Fantastyka tubylców. Najnowsza proza science fiction

Współczesna polska fantastyka naukowa jest otwarta, transgresyjna i programowo niezainteresowana kwestią polskości.

24.10.2022

Czyta się kilka minut

 /
/

Science fiction zaznało w swojej powojennej historii dwóch kluczowych przełomów. Pierwszym był sformułowany w latach 60., pośród wielu „nowych fal” w sztuce, postulat „nowej fali” fantastyki, który podźwignął literaturę SF z poziomu testosteronowych opowieści o kosmicznych podbojach ludzkości do rangi „fikcji spekulatywnej” (określenie Harlana Ellisona), posługującej się, na równi z fizyką i kosmologią, narzędziami zaczerpniętymi z antropologii, socjologii, feminizmu, religioznawstwa, ekologii, teorii postkolonialnej czy psychiatrii.

Drugim – narodzony w latach 80. cyberpunk, gdy kolejna generacja twórców zorientowała się, że żyje w techno-przyszłości, w przeddzień nastania świata postludzkiego. Cyberpunk brał się z buntu – wymierzonego w przemysł rozrywkowy (osobliwie zaś w nasączone baśniowymi archetypami kino wielkiej przygody spod znaku „Star Wars”), korporacyjny kapitalizm, zimną wojnę, apoteozę chciwego egoizmu epoki Reagana i Thatcher. ­Cyberpunkom przyszłość – postludzka, cyfrowo-wirtualna, cyborgiczna – nie jawiła się jako jednoznaczne zagrożenie, raczej jako podbudowana anarchią szansa na ucieczkę i wyzwolenie.

Dziś, mimo braku wtyczek w głowach, jesteśmy solidnie okablowani, usieciowieni, wplątani w rzeczywistość social mediów i technologicznych usprawnień. Emocje odczuwamy raczej dekadenckie – doświadczamy pandemii i katastrofy klimatycznej, czekają nas niechybne wielkie migracje i wojny o zasoby. Czeka nas też zapewne Osobliwość – moment, gdy na scenę dziejów wejdzie samoświadoma sztuczna inteligencja i wszystko dokumentnie się odmieni. Współczesna literatura SF pozostaje dłużniczką nowej fali i cyberpunku, ale ich dawne odkrycia stają się współczesnymi banałami: jest to w pewnym sensie, w odniesieniu do świata ogarniętego permanentnym (nie tylko cyfrowym) kryzysem, literatura oswojona, tubylcza, antybohaterska, pozbawiona – rozmyślnie – futurystycznego rozmachu i bardzo mało zainteresowana roztrząsaniem historiozoficznych uwikłań Polski i Polaków, co było znamienne dla lokalnej fantastyki ubiegłych dekad.

Tak jest choćby w świetnym zbiorze opowiadań „Anatomia pęknięcia” Michała Protasiuka (Powergraph 2021), rzetelnym SF wychodzącym od naukowego konkretu – do tego stopnia, że Protasiuk w posłowiu omawia literaturę przedmiotu i poleca dalsze lektury (podobnie czyni choćby wybitny kanadyjski twórca SF Peter Watts). Nie jest to jednak, czego można by się obawiać, literatura tendencyjna podszyta scjentystycznym pozytywizmem.

Protasiuk, eksplorując niedaleką przyszłość, ma zmysł dramaturgiczny i dobre pomysły. Koncepty rządzące poszczególnymi opowiadaniami nie przysłaniają tego, że chodzi tu przede wszystkim o próbę zdefiniowania, czym może być normalne życie w świecie, który utracił stabilność i nie da się już w nim, na przykład, przeprowadzić demokratycznych wyborów (opowiadanie „Fikcja polityczna”), ponieważ politycy zyskali pełną wiedzę o naszych preferencjach i, jak pisze Protasiuk, „mogą kierować różne – nierzadko sprzeczne – komunikaty do różnych grup wyborców. Ekstrapolując ów trend do absurdu, można sobie wyobrazić sytuację, kiedy poparcie dla jednego kandydata sięga 100 proc. – jeśli komunikuje się indywidualnie z każdym wyborcą i mówi dokładnie to, co ów wyborca chce usłyszeć”. Podobne ekstrapolacje w tej książce dotyczą choćby możliwości sprzężenia sieci informatycznych i biologicznych („Grzybiarze”), sztucznej inteligencji („Ciała za mało”, „Sześć”) czy nawet praw rządzących historią („Przeciw naturze”).

SF – jeśli nie jest po prostu alegorią – uważnie patrzy w przyszłość. Ale sytuacje pełnego odcięcia, sposobność budowy czegoś całkowicie od nowa, to marzenia i mrzonki apokaliptyków, zwykle sprawy mają się inaczej: przyszłość składa się w dużej mierze z pamięci o przeszłości, jest tkaniną indywidualnych i zbiorowych wspomnień, wypadkową minionych decyzji. Lubię książkę, która umiejętnie to pokazuje – „Hello world” Michała R. Wiśniewskiego (Wyd. Krytyki Politycznej 2017). Powieść ta, stanowiąca udany miks narracji obyczajowej i cyberpunkowej fantastyki, przypatruje się przygodom młodzieńczego idealizmu w zderzeniu z twardą rzeczywistością, a ściślej: rodzicielstwem. Towarzyszy kolejnym pokoleniom młodych rodziców – od generacji stanu wojennego, przez millenialsów, po tych, którzy teraz dopiero przychodzą na świat – próbując subtelnie przeniknąć ich pragnienia, intencje, lęki i odziedziczone traumy. Wiśniewskiemu udaje się o tym wszystkim opowiedzieć bez wzniecania moralnej paniki, że wszyscy wyginiemy – wręcz przeciwnie, ciekawi go przyszłość, w której posiadanie dziecka z krwi i kości może być gestem kontrkulturowego buntu, demonstracyjnym opuszczeniem świata wirtualnej iluzji.

