Nadchodzi wielki krach

Amerykanom nie opłaca się oszczędzać. Inni ich wyręczają. Równocześnie cały świat finansuje rozwój USA: zarówno ich stopę życiową, jak ibardzo kosztowne inwestycje rozwojowe. Krach, który niechybnie czeka globalną gospodarkę, trzeba zacząć łagodzić już teraz. Tymczasem przywódcy świata wciąż sądzą, że jakoś to będzie.

17.12.2007

Czyta się kilka minut

Zdumiewające, jak chaotycznie dokonuje się globalizacja. Rzecz nawet nie w tym, że nie mamy "światowego rządu". To może i lepiej. Ważniejsze, że nie widać zasad, które by porządkowały ludzkie zamierzenia i działania. Co gorsza, nie ma nawet wyraźnego zrozumienia tego, co się dzieje w tej naszej "wieży Babel" - jak określa gospodarkę światową Lester Thurow w swym światowym bestsellerze "Fortuna sprzyja odważnym", który z kilkuletnim opóźnieniem ukazał się wreszcie w Polsce. Treść książki dobrze oddaje jej motto: "nasza przyszłość nie zależy od gwiazd, ale od zrozumienia ścieżek, jakie wytyczamy". Właśnie. Wytyczamy drogi, ale często nie wiemy, dokąd i co nas tam może spotkać.

Importer ostatniej szansy

Lester Thurow, profesor Harvardu, doradca rządu amerykańskiego, jest jednym z najbardziej znanych (co nie oznacza, że akceptowanych) ekonomistów na świecie. Nie wszystkie jego prognozy się sprawdziły, ale zmusza on do myślenia oraz weryfikacji utartych poglądów.

Związany jest z Partią Demokratyczną, ale ciosy rozdaje i na prawo, i na lewo. Krytykuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) za deflacyjną politykę chroniącą wielkie firmy i nękającą kraje w kryzysie, a także Republikanów za lekceważenie załamania gospodarki USA. Odcina się od socjalizmu i etatyzmu, a UE krytykuje za brak odwagi.

Jak bardzo potrzebni są tacy ekonomiści, przekonałem się na własnej skórze, gdy w Radzie Europy przez kilka lat zajmowałem się rozwojem gospodarczym oraz kryzysami, które w ostatniej dekadzie gnębiły gospodarkę światową, powodując bolesne załamania i cierpienia milionów ludzi. Otóż uderzające było, że tak eksperci OECD, IMF, jak i przedstawiciele rządów w sprawie kluczowych problemów planety (jak pogłębiający się deficyt handlowy USA czy zapóźnienie krajów najbiedniejszych) nie chcieli się na ogół wypowiadać. Uśmiechali się tajemniczo lub nabożnie patrzyli w górę. Przekonałem się, jak wielka jest skala sprzeczności interesów oraz politycznych uwarunkowań.

Deficyt handlowy USA pogłębia się z roku na rok, bo Stany Zjednoczone są wciąż "importerem ostatniej szansy" dla wielu eksporterów, a płacą im chętnie za tani towar środkami, które napływają do nich w postaci lokat kapitałowych - głównie z Japonii i z Chin, ale także z UE, z Rosji i z krajów naftowych. Inwestycje są bowiem w Stanach wciąż najbezpieczniejsze i dają szanse zysku, a to ze względu na amerykańską przewagę technologiczną, która wciąż się umacnia. Zwłaszcza dziś, gdy najważniejszym czynnikiem rozwoju stała się wiedza. To ona decyduje o postępie w kluczowych dziedzinach: mikroelektronice, informatyce, telekomunikacji, robotyce, biotechnologii i materiałach syntetycznych. W tym zakresie Stany uciekają reszcie świata. Ale jest paradoksem, że w świecie "gospodarki opartej na wiedzy" największe trudności z ową wiedzą i sztuką przewidywania zmian ma właśnie makroekonomia. Barierą rozwoju bywa człowiek i struktury społeczne niepodatne na zmiany.

Amerykański sukces doprowadził do sytuacji dotąd niespotykanej. Amerykanom nie opłaca się oszczędzać. Po prostu, inni ich wyręczają. Stopa oszczędności w rodzinach amerykańskich jest bliska zeru. Dochody większości ludzi spadają, ale kompensuje to tani import. Produkcja przemysłowa ucieka za granicę, gdzie taniej, ale za to rozwijają się usługi.

Równocześnie cały świat finansuje rozwój Stanów: zarówno ich stopę życiową, jak i bardzo kosztowne inwestycje rozwojowe. Oto następny paradoks naszego świata. Od kilku lat 40-50 proc. wszystkich wolnych kapitałów na świecie, czyli 500-700 miliardów dolarów rocznie, wchłaniają Stany Zjednoczone. Pozwalają obcym inwestować i sprzedają im część swego majątku. Pokrywają w ten sposób koszt deficytu towarów, utrzymują stopę życiową, a także finansują ogromne koszty badań i wdrożeń nowych technologii sięgające 300-350 miliardów dolarów rocznie. Mogą sobie też pozwolić na przenoszenie części produkcji przemysłowej za granicę. Równocześnie na rynkach finansowych brakuje kapitału rozwojowego dla krajów biedniejszych, nawet jeśli te inwestycje byłyby względnie bezpieczne. Indie i Brazylia muszą za kredyty płacić coraz więcej. Przepaść między bogatymi a biednymi się pogłębia, nie mówiąc już o najbiedniejszych.

Warto przypomnieć, że w okresie najbardziej dynamicznego rozwoju kapitalizmu światowego przed I wojną światową było odwrotnie: bogata Europa finansowała inwestycje w uboższych Stanach i całej Ameryce, w rezultacie rósł gwałtownie handel światowy i gospodarka się rozwijała.

Na progu krachu

Dziś zaś zbliża się nieuchronnie moment, kiedy USA zostaną przeinwestowane. Poczynione wkłady mogą być coraz mniej opłacalne i może się rozpocząć, spowodowana byle bodźcem, gwałtowna ucieczka kapitałów. W konsekwencji ostro spadnie wartość dolara (co właściwie już wyraźnie widać), nastąpi znaczna redukcja importu i... krach całego handlu światowego.

Dylemat, który przedstawia jasno prof. Thurow, brzmi mniej więcej tak: czy będzie to twarde lądowanie z ogromnymi stratami i cierpieniem setek milionów ludzi, czy też można by stworzyć warunki dla "miękkiego lądowania", czyli możliwie szybkiej i sprawnej adaptacji - zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i ich głównych partnerów - do nowych warunków.

Dla przywódców amerykańskich będzie to zadanie trudniejsze od tego, które ongiś podjął Roosevelt: przygotować i przekonać naród amerykański do przystąpienia do II wojny światowej. A sprawa może mieć również bardzo duże znaczenie dla losów świata w następnych dekadach. Rządzący w USA, a przede wszystkim szefowie międzynarodowych koncernów wciąż jeszcze sądzą, że jakoś to będzie. Thurow gorzko wypomina swym kolegom, amerykańskim ekspertom republikańskiej administracji, że nie potrafili się zdecydować na podjęcie strategii "miękkiego lądowania". Odkąd to pisał, minęły cztery lata, a sytuacja się nie zmieniła.

Druga sprawa - to najbiedniejsi. Połowa ludności Półwyspu Indyjskiego i Afryka Subsaharyjska to ponad miliard ludzi, a ledwie niecałe 2 proc. światowych inwestycji. Thurow stara się zrozumieć odczucia i argumenty antyglobalistów, ale odrzuca tę koncepcję zdecydowanie. Rozwój światowego handlu, który bazuje na mobilności kapitału, odróżnia dzisiejszą gospodarkę od tej sprzed 50 lat i jest szansą zwłaszcza dla biedniejszych i opóźnionych. Polska przecież także wita z otwartymi rękami inwestycje zagraniczne. Najbiedniejszych globalizacja po prostu omija. Dlaczego? Z dwóch podstawowych przyczyn, które czynią różne wzniosłe deklaracje obłudnym kłamstwem. Po pierwsze, państwa bogate nie chcą wpuścić na swoje rynki taniej żywności z Trzeciego Świata. A ta jest główną szansą eksportową tych krajów. Bogaci wolą dopłacać rolnikom 350-400 miliardów dolarów rocznie. Tymczasem przekonujące analizy wykazują, że przeznaczenie tych pieniędzy na adaptację rolników do nowej sytuacji zwiększyłyby obroty w handlu światowym o ponad półtora biliona dolarów. Wymagałoby to jednak czasu i politycznej woli. Tego czasu już nie ma.

Z drugiej strony, kraje średniozamożne i biedne nie potrafią zapewnić poszanowania własności intelektualnej i firmowej, co powoduje straty idące w setki miliardów dolarów. Do tego "biedacy" są wewnętrznie słabi: nękają ich dyktatury, wojny, mafie, wszechwładna korupcja i epidemie. Co szczególnie ważne dla inwestorów, na bardzo słabym poziomie jest tam edukacja. Wszystko to sprawia, że 40-50 najbiedniejszych krajów nie uczestniczy w globalizacji, a sensowna pomoc dla nich się marnuje.

