Naród górą

Moc tego miejsca płynie stąd, że wszelkie jawne manifestacje, ekspresje, deklaracje i świadectwa rozbijają się tu o milczenie i ciemność jasnogórskiej ikony.

13.07.2020

Czyta się kilka minut

Warszawska Piesza Pielgrzymka do Częstochowy, msza pod klasztorem  jasnogórskim, lata 80. / KRZYSZTOF PAWELA / FORUM
Warszawska Piesza Pielgrzymka do Częstochowy, msza pod klasztorem jasnogórskim, lata 80. / KRZYSZTOF PAWELA / FORUM

Tuż przed pierwszą turą wyborów prezydenckich Jasna Góra pojawiła się w czołówkach serwisów politycznych. Stało się to za sprawą przemówienia, jakie w Kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej wygłosiła w niedzielę 21 czerwca minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Zarzucono jej wykorzystywanie miejsca i wydarzenia religijnego do prowadzenia walki politycznej.

Tydzień później nowy przeor klasztoru jasnogórskiego, ojciec Samuel Pacholski, ogłosił nowy regulamin pielgrzymek i innych wydarzeń na jego terenie. Jego podstawowa zasada głosi, że „wydarzenia organizowane w sanktuarium nie mogą stanowić okazji do manifestowania jakichkolwiek poglądów politycznych oraz takich przekonań społecznych, które stoją w sprzeczności z nauczaniem Kościoła”.

Wynika z niej zakaz „propagowania na Jasnej Górze niechrześcijańskich postaw i ideologii, a w szczególności podziałów narodowych, wrogości, pogardy, rasizmu, ksenofobii, egoizmów, nacjonalizmów i fundamentalizmów”. Żadne z mów wygłaszanych w sanktuarium (a więc także homilie) nie mogą „zawierać prywatnych poglądów głoszącego, szczególnie zaś odniesień politycznych i takich wątków społecznych, które są sprzeczne z nauczaniem Kościoła”. Osoby świeckie mogą przemawiać na terenie sanktuarium tylko za zgodą jego kustosza i wyłącznie poza miejscem liturgii, natomiast w Kaplicy Cudownego Obrazu wolno im zabierać głos „tylko w wypadku modlitwy, składania świadectwa, aktów zawierzenia lub konferencji ewangelizacyjnych, zaplanowanych przez Organizatora po wcześniejszym otrzymaniu wyraźnej zgody Kustosza”.

Przyjęcie regulaminu oznacza wzięcie przez paulinów odpowiedzialności za to, co się w tym szczególnym miejscu mówi i manifestuje. Nie sądzę jednak, by był to – jak głosił tytuł jednej z codziennych gazet – „koniec z polityką na Jasnej Górze”. W samym tekście zauważono przecież, że choć sanktuarium jest przede wszystkim „miejscem duchowego schronienia dla wszystkich potrzebujących, chcących pogłębić swoją katolicką wiarę oraz oddać się modlitwie”, to zarazem „jako pomnik historii i żywe ognisko budowania narodowej wspólnoty (…) stanowi także miejsce ważnych wydarzeń o charakterze państwowym i społecznym w duchu chrześcijańskiego patriotyzmu i miłości bliźniego, zgodnie z katolicką nauką społeczną”.

To drugie jest oczywiście polityczne i nie da się już oderwać od pierwszego.

Ukryte

Urodzony i wychowany w diecezji częstochowskiej, chyba nigdy nie traktowałem sanktuarium jasnogórskiego jako wyjątkowego, odległego miejsca, do którego trzeba pielgrzymować. Choć pierwszy raz byłem tam dość późno i w ramach szczególnie uroczystej wyprawy z moimi dziadkami, to potem przyjeżdżałem bardzo często i z powodów różnych, niekoniecznie religijnych.

Pamiętam Jasną Górę daleką od dzisiejszego „ubogacenia”, a zdarzało mi się też mieć tyle szczęścia, że trafiałem na pustki nie tylko w bazylice, ale także w Kaplicy. Jako prawie sąsiad unikałem bowiem wizyt w miesiącach letnich, gdy na wzgórze klasztorne ciągnął tłum pielgrzymów, już wtedy – w latach 80. – motywowanych tyleż potrzebami religijnymi, co chęcią politycznej demonstracji. Później, gdy Jasna Góra stała się też międzynarodową atrakcją turystyczną, w ogóle przestałem się tam pojawiać w sezonie, bo w tłumie pątników i zwiedzających moc tego Miejsca kompletnie ginęła.

