wymieniają też dyskomfort spowodowany raną (70 proc.), problemy z laktacją (30 proc.) i karmieniem noworodka (13 proc.), a także pogorszenie samopoczucia (26 proc.). Ból i zwiększone krwawienie są powodem paniki i strachu (takiego zdania jest niemal 45 proc. badanych położnych).

Huśtawkę nastrojów, wywołaną zmianami hormonalnymi, potęguje zmęczenie. Bo przecież pierwsze tygodnie z dzieckiem to również nieunormowany rytm dnia i nocy oraz wiążące się z tym deficyty snu. Ale złe samopoczucie kobiety w połogu – potocznie zwane baby bluesem – może pójść o wiele dalej. Może rozwinąć się w depresję poporodową.

Z cytowanego wyżej badania wynika, że zdecydowana większość położnic rzadko prosi o pomoc, gdy ich stan emocjonalny się pogarsza.

Czarna otchłań

Maria: – Baby blues uderzył z taką siłą, że do tej pory wzdrygam się na myśl o początkach z pierworodnym. Syn ciągle płakał, walczyłam o karmienie. Ale najtrudniej było, gdy mama zapytała, czy pojawiło się już we mnie to niesamowite uczucie, że oddałabym za dziecko życie. Poczułam ogromne poczucie winy. Nie czerpałam radości z macierzyństwa przez dobrych kilka miesięcy.

Ksenia: – Nie mam żadnych dobrych wspomnień związanych z synem z pierwszych miesięcy jego życia: pamiętam tylko smutek, frustrację, żal i mnóstwo łez. Nie odzywałam się do niego wcale – wykonywałam niezbędne czynności mechanicznie, beznamiętnie. Czarną otchłań baby bluesa opuściłam dopiero po pół roku. Nie byłam świadoma, że dziecko będzie aż taką rewolucją i wyzwaniem.

Małgorzata Frej, pediatra, twórczyni facebookowej grupy wsparcia dla kobiet w ciąży, połogu i wczesnym macierzyństwie „Czułe matki”: – Gdy zaszłam w ciążę, miałam niedoleczoną depresję. Po narodzinach córki ta depresja się pogłębiła, pojawiły się objawy nerwicy natręctw. Połogiem byłam zaskoczona – a przecież wcześniej wydawało mi się, że jako lekarka poradzę sobie znakomicie. Wiedziałam, jak opiekować się noworodkiem, bo pracowałam na neonatologii. Ale nikt nie przygotował mnie na fizyczne, a szczególnie psychiczne aspekty połogu.

– Nie wiedziałam np., że w połogu mogą pojawić się myśli o skrzywdzeniu swojego dziecka – mówi doktor Frej. – Spotyka to prawie połowę rodziców. Sytuacja, w której wyobrażam sobie, że stoję na przejściu dla pieszych, zaciskam palce na rączce wózka. Sygnalizator wskazuje czerwone, a ja myślę tylko o jednym: co by było, gdybym pchnęła wózek. Albo idę wzdłuż rzeki i zastanawiam się: co by było, gdyby stoczył się w dół. Albo że noc w noc śnię o tym, że zgubiłam dziecko. Dziś już wiem, że nie ma dowodów na to, że takie fantazje prowadzą do czynów. Pokazują to badania nad intruzyjnymi myślami czy ruminacjami u kobiet w okresie po porodzie. Podobno myśli te mają utwierdzić kobietę w przekonaniu, że jej zadaniem jest opieka nad dzieckiem i dbanie, by ono przeżyło. Ale dla niej są wstydliwe, przerażające. Zastanawia się, czy na pewno jest dobrą matką. Czy wszystko z nią OK. Dopóki nie przegada tego z innymi kobietami, naprawdę cierpi.

– Jakiś czas po porodzie wróciłam do pracy – jeszcze wtedy jako młoda lekarka na oddziale ginekologii i położnictwa. Byłam tam świadkiem paru dramatycznych zdarzeń, ze śmiercią dzieci włącznie. W końcu się załamałam. Wróciły objawy nerwicy, wpadłam w głęboką depresję, musiałam przerwać pracę. Okazało się, że jednym z powodów była niedoleczona depresja z czasu połogu. I znów się dziwiłam: dlaczego nikt mi nie powiedział, że tak może być? – opowiada Małgorzata Frej.


To stan traktowany po macoszemu w programach szkół rodzenia, przemilczany w rozmowach z matkami, przyjaciółkami, a nawet lekarzami, gdy zbliża się termin porodu. Dlaczego o tym, co naprawdę czeka kobietę po urodzeniu dziecka, mówi się tak bardzo niewiele? Karolina Przewrocka-Aderet w Podkaście Powszechnym rozmawia z Małgorzatą Frej. Posłuchaj!


 

Tego nie było w książkach

Polski standard opieki okołoporodowej (z 2019 r.) mówi o edukacji w zakresie połogu. Za jej prowadzenie odpowiada położna w ramach spotkań indywidualnych lub grupowych. Ramowy program obejmuje m.in. psychologiczne aspekty tego okresu, karmienie piersią i opiekę nad dzieckiem, powrót płodności.

Wiele przyszłych matek nie wie, że w świetle tego standardu przysługuje im opieka położnej już po 21. tygodniu ciąży, a także, że ta opieka obejmuje edukację. Powinny się tego dowiedzieć od swojego lekarza, ale w praktyce nie zdarza się to często. Zresztą część młodych matek podkreśla, że mimo ukończenia kursu nie było świadomych tego, co je czeka.

Pola: – O połogu wiedziałam tyle, ile sama przeczytałam. Nieco informacji zebrałam w szkole rodzenia, ale zdecydowanie za mało. Poza tym byłam przerażona wizją bolesnego porodu – nie przejmowałam się tym, co będzie później. Poród faktycznie był ciężki, ale nie spodziewałam się, że to, co nastąpi, będzie gorsze: że trudno będzie siadać, że będą problemy z wypróżnieniem. A przecież zaraz po porodzie trzeba się przede wszystkim zajmować dzieckiem.

Joanna: – Przed pierwszą ciążą czytałam mnóstwo książek. Po porodzie byłam zła: tego nie było w żadnej z nich! Pamiętam, jak dzwoniłam czerwonym dzwonkiem przy łóżku na widok skrzepów na podpasce. Dziwiłam się, że duży brzuch utrzymuje się tak długo. Nie wiedziałam, że karmienie boli. W końcu rozzłościłam się na mamę, która o seksie rozmawiała ze mną ochoczo, ale o tym, co po porodzie, słowem nie wspomniała.

W środowisku naukowym dostrzega się problem braku doinformowania kobiet. – Staramy się to zmienić. Przejawem jest nowa formuła standardu opieki około- porodowej, a także wydawana ostatnio literatura – mówi dr hab. Grażyna Iwanowicz-Palus, konsultantka krajowa w dziedzinie pielęgniarstwa ginekologicznego i położniczego, współredaktorka wydanej właśnie „Edukacji przedporodowej”, podręcznika dla położnych, którego sporą część poświęcono połogowi.

Joanna Pietrusiewicz, prezeska fundacji Rodzić po Ludzku, zauważa, że czynnikiem uniemożliwiającym rozmowę o połogu podczas kursu przedporodowego jest strach rodziców. – Prowadziłam zajęcia w szkole rodzenia. Połogowi poświęcałam dwa duże bloki, w moim odczuciu dużo. Odnosiłam wrażenie, że gdy mówiłam „poród to nie wszystko, prawdziwe wyzwanie przyjdzie później”, moje słowa wpadały jednym uchem, a drugim wypadały. Poród jest tak dużą figurą, że zabiera przestrzeń innym tematom – mówi Pietrusiewicz.