Moment szokującego wypłynięcia na powierzchnię wirtualnego oceanu opisuje Michał Cetnarowski w powieści „Gnoza” (Powergraph 2021). Bohaterka książki zostaje porwana przez tajemnicze służby specjalne, ale to porwanie jest też aktem odarcia jej z wielu warstw sieciowej tożsamości – we własnej skórze, „naga”, będzie, początkowo wbrew sobie, coraz silniej angażować się w pewną kosmiczną misję. „Gnoza” to nie tylko spektakularna wizja przyszłości, lecz także dowód na to, jak sprawnie współczesna literatura SF poczyna sobie z refleksją metafizyczną, na różne sposoby zmyślnie tę metafizykę materializując – w powieści Cetnarowskiego zły gnostycki Demiurg naprawdę istnieje: jest tajemniczym obiektem o wewnętrznie sprzecznej fizyce, nawiedzającym Układ Słoneczny. Podobnej materializacji Absolutu przy wykorzystaniu klasycznego w SF motywu odnalezienia artefaktu o nieznanym pochodzeniu dokonuje również Wojciech Gunia (skądinąd jeden z najciekawszych polskich twórców w nurcie new weird) w noweli „Ciemność jest ogromna i cierpliwa” („Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki ­Naukowej 2021”, Wydawnictwo IX 2021) – to świetny, sugestywny tekst o bezgranicznej samotności.

Bardzo lubię też powieść „Płomień” Magdaleny Salik (Powergraph 2021), odwołującą się do równie kanonicznego ­leitmotivu pionierskiej wyprawy między- gwiezdnej. Oto Ziemia wysyła pierwszy w historii statek kosmiczny mający dostarczyć kolonistów na planetę typu ziemskiego w sąsiednim układzie – jest to przedsięwzięcie niezwykle skomplikowane (i Salik znakomicie oddaje tę komplikację, nie popadając przy okazji w technologiczny fetyszyzm) na wielu poziomach, w tym na poziomie etycznym: jeden z awaryjnych scenariuszy ekspedycji przewiduje bowiem zmapowanie mózgów ludzkich operatorów i przeniesienie ich elektroniczych kopii do pokładowych komputerów. Kim będą więc ci, którzy – jeśli coś pójdzie nie tak – dotrą do gwiazd? W tej przyjemnie subtelnej, kameralnej, oryginalnej konstrukcyjnie książce zadaje się najważniejsze pytania filozoficzne.

Gdy myślę o obawach poprzedniego pokolenia fantastów, że czytelników SF zaleje teraz fala tęczowej i dżenderowej perwersji, przychodzi mi do głowy brawurowa „Selkis” Gai Grzegorzewskiej (Wydawnictwo Literackie 2022). Jeśli łamać z trzaskiem moralne kręgosłupy, to właśnie tak! Grzegorzewska dotąd pisywała dość łobuzerskie kryminały, jej najnowsza książka to jednak pełną gębą kampowa space opera – charakterna Selkis zaś jest przedstawicielką humanoidalnej rasy Scorpów (włochatych i ogoniastych), która w szczególnych okolicznościach, ciężko ranna, trafia na pokład wojskowego krążownika. Ta powieść – bezczelna, zabawna, okrutna – zawiera w sobie i wielopoziomowe śledztwo w sprawie pewnego morderstwa, i elegancki pastisz filmowych widowisk w rodzaju „Star Treka” czy „Battlestar Galactica”, i ognisty romans o mocnym zabarwieniu erotycznym, i czytelne queerowe aluzje, a zarazem stanowi mocny, wręcz dosadny głos przeciw rasizmowi, przemocy i nietolerancji. Ekranizowałbym.

Na koniec zostawiłem książkę, która właściwie fantastyką nie jest, choć zawiera w sobie liczne scenariusze dystopijnych końców świata z udziałem Polaków. Zawiera te scenariusze – i w pewnym sensie je unieważnia. Mam tu na myśli wybitną powieść „Bella, ciao” Piotra Siemiona (Filtry 2022), osadzoną w bezczasie i chaosie każdego powojnia historię bezprizornych polskich żołnierzy (spokojnie dałoby się ich nazwać „wyklętymi”), którzy pod samozwańczym przywództwem niejakiego Tyńskiego trafiają do miasteczka Lanzig, gdzieś na Pomorzu. Lanzig – wypalone, na wpół opustoszałe, jeszcze niemieckojęzyczne, co i rusz okupowane przez inne wojska – staje się areną, na której każdy jest, przynajmniej pozornie, zdany tylko na siebie i będzie musiał dokonać iście conradowskiego wyboru (swoją drogą, jakże inaczej mogłaby wyglądać polska literatura, gdyby uważniej i w lepszych tłumaczeniach czytano niegdyś u nas Josepha Conrada).

Rzecz w tym jednak, zdaje się mówić Siemion, celowo uniemożliwiając nam zidentyfikowanie roku, w którym rozgrywa się fabuła „Bella, ciao” – w przeszłości? w przyszłości? – że wygrać można tylko, odważnie stosując reguły gry o sumie niezerowej. A co można wygrać? Skrawek osobistego szczęścia, odrobinę satysfakcji, możliwość zachowania twarzy, czyjąś miłość. I z tych kawałków da się może, ewentualnie, uskładać z powrotem Polskę. „Bella, ciao” to fascynująca powieść o potencjale narodowej i społecznej zgody. Fantastyczna. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2022

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku