Na początku był rytm. Kirszenbaum i najlepsi tekściarze w polskiej muzyce

Literatura może mieć moc regeneracji, znoszenia zmęczenia. W ciemności przymkniętych oczu łatwiej poddać się rytmowi, wprawić ciało w relaksujący pląs – zatańczyć.

24.10.2022

Czyta się kilka minut

 / Kirszenbaum – Kacper Szpyrka i Jakub Wiśniewski (na krześle) / MATEUSZ WOLIŃSKI / MATERIAŁY PRASOWE
/ Kirszenbaum – Kacper Szpyrka i Jakub Wiśniewski (na krześle) / MATEUSZ WOLIŃSKI / MATERIAŁY PRASOWE

Piszą o sobie, że są jak Wyspiański na mefedronie. Ciężko konkurować z tak zadziorną frazą. Założyciele klezmerskiej post-rockowej grupy Kirszenbaum – Jakub Wiśniewski i Kacper Szpyrka – nieprzypadkowo potrafią dokonać tak zręcznej autoprezentacji. Skrzypek Szpyrka jest tłumaczem z angielskiego i hiszpańskiego, ostatnio do księgarń trafiła przełożona przez niego książka filozofa i pisarza Miguela de Unamuno „Jak się tworzy powieść”. Z kolei Wiśniewski (gitara, stombox) zadebiutował jako prozaik – z początkiem roku ukazała się oparta na biblijnych wątkach „Myja” (Biuro Literackie), jesienią zaś „Robak” (Filtry).

Ale żeby zidentyfikować związki Wiśniewskiego i Szpyrki z literaturą, nie trzeba studiować ich biogramów, wystarczy spojrzeć na tytuły piosenek, które nagrali: „DJ Tołstoj”, „Herling”, „Franz PuKafka”, „Émile Zola & kokakola”. Cola nie jest tu zresztą tylko dla rymu do autora „Nany” – ujawnia związki duetu Kirszenbaum z codziennością, dokładnie taką spod znaku myśli brytyjskiego filozofa Marka Fishera, kiedy łatwiej nam jest wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu.

Obok swawolnych nawiązań do klasyków literatury oraz ich dzieł, w piosenkach duetu pojawiają się więc „święci” naszej poczciwej popkultury i właściwie oni wszyscy, nawet jeśli doznają wniebowstąpienia, wydają się nieuleczalnie przygnębieni i samotni. Nikomu niepotrzebny, bezrobotny Batman jeździ bezrozumnie w kółko batmobilem, a Gagarin doświadcza kompleksu kosmonauty – krąży po orbicie, daleko od Słońca. Przed oczami ma tylko spalone gwiazdy.

„Mam osobny plik z pomysłami do piosenek i osobny plik z pomysłami do prozy” – przyznawał w jednym z wywiadów Wiśniewski – ale „zdarzają się między nimi mocno szemrane transfery”. Te pokątne transfery sprawiają, że zarówno piosenki Kirszenbaum, jak i proza Wiśniewskiego to podróż do wewnątrz, do tkwiącego głęboko w żołądku jądra ciemności (autor „Robaka” jest wnikliwym czytelnikiem Josepha Conrada), ku żółci, nikczemności, złu. Bohaterowie Wiśniewskiego są w jakiejś mierze zawsze przegrani, skazani na grawitację, uwięzieni przez „bezprawie fizyki”, ale nie słabi, niepozbawieni marzeń. Czasem zimni i bezwzględni, nawet „w piekle spaleni”, bo nigdzie nie pasują, ale jednocześnie sportretowani z należną czułością.

Wiśniewski jest dobrym pejzażystą, sprawdza się w kreśleniu rzeczywistości, kilkoma zdaniami sprawnie odtwarza realia czasów i przestrzeni – małe krakowskie bary, stare kafejki internetowe, mroczne zaułki, deszczowe ulice. Tyle że tak naprawdę fotograficzne odwzorowywanie świata go nie interesuje. Realizm jest w jego piosenkach i prozie jedynie punktem zaczepienia, miejscem, w którym przypniemy hak, skacząc w przepaść wibrującej (w muzyce usłyszymy tę intensywność od razu) opowieści – najczęściej snu, ale też przestrzeni wirtualnych. Wiśniewski zachęca: zamknij oczy, poddaj się rytmowi słów, sprawdź, dokąd nas zaprowadzą.

Dla Franza Kafki (pana PuKafki) literatura była zamknięciem oczu, sposobem na wyrzucenie rzeczywistości z umysłu. Dziś, wobec masy hiperwidzialnych obrazów, zamknięcie oczu nie jest na dłuższą metę możliwe, a przynajmniej nie jest łatwe. Szybka zmiana obrazów, a z taką ma do czynienia bohater „Robaka” Wiśniewskiego, bezimienny mężczyzna uzależniony od pornografii, nie pozostawia czasu nawet na mrugnięcia. Przymus bycia obecnym – uczestniczenia, oznaczania się, logowania, tłitowania, ale też bycia usatysfakcjonowanym, przymus osiągnięcia orgazmu – utrudnia sen i jest odpowiedzialny za nasze coraz większe wyczerpanie. „Robak” to z jednej strony metafora zjadającego naszą seksualność kapitalizmu, a z drugiej – każda i każdy z nas zanurzony w długim, wyczerpującym śnie o kafkowskiej przemianie w maszynę, która powinna wytrwale maksymalizować swoją wydajność, także seksualną. Zresztą od surrealistycznego, przedziwnego snu zaczyna się ta książka: dręczącego snu o libido, po którym następuje właśnie karmiona pornografią, jak surowym mięsem, bezsenność – dzikie zwierzę.

Ale może w tym narastającym zmęczeniu, którego doświadczają bohaterowie Wiśniewskiego, ostatecznie jest dla nas jakaś szansa? W końcu – jak pisze Austriak i literacki noblista Peter Handke, a za nim urodzony w Korei Południowej, piszący także po niemiecku, filozof Byung-Chul Han – zmęczenie to „stawanie się dostępnym”, „przenikalnym dla świata”, dotykanym i dotykającym. Zmęczenie to pozwolenie sobie na zamknięcie oczu. To zmęczenie, o którym piszą Handke i Han, oczywiście różni się od wyczerpania czy wypalenia uniemożliwiającego zrobienie czegokolwiek.

Żeby wyjaśnić tę różnicę i metaforę, Handke przywołuje postać zmęczonego Odyseusza, który w trakcie swojej wędrówki zyskał szczodrość Nauzykai, córki króla Alkinoosa i królowej Arete. Nauzykaja po skończonej pracy bawiła się piłką nad brzegiem strumienia. Gdy piłka wpadła z pluskiem do wody, obudziła skrytego pod kupą suchych liści króla Itaki. Nauzykaja zaopiekowała się nagim, bezbronnym, zmęczonym Odysem, zaprowadziła go do pałacu i nakarmiła, podarowała także naczynie z oliwą, aby mógł się namaścić. Wyjątkowa delikatność sceny z Nauzykają była skądinąd podkreślana przez wielu komentatorów, nie tylko Handkego czy Hana, także Samuela Butlera, autora angielskich przekładów „Odysei”, który spekulował, że autorką dzieła mógł być wcale nie Homer, a ktoś taki jak księżniczka, „prehistoryczna Jane Austen”.

Znaczyłoby to dla nas tyle, że literatura może mieć moc regeneracji, znoszenia zmęczenia. W ciemności przymkniętych oczu łatwiej poddać się rytmowi, wprawić ciało w relaksujący pląs – zatańczyć. Sprowadzając kwestie z porządku mitu na klubowy parkiet: na jednej z pierwszych polskich płyt z muzyką napisaną dla dyskoteki Halina Żytkowiak – znana z występów z Trubadurami i Amazonkami – radziła: „gdy masz świata dość, zamknij oczy, jakbyś śnił”.

Wiśniewski – w duchu „Odysei” skądinąd – lubi powtarzać, że artysta nie musi bawić, ale powinien wabić. Doskonale robi to swoim głosem Piotr Rogucki, który także – jak wokalista Kirszenbaum – śni o robakach, tyle że kolorowych (utwór „Marianna”). „Tyle tu prądu, cały tu błyszczę” – śpiewa na wydanej właśnie płycie „Czułe kontyngenty” – „tyle tu światła, że zamykam oczy, żeby nie przestać istnieć”.

Dużo w nowych piosenkach duetu Karaś/Rogucki słońca, kolorów, atmosferycznych wyładowań. Po wydanym dwa lata temu „Ostatnim bastionie romantyzmu”, w którym następowały po sobie katastrofy drogowe i klęski żywiołowe, a także wojny i „masowe migracje z Południa”, w „Czułych kontyngentach” Rogucki pozwala uwierzyć, że nadal wokół może być – jakkolwiek naiwnie to zabrzmi i zaszeleści papierem – pięknie. Drogi w jego nowych utworach są proste, woda czysta, ocean spokojny, a każdy przechodzący przez głowę obraz może dostać swoją nazwę, bo „jeżeli zechcę, zamieniam go w wiersze” – oto nowa utopia, nowa Arkadia. Nawet w największym mroku, „gdzieś w piwnicach miejsc, ja widzę światło, które łączy mnie ze wszystkim” – wyznaje były wokalista Comy, który już w „Ostatnim bastionie...” okrzyknął się zawsze dostępną „centralą dobrych uczuć”. Ratunkiem jest miłość, dzięki której „nazywamy rzeczy po prostu”, choć nie bez świadomości, że być może tak jest po prostu lżej.