Proteza troski

Wspomniany już standard opieki okołoporodowej zapewnia pomoc matce i dziecku, gros jego uwagi skupia się jednak na dziecku. Mowa m.in. o dwugodzinnym, niezakłóconym kontakcie „skóra do skóry”, gdy dziecko, położone na piersi mamy, ma możliwość uspokojenia się, a na jego skórze kolonizuje się niezbędna flora bakteryjna. Bez zdjęcia dziecka personel może wykonać ocenę w skali Apgar, a po upływie dwóch godzin pozostałe pomiary. To personel ma też poświęcić czas na oswojenie matki i dziecka z tematem karmienia: pokazać techniki, skorygować ewentualne błędy, a jeśli konieczne jest dokarmianie mlekiem modyfikowanym, to tylko na skutek zalecenia lekarza lub na prośbę mamy.

Z danych NFZ wynika, że w 2019 r. z opieki 6,3 tys. położnych podstawowej opieki zdrowotnej skorzystało ponad 1,5 mln kobiet. Położna – oprócz tego, że pomaga w przygotowaniu do porodu – pojawia się w domu pacjentki w ciągu 48 godzin od momentu zgłoszenia narodzin. Powinna odwiedzić położnicę minimum cztery razy, pomagając w pierwszych czynnościach wokół dziecka. Ma sprawdzać, jaka jest relacja dziecka z rodziną, i jak w nowej roli radzi sobie młoda mama. Ma również zatroszczyć się o nią samą: sprawdzić, czy rany goją się prawidłowo, a także – czy istnieje jakiekolwiek zagrożenie depresją poporodową. Jeśli ma takie podejrzenie, powinna skierować kobietę na badania w kierunku jej wykrycia.

– Tworzone przez nas prawo to zaledwie proteza dla prawdziwych potrzeb. A te nie są zaspokajane, bo zatraciliśmy troskę o kobietę, która znajduje się w połogu – zauważa Joanna Pietrusiewicz. – W wielu kulturach połóg to czas wzmożonej opieki. Kobiety z najbliższego otoczenia przychodzą nie tylko po to, by zobaczyć dziecko, lecz by zaopiekować się położnicą, zadbać o nią: wymasować, natrzeć olejkami, nakarmić. U nas rytuał połogowy jest zupełnie inny: przynosi się prezenty dla dziecka. Kobieta znika z horyzontu, liczy się tylko ono.

A przecież mówi się, że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska.

Świat kobiet

Znał to dawny polski obyczaj. Etnolożka Kinga Kędziora-Palińska, mama 6-letniego Kacperka, przez ponad dwa lata prowadziła badania nad porodami, połogiem i akuszerkami w powiecie sandomierskim i opatowskim.

– Jeszcze na początku XX w. porody odbywały się w domach, ale nierzadko też podczas pracy w polu. Do końca ciąży kobiety nie oszczędzały się, moje rozmówczynie wspominały więc o porodach „w burakach” czy w stajni. Czas rozwiązania był dla kobiety momentem, w którym oddawała los swój i dziecka w ręce innej kobiety – do porodu wzywano „babkę” (która miała praktykę w odbieraniu porodów) lub akuszerkę (dyplomowaną, posiadającą wykształcenie). Przy porodzie często asystowały siostry, matka czy sąsiadki. Był to świat, do którego nie wpuszczano mężczyzn. Kobiety relacjonowały, że dobra akuszerka wiedziała, jak ugnieść brzuch, by ułożyć dziecko do porodu – opowiada Kędziora-Palińska.

Akuszerki cieszyły się ogromnym szacunkiem i zaufaniem. Do tego stopnia, że – jak mówi etnolożka – jeszcze w latach 50. ciężarne wolały skorzystać z pomocy kobiety, która „miała doświadczenie, nie to, co doktór ze szpitala”. Oprócz tego, że odbierała poród, akuszerka doglądała stanu zdrowia położnicy jeszcze kilka dni po rozwiązaniu. Sam połóg trwał około miesiąca i kończył się obrzędem wywodu. „Jak wydobrzała”, kobieta jechała do kościoła. Czekała w przedsionku z dzieckiem na rękach i zapaloną świecą (zazwyczaj gromnicą), ksiądz wychodził po nią i wprowadzał do środka. Wywód był bardzo ważnym obrzędem przejścia i momentem „powrotu” kobiety do normalnego trybu życia.