A to właśnie ta moc, odczuta już podczas pierwszej dziecięcej wyprawy, jest podstawowym powodem, dla którego nigdy nie zgadzałem się na tak częste, bo rzeczywiście łatwe, lekceważenie polskiej ludowej duchowości i religijności, których Jasna Góra jest szczególnym centrum.

Dobrze wiem, w jak kiczowatych, niekiedy wręcz potworkowatych formach religijność ta się wyraża. Widziałem wiele razy krzykliwe i agresywne „demonstracje wiary”. Ale nie mam wątpliwości, że nawet ci, którzy się do nich posuwają, przybywają na Jasną Górę z powodów dla nich istotnych, których negowanie oznacza zamykanie oczu na rzeczywistość najdotkliwiej realną – rzeczywistość ludzkich potrzeb. Te potrzeby nie są wmówione, lecz realne, bo realnie kierują decyzjami i losami ludzi. Nawet jeśli ich źródła są ukryte przed nimi samymi, tak jak w polskiej duchowości pod katolickimi formami i dogmatami ukryta jest głęboko archaiczna cześć dla Pani, która jest Matką i Panią Żniwa, ale też i tą, która będzie nam towarzyszyć „w godzinie śmierci”.

Widzę też jakąś niesamowitą logikę w tym, że najważniejszym wizerunkiem rodzimej wiary jest prosta ikona ­ciemnoskórej kobiety o wschodnich rysach tak radykalnie odmienna od kontrreformacyjnego baroku, który na wieki naznaczył polską religijność i dziś powraca w ubogaconych formach patriotycznego kiczu. Jednego i drugiego na Jasnej Górze pełno. Jedno i drugie narasta wokół Czarnej Madonny i ze względu na nią. Ale przecież moc tego Miejsca płynie właśnie stąd, że wszelkie jawne manifestacje, ekspresje i deklaracje rozbijają się o milczenie i ciemność ikony ukrytej pod nabitą klejnotami sukienką i papieskimi koronami.

Im bardziej ubogacone widowiska wokół, tym bardziej ona jest „ucieczką i obroną”. Paradoks? Na pewno. Ale jeden z tych, które wydają mi się opisywać wytworzoną w wiekowych procesach i dalej zmieniającą się, żywą formułę egzystencji, którą nazywamy polskością.

Wiara wieży

Jeśli centrum jasnogórskiego sanktuarium jest ikona Matki Bożej, to jego najdalej i najlepiej widzialny znak rozpoznawczy stanowi wieża. Ikona jest ukryta – wieża wystawiona i wzniesiona. Ikona trwa. Wieża wielokrotnie płonęła i wielokrotnie była odbudowywana.

Kształt obecny zyskała w trakcie odbudowy po pożarze, który wybuchł 15 sierpnia 1900 r. Drewniana część ówczesnej wieży zapaliła się od fajerwerków, które na niej odpalano dla uczczenia święta Matki Boskiej Zielnej. Sześć lat później, też 15 sierpnia, wieżę poświęcono jako „najwyższe wotum” narodu, zgromadzonego na tę okazję w liczbie obliczanej według niektórych nawet na pół miliona. Kilkanaście dni później, 29 sierpnia 1906 r., po raz pierwszy obchodzono uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej, zatwierdzoną właśnie przez Piusa X. W kazaniu wygłoszonym z tej okazji, a cytowanym w kalendarium dziejów sanktuarium na jego oficjalnej stronie internetowej, padają słowa stanowiące syntezę narodowej wiary, którą przez miniony wiek zbiorowość wytworzyła: „Cały Naród wyglądał tej [uroczystości] z utęsknieniem. Bo pragnął dopełnić tego, co przysiągł wraz z królem Janem Kazimierzem we Lwowie dnia 1 kwietnia 1656 roku, gdy wśród strasznych utrapień Królową Polski Ją ogłosił… Po ostatnim rozbiorze, podzieliwszy Polskę na trzy części, nieprzyjaciele nasi obdarli ją ze wszystkiego bogactwa i wymazali spomiędzy państw Europy, jakby jej nigdy nie było. A jednak ta Polska nie ginie… Naród złamany na części zrasta się duchowo. Jest nadzieja, że zrośnie się zupełnie. Dowodem tego Uroczystość piętnastego sierpnia, na którą zebrali się Polacy ze wszystkich dzielnic dawnej Polski…”.

Odwołanie do ślubów Jana Kazimierza jasno pokazuje historyczne źródło tej narodowej wiary. Jest nim oczywiście mit obrony oblężonej przez innowierców twierdzy, która ocaleć miała dzięki cudownej interwencji wspierającej odwagę obrońców. Jan Kazimierz, któremu kraj rozpadał się w rękach, w sposób świetnie znany także politykom współczesnym wykorzystał ten fakt dla wytworzenia ważnego czynnika spajającego zbiorowość. Niezależnie od osobistej wiary i ­motywacji, przeprowadził performatywny akt „elekcji” Najświętszej Maryi Panny na Królową Polski – akt skuteczny, a nie tylko – jak zwykło się mówić – symboliczny.

Gdy wszystkie światła zagasły

Skuteczność ustanowienia nie polega na tym, że coś zostało stworzone w określonej formie raz na zawsze, ale raczej na tym, że trwa w swojej zmienności, dostosowując się do zmiennych potrzeb i kontekstów. Tak było też z kultem Królowej Polski. Czczona jako niezwyciężona obrończyni, władająca „Górą Zwycięstwa” (nazwa przyjęta przez Jana Kazimierza i biskupów 2 lipca 1656 r.), musiała zmierzyć się z klęską zaborów, która ten militarny kult wystawiła na ciężką próbę.

Panowanie tej, co „jasnej broni Częstochowy”, zostało ocalone i umocnione tymi samymi środkami, jakich użyto do ocalenia tożsamości narodu: poprzez wpisanie w romantyczny dramat ofiary i przemiany. Napisali go swoimi słowami i ciałami wielcy romantycy, ale do potrzeb zbiorowości dostosował genialny popularyzator i prawdziwy twórca narodowych scenariuszy – Henryk Sienkiewicz. To on przecież uczynił z Jasnej Góry miejsce przemiany polskiego zawadiaki, zbója i mordercy w rycerza Niebieskiej Dziewicy, któremu dana w nagrodę dziewica ziemska „ran niegodna całować”. Dzięki „Potopowi” Jasna Góra narodowego zwycięstwa zyskała swój mit, przenoszący owo zwycięstwo z poziomu militarnej akcji na poziom duchowej reintegracji.

Gdy Polska odzyskała niepodległość, oba jasnogórskie mity połączono, wiążąc trwałość politycznej i militarnej potęgi z wiernością określonej postawie religijnej i etycznej reprezentowanej przez Kościół katolicki. To, co w romantyzmie było procesem głębokiej i bolesnej, osobistej przemiany wewnętrznej, w pedagogice zbiorowej zostało zastąpione przez wspólnotowe akty performatywne, stopniowo coraz bardziej spektakularne.

Za wzorcem „królewskim” ich szczególną jasnogórską formą stały się śluby. W roku 1926 złożyły je kobiety, a dziesięć lat później, w maju roku 1936, odbyły się głośne, współcześnie odnawiane przez pielgrzymki „środowisk narodowych” Akademickie Śluby Jasnogórskie. W ich trakcie 20 tys. młodych Polek i Polaków przyrzekło „wiary naszej bronić i według niej rządzić się” nie tylko „w życiu osobistym i społecznym”, ale także „narodowym i państwowym”, co odczytano jako jasną deklarację monopolu. W ten sposób dramat indywidualnej przemiany i odkupienia został zamieniony w ceremonię publicznie składanej obietnicy zawierającej groźbę wykluczenia wszystkich, którzy nie podzielają „wiary naszej”.

Mogłoby się wydawać, że katastrofa II wojny na długo przekreśli skuteczność obu mitów i scenariuszy. Nic bardziej mylnego. Pozostały właściwie nietknięte. Najbardziej uderzającym dowodem na to jest zapis w cytowanej już kronice sanktuarium: „1939-45 – II wojna światowa. Gubernator Hans Frank dostrzega wpływ i znaczenie Matki Bożej i Jasnej Góry dla Polaków; w księdze pamiątkowej dokonuje wpisu: »Gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była święta z Częstochowy i Kościół«”.

To jedyny w kalendarium zapis z okresu okupacji. Z Jasnej Góry nie widać Auschwitz. Widać tylko światło, którego moc potwierdza kolejny odwiedzający klasztor władca tych ziem.

Teatr monumentalny

Nie ryzykując nawet stawiania niebezpiecznie trudnych pytań, jakie budziła wojna, okupacja i Zagłada, polski Kościół po roku 1945 wybrał ucieczkę do przodu, angażując siebie i wiernych w walkę na przedstawienia i zgromadzenia. To, co mogło być (i dla wielu było) początkiem kryzysu wiary lub wręcz źródłem jej utraty, stało się punktem wyjścia do wieloletniej serii działań rytualnych, ceremonialnych i widowiskowych, których centralną sceną stała się Jasna Góra.

Ich kulminację stanowiły obchody Tysiąclecia Chrztu Polski z najważniejszym punktem: wielkimi zgromadzeniami w dniach 3 i 4 maja 1966 r. W ich trakcie główny twórca i celebrans Millenium, kardynał Stefan Wyszyński, poprowadził „Akt Oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi, Matki Kościoła, za wolność Kościoła Chrystusowego”. Było to zarazem zwieńczenie całej serii aktów zawierzenia i ślubów, spośród których najważniejsze były Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, napisane przez Prymasa Tysiąclecia w czasie jego internowania, złożone uroczyście przez niego w Komańczy, a przez milionową rzeszę wiernych właśnie na Jasnej Górze 26 sierpnia 1956 r.

Przyrzeczenia, zwłaszcza tak masowe, to akt o wielkiej mocy, ale zarazem bardzo ambiwalentny. Nie bez przyczyny w czasie Kazania na Górze padło jasne pouczenie: „Wcale nie przysięgajcie” (Mt 5, 34). Złożenie przyrzeczenia niesie ze sobą ryzyko przesunięcia pracy, jakiej wymaga jego wypełnienie, na sam akt i jego kolejne powtórzenia. A te właśnie narastały w polskim Kościele od lat i trwają do dziś. Odpowiedzią na każde kolejne wyzwanie (ostatnio na pandemię) jest kolejny akt zawierzenia ukazujący w przedstawieniowej syntezie podstawową strukturę polskiego katolicyzmu: pasterze mówią, lud powtarza, a wszystko wyczerpuje się w ramach odpowiednio „ubogaconej” ceremonii.

Ta ceremonialność jest fundowana na przejęciu i spotęgowaniu postawy „rytualistycznej”, o której w odniesieniu do polskiego katolicyzmu ludowego pisał jeszcze przed wojną Stefan Czarnowski. Jej rdzeń stanowi wszak „wiara w to, że go [ludowego katolika] Jezus odkupił i że opiekuje się nim Matka Boska, on zaś sam łamać sobie głowy nie potrzebuje nad nauką prawd objawionych – to rzecz księży – aby tylko zachowywał starannie nakazy obrzędowe, aby uczęszczał na nabożeństwa, śpiewał w kościele, zdejmował czapkę i żegnał się przed krzyżem” („Kultura religijna wiejskiego ludu polskiego”, 1938). Ale dochodzi tu do zasadniczego przesunięcia, w którym wszelka aktywność, nawet tak prosta jak zdjęcie czapki, zostaje scedowana na koryfeuszy chóru, sama zaś „wiara” może się swobodnie wyczerpać w masowym uczestnictwie w świątecznym zgromadzeniu.

Mechanizm ten, powołany częściowo jako narzędzie walki z przedstawieniową propagandą komunizmu (więc już u źródeł polityczny), pod wpływem dynamicznie rozwijających się mediów zamieniał się stopniowo (tak jak całe życie społeczne) w spektakl. Tłumy wiernych występują w nim jako widowiskowy argument na rzecz mocy ceremonii, ale rolę wiodącą przejmują protagoniści zastępujący „lud”, mówiący w jego imieniu. Nie trzeba było długo czekać, by w tym wyróżnionym miejscu pojawili się zawodowi politycy.