Dystrybucja bólu

Według Thurowa cechami rozwojowymi kapitalizmu są: pragnienie zysku, optymizm (że się uda) i instynkt stadny (rzucamy się na zyskowną działalność i gromadą uciekamy z kapitałem, gdy grozi plajta). Kryzysy dlatego są nieuchronne, że nadal będzie się zdarzać nadmierna chciwość i optymizm, a same inwestycje z różnych przyczyn przestają być opłacalne.

W USA w ciągu 60 lat po II wojnie miało miejsce dziesięć załamań i recesji gospodarczych, z których Amerykanie nauczyli się dość sprawnie wychodzić.

Thurow porównuje metody walki z kryzysem w USA i w Japonii, wykazując wyższość amerykańskiego podejścia do bankructwa. W USA udziałowców kapitału się nie ratuje, bo to było ich ryzyko - mają prawo dużo zarabiać, a więc nie mają prawa oczekiwać pomocy od podatników.

Po drugie, zarządzający spółkami są zwalniani bez odpraw, niezależnie, czy byli winni - odpowiadają za ryzyko. Po trzecie, jak najszybciej sprzedaje się pozostały majątek przedsiębiorstwa. Po czwarte, zdecydowanie karze się nadużycia manedżerów, urzędników i polityków. Dopiero wtedy można zacząć rozliczanie długów.

Japończycy przed 17 laty, kiedy po raz pierwszy doświadczyli objawów przeinwestowania i załamania swych najpotężniejszych podówczas banków świata, też próbowali stworzyć podobny system. Dziś, po kilkunastu latach stagnacji i spadku cen, nadal nie mogą sobie dać rady z gospodarką. Przez prawie 40 lat byli najdynamiczniejszą gospodarką świata, a od 1990 r. stanęli w miejscu. Z kryzysu nie pozwolił im wyjść etos i obyczaj. Jak likwidować nieudolne przedsiębiorstwa, gdy stanowią one rodzinne świętości? Jak zwalniać tysiące ludzi pracujących przecież od dziesiątków lat? Nie było też procesów urzędników i polityków, choć i tu były przekręty. Długów się nie umarza, co jest dla gospodarki niezbędne, bo takie są zasady.

Do niedawna 40 proc. japońskich rodzin wciąż spłacało długoterminowe kredyty, chociaż majątek, dla którego je zaciągnięto, dawno stracił na wartości. Thurow komentuje lapidarnie: "zbyt dobrze sobie radzą z dystrybuowaniem bólu". I rzeczywiście, w Japonii nie ma szczególnie ostrych konfliktów społecznych. Tyle że kraj nie liczy się już tak jak przedtem. To obok upadku komunizmu największa niespodzianka w gospodarce końca XX wieku.

I tak nie ziściło się marzenie Thurowa z jego książki "Łeb w łeb", że trzy potężne gospodarki: USA, Europy i Japonii zapewnią stabilność i rozwój gospodarce światowej. Odpadła nie tylko Japonia. Także Europa, mimo że się rozwija, zostaje w tyle, boi się inflacji, podnosi stopy procentowe, ogląda się na Amerykę i dostosowuje do wahań na giełdach amerykańskich. USA pozostają jedyną lokomotywą, ale też "kiedy gospodarka amerykańska łapie grypę, to cały świat zaczyna kichać".

Prognozy Lestera Thurowa wcale nie są pogodne. Nie widzi szans dla krajów najbiedniejszych. Ostrzega, że trwa hamowanie handlu światowego i wciąż grozi "twarde lądowanie" przy likwidowaniu deficytu handlowego USA, za co płacić może cały świat. Nie wiemy, co wniosą potężne Chiny, czy poradzą sobie ze swą biurokracją i czy będą nie tylko sprinterem, ale i maratończykiem.

Mimo to Thurow woła: "odwagi!", szczególnie w dwóch dziedzinach. Wzywa do rozwoju biotechnologii - "najważniejszej dziedziny w rozwoju gospodarki opartej na wiedzy", z inżynierią genetyczną włącznie, nie zważając na ostrzeżenia o zagrożeniach, jakie ze sobą niesie. Wzywa też do większej aktywizacji kobiet, zwłaszcza w krajach biednych. Thurow wzywa do odwagi, bo w złożonym, groźnym i pełnym niespodzianek świecie "ci, którzy w ogóle nie podejmują ryzyka, przegrają na pewno".

Lester C. Thurow "Fortuna sprzyja odważnym. Co zrobić, by zbudować trwałą i dobrze prosperującą gospodarkę światową", wyd. literackie Muza, 2007 r.

ANDRZEJ WIELOWIEYSKI (ur. 1927) był opozycjonistą, w latach 1972-80 sekretarz KIK w Warszawie. Był posłem na Sejm, w komisjach pracował nad budżetem i samorządem. W latach 1997-2005 zajmował się kwestiami rozwoju gospodarczego w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. W 2006 r. odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

---ramka 557966|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]