Marcelina Szumer-Brysz: Żyjemy w kulturze zorientowanej na perfekcjonizm, a to nie sprzyja samoakceptacji. Zewsząd bombardują nas informacje o tym, jak żyć, co myśleć, jeść i czuć. Dotyczy to także bycia mamą. W takiej sytuacji łatwo ulec radom i zaleceniom, dotyczącym m.in. karmienia piersią


Współczesne kobiety mieszkają z dala od swoich domów rodzinnych: od babć, matek, sióstr dzielą je czasem tysiące kilometrów. Inna sprawa, że położnice same rzadko proszą o pomoc. W nowej roli – matki, żony, gospodyni – chcą wypaść jak najlepiej.

Bez oceniania

Pola: – Nie wiem, dlaczego sobie to robiłam. Wszystko chciałam robić sama, byłam w tym strasznie uparta. I o ile z pomocą męża nie miałam problemu, o tyle prosić o coś teściową, która przecież mieszka tak blisko, nie chciałam.

Joanna: – Każda pomoc udzielana w tym czasie przez położną, doulę, męża, rodzinę czy znajomych jest na wagę złota. To, że ktoś ugotuje ci obiad, posprząta albo przez wiele godzin będzie słuchał, jak opowiadasz tę samą historię własnego porodu, jest najcenniejsze. Chcesz poczuć się zaopiekowana, wysłuchana, a nie pozostawiona sama sobie, co często się dzieje w przypadku pierworódek.

Katarzyna: – Mój połóg był jedną wielką samotnością. Izolacją od otoczenia. Doświadczeniem słabości i braku. To wszystko – w połączeniu z silnym doświadczeniem własnego ciała (raczej jego kruchości niż mocy) miało na mnie destrukcyjny wpływ. Ze zdwojoną siłą odezwała się też nieobecność matki w moim życiu przez ostatnie kilkanaście lat. Uratowały mnie spotkania z kobietami z internetowych grup dla matek.

Małgorzata Frej: – Moje własne doświadczenia sprawiły, że nie mogłam siedzieć bezczynnie. Chciałam mówić o połogu, chciałam, by dziewczyny wiedziały, czego mogą oczekiwać. Podejście do tego tematu musi się zmienić, bo obecny stan prowadzi do cierpienia. Z tego wszystkiego wzięły się „Czułe matki”. W naszej grupie są młode kobiety na różnym etapie macierzyństwa: ciężarne, w połogu, z kilkuletnimi dziećmi. Mieszkające w Polsce i na emigracji – paradoksalnie z podobnym doświadczeniem, bo zwykle z dala od swoich rodzin. O wszystkim mogą powiedzieć, o wszystko zapytać, a reszta odpowiada, i to bez oceniania. Podkreśliłam to w zasadach przyjęcia do grupy. Bo najgorszą rzeczą, jaką młoda matka może usłyszeć, to porównywanie jej z inną. Albo pytanie, dlaczego nie zrobiła czegoś lepiej.


Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka: Kiedy rodzi się małe dziecko, jego matka potrzebuje od nas najwięcej troski i uwagi


To porównywanie i ocenianie nie nadchodzi wyłącznie z zewnątrz. Lektura forów internetowych pokazuje, jaką presję matki wywierają na siebie nawzajem. Jednym z najbardziej newralgicznych tematów jest karmienie piersią. Uznawane za najlepszą, najzdrowszą opcję, nie uznaje kompromisów. Kobiety, którym nie udało się „rozkręcić laktacji”, czują się gorsze od reszty.

Aldona: – Mój pierwszy syn nie chciał się karmić piersią. Próby trwały tygodniami, łącznie z odciąganiem mleka. Czułam się okropnie, obwiniałam się. Dziś wiem, że nałożyłam na siebie ogromną presję. Nie mówiąc już o presji otoczenia.

Małgorzata Frej: – Gdy pracowałam w klinice, spotykałam matki, które przychodziły z nawracającymi ropniami piersi. Kilkakrotnie odciągano je igłą, a mimo to nadal karmiły. Wreszcie powiedziałam którejś, że jeśli nie chce, nie musi już tego robić. Pamiętam, że wybuchnęła płaczem. Wydaje mi się, że były to łzy ulgi.

Czas czułości, czas czytania

Są kobiety, które przechodzą połóg łagodnie. Pomaga wsparcie otoczenia.

Agata: – Mam wokół siebie kilkanaście kobiet, matek z tej samej miejscowości. Najskuteczniejsza forma wsparcia to po prostu obecność: jesteśmy dla siebie nawzajem, widujemy się, piszemy do siebie, dzwonimy, żeby się wygadać albo po prostu usłyszeć. Mam poczucie, że nie jestem sama. Żeby jednak otworzyć się na tak intensywną obecność kobiet w moim życiu, musiałam najpierw otworzyć się na siebie jako kobietę. To był proces, który zaczął się długo przed ciążą, znaczony masą łez, złości i strachu, kiedy docierałam do zranień z dzieciństwa i okresu dojrzewania, kiedy uświadamiałam sobie, jak nie akceptuję swojego ciała, swojej płci. Na koniec, mogę to powiedzieć, pokochałam siebie, ciało odwdzięczyło się cudownym porodem i połogiem, a w moim życiu zawitały sąsiadki, koleżanki, przyjaciółki.

Karolina: – Połogu niemal nie odczułam. Piątego dnia po porodzie wyszłam na spacer, a kolejne pięć dni później chodziłam po szlaku nad Dunajcem. Ostatni dzień połogu spędziłam, tańcząc na weselu koleżanki.

Ola: – Był ciepły październik. Gdy po tygodniu od cesarskiego cięcia przestało boleć, zaczął się czas ze słodkim maluszkiem, który jadł i spał, a ja oglądałam filmy, czytałam książki, chodziłam na spacery. Mąż robił śniadanie do łóżka, wszystko działo się niemal książkowo.

Joanna: – Rodziłam przez cesarskie cięcie. Wiedziałam, że muszę się oszczędzać. Przed porodem nie miałam „instagramowych” wizji macierzyństwa, dużo rozmawiałam z przyjaciółkami, w efekcie szykowałam się jak na wojnę. Zrobiliśmy z mężem przemeblowanie, by było wygodniej. Mroziliśmy jedzenie, zresztą dogadałam się z rodziną i przez cały połóg mieliśmy wsparcie obiadowe. Sprzątał mąż, a czasem moja mama. Mała miała kolki, więc głównie leżałam albo siedziałam w fotelu i przytulałam ją. W sumie dobrze ten czas wspominam: czas kawy w termosie i czytania przez cały dzień.

Magdalena: – Przerastało mnie tylko to, co działo się z moim ciałem: nocne poty, spuchnięte nogi, siatkowa bielizna, kapusta w staniku na obrzęk piersi i ten ból w kości ogonowej. Za to emocjonalnie – rewelacja, zew miłości. Początkowe spięcia z mężem szybko wyprostowaliśmy. Wspominam pierwsze tygodnie jako czas usypiania małej przy kolędach i choince.

Męska oksytocyna

Terminem zespołu kuwady określa się w antropologii występowanie u mężczyzny psychofizycznych objawów ciążowych. Ojciec dziecka nie musi więc być biernym uczestnikiem całego procesu. Przeżywa także połóg.

Michał, ojciec trzech synów: – Przed pierwszym porodem byliśmy zagubieni wśród ciążowych poradników, a termin „połóg” kojarzył mi się jednoznacznie: jako czas, w którym nie można się kochać (teraz już wiem, że form okazywania sobie czułości i bliskości jest mnóstwo). Narodziny drugiego dziecka wiele nie zmieniły, dopiero później okazało się, że to właśnie był impuls rozwojowy dla naszego związku. Przeszliśmy kryzys, wyszliśmy z niego i do ostatniego porodu podeszliśmy z zaufaniem i łagodnością. Trzeci syn urodził się w domu, z położną, którą zaprosiliśmy, bez pęknięć i zranień. Parę dni wcześniej nastawiłem wielki gar rosołu: gotował się długo, a zapach roznosił się wszędzie. Mocny, esencjonalny, mam wrażenie, że bardzo żonę wzmacniał.

– Ten trzeci połóg to był błogosławiony stan – opowiada Michał. – Wziąłem urlop ojcowski, przyjaciele nam doradzili: dajcie sobie czas, nie zapraszajcie nikogo. Starsze dzieci chodziły do szkoły, ja po zakupy, młody spał. Delektowaliśmy się tymi dniami. A potem nosiłem synka w chuście. Trudno opisać tę falę miłości, która przychodziła, gdy zasypiał na mojej piersi. Później znajoma psycholożka powiedziała mi, że oksytocyna wydziela się po porodzie także u mężczyzn.

Szkoła połogowa

Co zrobić, by połóg mógł cieszyć nie tylko rodziców nauczonych poprzednimi doświadczeniami? Jak powinna wyglądać idealna opieka nad położnicą?

– Szkoła rodzenia powinna przestać skupiać się na porodzie i stać się dłuższym kursem – odpowiada Joanna Pietrusiewicz. – Tak, żeby oferowała edukację w zakresie opieki nad kobietą w połogu i noworodkiem, a także wsparcie psychologa.

– Należałoby zwiększyć świadomość kobiet, że zgodnie z nowymi zasadami mają prawo do opieki położnej nie tylko po porodzie, lecz w czasie całego okresu ciąży, z trzykrotnym udziałem lekarza ginekologa jako konsultanta – uważa dr hab. Grażyna Iwanowicz-Palus.


Małgorzata Borecka, doula: Kiedyś przebywałyśmy w naturalnym kręgu kobiecym. Zawsze znalazła się koło nas matka, siostra, babka, ktoś, kto był w ciąży, karmił piersią, a może nawet rodził w pokoju obok. Dzisiaj te kręgi zostały zerwane, kobieta oczekująca dziecka czuje się często osamotniona, nie ma z kim porozmawiać, bo najbliższe osoby zostały w miejscu, z którego wyjechała na studia lub do pracy. Mogą też nie chcieć o tym rozmawiać, bo nie potrafią lub mają traumatyczne wspomnienia.


Małgorzata Frej ma inny pomysł: – Kluczowe jest wsparcie innej kobiety. Dlatego sądzę, że świetnym rozwiązaniem byłby wybór jednej położnej, która będzie zajmowała się nami w czasie ciąży i połogu, a idealnie – także podczas porodu. Do domu po porodzie powinna przychodzić przez sześć tygodni – cztery wizyty to zdecydowanie za mało. Położna powinna dbać nie tylko o fizyczne samopoczucie matki, lecz także alarmować, gdy widzi niepokojące sygnały w jej zdrowiu psychicznym.

Nawet jeśli te zmiany nastąpią, zostanie wątpliwość: czy to wystarczy? Może zmiana, która powinna nastąpić, musi dotknąć naszej kultury: tego, jak myślimy o kobiecie, o jej ciąży i porodzie, o szacunku, uwadze i opiece, którą otrzymuje?

Zmiany muszą też zajść w nas, młodych matkach. Tak, by od zaskoczenia i lęku pierwszych dni po porodzie można było przejść do zachwytu – nad dzieckiem, nad własnym ciałem. Nad nową, dzielną sobą. ©℗

Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2020

W druku ukazał się pod tytułem: Narodziny matki