Co ciekawe, to połączenie wszystkiego ze wszystkim („złote kropki układają się w kosmosie, nareszcie zrozumiałem, że są częścią mnie”), czyli w jakimś sensie także postludzka przyszłość – zupełnie jak cyberpunkom, o których pisze w tym numerze Piotr Kofta – nie jawi się Roguckiemu jako zagrożenie, lecz szansa na wyzwolenie. Do tej ożywczej, cyberpunkowej myśli i czasów nawiązuje także muzyka Kuby Karasia – nurzająca się w estetyce lat 80., wiele zawdzięczająca nurtowi new romantic i shoegaze.

Rogucki nie tylko świetnie buduje pluszowy nastrój, potrafi znaleźć wciąż świeże metafory. Pogoda jest w jego tekstach z papieru, lokomotywy przypominają łososie, a miasta kładą się do snu jak smutne psy. I nawet jeśli prawdopodobnie wszystko to dzieje się na niby (nie zapominajmy, że Rogucki nagrał kiedyś płytę z bajkami „Sen o 7 szklankach”), to dzięki czułym kontyngentom, czyli transportom życzliwych słów zawartych na tej płycie, udaje się słuchaczom i słuchaczkom wyrwać na moment z chaosu i codziennego zmęczenia. Ten sam rodzaj bliskości (choć bardziej dekadencki, ciemny i miejski) proponował ostatnio Baasch, czyli Bartosz Schmidt, na płycie „Noc”, regularnie robi to również w swojej twórczości Błażej Król (przykrywający czasem czułość ironią).

Zaskakująco ironiczny jest także na „Mozaice” Paweł Sołtys, autor zbioru opowiadań „Mikrotyki” (nominacja do Nike, Nagroda Gdynia w kategorii proza) oraz „Nieradości” (Czarne 2019). Wyczulony na drobiazgi i niuanse tekściarz Ludzików bawi się tu językiem urzędowym (utwór „Prowadzimy czynności”), ale też popularnymi gatunkami (świetnie wypadają fragmenty rapowane, słuchałabym Sołtysa w duecie z Łoną!). Ale przede wszystkim jest Sołtys, jak w swojej niezwykle czułej prozie, wnikliwym reporterem pospolitości. Zupełnie inaczej niż Wiśniewskiego, autora „Nieradości” najbardziej interesuje czekająca tuż za drzwiami okolica – patodeweloperka, Aldi, Biedronki i Żabka. Mimo tej różnicy wniosek jest dla obu pisarzy ten sam – dla każdej i każdego z nas zostaje w coraz ciaśniejszej przestrzeni tylko tyle miejsca, ile znajdziemy we własnej głowie. Z Roguckim łączy Sołtysa z kolei niezbywalne pragnienie słońca, poszukiwanie mocnego źródła światła. Ale moim ulubionym utworem na „Mozaice” jest wyrażający depresyjny „tumult i szkwał” utwór „Odtąd” z wierszem Marcina Sendeckiego, opowiadający o koszmarze rodzinnego weekendu. Obok tekstów o codziennym zmęczeniu, jest tu niezaprzeczalnie jakaś wabiąca syrenia melancholia.

Kiedy piszę ten tekst, zaczyna się pierwsza edycja nowej, jesiennej imprezy Artura Rojka realizowana we współpracy z Łodzią – festiwal Great September stworzony z myślą o młodych polskich artystach przed debiutem.

Błażej Król

Organizatorzy nazywają swoje przedsięwzięcie stacją przesiadkową pomiędzy garażem czy piwnicą, w których rodzi się muzyka (choć dzisiaj to już chyba najczęściej laptop), a scenami takich festiwali jak katowicki OFF. Bogaty line-up świadczy o tym, że polska muzyka ma się – również poza rozpychającym się i pęczniejącym wciąż na listach przebojów dość przeciętnym rapem – całkiem nieźle, a szczególnie dobrze ma się w polskiej piosence język. Co ciekawe, również w Łodzi przeprowadzono w zeszłym roku pierwszy Konkurs Songwriterski im. Roberta Brylewskiego. Składanki konkursowej można posłuchać na Spotify. Na początku poczujecie rytm, potem pojawią się słowa. ©℗

Czytaj pozostałe teksty dodatku Książki w Tygodniku

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Na początku był rytm

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku