Naczynia połączone

Marlena Trąbińska-Haduch, psycholożka: Połóg to intymne spotkanie między mamą a dzieckiem, coś, co w żadnej innej relacji się nie powtórzy. W tym spotkaniu nieodzowny jest też element samotności.

25.05.2020

Czyta się kilka minut

 / ARCHIWUM PRYWATNE
/ ARCHIWUM PRYWATNE

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Prawda, że słowo macierzyństwo brzmi cieplej niż połóg?

MARLENA TRĄBIŃSKA-HADUCH: Położnica też nie brzmi najlepiej, choć jest rzeczownikiem określającym kobietę w połogu. Kobiety nie lubią tego słowa. Ale ono ma uzasadnienie: pokrewny czasownik to „położyć”, inaczej „polegiwać”, kobieta w połogu ma odpoczywać, ma być otoczona osobami, które będą jej pomagać także w tym, by wypełniała rolę matki. Jednocześnie kobieta nie może zapomnieć o sobie: ciąża i poród to dla organizmu ogromny wysiłek, porównywalny do wysiłku robotnika, który przerzucił trzy tony węgla.

Czym jest sam połóg?

To czas sześciu tygodni cofania się zmian, które zaszły w ciele podczas ciąży i porodu. Czas rewolucji: obkurcza się macica, następują zmiany hormonalne, a oksytocyna, która wcześniej pomagała urodzić, teraz wspiera laktację i budowanie więzi z dzieckiem.

Pani mówi, że w połogu kobieta powinna odpoczywać, a jest inaczej: to czas wzmożonej aktywności.

Jest społeczne oczekiwanie, że w momencie, gdy kobieta stanie się matką, od razu będzie umiała odczytać sygnały, które wysyła dziecko. A tu trzeba czasu. Matka uczy się własnego dziecka, to raz. A dwa, kobieta często sama stawia sobie wysokie poprzeczki: że i dom posprząta, i obiad ugotuje, i kolację poda, i na deser jeszcze będzie dobrze wyglądać.

Samowystarczalności ponad ludzką miarę uczona jest od dziecka.

Gdy mieszkaliśmy w rodzinach wielopokoleniowych, to blisko były babcia, mama, ciocia, która dziecko lulała i tuliła, a w tym czasie położnica mogła spokojnie zjeść i umyć się. Po II wojnie światowej, gdy wskutek migracji domy wielorodzinne przestały istnieć i przerwano pokoleniową ciągłość, kobieta zwykle jest z dzieckiem sama. Poza wszystkim nie zawsze ma na tyle dobre relacje z własną matką, by zaprosić ją do domu.

Woli nie słyszeć tuzina porad.

Wszyscy mamy skłonność do tego, aby sobie wyobrażać, co dla drugiej osoby byłoby najlepsze, szczególnie gdy sami przeżyliśmy podobną sytuację. Tylko wtedy znika nam z oczu ta młoda mama i zostaje wizja tego, co trzeba zrobić, by wypełnić wizję „ideału”, który mamy w głowie. A ideały nie istnieją, istnieje różnorodność. Zresztą przez to, że dzieci są różne, mają odmienne temperamenty i osobowości, a kobiety mają rozmaite możliwości, uczymy się inności. Dostosowanie się bliskich do tej różno- rodności, pozwolenie młodej matce samej odkryć to, jaka jest i czego potrzebuje, to najlepsze, co może ją spotkać w okresie połogu.


To stan traktowany po macoszemu w programach szkół rodzenia, przemilczany w rozmowach z matkami, przyjaciółkami, a nawet lekarzami, gdy zbliża się termin porodu. Dlaczego o tym, co naprawdę czeka kobietę po urodzeniu dziecka, mówi się tak bardzo niewiele? Karolina Przewrocka-Aderet w Podkaście Powszechnym rozmawia z Małgorzatą Frej. Posłuchaj!


A czym jest połóg dla samych rodziców?

To czas nauki: rezygnacji z bycia we dwoje na rzecz bycia we troje. Wcześniej para dostosowywała się wyłącznie do siebie, a teraz jest ktoś trzeci, kto nadaje nowy rytm temu, co się dzieje: kiedy wychodzimy, kiedy jemy i śpimy.

Czy w ogóle śpimy.

Słowem, trzeba uporządkować chaos. Ustalić na nowo, kto robi zakupy, a kto odkurza: stary podział zadań przestaje obowiązywać. Dlatego urlopy dwutygodniowe, które biorą mężczyźni po urodzeniu się dziecka, są istotne dla całej rodziny. Wszyscy mogą doświadczyć, jak to nowe doświadczenie bywa skomplikowane. Do mężczyzny może dotrzeć, że kobieta nie jest na „urlopie” macierzyńskim, tylko na pełnym etacie. Etacie, który nie ma nic wspólnego z tym, czego wcześniej doświadczali, i niewiele z tym, co sobie wyobrażali.

A przełom psychiczny? W połogu chyba odbywa się coś na kształt przejścia: kobieta umiera w swoim starym wcieleniu i rodzi się w nowym. Przede wszystkim żegna się z najbardziej egoistyczną częścią siebie. Od tego momentu na pierwszym planie będzie dziecko.

Mówi się, że narodziny dziecka to moment spotykania się życia ze śmiercią. Nawet w porodzie jest tzw. moment kryzysu ósmego centymetra – część kobiet przeżywa go jako śmierć. Mówią: „Ten ból jest tak duży, że mnie zabije”, dla nich to graniczne doświadczenie. Ono nie trwa długo, za chwilę robi się pełne rozwarcie i rodzi się człowiek. A wtedy rzeczywiście musimy się pożegnać z nami samymi sprzed narodzin dziecka. Przestaję być wyłącznie Marleną, żoną, córką, pracownicą, koleżanką, przyjaciółką, i rodzę się w nowym wcieleniu: jako matka. W tym momencie rodzi się też moja matka jako babcia. I, pokoleniowo, przesuwa się w stronę śmierci.

Niektóre babcie rywalizują z młodymi matkami.

Bo nie chcą stracić dotychczasowej pozycji. Dochodzi element zazdrości, a nawet zawiści. Poczucia utraty wpływu na swoje dziecko i konieczności pogodzenia się z tym, że zrównało się ze mną w roli matki. Istnieje też wielka potrzeba uchronienia dziecka przed naszymi błędami. Tak jakbyśmy nie dostrzegali, że nasze dzieci nie są nami. Mamy na nie wpływ, ale pozwólmy im mieć swój rozum.

Zastanowiła mnie ta zawiść.

To jeszcze powiem kilka słów o zazdrości: to uczucie, na które nie mamy społecznego przyzwolenia, a jest ważne, bo wysyła sygnał, że czegoś nam brakuje, że czegoś nie mieliśmy lub mieć nie możemy, a czego bardzo pragniemy. Zazdrość przechodzi w zawiść, gdy zaczyna w tym górować pierwiastek agresywny. Często odbywa się to na nieuświadomionym poziomie, kobiety nie myślą przecież: „O, to ja teraz dopiekę i sprawię przykrość, np. skoro ja nie mogłam karmić piersią, to będę jej mówić, że nie powinna tyle karmić”. Albo rewers tej sytuacji: kobiety, które z jakichś powodów nie mogą karmić piersią, są wpędzane w poczucie winy przez te, które kiedyś miały mnóstwo pokarmu. Złych rzeczy kobiety doświadczają od innych kobiet. Zamiast się wspierać, krzywdzimy się i obdarowujemy niezrozumieniem.

Trudno się dziwić, że kobiety czują się osamotnione i opuszczone w nowomacierzyńskich przeżyciach.

Nie zawsze kobieta po narodzeniu dziecka wybucha dobrymi emocjami. Może przeżywać też smutek, przygnębienie, niepokój związany z tym, czy da sobie radę. Samotna czuje się właśnie w tych emocjach – obawia się ich ujawnienia, bo jeśli to uczyni, zostanie oceniona.

Że jest złą matką?

I że histeryzuje, a powinna się cieszyć.

Moment połogu jest intymnym spotkaniem między mamą a dzieckiem, czymś, co w żadnej innej relacji się nie powtórzy, dlatego w tym spotkaniu nieodzowny i naturalny jest też element samotności. Niektóre kobiety wchodzą w nową rolę płynnie, łatwo im odpowiadać na potrzeby dziecka, inne są pogubione, lękają się, że coś się nie uda, że nie sprostają. Połóg to rodzaj zależności dwóch osób, które są jak naczynie połączone. To może cieszyć i jednocześnie przerażać.


Czytaj także: Połóg to początek. Spotkanie z nową ja: ciałem i jego fizjologią, psychiką, tożsamością. O trudach tego stanu mówi się mało, jakby były dla kobiet źródłem wstydu.


Do tego dochodzi tzw. baby blues: stan emocjonalny między trzecią a czternastą dobą. Huśtawka hormonalna, bo oksytocyna i endorfiny, które mają zwyżkę tuż po porodzie, zmniejszają nagle swoją ilość. I wyczerpuje się adrenalina, która dotąd dawała kopa do działania, pozwalając być nieustannie zaabsorbowaną dzieckiem. Odzywa się więc potężne zmęczenie. Plus fizjologiczne objawy związane z laktacją: albo nawał mleczny, kiedy dziecko chce być cały czas przy obolałych piersiach, albo laktacja rozkręcająca się pomału, początkowy brak pokarmu i dziecko płaczące z głodu. Dodatkowo spada masa ciała dziecka i pojawia się fizjologiczna żółtaczka. Na oddziałach położniczych łzy w oczach kobiety to częsty obrazek. Nie wolno ich bagatelizować. Lepiej powiedzieć: „Tak, rozumiem, jest pani zmęczona, pomożemy pani, zorganizujemy opiekę nad dzieckiem, proszę się przespać”. Gdy kobieta doświadczy opieki, troski, zadbania – baby blues mija.

A jak nie mija, tylko przeradza się w depresję poporodową?

Jeśli objawy nie ustępują po takim wsparciu, jeśli kobieta nadal czuje zmęczenie, nie ma ochoty wstać, nie ma apetytu i z trudem zajmuje się sobą w najbardziej elementarnych sprawach, chętnie oddaje dziecko pod opiekę innych osób, zaczyna negatywnie myśleć o sobie i świecie, można się zacząć ostrożnie zastanawiać, czy to nie depresja. Tyle że objawy muszą się utrzymywać co najmniej dwa tygodnie, i musi być ich więcej niż te wymienione. Na pewno to sytuacja, której nie można bagatelizować. Kobieta musi otrzymać pomoc psychiatry, psycho- terapeuty.

Kobieta współczesna z większym trudem wchodzi w rolę matki niż jej poprzedniczki?

Chyba rzeczywiście kobiet z trudnościami jest dziś więcej. Dlaczego? Bo nakładają na siebie dużo więcej oczekiwań. Sporo kobiet wyobraża sobie, że w pierwszym roku życia dziecka będą działać na swoją korzyć, nauczą się nowego języka albo wymyślą atrakcyjną ścieżkę kariery. A potem okazuje się, że jednak ten czas to moment zatrzymania się i rozwoju zupełnie innej części osobowości, tej związanej z opiekuńczością i umiejętnością dostosowania się do potrzeb drugiego człowieka. Są kobiety, które myślą, że to stracony czas, bo niczego spektakularnego nie zrobiły.

Moja mama była niezadowolona, że musi wrócić do pracy kilka tygodni po moich narodzinach i zostawić mnie pod opieką babci. To były inne czasy: urlop macierzyński nie trwał roku, a jej zarobki były ważnym elementem budżetu domowego.

Dziś też kobiety wracają do pracy, bo muszą utrzymać rodzinę.

Dlatego trzeba społeczeństwo uświadamiać, że pierwszy rok, a de facto pierwsze trzy lata życia dziecka i budowanie jego relacji z matką są podstawą wszystkich relacji, w które będzie wchodziło przez całe życie. Trzeba też podkreślić, że relacja z dzieckiem rozwija również kobietę.

A może te wszystkie trudności wiążą się z tym, że coraz mniej ufamy własnej intuicji? Skąd popularność poradników, szkół, warsztatów dla matek?

Chcemy wiedzieć, znać odpowiedzi, na różne rzeczy mieć wpływ, co z kolei może wynikać z tego, że chcemy czuć się bezpiecznie. Fatalnie znosimy sytuację niewiedzy, niepewności, tego, że coś nam może nie wyjść albo że popełnimy błąd. Im mniej pewnie czujemy się wewnętrznie, tym bardziej chcemy kontrolować zewnętrzną rzeczywistość.

A ona jest nie do skontrolowania.

Szczególnie przy maleńkim dziecku. Doświadczenia starszego pokolenia nie są poparte badaniami. Sporo się zmienia, choćby w sposobach pielęgnacji pępka noworodka. Młode matki czują się pogubione, bo położna mówi co innego niż teściowa, a jeszcze inaczej pisze na ten temat autor poradnika. To właśnie najlepszy moment, by zapytać siebie samej: „Co z tych wszystkich rzeczy chcę wybrać? Co będzie najlepsze dla mojego dziecka? Czego ono potrzebuje?”.

Już sto lat temu Janusz Korczak pisał do matek, że to one znają najlepiej własne dzieci: niech zaufają własnej intuicji, a nie słuchają doradców.

Intuicję rozumiem w ten sposób, że to pierwsza myśl, która pojawia się w głowie, i trzeba podjąć decyzję, czy pozwolę ją zrealizować. Dobrym przykładem są matki, które nie wiedzą, co zrobić, kiedy ich dziecko płacze. I które próbują stosować popularną dziś metodę usypiania przez 3, 5, 7 minut. W skrócie polega ona na wchodzeniu i wychodzeniu do i z pokoju dziecka przy jednoczesnym i stopniowym wydłużaniu czasu między jednym a drugim wejściem i wyjściem.

Kobieta stosująca tę metodę mówi: „Moje dziecko płacze, a mi serce pęka”. Pytam: „A co by pani miała ochotę zrobić?”. „Wziąć je na ręce”. „Co pani w tym przeszkadza?”. „W poradniku napisali: niech leży, bo ma się nauczyć samo zasypiać”. „Ale dlaczego nie może pani go wziąć na ręce?”. „No bo tam jest tak napisane”. „A co by się stało, gdyby pani wzięła?”. „No właśnie nie wiem”. „Proszę wziąć córeczkę na ręce, przecież ją pani kołysała pod sercem od wielu miesięcy, dlaczego chce ją pani teraz tego pozbawiać?”. Kobieta bierze w ramiona dziecko i zwykle widzi, że to działa: ono się uspokaja, a w niej powoli rodzi się wiara, że może podążać za sobą.

Czasami, niestety, trudno nam uwierzyć w siebie. Dopuścić taką myśl, że wiem, co zrobić, bo jestem z tym dzieckiem najczęściej i w wielu sytuacjach sobie już poradziłam.

A co z potrzebami mężczyzny? Połóg jest progiem w życiu intymnym rodziców.

Kobiety w połogu bardziej się skupiają na funkcjach opiekuńczych, para w tym czasie rozsuwa się w swojej bliskości, szczególnie seksualnej. Dla kobiety seks jest ostatnią potrzebą, o której myśli i chce zaspokajać. Natomiast dla mężczyzny seks to jeden z wielu sposobów okazywania uczuć i bycia blisko z kobietą.


Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka: Kiedy rodzi się małe dziecko, jego matka potrzebuje od nas najwięcej troski i uwagi


Pod koniec połogu, w tym szóstym tygodniu, większość mężczyzn przebiera nogami i pyta: „Czy już możemy? Spytaj ginekologa, czy jesteś już gotowa”. Kobieta pyta więc lekarza na kontrolnej wizycie i słyszy: „Tak, fizycznie jest pani gotowa”. Tyle że wiele kobiet nie jest gotowych psychicznie. Bo laktacja, bo czuje się aseksualna, bo się sobie fizycznie nie podoba i trudno jej uwierzyć, że może być atrakcyjna dla partnera. Kobiety są wobec siebie bardzo surowe i wymagające. A najczęściej nadal podobają się mężczyznom. Poza tym kobieta czuje się zaspokojona w bliskości z własnym dzieckiem, czasem wręcz przebodźcowana. Bo dziecko ciągle dotyka, ssie, liże, leży na niej. Niechęć do fizycznej bliskości z mężczyzną może też wynikać z tego, że trudno jej znieść, że ktoś od niej coś znowu chce. Na myśl, że ma komuś coś z siebie dawać, nawet jeśli tym kimś jest ukochany, ma ochotę krzyczeć i go odtrąca.

Jak temu zaradzić?

Cierpliwością, ciepłem, czułością i długą grą wstępną. Bywa tak, że przy dziecku nie ma czasu na intymność: w połogu wszystko jest pod dyktando dziecka, nawet seks. Warto jednak zobaczyć tę sytuację z perspektywy męskiej. Dla mężczyzny akt seksualny to jedyna chwila, w której czuje, że nie stracił kobiety na rzecz dziecka. To moment, w którym para przypomina sobie, że ma coś, co jest tylko ich: w czym dziecko nie będzie nigdy uczestniczyć i czego nigdy nie zabierze. Seks to nie jest, dodajmy, wyłącznie fizyczne zaspokojenie popędu, lecz sposób komunikacji. Wymiana, wzajemność, dotyk. A gdy kobieta nie ma jeszcze potrzeby seksu, to istnieją inne rozwiązania – przecież seks nie zawsze musi oznaczać pełną penetrację.

A jakie jest Pani pierwsze skojarzenie ze słowem „połóg”?

Krew. Bo to moment oczyszczenia ciała z tego, co zostaje po ciąży, i przygotowywania się na coś, co ma nastąpić. A oczyszczenie jest dosłownie krwawe. Trwa określony czas, potem przychodzi nowe otwarcie na to, co przynosi macierzyństwo. Więc połóg to dopełnienie, zamknięcie cyklu w naszym życiu. Podobnie jak z cyklem miesiączkowym. On też się kończy krwawo, a potem pojawia się otwarcie i szansa na nowe życie. ©

MARLENA TRĄBIŃSKA-HADUCH jest założycielką Ośrodka Terapeutyczno-Edukacyjnego MaterPater i psychoterapeutką w Centrum Medycznym „Żelazna” w Warszawie. Specjalizuje się we wspieraniu rodzin z dziećmi od porodu do 6. roku życia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2020