Paweł Sołtys jest pisarzem

Poruszał nas muzyką i tekstami swoich piosenek jako Pablopavo. Teraz osiągnął ten efekt w opowiadaniach zebranych w debiutanckim tomie „Mikrotyki”. Świetnym!

04.12.2017

Czyta się kilka minut

 / ŁUKASZ GIZA / AGENCJA GAZETA
/ ŁUKASZ GIZA / AGENCJA GAZETA

W piosence „Generał” (z płyty „Tylko”, 2014) Pablopavo śpiewa: „Nikt ich nie kocha – zmarzniętych przed halą / więc ja ich pokocham koślawą piosenką”. Zapytany w jednym z wywiadów, czy czuje się głosem ludzi wykluczonych w Polsce, z właściwą sobie skromnością odpowiedział, że taka rola zdecydowanie by go przerosła. Niemniej zwrotki jego piosenek zaludniają przede wszystkim ci, z którymi przemiany ustrojowe i współczesny kapitalizm nie obeszły się łagodnie. O nich zazwyczaj milczy się w szerszych obiegach kultury: bezrobotni, emeryci, ludzie, którym nie starcza do pierwszego. Schemat artysty społecznie zaangażowanego też jednak do niego nie pasuje, gdyż zamiast stawiać diagnozy społeczne, Pablopavo woli wsłuchiwać się w historie z mniej modnych dzielnic miasta, aby podchwycić je i podać na nowo, po swojemu.

Reggaeman

Karierę muzyczną rozpoczął ponad dwie dekady temu, a jego pierwszy zespół nazywał się Saduba (był w nim gitarzystą i wokalistą). Niedługo potem powstał jeden z jego najważniejszych projektów muzycznych, czyli Zjednoczenie Soundsystem założone w 2001 r. z DJ Krzaqiem i Reggaeneratorem, działający do dziś. Podobnie zresztą jak zespół Vavamuffin (powstał w 2003 r.), gdzie jest jednym z trzech wokalistów („środkowym” w skali głosu). Grupa łącząca jamajską energię z warszawsko-ulicznym sznytem szybko stała się ważnym zjawiskiem w polskiej muzyce. Współpracował m.in. z Sidneyem Polakiem czy Kapelą ze Wsi Warszawa. Z wykształcenia rusycysta, pożeracz książek, jest znawcą muzyki i kultury jamajskiej, którą popularyzował na rozmaite sposoby – od wielu lat współpracuje z portalem Reggaenet.pl, prowadził także audycję „Tramwaj z Pragi” w Radiu Roxy.

Polskie reggae rozwijał w rozmaite, bardzo nieoczywiste strony – w tym względzie jego rola jest nieoceniona. Przełomowym momentem w karierze (choć sam zapewne by się z tym nie zgodził) był jednak rok 2009, gdy wydał pierwszą solową płytę, sygnowaną już jako Pablopavo. To właśnie w tych autorskich projektach (do których zapraszał najróżniejszych muzyków), czy też, jak je nazywa, „solowych skokach w bok”, przejawia się jego największy, songwriterski talent. Bo trzeba przyznać otwarcie – Pablopavo to literacko jeden z najciekawszych głosów w polskiej muzyce.

Technika gęby

W ironicznie autotematycznym kawałku „Technika gęby” (z płyty „Głodne kawałki” wydanej w 2011 r. z DJ-em Praczasem) Pablopavo śpiewa o tym, jak to „się zaczęło tysiące lat temu”, gdy „przy jakimś ognisku do dźwięku łuku do bicia ze skóry prostego bębna / wstał jeden myśliwy i zaczął nadawać jak uciekała jedzona teraz antylopa. / Ale ekipa na pełnej spince w końcu pod wieczór ją dorwała”. Tytułowa technika gęby, „co wyrywa serca nam” i „zadaje Ciszy kłam”, służy przede wszystkim opowiadaniu prostych, poruszających historii. I choć może to zabrzmieć banalnie, właśnie z tej poetyki prawobrzeżnej Warszawy uczynił swój znak firmowy.

Piosenki, w których szczególnie uwidocznia się jego poetycki talent, zbudowane są zazwyczaj na prostym pomyśle, a dominantą jest zawsze poezja – obudowana muzyką, która jednak pełni funkcję służebną wobec głosu. Nie oznacza to, że mamy tu do czynienia z prostą melorecytacją – Pablopavo słynie z tego, że potrafi w spektakularny sposób błyskawicznie wyrecytować nawet najtrudniejsze frazy, czego popis daje w dwóch ostatnich wersach „Techniki gęby”: „Promocje Srocje Pseudo emocje to tylko dodatek do tego jak / wykrzywiam gębę by zmieścić paręnaście słów na Praczasa takt”.


Czytaj także: "W dźwiękach, nie w nerwach" - rozmowa Błażeja Strzelczyka z Pablopavo


Tego rodzaju popisy zdarzają się rzadko, na płytach Pablopavo dominują utwory spokojniejsze. Bez wątpienia jednym z jego ulubionych gatunków jest ballada – w sumie na siedmiu solowych płytach można się ich doliczyć aż kilkudziesięciu. W tych krótkich, kilkuminutowych utworach muzyk opowiada zaskakująco rozbudowane i wielowątkowe historie. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie mistrzowskie panowanie nad językiem i oryginalne poetyckie obrazy. Często przy pomocy kilku słów czy jednego zdania jest w stanie nakreślić całą historię ze wszystkimi jej bohaterami i bolesną dramaturgią. Jak choćby w „Wenecji” z płyty „Polor” (2014): „Miasto małe jak pinezka wbita w korkową tablicę dań / Miasto dla Anki za małe, on z motorem słodki drań / Drań z dwójką dzieci i mieszkaniem w rynku / Ona z maturą i niebieskimi oczy”. W swoich tekstach Pablopavo pozbywa się zbędnych elementów, zostawiając sam poetycki szkielet, jednak na tyle sugestywny, że bez problemu jesteśmy w stanie sami dośpiewać resztę.

Nie spotkamy tu zaskakujących zwrotów, a puenta jest zazwyczaj od początku znana. Ale clou tych historii tkwi właśnie w świetnie rozgrywanej przez Pablopavo banalności, której źródeł należy szukać w poetyce knajacko-ulicznych ballad. Historie miłosne za każdym razem kończą się krwawą tragedią. Czasami w wyniku zrządzenia zawsze niesprzyjającego bohaterom losu, jak w piosence „Warszawa Wschodnia”, gdzie poznana na dworcu ukochana wpada pod pociąg („Warszawa Wschodnia dała, Warszawa Wschodnia zabrała”). Kiedy indziej górę bierze zalewająca czerwienią oczy zazdrość, np. w balladzie z płyty „10 piosenek”, w której mężczyzna, co miał „serce ze złota i spodnie z Carrefoura”, niesłusznie podejrzewając swoją narzeczoną o zdradę, podrzyna gardło dwóm przypadkowym ludziom.

Głodne kawałki

W przeciwieństwie do rozmaitych tradycji „mówienia prawdy” czy zdawania sprawy z tego, „jak jest”, Pablopavo nie rości sobie prawa do bycia „głosem ulicy”, bo robi coś znacznie ciekawszego. Jego teksty, zanurzone przecież w najrozmaitsze języki literackie – od Leśmiana przez Staszewskiego, Płatonowa, Hrabala aż po najlepsze tradycje hip-hopu – przywracają nam obszary rzeczywistości, które, jako mało atrakcyjne, na co dzień leżą odłogiem. Ten melanż tradycji nie służy erudycyjnym popisom (tropy są zazwyczaj skrzętnie poukrywane), tylko wynalezieniu jak najlepszego wehikułu dla pewnego modelu opowieści. Dopiero uzbrojony w te literackie narzędzia, bard może na serio i z całą mocą opowiadać o ważnych i niełatwych rzeczach, a z literackich okruchów jego piosenek wyłania się szerszy obraz.

Choć każdorazowo opowiada jednostkową historię, to układają się one w galerię tematów i problemów. Scenerią prawie zawsze jest Warszawa, ale ta prawobrzeżna, i raczej Grochów niż Saska Kępa, a jeśli już lewy brzeg, to Stegny, a nie Mokotów. Nie znajdą tu jednak satysfakcji miłośnicy fetyszyzacji biedy w stylu Dickensa – zdarzają się czasem bezdomni (bezpretensjonalna i przejmująca piosenka „Toczenie” o częstowaniu papierosem), jednak w większości nie ma tu skrajności, tylko ludzie zmuszeni wieść życie skromne, na uboczu połyskliwego zbytku dostępnego za średnią krajową („Nie ma roboty w mieście galerii handlowych dla starego szewca”). To właśnie o nich, bez pretensji i zadęcia, ale też bez fałszywego utożsamiania się, najchętniej śpiewa Pablopavo.

Równorzędnym bohaterem jest tu też samo miasto. Choć ludziom spoza stolicy czasem trudno zrozumieć ten rodzaj miłości do miejskiego matecznika, jaki czasem rodzi się wśród warszawiaków, to trzeba przyznać, że w tym przypadku łatwo dać się uwieść. Pablopavo nieraz balansuje na cienkiej granicy, za którą rozciąga się jałowa pustynia nostalgii, jednak ostatecznie zawsze zręcznym piruetem ratuje się przed porażką. Sztuka to niezwykła, jako że często śpiewa o miejscach, których albo już nie ma, albo za chwilę znikną, gdyż skończył się ich termin przydatności.

Przykładem może być przebój „Oddajcie kino Moskwa”, w którym obok tytułowego kina, muzyk domaga się również zwrotu „wódki bez kaca” czy „lęku przed dotknięciem / gdy nie wiesz jak nisko możesz położyć rękę”. Podszyta ironią nostalgia miesza się tu z doświadczeniem pokoleniowym urodzonych w latach 70. – ten kod, co prawda nienachalnie, ale jednak często pojawia się w tekstach.

Pablopavo potrafi też ostrzej, i to dużo ostrzej. Z zasady unika otwartych deklaracji politycznych (choć raczej wiadomo, po której stronie ma serce). Raz złamał tę regułę, gdy w 2016 r. opublikował w internecie utwór „To jest piosenka o różnych rzeczach”. Co znamienne, zamieścił go bez komentarza, unikał też potem rozmów na ten temat. Rzecz traktuje o śmierci Jolanty Brzeskiej, zamordowanej i spalonej działaczki na rzecz praw lokatorów w Warszawie. Rozliczeniowy ton wzmacniają nie tylko dosadne wskazywanie i określanie winnych jej śmierci, ale także głos dużo bardziej emocjonalny niż zwykle: „To jest piosenka o snach spokojnych / Skurwysynów wycierających salony / To jest piosenka o Jolancie Brzeskiej”. Kilkanaście wersów mówi więcej niż niejeden rozbudowany komentarz.

Mikrotyki

Gdy pojawiła się pogłoska, że Pablopavo, muzyk o ugruntowanej pozycji i reputacji jednego z najlepszych polskich songwriterów, wydaje swój prozatorski debiut, w świecie literackim zawrzało. Emocje nieco ostygły, gdy okazało się, że Paweł Sołtys (tak podpisana jest książka) swoim zwyczajem poszedł pod prąd i wydał dzieło objętościowo skromne, w treści kameralne, a do tego – wymagające. Już sama decyzja o debiutowaniu, nawet w przypadku nazwiska wyrobionego w innej gałęzi kultury, zbiorem krótkich (czasem dwustronicowych) opowiadań jest odważna i nieoczywista.

Tytułowe mikrotyki to neologizm samego Sołtysa, którym określa uprawiany przez siebie gatunek literacki. Te krótkie, ale bardzo gęste opowiadania zbudowane są najczęściej na jednym, w przelocie uchwyconym obrazie albo scence dostrzeżonej kątem oka na ulicy czy w tramwaju. Rodzące się z tego historie zaczynają się najczęściej w środku i w podobnie przypadkowym miejscu się urywają. Choć dotyczą rzeczy banalnych, często jest w nich coś niezwykłego, wytrącającego nagle z rytmu lektury. W opowiadaniu „Patelnia” narrator (prawie zawsze mamy tu do czynienia z opowieściami warszawskiego włóczęgi) idzie ulicą („z tych boczniejszych”) i pod płotem dostrzega starą, wysłużoną patelnię. „I nagle ściśnięcie pod sercem. Oby ktoś kupił sobie nowe wyposażenie kuchni. Na bazarze, w dizajnerskim sklepie albo supermarkecie za odpowiednią liczbę naklejek do zniżki. Bo moja głowa jest taka, że od razu wie: ktoś odumarł te garnki i patelnie”. W tym krótkim opowiadaniu właściwie nie dzieje się nic więcej, a mimo to przy pomocy kilkudziesięciu zdań i jednego rekwizytu Sołtys kreśli rozbudowaną, wręcz wielowątkową historię.

W tomie znaleźć też można teksty dłuższe, jak opowiadanie „Lena”, w którym autor zabiera nas do ciasnego („mieścimy się bez problemu, wszak jesteśmy tylko spojrzeniem czytelnika”), niemodnie zagraconego mieszkania starszej kobiety. Drzwi obok tytułowej bohaterki mieszka Andrzej, od lat niepijący alkoholik, który puste godziny zabija krzyżówkami i dłubaniem w drewnie. Któregoś dnia przypadkiem zaczynają rozmawiać, rodzi się przyjaźń, która przeradza się w głęboką czułość (a może nawet miłość). Choć nie ma tu fabularnych fajerwerków, skala emocji jest nieprawdopodobnie wysoka.

Opowieści Sołtysa, mimo że wyrastają z podsłuchiwania ulicy i blokowisk, tylko pozornie przypominają modne jakiś czas temu „scenki z życia” krążące po mediach społecznościowych, zaczynające się najczęściej od schematu: „Przystanek, mżawka, dwie, ubrane jak na dyskotekę”. W „Mikrotykach” nie ma pogoni za sensacją. Puenty, o i ile w ogóle są, nie przynoszą błyskotliwych obserwacji czy diagnoz na temat współczesnego świata. Sołtys nie stara się też stworzyć wiernego, realistycznego obrazu bocznych warszawskich ulic czy niemodnych barów bez piwa rzemieślniczego w ofercie. Chłonie tę rzeczywistość wszystkimi zmysłami, ale przefiltrowuje ją przez swoją wrażliwość. Daje nam literaturę, która dotyka świata i ma nas zachwycić, choćby na krótką chwilę. Trwającą tyle, co przypadkowe dotknięcie.

Jesli ktoś jeszcze tego nie wiedział, to niech się teraz dowie: mamy świetnego pisarza! ©

Paweł Sołtys, MIKROTYKI, Czarne, Wołowiec 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2017