Proces, który opisuję tu w koniecznym skrócie, doprowadził do wytworzenia jasnogórskich spektakli narodowo-katolickich, które znamy bardzo dobrze, a których modelowym przykładem są lipcowe pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. W ostatnich latach ich specjalnym aktorem stał się premier Mateusz Morawiecki, to porównujący przeciwników politycznych do Szwedów robiących podkop pod wspólnotowe sanktuarium (lipiec 2018), to znów stwierdzający, że jedyną właściwą jest droga bogoojczyźnianego katolicyzmu, i planujący sprowadzenie na nią wszystkich, którzy jeszcze nią nie podążają (lipiec 2019 – wtedy też o. Tadeusz Rydzyk jednoznacznie powiedział, kim owi „oni” są, niejako pisząc scenariusz dla tegorocznej kampanii Andrzeja Dudy). Niewielu już takie połączenie masowej liturgii i jawnej propagandy politycznej dziwi. Może jeszcze marcowe pielgrzymki Młodzieży Narodowej wzbudzają jakieś zastrzeżenia, ale i do nich zaczęliśmy się przyzwyczajać. Sztandar „chrześcijańskiego nacjonalizmu” dumnie powiewa na jasnogórskiej wieży.

W miejscu synów

Muszę przyznać, że w kontekście wszystkiego, co aż za często działo się na Jasnej Górze, dziwi mnie, że nowy regulamin pojawił się akurat w reakcji na wystąpienie Jadwigi Emilewicz. Wbrew wynikającym z kampanijnych potrzeb oskarżeniom, minister rozwoju nie powiedziała niczego specjalnie kontrowersyjnego i propagandowego. Po mszy odprawionej z okazji Dnia Przedsiębiorcy wygłosiła pochwałę małego biznesu jako „dobroczynnego koła wspólnotowego”. Wskazała też na jego etyczny wymiar, podkreślając, że zwłaszcza w obecnej sytuacji „praca powinna być przed kapitałem”. Nie jestem miłośnikiem minister Emilewicz, która w imię zachowania swojej pozycji i dalszej kariery wyrobiła sobie wybiórczy słuch. Ale rzucanie się na nią z oskarżeniami o agitowanie „z ambony na Jasnej Górze” to gruba przesada. Z pewnością nie powinna występować w Kaplicy Cudownego Obrazu, ale nie jest to przecież ani pierwszy taki przypadek, ani pierwsze święte miejsce przejęte dla swoich celów przez propagandystów w sutannach i bez.

A jednak to właśnie w odpowiedzi na jej wystąpienie nowe władze zakonu zapowiedziały ogłoszenie regulaminu przywołanego na początku, deklarując, że dzięki temu „być może przejdzie ona do historii jako ostatni polityk przemawiający na ołtarzu jasnogórskiej Kaplicy”. Może to tylko pretekst i przypadek, ale jeśli już, to z takich, które wynikają z głębokich przyczyn i stają się „najwyższą formą konieczności”. Wydaje mi się bowiem znaczące, że wszyscy ci świeccy i duchowni mężczyźni tak gwałtownie zareagowali właśnie na wystąpienie kobiety. Skandal nie polega na tym, że polityk występuje w centrum sanktuarium, przed obrazem Matki. Skandal polega na tym, że w tym miejscu zarezerwowanym dla starych i młodych synów pojawiła się córka.

Pisząc niedawno na łamach „Tygodnika” o wyborach prezydenckich, z niejakim zdziwieniem odsłaniałem mechanizm nieodmiennie osadzający w roli reprezentanta narodu grzecznego chłopca, dobre dziecko, kochającego syna. Pytałem też, co sprawia, że nie jest w stanie zastąpić go kobieta.

Ostatnie wydarzenia związane z częstochowskim wzgórzem jasno (nomen omen) pokazują, że w tym układzie symboliczno-psychicznym miejsce kobiety jest już zajęte i bez reszty wypełnione przez Panią: Najświętszą Matkę i Królową. Milczącą. Tymi, którzy mogą publicznie wystąpić w jej obliczu i imieniu, są synowie – słudzy i rycerze, kapłani i poddani. Czczący ją i jej zaprzysiężeni, ale właśnie dzięki temu mogący mówić za nią i wznosić własną wieżę nad jej wiarą. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor w Katedrze Performatyki na UJ w Krakowie. Autor książki „Teatra polskie. Historie”, za którą otrzymał w 2011 r. Nagrodę Znaku i Hestii im. Józefa Tischnera oraz Naukową Nagrodę im. J. Giedroycia.Kontakt z autorem: dariusz.kosinski@uj.edu.pl

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2020